Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

3 / 1996

Taizé nie jest miejscem, w którym człowiek pozostaje. On tam przyjeżdża, znajduje umocnienie w wierze i odchodzi, by świadczyć o tym, co otrzymał” (folder okolicznościowy Taizé).

Taizé, mała wioska w Burgundii, w której w 1940 r. osiedlił się Roger Schutz, wówczas student teologii reformowanej, jest obecnie jednym z najliczniej odwiedzanych ośrodków życia chrześcijańskiego. Taizé jest synonimem odnowy religijnej, pojednania między chrześcijanami, otwarcia na potrzeby młodych ludzi poszukujących Boga, którego nie zawsze umieją znaleźć. Przy tym wspólnota Taizé nie próbuje działać w oderwaniu od istniejących Kościołów lub w opozycji do nich, przeciwnie, celem jej jest odnowa i ożywienie wiary młodych ludzi i skierowanie ich ku swoim Kościołom i parafiom. Chce zatem budować, a nie burzyć.

Brat Roger, bo tak nazywa się obecnie Roger Schutz, założył w 1944 r. wspólnotę ekumeniczną o charakterze monastycznym, do której należą bracia z różnych wyznań chrześcijańskich. Tej formy pojednania brat Roger doświadczył już w dzieciństwie, we własnej ewangelicko-reformowanej rodzinie. Jego babka, która z narażeniem życia przyjmowała uciekinierów podczas I wojny światowej, uważała, że trzeba za wszelką cenę zapobiec kolejnym konfliktom. Powtarzała często: „Gdybyż tak chrześcijanie mogli się pojednać, oni, którzy odwołują się do Boga miłości”. Ona, ewangeliczna, i jej syn, ewangelicki pastor, często modlili się w katolickim kościele.

Reguła wspólnoty przeniknięta jest duchem ewangelicznych błogosławieństw, a centrum życia stanowi modlitwa liturgiczna. Od 1957 r. Taizé stało się miejscem, do którego przybywają młodzi ludzie z całego świata. Choć zakładając wspólnotę brat Roger realizował pragnienie życia kontemplacyjnego, to jednak przyjął młodzież garnącą się do Taizé, nie zakłócając i nie zmieniając stylu życia wspólnoty. Zjeżdżają się oni do burgundzkiej wsi przez cały rok, by razem z braćmi uczestniczyć w modlitwach, słuchać rozważań biblijnych i spotykając się w małych grupach wymieniać doświadczenia, rozmawiać o problemach, które ich nurtują.

Brat Roger zyskał zaufanie młodych otwartością na ich potrzeby, zainteresowaniem ich sprawami, zdobył ich również dla swojej idei pojednania zwanej „Pielgrzymką Zaufania przez Ziemię”, a stało się to możliwe dzięki zgodności tego, co głosi, z życiem swoim i wspólnoty.

W 1974 r. odbyto się w Taizé spotkanie młodzieży z ponad stu krajów nazwane Soborem Młodych. Od 1978 r. kilkudniowe spotkania zaczęto organizować w różnych miastach Europy. Odbywają się one na przełomie roku. Ostatnie, XVIII Europejskie Spotkanie Młodych, odbyło się we Wrocławiu. 70 tysięcy osób z całej Europy spędziło ten czas na wspólnej modlitwie, śpiewie i kontemplacji.

Europejskie Spotkania to jakby Taizé w drodze. Wymagają wielomiesięcznych przygotowań, do których włączają się też animatorzy, parafie i sami uczestnicy. Te gigantyczne wędrówki w okresie, zdawałoby się, najmniej sprzyjającym podróżom – mrozów, śnieżyc, trudności komunikacyjnych – są swoistym fenomenem, który powinien zadziwić świat, jeśli cokolwiek jeszcze potrafi go zadziwić.

Dlaczego Wspólnota nie poprzestaje na przyjmowaniu młodych u siebie, w Taizé? Bracia zdecydowali się wyjść naprzeciw tym, którzy z różnych względów nie mogą tam dojechać. Równocześnie starają się pobudzać, a niejednokrotnie wręcz budzić środowiska chrześcijańskie w Europie (zwłaszcza w wielkich miastach, które są gospodarzami kolejnych Spotkań), aby odżył duch ewangelicznej żarliwości i prostoty, duch modlitwy, oddania i pojednania.

