Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

7 / 1996

Modlimy się tak, jak wierzymy,
a żyjemy tak, jak się modlimy.

Czym tak naprawdę jest modlitwa? Jak się modlimy i dlaczego lub też – dlaczego się nie modlimy? Są to pytania na pozór banalne, lecz w gruncie rzeczy sięgające w głąb naszego życia, naszych przeżyć i przemyśleń, naszych relacji z Bogiem. Nie można oddzielić modlitwy od wiary ani od życia, dlatego tak trudno jest o niej mówić i dlatego, mówiąc o niej, nie sposób na niej samej poprzestać. O roli modlitwy w życiu, o tym, jak się modlą i czy jest dla nich modlitwa, rozmawiałam z kilkoma młodymi osobami z różnych Kościołów: Ewangelicko-Reformowanego, Rzymskokatolickiego i Zielonoświątkowego.

Zastanawiając się, czym jest modlitwa, Jarosław, młody ewangelik reformowany, powołał się na słowa libańskiego mędrca Kahila Gibrana, dla którego nie jest ona ani prośbą, ani dziękczynieniem, tylko radosnym zachwyceniem się Bogiem.

Kluczowe wydaje się stwierdzenie, że w świetle wiary najważniejszą czynnością dnia jest modlitwa. Kontakt z Bogiem decyduje o wartości i znaczeniu mojej pracy (ks. T. Dajczer: Rozważania o wierze). Nie zawsze uświadamiamy sobie znaczenie modlitwy, częściej spychamy ją na margines dnia, na porę, gdy brak już na cokolwiek siły i gdy nie ma już nic innego do zrobienia.

Człowiek, który się nie modli, jest jak drzewo wykorzenione w ziemi, która je żywi – prawdziwości tych słów Abrahama J. Heschela, współczesnego żydowskiego filozofa, doświadczył każdy, kto z tych czy innych powodów przestał się modlić lub zaczął modlitwę traktować wyłącznie jako listę życzeń, żądań i próśb. Bo modlitwa, którą my ofiarowujemy Bogu, jest tak naprawdę Jego darem dla nas. On daje nam życiodajne siły i to niezbędne do życia poczucie, że nie jesteśmy sami, że ktoś nas kocha dla nas samych i więcej od nas samych. Że jesteśmy dla Niego ważni, najważniejsi.

Nie mam czasu

Czas to pierwszy z problemów, jaki pojawia się, gdy mówimy o modlitwie. Najczęstszym argumentem osób mających trudności z modlitwą, jest brak czasu: jestem bardzo zajęty, nie mam kiedy się modlić. Tymczasem ten właśnie argument przemawia za modlitwą, a nie przeciw niej. Im więcej masz zajęć, im bardziej odpowiedzialne zadania wykonujesz, tym więcej musisz się modlić, by móc czerpać siły z samego źródła. W przeciwnym razie będziesz pusty – tłumaczy ks. T. Dajczer. Brak czasu jest zresztą przyczyną tylko pozorną, by poznać prawdziwą, trzeba... znaleźć czas i poświęcić go na wnikliwe wejrzenie w siebie. Kardynał Lustiger w rozważaniach dotyczących modlitwy zauważa: Nigdy nie mamy czasu. Bóg nam go daje. My mamy go wziąć.

Jak i kiedy ma się modlić człowiek współczesny, stale ponaglany licznymi sprawami, zajęciami, obowiązkami? Młody człowiek z warszawskiej parafii ewangelicko-reformowanej, z którym rozmawiałam na ten temat, nie ma takich problemów. Dla niego modlitwa jest osobistą rozmową z Bogiem, na którą nie potrzeba specjalnie wydzielonego czasu: Modlę się w każdym momencie; gdy jadę autobusem – to jest to właściwy czas na modlitwę, gdy zastanawiam się nad czymś, staram się włączać Boga w te rozmyślania. Dzieje się tak zawsze i wszędzie, w każdej wolnej chwili kieruję myśli do Boga, lub one same do Niego ulatują. Jest to dla mnie właśnie modlitwa.

