Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

7 / 1996

Wzmożone zainteresowanie Kościołem Ewangelicko-Reformowanym zaowocowało w ostatnich latach licznymi prośbami o przyjęcie w poczet jego członków.

Na to zjawisko złożyło się wiele przyczyn. Jedną z najważniejszych jest upadek ideologii totalitarnej, który z całą bezwzględnością obnażył fałszywość iluzji „sprawiedliwości społecznej”, „postępu” itd. Wielu ludzi zdezorientowanych i zagubionych zaczęło poszukiwać czegoś, co mogłoby zastąpić ideologię, która w PRL organizowała życie codzienne i „odświętne”.

Wydawało się zrazu, że nadeszła w Polsce chwila triumfu rzymskiego katolicyzmu, ponieważ – w przekonaniu ogółu – trwał on niezłomnie przez te wszystkie lata w opozycji. W parafiach i Klubach Inteligencji Katolickiej ludzie niezależnie myślący mogli znaleźć azyl. Tworzące się ruchy swobód obywatelskich zyskały w Kościele katolickim swoisty parasol ochronny. Jednak i sam Kościół przeżywał trudności z dostosowaniem się do zmiany swej sytuacji, a nie wszyscy ludzie poszukujący znaleźli w nim oparcie.

Niektórzy z nich trafiają do Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. Może dlatego, że

ten kierunek chrześcijaństwa przemawia innym niż katolicyzm językiem,

ma inne podejście do ludzkich problemów, inaczej widzi relację między Bogiem a człowiekiem. Może ewangelicyzm reformowany jest tą formą chrześcijaństwa, która opierając się na gruncie Ewangelii kształtuje myślenie i osobowość człowieka w taki sposób, że jest on zdolny trafnie odpowiedzieć na potrzeby współczesności.

Wybór dokonywany przez osoby zamierzające wstąpić w poczet członków Jednoty ewangelicko-reformowanej może budzić pewne zaskoczenie wobec siły oddziaływania katolicyzmu rzymskiego z jednej strony i niewielkiej liczebności oraz pewnej bierności naszego własnego środowiska z drugiej. Nie powinien on jednak dziwić: ewangelicyzm reformowany kryje w sobie bowiem istotnie ogromne możliwości, nie zawsze dostrzegane przez samych ewangelików reformowanych, ale odkrywane przez osoby przychodzące z zewnątrz. Oświadczenia wydawane przez Synod czy publiczne wystąpienia naszych duchownych budzą reakcje i zainteresowanie w różnych kręgach społecznych niewspółmierne do liczebności naszej wspólnoty.

Dlatego

jednym z pierwszych zadań jest pozbycie się kompleksów.

Zaliczani do mniejszości wyznaniowych, żyjemy w przekonaniu, że tak niewielkie środowisko nie ma żadnej odczuwalnej siły oddziaływania. Leczenie kompleksów zaczyna się od uświadomienia sobie ich przyczyn. Wydaje się, że wielu ludzi z naszego środowiska żywi lęk przed ujawnieniem swej odrębności, wywołany z jednej strony pamięcią o dawnych prześladowaniach (ukształtowały one np. mentalność hugenotów i braci czeskich, czy żyjących w cieniu Czantorii ewangelików śląskich), a z drugiej strony – naturalnym odruchem obronnym, jakim jest upodabnianie się do otoczenia (znane w przyrodzie jako zjawisko mimikry).

Ale czasy się zmieniają, a my wraz z nimi. Okres wzajemnego prześladowania się polskich chrześcijan minął i nic nie wskazuje na to, by miał wrócić. Wprawdzie zdarzają się jeszcze, niestety, różne przykre incydenty na tle wyznaniowym, wynikają one jednak bardziej z głupoty czy ignorancji jednostek niż z programu celowej dyskryminacji wymierzonej przeciw mniejszościom wyznaniowym. Obecnie

coraz częściej spotykamy się z przejawami zainteresowania naszą odrębnością.

Co więcej, nawet z nie zawsze zasłużonym podziwem ze strony osób wyznania rzymskokatolickiego. Także duchowieństwo katolickie różnych szczebli odnosi się do nas zwykle z pełną poszanowania tolerancją.

Równie ważnym etapem pozbywania się nieuzasadnionych kompleksów jest

uświadomienie sobie atawistycznej skłonności do mimikry.

Występuje ona u człowieka, którego tożsamość wyznaniowa i wiedza o wartościach pielęgnowanych przez macierzystą wspólnotę nie jest dostatecznie ugruntowana. Powinniśmy więc zdać sobie sprawę z tego, że kompleks mniejszości prowadzi do zatraty tożsamości i stopienia się z otaczającym środowiskiem, które zresztą nie zawsze jesteśmy w stanie w głębi serca zaakceptować. Traci się wówczas także możność wywierania twórczego wpływu na społeczeństwo, w którym żyjemy. Właściwa integracja z otoczeniem polega wszak na wnoszeniu tego, co wartościowe, wywoływaniu twórczego fermentu, z którego powstanie nowa jakość, nie zaś na operacji plastycznej polegającej na wyzbyciu się własnych cech szczególnych. Historia naszego kraju daje nam wiele przykładów wzbogacającego i pożytecznego współżycia różnych kultur etnicznych i religijnych. Różno-, a nie jednorodność wzmaga ponadto odporność organizmu społecznego na rozmaite ideologiczne infekcje i ukąszenia.