Patrząc na tłumy młodzieży trudno nie zadać sobie pytania: jaka siła pcha ją do udziału w tych Spotkaniach, jakie potrzeby one zaspokajają? Kilkoro uczestników Europejskich Spotkań Młodych, podzieliło się z nami swoimi wrażeniami i przeżyciami; byli wśród nich ewangelicy reformowani z warszawskiego zboru ewangelicko-reformowanego: Małgorzata Reluga, Tadeusz Jelinek i Robert Olczak, oraz katolicy: Bożena Olejniczak, Magdalena Zienowicz, Katarzyna Koczy i Wojciech Koszutski. Niektórzy brali udział w tegorocznym wrocławskim Spotkaniu, pozostali byli na innych, organizowanych w latach ubiegłych, nawet kilkakrotnie.

„Podczas spotkań z młodymi próbujemy sobie przypomnieć, że wiara jest bardzo prostym zaufaniem, tak prostym, że dostępnym dla każdego... Wszędzie są młodzi, którzy czynią, co tylko można, by tym, którzy ulegli zniechęceniu, przywrócić sens życia” – napisał brat Roger. „Zaufanie” i „sens życia” to klucze do zrozumienia popularności Taizé wśród młodzieży. Na zaufaniu brat Roger pragnie budować pojednanie między młodymi, które stanie się zaczynem pojednania ludów Europy i świata. Od młodych ludzi, którzy wkrótce będą decydować o obliczu naszego kontynentu i świata, brat Roger zaczyna ewangelizację.

Razem czuwajmy

Organizując coroczne spotkania Wspólnota Taizé stawia sobie jako główny – cel religijny: pobudzić młodych do refleksji nad swoim życiem i wskazać im drogę do Boga. Niemniej ważna jest integracja młodych chrześcijan z całej Europy oraz uaktywnienie ludzi, którzy w jakikolwiek sposób biorą udział w Spotkaniach, choćby jako obserwatorzy. Najmniej eksponowany, ale ważny dla uczestników jest cel turystyczny -Spotkania organizowane są z reguły w miastach atrakcyjnych turystycznie, bracia kładą jednak nacisk, by nie zabierano na nie osób, które interesują się wyłącznie tą stroną imprezy.

Na Spotkania jedzie się po to, by zobaczyć, czym one są, poznać nowych ludzi. Uważam, że ich atmosfera sprzyja modlitwie, bo przychodzą tam tylko ci, którzy chcą się modlić, i Bóg odgrywa w ich życiu jakąś rolę – inaczej niż ludzie, którzy do kościoła chodzą co niedziela, często z przyzwyczajenia. Nie spodziewałem się, że tak wielu ludzi z całej Europy zechce przyjechać, by modlić się do Boga. I wcale nie przeszkadzało mi, że podczas modlitw było tak wiele osób; mogłem się wyłączyć, nie widzieć tych, którzy mnie otaczali.

Robert

Przytłaczał mnie ten ogrom ludzi; u nas w kościele jest mało osób i jest bardzo intymnie. W tych halach nie można było się skupić, tym bardziej że podczas gdy jedni siedzieli, inni chodzili, co bardzo rozpraszało uwagę.

Małgorzata

Czy można modlić się w tłumie? To chyba zależy od łaski, jeśli się ją ma, wówczas nie przeszkadza nic. Zdarzało mi się ją mieć, przynajmniej we Wrocławiu. Myślę, że wówczas nawet mi te tłumy pomagały – śpiew, światła, to całe otoczenie tworzyło zewnętrzną formę estetyczną, która sprzyjała modlitwie. Nigdy jeszcze nie spotkałam tak sprzyjającej skupieniu formy estetycznej. Wiele osób przeżywało tak jak ja – głęboko – to spotkanie, ale nie wszyscy; pewien młody Ukrainiec przyjechał, jak sam mówił, po to, by znaleźć żonę.

Magda

Po raz pierwszy pojechałam z grupą oazową. To było niezwykłe przeżycie, odkrycie zupełnie nowej formy modlitwy i rozważań. Oaza, choć czułam się w niej bardzo dobrze, była jednak grupą zamkniętą, nieco wyizolowaną; czuliśmy się jakby trochę inni, może lepsi – a te spotkania były otwarte. Przyjechało nas tyle osób, ale nie czułam się w tym tłumie zagubiona. Było dla mnie odkryciem, że młodzież, niezależnie od narodowości i wyznania, jest w istocie taka sama.

Bożena

 

Śpiewaj, duszo moja, Panu

Młodzież akceptuje formę modlitwy zaproponowaną przez brata Rogera, liturgię, w której światło i śpiew tworzą jedyny w swoim rodzaju nastrój. Kanony Taizé, zawierające teksty biblijne, proste i melodyjne a zarazem pełne radości, kierują myśl wprost ku Bogu.