Szczelina w murze

Szczeliną, przez którą może dotrzeć do nas Bóg, jest cisza. Cisza rozumiana nie tylko jako wyłączenie radioodbiorników i telewizorów, lecz jako uwolnienie się od natłoku problemów i informacji, jakimi bombarduje nas stale współczesna cywilizacja. Musimy wciąż na nowo tworzyć te szczeliny w murze, którym – czasem nieświadomie – odgradzamy się od Boga, w murze trosk, myśli i obowiązków. Zbyt szybko bowiem mur ten ponownie się odbudowuje i zamyka wokół nas.

Tak więc cisza, której powinniśmy szukać, jest wewnętrznym wyciszeniem się, płaszczyzną, na której możemy spotkać się z Bogiem, usłyszeć Go i pozwolić Mu mówić. Tego trzeba się uczyć, trzeba uczyć tego również własne dzieci. Młodzi rodzice Ela i Michał (katolicy), z którymi rozmawiałam na temat wychowania w wierze dzieci (zob. Bóg nie ma wnuków, tylko dzieci, „Jednota” 6/96), powiedzieli, że co jakiś czas wprowadzają w domu lub podczas jazdy samochodem kilkunastominutowe milczenie, by uspokoić emocje i nauczyć dzieci wsłuchania się w siebie. Te chwile wykorzystują one w różny sposób, np. najstarszy syn zagląda do Biblii, córka modli się lub powraca pamięcią do jakiegoś wydarzenia, które chciałaby przemyśleć powtórnie. Młodsi w tym czasie się bawią. Te momenty działają odświeżająco i stanowią drogę do głębszej modlitwy oraz do wsłuchiwania się w to, co Bóg ma każdemu z nich do powiedzenia. Ciekawe, że dzieci to akceptują i dzielą się z rodzicami swoimi przemyśleniami.

Razem czy osobno?

Jezus powiedział, że mamy się modlić w ukryciu. Równocześnie powiedział coś odmiennego: Gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich (Mat. 18:20). Modlitwa zbliża człowieka do Boga, ale też zbliża człowieka do człowieka, tworzy wspólnotę przez Niego zrodzoną i dla Niego powstałą. O tym aspekcie modlitwy mówi Monika, która należy do zboru zielonoświątkowego: Ważne jest, by nie tylko zamykać się w owej przysłowiowej komorze (zob. Mat. 6:6) i modlić na osobności, lecz by również modlić się wspólnie z innymi. Ta świadomość, że nie jesteśmy sami, że inni łączą się z nami w modlitwie, wspiera nas. Bóg nie chce, byśmy byli samotni, chce, abyśmy wiedzieli, że On jest przy nas i że inni też stoją za nami murem. Jest to niezwykle krzepiące, zwłaszcza w sytuacji zagrożenia.

Podobnie mówił o tym Tadeusz, ewangelik reformowany: Modlitwa jest sprawą indywidualną, ale niekiedy dobrze jest wspólnie modlić się w czyjejś intencji. Bardzo cenię sobie, gdy ktoś modli się za mnie, to podtrzymuje mnie na duchu. Spotkałem się jednak z negatywną reakcją osób z naszego Kościoła, według których modlitwa przyczynna dzieli ludzi na lepszych (modlących się za kogoś) i gorszych (za których należy się modlić).

W rozważaniach na temat Psalmów Anna Kamieńska pisze, że inne modlitwy: błagania rozpaczy, skargi – mogą być modlitwami samotności, modlitwami pojedynczego człowieka. Lecz radość wymaga rozmachu i współuczestnictwa... Tutaj „ja” zamienia się w wielokrotne „my” i „wy”.

Monika podkreśla wartość modlitwy wspólnotowej: Kiedy podczas nabożeństwa słyszę w głębi serca to samo, co w chwilę później mówi ktoś obok mnie, wiem, że Bóg prowadzi nas w określonym kierunku, że możemy być ożywiani jednym sercem i jedną myślą. Modlitwa wspólnotowa jest dla mnie również wielką radością, gdy obserwuję rozwój w wierze innych osób.

Jak się modlić?

Jest to pytanie, które zadaje sobie wielu chrześcijan na różnych etapach swego rozwoju. Francuski wydawca rozważań o modlitwie kardynała Jean-Marie Lustigera napisał, że modlimy się tak, jak wierzymy, a żyjemy tak, jak się modlimy. Podobnie chyba myślą niektóre z osób dzielących się tu swymi przemyśleniami i przeżyciami, gdy tęsknią do prostoty i bezpośredniości swoich dziecięcych modlitw.