Do ewangelicko-reformowanego dziedzictwa należy

sprzeciw wobec nacjonalizmu i wszelkiej nietolerancji.

Tę tradycję możemy kontynuować dzięki otwartości, gotowości do dyskusji, do reformowania różnych sfer życia, dzięki niepoddawaniu się naciskom i dzięki wierności pryncypiom Ewangelii, czyli miłości bliźniego, polegającej na poszanowaniu człowieka bez względu na jego odmienność (zob. przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, rozmowa Jezusa z Samarytanką), różnice etniczne („nie ma Żyda ani Greka”), społeczne („nie ma niewolnika ani wolnego”) czy różnice płci („nie ma kobiety ani mężczyzny”).

Wiele jednak wskazuje na to, że

nasza wspólnota straciła w dużym stopniu dynamizm i pogrążyła się w biernym trwaniu z dnia na dzień.

Dopiero nasi nowi bracia i siostry, przychodzący z zewnątrz ze świeżym spojrzeniem, budzą nas i otwierają nam oczy na to, czego sami nie dostrzegamy i nie umiemy właściwie ocenić. Wspomniana bierność naszej wspólnoty dotyczy m.in. działalności misyjnej. Można zrozumieć naszą niechęć do prozelityzmu, to jest do uprawiania swoistej dywersji wśród innych wyznań, czemu towarzyszy często gloryfikowanie prawdziwych lub urojonych wartości własne go wyznania. Jednakże odżegnywanie się od uprawiania prozelityzmu nie usprawiedliwia ani bierności, ani zamykania oczu na skierowany do nas przez zmartwychwstałego Pana nakaz misyjny.

Mamy nieodwołalne

zadanie przekazywania treści Ewangelii

zgodnie z naszymi przekonaniami, budzenia w ludziach wiary według wyznawanych przez nas zasad. Nieocenioną rolę w tej dziedzinie spełnia miesięcznik „Jednota”. Mimo podnoszonych przez niektóre osoby zastrzeżeń, właśnie „Jednota” stanowi właściwy przykład tego, co powinniśmy robić wszyscy. Ona uzupełnia braki oraz błędy popełniane przez naszą wspólnotę. Dzięki niej dajemy się poznać na zewnątrz i docieramy do kręgów, które bez jej pośrednictwa nigdy nie zapoznałyby się z wartościami właściwymi dla ewangelicyzmu reformowanego. „Jednota” sprawia, że nasze stanowisko w sprawach prawd wiary, moralności, ekumenii, problemów historycznych i współczesnych może zaistnieć na szerszym forum publicznym. A mamy wiele do powiedzenia innym chrześcijanom i społeczeństwu. Nie powinniśmy więc pozbawiać się tego narzędzia, za pomocą którego wykonujemy wiele pożytecznej pracy. Sytuacja finansowa Kościoła doprowadziła do dramatycznej propozycji ograniczenia albo nawet likwidacji pisma. Ale decyzja taka mogłaby nas pozbawić jedynego praktycznie środka oddziaływania, spełniającego zaniedbywane u nas obowiązki na polu działalności misyjnej. Czy umieliśmy docenić tę działalność „Jednoty” i właściwie ją wykorzystać?

O nieprozelitycznej, a wręcz niemisyjnej postawie naszej wspólnoty świadczy też dotychczasowy

brak ustalonych zasad przyjmowania nowych członków do naszej społeczności.

Zaistniała konieczność zebrania doświadczeń w tym zakresie i sformułowania ich w postaci przejrzystej instrukcji, aby duchowni oraz członkowie Kolegiów Kościelnych wiedzieli, jak postępować.

Kościół Ewangelicko-Reformowany jest wspólnotą ochrzczonych osób wierzących, którzy wyznają, że Pismo Święte jest jedynym źródłem wiary i norm postępowania (moralności). Przynależność do niego wymaga uznawania zasad wymienionych we wstępie do Prawa Wewnętrznego i świadomego oświadczenia woli przynależności. Przewiduje się więc trzy sposoby wstępowania do Kościoła: przez chrzest osób dotąd nie ochrzczonych, przez konfirmację ochrzczonych w dzieciństwie i przez zmianę wyznania osób ochrzczonych w innym Kościele.

Instrukcja przedstawia sposób przygotowania się kandydatów, przy czym Kolegium Kościelne i członkowie zboru powinni pomóc im w integrowaniu się ze środowiskiem, okazując życzliwość i zapoznając ze specyficznymi cechami Kościoła i zboru, z jego tradycją. Decyzję o przyjęciu podejmuje Kolegium Kościelne na podstawie rekomendacji pastora po przeprowadzonej rozmowie (o przyjęciu nie powinien decydować sam duchowny). Dokument, o którym mowa, nie powinien mieć charakteru ściśle prawnego, lecz duszpasterski, bo

każdy przypadek należy traktować indywidualnie.

Nie zapominajmy, że sprawą decydującą jest aktywność misyjna członków wspólnoty, ich otwartość i życzliwość oraz gościnność wobec nowo przybyłych, nie zaś formalne przepisy.

Ks. Bogdan Tranda