„W modlitwie wystarczy czasem jedno lub kilka słów (...) »Jezu Chryste, nie pozwól, aby przemawiały do mnie moje wewnętrzne ciemności, daj mi przyjąć Twoją miłość« (modlitwa św. Augustyna). Niektórzy odmawiają i powtarzają tę dawną modlitwę: Porzuć zmartwienia. Bóg sam wystarczy” (List z Taizé 1996 r.).

„Gdybyśmy wiedzieli, jak bardzo śpiew we wspólnej modlitwie (a także w samotności) otwiera na wolność i ku niej prowadzi. Wspólna modlitwa umożliwia nam kontemplację obecności Chrystusa Zmartwychwstałego szczególnie poprzez piękno modlitw i hymnów śpiewanych” (List z Taizé 1992 r.).

Podczas tych spotkań najbardziej odpowiadała mi forma kontemplacji i śpiew. Kontemplacja, a więc czas na zastanowienie się nad swoim życiem, na wejrzenie w siebie, czas dla potrzeb duchowych człowieka. Śpiew odgrywał w tym ważną rolę, powodował wyciszenie, sprzyjał skupieniu, otwarciu się na Boga, także na Boga winnych ludziach. Śpiew jest odzwierciedleniem ducha -to się czuło, gdy tysiące młodych śpiewały; to musiało poruszyć najtwardsze serca.

Tadeusz

Największe wrażenie wywarła na mnie atmosfera Spotkań. Tysiące ludzi w halach, którzy się modlą i śpiewają, zapalone znicze, zielone choinki, bo to był czas Bożego Narodzenia, rozwieszone pomarańczowe płótna i krzyż św. Franciszka. Na ogół przeszkadza mi, gdy na mszy jest dużo ludzi, ale tam nie było to ważne – ten nastrój i śpiew powodowały, że można się było wyciszyć.

Bożena

 

Pojednanie

W programie Spotkań ważną rolę pełnią wspólne modlitwy, na których uczestnicy spotykają się każdego ranka i wieczora w parafialnych kościołach. Są one formą dzielenia się i odkrywania „skarbów chrześcijańskiego życia”. Wspólne modlitwy owocują: młodzież przenosi później ten obyczaj do swoich parafii a bywa, że i do uczelni. Spotkania i dyskusje w grupach mieszanych wyznaniowo i narodowościowo prowadzą do wzajemnego poznawania się, usuwania uprzedzeń, a także do odnajdywania wspólnego celu, który można realizować pomimo różnic wyznaniowych i politycznych.

„Pojednanie w Ewangelii jest natychmiastowe. Wypełnia się od razu, bez o-ciągania się albo nie wypełnia się wcale. Gdyby przynajmniej chrześcijanie pojednali się, jakim byliby zaczynem zaufania w rodzinie ludzkiej” – stwierdza brat Roger.

„Po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej około 6 tysięcy młodych Niemców zostało przyjętych w rodzinach polskich” (Komunikat Taizé z 1989 r.).

„Zauważamy, że w czasie spotkań młodych ludzi z całej Europy dzieje się coś specyficznego. Jest naturalne, że wymieniają oni poglądy i myśli. Nierzadko jednak wydarza się coś znacznie ważniejszego, choćby wówczas, gdy goście zmieniają swój stosunek do narodu gospodarzy (...). Odkrywają ten naród od innej strony i uprzedzenia znikają. To jest ważna sprawa dla przyszłości Europy. Co zrobić, by uprzedzenia nie były przekazywane z pokolenia na pokolenie? Spotkania Europejskie mogą w tym pomóc” (wywiad z bratem Emilem, „Rzeczpospolita” z 3 stycznia 1996 r.).

Podczas spotkań jest dużo spraw, które łączą, a nie dzielą: modlitwa, kanony, rozważania. Nie odczuwam podziałów na różne wyznania, nie wiem, czy to skutek wyjazdów na Spotkania Taizé, czy też rodzinnych układów (rodzina jest mieszana wyznaniowo). Wszyscy jesteśmy chrześcijanami i to jest oczywiste. Cieszyło mnie, gdy ktoś mówił, że nie jest katolikiem, a mimo to mogliśmy być razem. Duże wrażenie zrobiła na mnie opowieść Niemca z Lipska, który mówił, że w jego mieście są obok siebie dwa kościoły: ewangelicki i katolicki, i grupa młodych ludzi zaprzyjaźnionych ze sobą chodzi wspólnie raz do jednego kościoła, raz do drugiego.