Monika: Przeżycia z kilku ostatnich miesięcy sprawiły, że pękła jakaś bariera; powracam do zapamiętanej z dzieciństwa atmosfery Bożej obecności jako czegoś najzupełniej naturalnego, gwarancji całkowitego bezpieczeństwa.

Tadeusz: Uczę się od swoich dzieci bezpośredniej relacji z Bogiem. Ich sposób modlitwy jest spontaniczny. Proszą o coś i uznają za naturalne, że Bóg spełnia ich prośby. Wydaje mi się niekiedy, że swoim wychowaniem wypaczam tylko ten ich naturalny kontakt z Bogiem. Chciałbym, aby moja modlitwa była stałą rozmową z Bogiem, natomiast często bywa ostatnią deską ratunku, gdy już wszystko inne zawiedzie. A przecież powinno być odwrotnie. Ktoś powiedział, że z Panem Bogiem należy być w takim kontakcie, by zawsze móc pożyczyć od Niego 5 funtów. Nie chodzi tu o pieniądze, lecz o taką bliskość (jednak bez poklepywania po ramieniu) i przyjaźń, by móc zawsze zwrócić się do Niego w potrzebie.

Mariusz (katolik): Modlitwa jest dla mnie papierkiem lakmusowym mojego rozwoju wewnętrznego, moich kontaktów z Bogiem i choć nie zawsze trudności z modlitwą oznaczają zakłócenie tego kontaktu, to zwykle jest to jakiś sygnał, że zapędziłem się w życiu i sam zaczynam nim kierować nie dopuszczając Boga.

Wiele osób stawia sobie pytanie, czy ma modlić się codziennie tak samo, jedną wypracowaną przez siebie lub nauczoną formułą czy metodą? Jak bronić się przed popadnięciem w rutynę? Kardynał Lustiger sugeruje, by modlić się słowami Psalmów, bo Psalmy to światło, które Bóg zsyła nam we mgle nijakiego życia... po to, by nas uleczyć i zbawić.

O swoim odkryciu modlitwy Psalmów tak opowiedział Jarosław: Przeszedłem różne etapy modlitwy, od wyuczonego przez dziadków „Ojcze nasz”, poprzez liczne prośby do Boga, które nie zawsze były spełniane. Jako nastolatek zrozumiałem, że w modlitwie bardziej chodzi o słuchanie aniżeli o mówienie. Miałem wtedy 17 lat, leżałem w szpitalu i co chwila traciłem przytomność. Wyglądało na to, że może dłużej już żyć nie będę. Nie miałem wtedy nic do powiedzenia, trzeba było słuchać. I tak odkryłem modlitwę bez słów. Ze wszystkich miejsc w Biblii najbliższe mi są słowa, które Jahwe wyrzekł do swego ludu: „Słuchaj, Izraelu! Pan jest Bogiem naszym, Pan jedynie”. Słuchaj, Izraelu! Naszym zadaniem jest słuchać, co mówi do nas Bóg. Nie zawsze jednak można się w ten sposób modlić, szukałem więc różnych modlitewników, także innych religii. W toku tych lektur doszedłem do wniosku, że nie ma lepszej modlitwy niż Psalmy, i żałuję, że nasz Kościół jest jedynym, w którym się ich nie śpiewa.

W życiu każdego człowieka modlitwa zmienia się wraz z jego rozwojem, tak jak zmienia się jego stosunek do Boga i do ludzi. Jeśli ktoś modli się stale tak samo, to znaczy, że nic w nim nie podlega zmianie – sądzi Monika. Modlitwa jest związana nierozłącznie z zagadnieniem ewolucji w wierze i duchowego dojrzewania – jak dwie strony tego samego medalu.

Monika: Był czas, gdy przestałam darzyć Boga zaufaniem i przestałam się modlić. Jeśli jednak Bóg zacznie robić coś z człowiekiem, to z niego nie rezygnuje. Modlitwa nigdy nie była dla mnie listą życzeń do spełnienia, ale teraz poznaję niesłychanie bliską społeczność z Bogiem, która tak zasadniczo zmienia człowieka. Bo kiedy On się objawia, nic nie pozostaje takie, jak dawniej. Ta więź daje wewnętrzny pokój, samoakceptację i akceptację innych. Poczucie bezpieczeństwa, radość i nadzieję. Wyzwala stopniowo od rozmaitych niepokojów i troski, która przygniata, niszczy i zżera.

