Drukuj

7 / 1996

WŚRÓD KSIĄŻEK

Cokolwiek ironiczny tytuł nie powinien wprowadzać Czytelnika w błąd, proponuję bowiem zajęcie się poważną publikacją Instytutu Zachodniego z Poznania, poświęconą działalności opozycyjnej Kościoła ewangelickiego w istniejącym od 1949 r. komunistycznym państwie niemieckim.1 Ton nagłówka zaś uzasadniony jest wspomnieniem o tym, czym była Niemiecka Republika Demokratyczna: państwem utworzonym wbrew woli części narodu niemieckiego i rządzonym przez marionetkowe ekipy partyjnych kacyków. NRD na zawsze pozostanie w pamięci przywiązanych do demokracji ludzi państwem policyjnym, w którym donos i obłuda wybujały w stopniu zakrawającym wręcz na farsę.

W tym tragikomicznym landszafcie, momentami przywodzącym na myśl złowieszcze wizje Orwella, uważny obserwator, szukając godnych zachowań obywatelskich, dostrzec mógł postawę Kościoła ewangelickiego. Z polskiej perspektywy nie był on wystarczająco widoczny, z jednej strony bowiem dominująca we wschodnich Niemczech konfesja jest obca większości naszych rodaków i jako taka nie zasługuje w ich opinii na życzliwą uwagę, z drugiej zaś strony Polacy generalnie postrzegali społeczeństwo NRD jako niezdolne do zachowań opozycyjnych i nie wiedzieli, że to właśnie Kościół ewangelicki stał się schronieniem dla ludzi występujących przeciwko komunistycznemu reżimowi. Wieść o doniosłej roli protestantyzmu niemieckiego w procesie wyzwalania Niemców z żelaznych objęć dyktatury kremlowskich namiestników zdziwiła niejednego, szczególnie w kontekście szeroko rozpowszechnionego przekonania, iż to Kościół rzymskokatolicki stanowił jedyną siłę religijną opierającą się rządom „władzy ludowej”. Jednakże brak bliższych danych uniemożliwiał przeciętnemu obserwatorowi wydarzeń uświadomienie sobie skali zaangażowania Kościoła ewangelickiego w sprzeciw wobec komunizmu. Wielką zaletą książki Janusza Ruszkowskiego jest więc właśnie to, że zapełnia ona tę lukę i dostarcza obfitego materiału pozwalającego uzyskać pełniejszy obraz działalności opozycyjnej w NRD ze szczególnym uwzględnieniem roli, jaką w tej dziedzinie odegrał tamtejszy Kościół ewangelicki.

Dziedzictwo Kościoła Wyznającego

Obszerne, ponad trzystustronicowe dzieło Janusza Ruszkowskiego przynosi dobrze udokumentowane informacje źródłowe o zachowaniach Kościoła ewangelickiego na terenie Niemiec Wschodnich w ciągu powojennego czterdziestopięciolecia. Książka zaczyna się od charakterystyki stanu, w jakim znalazł się protestantyzm niemiecki po upadku III Rzeszy. Ewangelicyzm niemiecki – dzięki swemu nonkonformistycznemu w stosunku do hitleryzmu nurtowi, określanemu mianem Kościoła Wyznającego (Bekennende Kirche) – mógł wejść w powojenną rzeczywistość z podniesioną głową. Dodatkowe uwiarygodnienie przyniosła mu postawa wyrażona w 1945 r. przez przywódców powstającego wówczas ewangelickiego Kościoła Niemiec (EKD)2. Stuttgarckie wyznanie winy (Stuttgarter Schuldbekenntnis), zredagowane przez ewangelików, spośród których wielu niedawno opuściło baraki nazistowskich obozów koncentracyjnych, było wypowiedzianą w imieniu Niemców deklaracją skruchy: „Z wielkim bólem przyznajemy, że jesteśmy winni nieskończonych cierpień naszych narodów i krajów. To, co często głosiliśmy w naszych zborach, wypowiadamy teraz w imieniu całego Kościoła. Przez długie lata walczyliśmy w imię Jezusa Chrystusa przeciwko duchowi ożywiającemu narodowosocjalistyczne szeregi. Oskarżamy się o to, że nie wyznawaliśmy wiary bardziej odważnie, nie modliliśmy się z większą wiernością, nie wierzyliśmy radośniej i nie miłowaliśmy goręcej. Obecnie powinien w naszych Kościołach nastąpić nowy początek”.