Magda

Same Spotkania to za mało, by stworzyć pomost między ludźmi różnych wyznań.

Małgorzata

Liturgia Wspólnoty jest w 80% katolicka. Nie przeszkadzało mi to, że Spotkania odbywały się w kościele katolickim, choć niektóre elementy, np. forma mszy, bliższe były katolikom niż protestantom. Nie wszystko jest dla mnie do zaakceptowania, np. adoracja Krzyża, ale istnieje dobrowolność, nie muszę uczestniczyć w tym, co mi nie odpowiada. Uważam jednak, że jeśli zdecydowałem się uczestniczyć we wspólnych modlitwach, to nie będę manifestował swojej odrębności, lecz spróbuję się podporządkować. Ze strony Kościoła katolickiego też mamy do czynienia z pewnym podporządkowaniem, forma medytacji, śpiew i nastrój Spotkania różnią się przecież od tradycyjnej mszy katolickiej. Uważam, że jeśli będziemy starali się szukać tego, co nas różni, swojej odmienności, to nie będzie między nami porozumienia.

Tadeusz

 

Wrocław 1995

„Gościnność wrocławskich rodzin [podczas Spotkania w 1989/90 r. – M.W.] była tak wspaniała, że pragnęliśmy tu pewnego dnia powrócić. Stało się to możliwe tego roku” – mówił brat Roger w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” z 24 grudnia 1995 r.

„Parafia ewangelicko-augsburska była jedyną niekatolicką parafią, która przyjęła uczestników Spotkania – powiedział ks. wikary Ryszard Pieron” („Rzeczpospolita” z 3 stycznia 1996 r.).

Na Spotkaniach Młodych byłam czterokrotnie: w Monachium, w Wiedniu, w Paryżu i we Wrocławiu. Wszędzie byliśmy goszczeni przez rodziny, ale właśnie o wrocławianach można powiedzieć, że przyjęli nas z sercem na dłoni. Rodzina, u której mieszkaliśmy, dowiozła nas do wsi, gdzie mieliśmy spędzić wieczór sylwestrowy. Po skończonej zabawie nie można już było wrócić do nich, przenocowali nas więc organizatorzy, do których poszliśmy w środku nocy. Była nas trójka, dołączyło jeszcze troje Niemców, a rodzina była duża – rodzice i sześć córek. W mieszkanku nie było już nigdzie miejsca, więc upchnęli nas pod choinką. Gospodarze byli bardzo zmęczeni przygotowaniami do Spotkań, ale okazali się niezwykle gościnni.

Magda

Do Wrocławia zdecydowałam się pojechać, bo nie wiedziałam, co zrobić z sylwestrem. Tak sobie pojechałam, ale czułam, że Opatrzność o mnie zadba. Kiedy przyjechałam, dowiedziałam się, że wśród różnych grup jest też grupa milczenia. Wiedziałam, że to jest coś dla mnie, bo żyję w świecie przegadanym i sama Pana Boga usiłuję przegadać.

Było nas około 300 osób. Spotykając się z nami brat Robert mówił o Bogu językiem bardzo prostym; tak trzeba mówić, to trafiało do nas. Powiedział nam, byśmy tych parę dni spróbowali przeżyć w milczeniu, by usłyszeć, co Bóg ma nam do powiedzenia. Każde spotkanie kończyło się adoracją Krzyża. Myślałam wówczas, że my, mieszkańcy tej planety, jesteśmy tak skłóceni, że nic nie zdoła nas połączyć, tylko adoracja Krzyża – Chrystusa cierpiącego.

Po modlitwach w hali lub w namiotach wracaliśmy do pogrążonej w milczeniu szkoły na nocleg. Sylwestra spędziłam w kaplicy zaaranżowanej w szkolnej auli, z ikonami, pełnej światła zapalonych świec. Czułam wtedy, że w świecie, który teraz bawi się i pije, fakt, że możemy trwać przy Krzyżu, to jest wybranie, bo przecież nie znaleźliśmy się tam na zasadzie przymusu, lecz łaski. Czułam się, jakbym była ubrana w sukienkę spokoju.

W tym moim wyjeździe tak wiele było rzeczy przypadkowych, a przecież to nie był przypadek, że się tam znalazłam. Jestem wdzięczna Bogu, że mnie tam wypchnął. To Spotkanie to było znalezienie się o parę poziomów głębiej czy może raczej wyżej.