Modlitwa jest wielkim aktem wolności człowieka, jest jego pracą, za pomocą której broni się od rozpaczy i rozkładu (Karol Ludwik Koniński). Na ten aspekt modlitwy zwracają uwagę niektóre z osób, z którymi rozmawiałam. Anna Kamieńska poświęciła tej tematyce wiele miejsca i była zdania, że modlić się trzeba tak, jak się pisze i... jak się żyje: w trudzie, cierpliwie, z uwagą.

Modlitwa jest też, a może przede wszystkim, poszukiwaniem bliskości i miłości Boga.

Mariusz: Doświadczyłem głębszej modlitwy i stała się dla mnie niezbędnym elementem, bez którego mój kontakt z Bogiem nie jest pełny. Tęsknię za nią, odczuwam jej brak, odsłania mi ona bowiem inny wymiar – wymiar Bożej transcendencji.

Tadeusz: Doświadczenie modlitwy przeżyłem najsilniej przed ślubem, gdy wracałem po spotkaniach z moją narzeczoną. To był czas dialogu, czy raczej kłótni z Bogiem, dialogu niezwykłego, który odbywał się w moich myślach. Myślałem o czymś i słyszałem odpowiedź, która nie była moją odpowiedzią, bo nie godziłem się z nią. To było niezwykłe doświadczenie trwające przez pół roku niemal codziennie. Niezwykłe również dlatego, że w końcu nie wiedziałem, czy cieszę się ze spotkań z narzeczoną, czy z Bogiem. Inne doświadczenie związane z modlitwą to było przeżycie tak wielkiej radości, że w tym momencie nieważne stawało się, czy moje życie ma jeszcze trwać, czy zakończyć się. To był przedsmak Królestwa Niebieskiego.

Czego uczy modlitwa?

Monika: Ufności w Jego prowadzenie, w to, że ma On na celu błogosławieństwo i dobro, choćby droga do niego prowadząca nie była gładka – a nie jest, bo nic dobrego nie powstanie bez przejścia przez ogień. Wszystko musi być sprawdzone, moje deklaracje wobec Boga też.

Odkrywam wagę przywileju, jakim jest modlitwa przyczynna, i widzę jej praktyczne skutki: przemianę ludzkich postaw i konkretne świadectwa Bożej odpowiedzi. Przekonuję się, że zbór może być prawdziwą wspólnotą. Dzięki modlitwie uczę się też, że można traktować Pana Jezusa nie tylko jak Pana, ale i jak Przyjaciela. Modlitwa nie jest więc dla mnie chrześcijańską powinnością, tylko tęsknotą odczuwaną stale na nowo, jak w Psalmie 63, tyle że Jego tęsknota za nami jest większa niż nasza.

* * *

Bardzo pouczające i ciekawe były te rozmowy. I ważne. Wszyscy mówili o tym samym: o potrzebie szukania kontaktu z Bogiem, o tym, co go utrudnia, czyli o własnych słabościach i ograniczeniach. Natomiast prawie nie poruszano spraw związanych z formą modlitwy, a już zupełnie nie mówiło się o tradycji, zwyczajach, rytuałach. Okazuje się, że w tym, co naprawdę ważne, w sprawach naszych relacji z Bogiem, nie różnimy się między sobą. Niby o tym wiemy, ale jest to za każdym razem odkrycie zaskakujące i radosne. Zatem, aby znaleźć wspólną drogę, osiągnąć rzeczywiste zjednoczenie wszystkich chrześcijan, trzeba to czynić przez modlitwę, wspólną modlitwę. Chciałoby się tu zacytować św. Augustyna, który zachęca: razem kochajmy, razem spalajmy się w tym pragnieniu, razem biegnijmy do źródła rozumienia. To znaczy do Boga.

Małgorzata Wittels

Będziemy wdzięczni wszystkim, którzy zechcą do nas napisać o tym, czym jest dla nich modlitwa, z jakimi kłopotami borykają się w swoim życiu modlitewnym, jakich doświadczeń nabyli. Wierzymy bowiem, że dzieląc się takimi świadectwami pomagamy sobie nawzajem, doznajemy zachęty i pokrzepienia. Czekamy na Wasze listy i opinie.

Redakcja