Ów nowy początek rysował się obiecująco. Na obszarze sowieckiej strefy okupacyjnej Kościół ewangelicki (pod tym pojęciem autor rozumie działające tam Kościoły krajowe), jako jedyna organizacja społeczna, mógł działać swobodnie, bez jakiejkolwiek ingerencji ze strony władz radzieckich. Rozwijała się więc normalna praca kościelna, praca duszpasterska wśród studentów, młodzieży i dzieci, dzieło diakonijne i charytatywne. Kościół ewangelicki na wschodzie Niemiec stanowił integralną część EKD, który – niby klamra – spinał podzielony przez aliantów naród niemiecki. Jednakże w miarę pogłębiania się antagonizmu pomiędzy ZSRR a mocarstwami zachodnimi, czego ostatecznym wyrazem było powołanie do życia dwóch odrębnych niemieckich organizmów państwowych, zmieniał się także stosunek władz komunistycznych do Kościoła. Poczęto stopniowo ograniczać zakres działalności agend kościelnych (np. likwidacja misji dworcowych, posądzanych o prowadzenie kampanii wyborczej na rzecz ugrupowań przeciwnych partiom związanym z radziecką administracją okupacyjną). Te działania, nasilające się wraz z ograniczaniem swobód obywatelskich, rodziły ostre reakcje niektórych przywódców Kościoła (m.in. biskupa Ottona Dibeliusa, zwierzchnika powstałego w 1948 r. EKD). Inni działacze próbowali łagodzić ton antykomunistycznych wystąpień duchownych ewangelickich licząc na to, że uda się dogadać z powstającym na Wschodzie nowym systemem (podróże pragmatycznych pod tym względem ks. Martina Niemöllera i Karola Bartha).

Pierwsze lata historii NRD pokazały jednak, jak płonne były to nadzieje. Okazało się, że władze enerdowskie stosują w relacjach z Kościołem modo sovietico radzieckie metody traktowania religii. W okresie stalinowskim podjęto walkę z tradycyjnie prowadzoną przez Kościół pracą wśród młodzieży i studentów, aresztowano wielu pastorów młodzieżowych, zamknięto i zagrabiono szereg instytucji diakonijnych, charytatywnych, samopomocowych. Usunięto ze szkół naukę religii, wprowadzono bezwzględny pobór do armii młodzieńców sprzeciwiających się służbie wojskowej z powodu przeszkód sumienia. NSPJ (enerdowska partia komunistyczna) ustanowiła ponadto Jugendweihe , „nową, świecką tradycję” – obrzęd analogiczny do kościelnej konfirmacji, a zarazem będący – antychrześcijańską w zamyśle – deklaracją lojalności względem państwa socjalistycznego (zobowiązywała ona do obrony – w duchu proletariackiego internacjonalizmu – pokoju na świecie, do budowania socjalizmu, przyjaźni z ZSRR etc.). Osoby sprzeciwiające się narzucanym przez dyktaturę regułom gry doświadczały rozmaitych szykan, o uniemożliwianiu awansu zawodowego i społecznego nie wspominając. Mimo to niektórzy przedstawiciele Kościoła potrafili wykazać odwagę i zaprotestować przeciwko rozpętanej przez komunistów polityce  Kirchenkampf . Jednocześnie, od czasu utworzenia granicy wewnątrzniemieckiej, Kościół otwarcie i dobitnie podkreślał, że „Niemcy pozostają jednym narodem”, i domagał się zniesienia granicy między RFN i NRD, a w szczytowym okresie stalinizmu, na Synodzie w 1951 r., zadeklarował z mocą: „Mimo wszystko jesteśmy braćmi”.