Katarzyna

 

Zasiew

„Najpierw należy we własnym wnętrzu rozpocząć wewnętrzną pielgrzymkę. Kiedyś stanie się ona pielgrzymką całego życia” – proponuje brat Roger.

Dla mnie wyjazd był oderwaniem się od codzienności, poznałem wiele nowych osób, mogłem porozmawiać o Bogu i bardziej zbliżyć się do Niego, zobaczyć, jak Bóg oddziałuje na ludzkie życie.

Robert

Trudno mi powiedzieć, czy te Spotkania coś we mnie zmieniły. Może inne jest teraz moje podejście do ludzi, nie czuję się tak obco, jestem bardziej otwarta, zniknął strach przed drugim człowiekiem jako obcym. Spotkania są jak gdyby początkiem, inspiracją do szukania. Są ludzie, którzy wracają z nich i próbują przenosić do parafii to, co poznali w Taizé, ale brat Roger nawołuje, by nie naśladować, lecz tworzyć coś nowego. Dla młodych Spotkania stanowią coś zupełnie innego niż to, do czego są przyzwyczajeni, jest to pokazanie im nowych wartości. Koleżanka, z którą byłam na Spotkaniu, uznała, że tam właśnie nauczyła się modlić.

Bożena

Pobyt w Pradze uświadomił mi dwie rzeczy: po pierwsze, że wielu młodych ludzi szuka Boga i stara się iść za Jego głosem; po drugie, że mimo różnic w sposobie zachowania, języku czy mentalności odczuwało się harmonię, spokój wewnętrzny, jedność podczas wspólnych modlitw. W Wiedniu najbardziej utkwił mi w pamięci pewien kontrast. Hale, w których odbywały się modlitwy, sąsiadowały z ogromnym wesołym miasteczkiem. Tam spotykały się dwa światy: jeden z ludźmi pędzącymi od jednej atrakcji do drugiej, a drugi z halami pełnymi ludzi skupionych, pogrążonych w rozmyślaniach nad sensem swojego życia, śpiewających piękne pieśni o Bogu i drodze do Niego. Zobaczyłem też mnóstwo ludzi dobrej woli. Tych, którzy przyjmowali pielgrzymów w swoich domach, tych, którzy tydzień wcześniej przyjechali po to, aby wszystko zorganizować na czas.

Wojtek

Udział w Spotkaniach można traktować jak każde rekolekcje: coś zostało zasiane, choć dziś jeszcze trudno powiedzieć, co. Jeździłam na Spotkania przez cztery lata (to ostatnie przeżyłam chyba najgłębiej), było to dla mnie ważne i potrzebne, ale trudno mi określić, jak konkretnie zaowocowały one w moim życiu. Na pewno poszerzyły horyzonty, wiedzę o ludziach i krajach.

Magda

Forma, którą proponują bracia z Taizé, jest jedyną, która gromadzi ludzi z różnych Kościołów i różnych krajów, i jest przy tym spotkaniem o charakterze religijnym. Spotkania zaspokajają potrzebę integracji między młodymi ludźmi, a jednocześnie – w bardziej prozaicznym wymiarze – potrzebę wspólnego przeżycia sylwestra. Wielu nie wie, co robić w tym dniu. Jest to wyjście naprzeciw ich potrzebom, propozycja spędzenia czasu wśród młodych w atrakcyjnym turystycznie miejscu. I to też jest dobre. Udział w Spotkaniu na pewno zostawia w uczestnikach jakiś ślad. Z postanowieniami, jakie każdy sobie tam złożył, nie może się już rozstać. Później bracia sami dają znać o sobie, przysyłają listy ze zobowiązaniami, proponują na każdy dzień pewne czytania. Niektóre osoby myślą przez cały rok o kolejnym wyjeździe. Gdyby podobne spotkania były organizowane przez Kościoły protestanckie i z zachowaniem form nam bliższych, chętnie wziąłbym w nich udział.

Tadeusz

„Kiedy już ktoś zaczerpnie ze źródła wiary, wówczas wystarczy mu sił, by składać coraz to większe dowody ludzkiej solidarności” – uważa brat Roger. Ucząc młodych modlitwy, inicjując pojednanie, ukazując drogi wspólnych działań założyciel Taizé wie, że resztę należy pozostawić już im samym. Od nich zależeć będzie kontynuacja dzieła pojednania. Ale również od ludzi, do których młodzi zwracają się ze swoimi propozycjami, od atmosfery panującej w parafiach zależy, czy płomień rozpalony podczas Spotkań rozbłyśnie, a nie przygaśnie.

Małgorzata Wittels