Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

3 / 1996

Z PRASY

Austria, Niemcy, Szwajcaria, Włochy, kolej na Francję... Przez Zachód przetacza się fala plebiscytów kościelnych – zbierane są podpisy pod żądaniami radykalnej zmiany dogmatów i liberalizacji przepisów obowiązujących w Kościele rzymskokatolickim. O plebiscycie w wersji niemieckiej pisze o. Józef Bremer SJ w artykule Ecclesia semper reformanda – ale jak? („Tygodnik Powszechny” nr 2 z 14 stycznia).

Te postulaty to: 1) żądanie bardziej braterskiego Kościoła (przezwyciężenie podziału na kler i laikat, współdecyzje Kościołów lokalnych o nominacji biskupa, liczenie się w tej kwestii z wolą ludu); 2) równouprawnienie kobiet (kapłaństwo, współdecydowanie); 3) zniesienie obowiązku celibatu na rzecz dobrowolności; 4) pozytywna ocena płci, uznanie odpowiedzialnej decyzji sumienia w sprawach moralności seksualnej (np. w zakresie regulacji poczęć nieutożsamianie antykoncepcji z przerywaniem ciąży), wyrozumienie [tolerancja?] zamiast uogólniających ocen w kwestii stosunków przedmałżeńskich czy homoseksualnych, akcentowanie innych niż moralność seksualna tematów etycznych; 5) głoszenie radosnej nowiny zamiast pedagogiki strachu i gróźb.

Toczące się od lat spory doprowadziły w końcu do wniosku, że mówić sobie można, ale oczekiwanych zmian – często bardzo radykalnych – nie ma i nie będzie. Poczucie rzucania grochem o ścianę wywołało frustrację i napięcie, zwłaszcza wśród katolików niemieckich i austriackich. W Austrii iskrą zapalną stały się, dotąd niewyjaśnione, zarzuty o molestowanie kleryków, jakie postawiono kard. Hansowi Groerowi. W spontanicznej akcji zebrano ponad pół miliona (na ok. 6 min wiernych) podpisów pod apelem o reformę Kościoła. W Szwajcarii, gdzie plebiscyt trwa, po ustąpieniu z urzędu biskupa Hansjörga Vogla (miał zostać ojcem) zaczęto pytać, czy żonaty biskup musiałby być gorszym biskupem.

Za tymi postulatami kryje się oczekiwanie, by Kościół hierarchiczny, nauczający był współtowarzyszem, a nie tylko mentorem, by w powikłanych sytuacjach życiowych zamiast niemiłosiernej bezwzględności i surowości okazywał więcej zrozumienia i gotowości do przebaczenia wobec tych, którzy chcą zacząć od nowa (np. małżeństw niesakramentalnych, żonatych księży). To pragnienie jest odbiciem dylematu, z jakim przychodzi się borykać ludziom Kościoła: obawa, że akceptacja człowieka (choć nie jego wyboru) oznacza permisywizm, skłania często do rezygnacji z miłosierdzia na rzecz stania na straży wartości chrześcijańskich. Stąd poczucie odtrącenia, zranienia, rozgoryczenia.

Od 16 IX do 12 XI ub.r. pod plebiscytem „My jesteśmy Kościołem” zebrano w Niemczech ok. 1 min 845 tys. podpisów (80,4% od katolików). Nie był to, wylicza autor, sukces porównywalny z austriackim. Imponująco wyglądała natomiast oprawa medialna akcji: pojawiło się mnóstwo artykułów w pismach ilustrowanych: telewizyjne talk-shows uczyniły plebiscyt swoim tematem; publikowano wywiady z organizatorami, z ludźmi na ulicy, z biskupami. Na żywo transmitowano liczenie podpisów. [...] Akcję zorganizowano z iście niemiecką precyzją. Rolę propagatora przyjął tygodnik „Publik-Forum”, bardzo krytyczny wobec Kościołów (katolickiego i ewangelickiego). We wszystkich 27 diecezjach utworzono grupy kontaktowe. [...] Akcję finansowano ze składek. (Równoległej kontrakcji „Pro-Kirche” nie towarzyszyło zainteresowanie mediów. Na pytanie o różnicę w stosunku do zwolenników plebiscytu jej aktywiści mówili: „My jesteśmy za Papieżem”.)