Pewną ulgę w antyewangelickich szykanach ze strony państwa przyniosły wypadki berlińskie 1953 r. Pod naciskiem ludowego, robotniczego powstania „władza ludowa” szukała spokoju na froncie walki z Kościołem i rozpoczęła rozmowy rządowo-kościelne, które trwały do czasu zdławienia oporu. Potem NSPJ powróciła do polityki ograniczania Kościoła. Ponownie zaatakowano najważniejsze obszary działalności kościelnej: pracę wśród dzieci, młodzieży i studentów, diakonię i aktywność charytatywną, zdelegalizowano domowe kręgi biblijne (Hauskreise), zaczęto likwidować wydziały teologiczne na uniwersytetach. Podobnie jak w innych krajach „demokracji ludowej”, podjęto próbę utworzenia organizacji lojalistycznych duchownych (Pfarrerbund), odpowiednika „księży patriotów” w polskim Kościele katolickim. Jednocześnie środowiska kościelne coraz głębiej były penetrowane przez tajną policję.

Na marginesie warto odnotować szczególnie istotny problem natury teologicznej, z jakim zetknął się protestantyzm niemiecki z chwilą napotkania wrogości ze strony władz państwowych. Jego istotę celnie wyrazili w jednym ze swych oświadczeń biskupi ewangeliccy: „Źle rozumiany interes kazał nam wierzyć, że wobec państwa mamy tylko jedno zobowiązanie: być posłusznym, wzywać chrześcijan do posłuszeństwa i w posłuszeństwie ich wychowywać, dopóki państwo nie zażąda od nas oczywistego grzechu”. Kiedy indziej zaś powiedzieli: „Dla nas ateizm nie jest zagrożeniem, lecz stawia nam pytanie o Kościół, który przez sto lat stał po stronie rządzących”.

„Kościół w socjalizmie”

Odwilż Chruszczowowska niewątpliwie przyczyniła się do częściowego złagodzenia antykościelnego kursu NSPJ i, co za tym idzie, jej agend rządowych. Partia uzasadniała to tym, iż postęp ateizacji i zeświecczenia w NRD był szybki i łatwo zauważalny. Z podanej przez Janusza Ruszkowskiego statystyki wynika, że o ile zaraz po wojnie na 17 mln mieszkańców radzieckiej strefy okupacyjnej (późniejszego NRD) 15 mln należało do Kościoła ewangelickiego, o tyle w roku 1964 przynależność tę deklarowało już ok. 11 mln, w 1972 – 9,5 mln, a w 1977 – 7,9 mln (tj. ok. 10 % społeczeństwa). W 1986 r. liczba członków Kościoła ewangelickiego wynosiła już 6,5 mln, w 1989 r. zaś obejmowała 21-22% ogółu społeczeństwa NRD, czyli ok. 3,4-3,7 mln ludzi (przy czym połowa ewangelików miała ponad 60 lat). Ta tendencja spadkowa była źródłem satysfakcji Urzędu do Spraw Kościelnych (potem Państwowego Sekretariatu do Spraw Kościelnych), niepokoiła jednak bardzo władze Kościoła. Z jednej strony spotykały się one nadal z nieubłaganie wrogą polityką państwa (aby odciągnąć ludzi od chrześcijaństwa, stawiało sobie ono zadanie stworzenia obrzędów i symboli analogicznych do kościelnych: oprócz wspomnianej Jugendweihe powstało m.in. partyjne Dziesięcioro Przykazań!), z drugiej zaś musiały zmagać się z naturalnym w pewnym stopniu procesem zeświecczenia społeczeństwa.

W tych warunkach Kościół musiał poszukać recepty na formułę swojej obecności w realiach NRD, obecności owocującej jeśli już nie rozwojem, to przynajmniej utrzymaniem stanu posiadania „Nam, chrześcijanom, w domu socjalizmu wyznaczono miejsce dla starców, a może nawet pokój śmierci (...). Nie powinniśmy jednak tragizować, ale próbować wpuścić do tego pokoju śmierci świeże powietrze zmartwychwstania” – mówili wówczas biskupi ewangeliccy. Uznano, że można tego dokonać na dwa sposoby: „drogą berlińską”, utożsamianą z postacią biskupa Ottona Dibeliusa (obdarzanego przez oficjalną propagandę epitetem NATO-Bischof), bądź „drogą turyńską”, promowaną przez biskupa Albrechta Schönherra. Pierwsza metoda miała polegać na zajęciu postawy niezłomnie opozycyjnej w stosunku do oficjalnych czynników państwowych, druga zaś na uznaniu socjalizmu i domaganiu się autonomii i wolności religijnej dla Kościoła w zamian za jego milczenie w sprawach politycznych. Ta ostatnia koncepcja stała się podstawą dla idei „Kościoła w socjalizmie”, czyli  modus vivendi z niechętnym religii państwem (warto przy tym wiedzieć, że status Kościoła w całej historii stosunków z Niemiecką Republiką Demokratyczną – poza lakonicznymi wzmiankami w ustawie zasadniczej – pozostawał nieuregulowany).

Koncepcja „Kościoła w socjalizmie” okazała się jednak na dłuższą metę niemożliwa do zastosowania także dla jej autorów. Pomimo że wyjednała ona Kościołowi prawo ograniczonej, acz spokojniej działalności religijnej, edukacyjnej, diakonijnej i charytatywnej (zwłaszcza te dwie ostatnie przysparzały mu wiele sympatii społecznej) oraz prowadzenia kościelnych inwestycji budowlanych (rząd stworzył Sonderbauprogramm pozwalający na wznoszenie kościołów w nowych osiedlach mieszkaniowych), to jednocześnie nakazywała milczenie w doniosłych sprawach publicznych. Tak też władze komunistyczne interpretowały obowiązującą również w NRD zasadę rozdziału Kościoła od państwa, tzn. jako rozdział Kościoła od społeczeństwa, odsunięcie go od ważnych dla społeczeństwa spraw. Kiedy jednak wzniesiony został mur berliński, a żelazna kurtyna przyjęła dosłownie żelazną formę, kiedy zakaz podróżowania przyjął charakter bezwzględny, a do uciekających przez mur Erich Honecker kazał strzelać bez ostrzeżenia, Kościół poczuł się w obowiązku głośno o tym mówić.

„Wolny obszar kościelny”

Dramatyczny obrót spraw we wschodnich Niemczech, nieodwołalne – wydawałoby się – odgrodzenie społeczeństwa NRD od pozostałej części narodu niemieckiego wywoływało potrzebę protestu. naturalnym środowiskiem dla działalności opozycyjnej w NRD stał się Kościół ewangelicki jako jedyna wpływowa, niezależna siła społeczna w rządzonym przez komunistów państwie. Na tym właśnie zagadnieniu koncentruje się książka Janusza Ruszkowskiego. Autor przybliża nam całe bogactwo [różnorodność] działalności kontestacyjnej w NRD, rozwijającej się pod egidą Kościoła ewangelickiego w stworzonym przezeń „wolnym obszarze kościelnym” (kirchlicher Freiraum). Opozycja wschodnioniemiecka ukształtowała się dopiero w okresie rządów Ericha Honeckera (1971-1989) i początkowo przybierała formy zgoła nieopozycyjne (patrząc z perspektywy normalnego państwa). Lecz w warunkach NRD, gdzie wszelka aktywność nie posiadająca koncesji partyjnej traktowana była jako opozycyjna, aktywność „alternatywna”, polegająca na kształtowaniu np. świadomości ekologicznej, ruchu abstynenckiego (spożycie alkoholu per capita wzrosło w NRD z 1,1 l w 1950 r. do 12 l w 1985 r.) czy ruchu obrony praw człowieka, stanowiła duży krok w kierunku budowania alternatywy dla reżimowego układu politycznego.

Pierwsza grupa opozycyjna ukształtowała się na fali „praskiej wiosny” 1968 r., która wielu obywatelom NRD uświadomiła totalitarny charakter „realnego socjalizmu”. Kolejny odruch sprzeciwu został wywołały: zakaz podróżowania do bliskich w RFN, przymusowe wysiedlanie mieszkańców pasa przygranicznego, dewastacja środowiska naturalnego, wychowywanie młodzieży w duchu komunistyczno-pruskiego militaryzmu. Kościół ewangelicki udzielał pomocy, wsparcia i porady ludziom buntującym się przeciwko tym wszystkim formom zniewolenia. Jednocześnie występował publicznie z żądaniem prawa łączenia i kontaktowania się rozdzielonych wewnątrzniemiecką granicą rodzin, domagał się – jako pierwszy w całym bloku komunistycznym – zastępczej służby wojskowej, nawoływał do wstrzymania państwowego militaryzmu (słynna akcja kościelna pn. „Przekuć miecze na lemiesze”), protestował przeciwko politycznej indoktrynacji społeczeństwa (zwłaszcza dzieci i młodzieży, kształtowanych w atmosferze antyzachodniego szowinizmu). Większość tych działań przechodziła bez echa i nie mogło być inaczej. Albowiem, jak stwierdził wybitny teolog luterański Helmut Thielicke: „Ruch nie posługujący się przemocą może coś wskórać jedynie u przeciwnika, który pozwala sobie na to, by sumienie miało wpływ na jego działanie”.