Niektórzy księża wsparli plebiscyt zachęcając do udziału w nim, ale wyższa władza duchowna odniosła się doń z rezerwą lub wręcz krytycznie (prowokuje, pomija struktury kościelne, grozi wojną kleru z laikatem, dowodzi rozpieszczenia dobrobytem, od którego – w domyśle – w głowach się przewraca, myli płaszczyznę Kościoła jako instytucji w demokratycznym państwie oraz jako nauczyciela i strażnika prawd wiary nie podlegających procedurom demokratycznym – w domyśle: to nie klub czy firma, żeby można było uchwalać czy modyfikować jej statut).

Nie jest sprawą jasną – podsumowuje ostrożnie o. Bremer -na ile plebiscyt był głosem ludu Bożego, a na ile inicjatywą grup nacisku, wykorzystujących poparcie mediów. [...] Tezy były sformułowane sugestywnie i obejmowały wąski zakres tego, co przynależy do istoty Kościoła. [...] Trudno oprzeć się wrażeniu, że bez sprecyzowania, co pod nimi należy rozumieć, hasła takie brzmią demagogicznie.

Za prawdziwe objawy kryzysu Kościoła o. Bremer uważa nie plebiscytowe żądania, a masowe występowanie wiernych z Kościoła, spadek powołań kapłańskich (wymusi to powierzanie opieki duszpasterskiej świeckim tam, gdzie nie ma księdza), niską frekwencję, język teologiczny niezrozumiały dla przeciętnego odbiorcy, który postrzega Kościół głównie jako siłę społeczno-polityczną, nieinformowanie o osiągnięciach wypracowanych przez duchownych i świeckich w gremiach kościelnych (i lekceważenie ich).

Choć tezy plebiscytu odwołują się do rzeczywistości protestanckiej (z grubsza, bo nie jest ona wcale tak jednorodna), to nadzieja, że przyjęcie wzorów ewangelickich naprawi kryzys w Kościele rzymskokatolickim, jest złudzeniem – mówi o. Bremer i podaje przykre fakty: co roku z Kościołów ewangelickich występuje więcej chrześcijan niż z Kościoła katolickiego a bardzo niska frekwencja na nabożeństwach także świadczy o słabej więzi ze wspólnotą kościelną.

Dowodzi to, że kryzys Kościoła (Kościołów) nie jest przede wszystkim kryzysem struktur, [...] problem leży w obrazie Boga i w wierze w Boga. Czy jest to Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, Bóg Jezusa Chrystusa, czy też na nasz obraz i podobieństwo, [...] Bóg, który w każdych warunkach odpowiada naszym życzeniom i wyobrażeniom...

Są ważkie argumenty za samoreformą katolicyzmu w myśl reformacyjnych wzorów, są i ważkie przeciw. Rzecz w motywacji, ale nie można lekceważyć plebiscytowej fali, choćby nawet była w głównej mierze wyrazem populizmu, buntu, agresji czy wygodnickiej wybiórczości wiary. Może jest w niej też ból zawodu? Ma rację o. Bremer pisząc, że niczego nie naprawi przejęcie modelu ewangelickiego, który ma własne kłopoty. (I vice versa.) Chodzi o laką wizję Kościoła, który nie jest skoncentrowanym na sobie organizmem w stanie dekadencji, lecz godnym zaufania sługą prawdy i miłości dla społeczności ludzkiej. Jak to osiągnąć? Na szczęście został nam dany Duch Święty. A On wieje, kędy chce.

Oprac, mok