Kościół dla innych

Przyjmując postawę otwartego sprzeciwu Kościół wzbudzał za interesowanie wśród ludzi dotąd z nim nie związanych. Na przełomie lat 70. i 80. napłynęło doń wielu młodych ludzi, którzy nie mieli wcześniej żadnej styczności z chrześcijaństwem. Przyszli, bo wyczuwali tam przestrzeń wolności. Powód kierowania się wielu nowych ludzi do Kościołów ewangelickich dobrze wskazuje cytowana przez Janusza Ruszkowskiego wypowiedź pastora F. Schorlemmera: „Zostałem teologiem, ponieważ w tym kraju nie miałem żadnej innej możliwości dojrzewania w [i] duchowo wolnej aktywności a równocześnie angażowania się w sprawy tego świata i społeczeństwa”. Kościół ewangelicki stał się bowiem w tym czasie w stosunkowo szerokim zakresie „Kościołem dla innych” (Kirche für andere). Wciąż jednak nie potrafił dotrzeć do takich kręgów społecznych, jak robotnicy, a gros jego nowych sympatyków przychodził doń bynajmniej nie ze względu na potrzeby religijne. Trzeba także pamiętać, że pozytywne wrażenie, jakie Kościół sprawiał z racji angażowania się po stronie prześladowanych obywateli, było równoważone lojalistyczną w stosunku do władz postawą szeregu hierarchów ewangelickich. Ten dualizm utrzymywał się zresztą aż po kres istnienia NRD, Kościół ewangelicki we wschodnich Niemczech żył bowiem w napięciu „pomiędzy przystosowaniem a oporem”. Postawa ta podyktowana była niepewnością co do trwałości komunistycznego państwa niemieckiego. Jeszcze w 1989 r. Kościół mówił, że „zjednoczenie Niemiec nie jest możliwe”. Dlatego też niektórzy przywódcy kościelni ulegali pokusie korzystania z gestów ze strony państwa dających Kościołowi szansę na umocnienie się i przetrwanie (przykład oficjalnych obchodów Roku Lutra w 1983 r. – Lutra stylizowanego przez reżim Honeckera na duchowego ojca NRD i radykalizmu marksistowsko-leninowskiego).

Wraz z rozwojem aktywności opozycyjnej w murach kościołów ewangelickich wzrastał też stopień inwigilacji struktur kościelnych przez osławioną enerdowską służbę bezpieczeństwa Stasi . Janusz Ruszkowski podaje podstawowe fakty dotyczące tego problemu i ukazuje skalę zjawiska, unika jednak ferowania wyroków. Podkreśla, że Kościół ewangelicki w NRD z uwagi na to, że stanowił jedyną poważną i względnie niezależną strukturę społeczną w tym kraju, nie mógł nie znajdować się pod szczególną obserwacją i kontrolą penetrującej wszystkie sfery życia tajnej policji.

Lata 80. stanowią apogeum opozycyjnej działalności w NRD. Zainspirowana hasłami polskiego Sierpnia oraz działaniami opozycjonistów czechosłowackich, nabrała wówczas większego rozmachu. Uciekała się także do odruchów dramatycznych, do których zaliczyć można desperackie akty samospalenia pastorów Oskara Brüsewitza i Rolfa Güntera. Działo się to w czasie, gdy władze we wszystkich krajach bloku komunistycznego przyjmowały kurs bezpardonowej walki z opozycją. W Polsce był to okres stanu wojennego (nota bene wtedy to biskup ewangelicki Eberhardt Natho z Dessau apelował o pomoc materialną dla Polaków, co spotkało się z żywym odzewem w kilku diecezjach; a biskup Horst Gienke domagał się otwarcia granicy z Polską). W NRD walka z opozycją przybrała z kolei formę aresztowań tysięcy dysydentów politycznych (spośród których „władza ludowa” wielu chętnie sprzedała do RFN za grube sumy w markach zachodnich).

W schyłkowym okresie rządów Honeckera, gdy dużą popularność wśród Niemców zdobyły hasła Gorbaczowowskiej pierestrojki , nasilały się działania protestacyjne, a demonstracje w kościołach i na ulicach – rzecz wcześniej nie do pomyślenia – były na porządku dziennym. Duchowni wstawiali się za aresztowanymi demonstrantami i sami trafiali do więzień. Gdy w czasie przełomowej jesieni 1989 r. powstał wielki opozycyjny ruch polityczny Neues Forum, pastorzy stanowili jego czołówkę. Przebieg wydarzeń ostatnich miesięcy 1989 r. pokazał, że rewolucja polityczna, która otworzyła drogę do upadku niemieckiego systemu komunistycznego i samego NRD oraz do zjednoczenia Niemiec, stanowiła w dużej mierze efekt konsekwentnej i godnej postawy wschodnioniemieckiego Kościoła ewangelickiego, jego duchownych i świeckich.

Rewolucja protestancka?

Zrelacjonowany powyżej historyczno-polityczny wątek pracy Janusza Ruszkowskiego prowadzić może do konkluzji, iż Kościół ewangelicki w NRD odegrał pierwszoplanową rolę w przemianach politycznych we wschodnich Niemczech. Ranga jego zaangażowania miałaby upoważniać komentatorów tych wydarzeń do stwierdzenia, że przełom w dziejach wschodniej części narodu niemieckiego był niczym innym, jak tylko „rewolucją protestancką” – wydarzeniem wywołanym i przeprowadzonym przez niemiecki Kościół ewangelicki. Zważywszy na skomplikowaną sytuację Kościoła w NRD, na blaski i cienie jego zachowań, na fakt, że jednak działalność opozycyjna stanowiła poboczny nurt jego aktywności, trudno wypowiedzieć tak jednoznaczną opinię. Niewątpliwie Kościół ewangelicki do tych przemian wydatnie się przyczynił, pełniąc rolę rzecznika i wolnego głosu Niemców z NRD. Jako wielka siła polityczna wpłynął na stosunkowo łagodny i bezkonfliktowy przebieg przełomu politycznego, który zaowocował zjednoczeniem Niemiec.

Choć nadal będą trwały dyskusje na temat tego, czym był Kościół ewangelicki dla tęskniących za wolnością obywateli wschodnich Niemiec, to już wiadomo, iż bez niego proces ich emancypacji byłby niemożliwy. Książka Kościół ewangelicki w NRD w sposób wydatny umożliwia Polakom włączenie się do tej arcyciekawej debaty, dostarczając cennego materiału faktograficznego. I chociaż można by jej wytknąć pewne słabości, np. unikanie ocen, pominięcie istotnych kontekstów (np. postawy Kościoła rzymskokatolickiego czy wolnych Kościołów ewangelickich), marginesowe potraktowanie zagadnienia lojalizmu części ewangelickiej hierarchii, a także nieścisłości w odniesieniu do kwestii terminologiczno-prawnych dotyczących protestantyzmu, to jej ogólne walory są niezaprzeczalne. W szczególności zaś podstawowa teza, iż Kościół ewangelicki w NRD jako całość żadną miarą nie może być uznany za wspólnotę dyspozycyjną i uległą wobec partii komunistycznej oraz że społeczeństwo NRD stać było na godną kontestację niegodnego systemu, udokumentowana została w sposób zadowalający. Praca Janusza Ruszkowskiego będzie na pewno interesującą lekturą dla historyków, prawników i teologów oraz dla każdego, kto interesuje się dziejami Kościoła, protestantyzmu i naszego zachodniego sąsiada.

Tadeusz J. Zieliński

1 Janusz Ruszkowski: Kościół ewangelicki w NRD. Geneza i rozwój aktywności opozycyjnej w latach 1971-1989. Instytut Zachodni, Poznań 1995, s. 333

2 Do EKD należą Kościoły luterańskie, reformowane i unijne – red.