Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

11 / 1995

Obezwładnić śmierć! Poza jakimikolwiek zagadnieniami wiary. Obezwładnić śmierć! To idea, której służysz. Idea, która musi zwyciężyć, jeżeli ludzkość, godna tego imienia, ma nadal istnieć.

Te słowa zapisał w dzienniku Drogowskazy zaledwie pięć lat przed własną tragiczną śmiercią w afrykańskim buszu Dag Hammarskjöld – sekretarz generalny Zgromadzenia Ogólnego ONZ, mistyk, poeta i myśliciel. Dlaczego ta myśl jest aż tak ważna? Dlaczego idea „obezwładnienia śmierci” pojawia się u człowieka od tysięcy lat – w przeróżnych formach i postaciach, wciąż napełniana nową treścią, konkretyzowana i uzupełniana? Biblia mówi o wieczności złożonej w ludzkim sercu. W XX wieku wtóruje jej libański malarz, poeta i filozof Kahil Gibran:

W głębi waszych nadziei i pragnień
leży milcząca świadomość
czekającego po śmierci życia;
I tak, jak uśpione pod śniegiem ziarna,
i wasze serca marzą o wiośnie.
Ufajcie snom, w nich bowiem
są ukryte bramy wieczności.

Jako chrześcijanie wiemy, że celem biblijnej eschatologii (refleksji o rzeczach ostatecznych) nie jest właściwie odpowiedź na indywidualne pytanie każdego z nas o życie wieczne, lecz powrót całego stworzenia do „domu rodzinnego” – ku chwale Boga, który odtąd będzie „wszystkim we wszystkim” (por. I Kor. 15:20-28). Łaskawy dar wieczności, złożony z woli Boga w głębi ludzkiej duszy, stanowi cząstkę obietnicy wypełniającej się wobec całego Kosmosu, a więc przekraczającej wszelkie fizyczne wyobrażenie.

Trudno jest jednak ciągle myśleć w kategoriach aż tak szerokich. O wiele częściej pytamy więc o to, co się stanie z nami. I choć zdobywająca gwałtownym szturmem wysuszoną duchowo Europę filozoficzna głębia myśli wschodniej próbuje nam uświadomić błąd tkwiący w tym pytaniu, my – ludzie Zachodu – nawet w myśleniu o wieczności nie potrafimy wyrzec się swego indywidualizmu. Pytamy więc nadal, a nawet próbujemy mocą swej wyobraźni przekroczyć tajemnicze bramy przyszłości, która w Jezusie Chrystusie -ukrzyżowanym i zmartwychwstałym – ciągle na nowo staje się dla nas teraźniejszością.

W holenderskim dzienniku reformowanym „Trouw” przeczytałem jakiś czas temu pewną historię. Ks. Nico ter Linden, który ją przytacza, pisze, że już od dawna nie może się wyzwolić spod jej przemożnego wpływu.

Dwaj Żydzi siedzą na kawiarnianym tarasie.
– Jak wyobrażasz sobie Niebo? – pyta jeden.
– To proste – odpowiada zapytany. – Siedzimy na tarasie podobnym do tego, zamawiamy, co nam przyjdzie do głowy, i to wszystko gratis! A ty?
– Ja podobnie. Siedzimy na tarasie, zamawiamy, co chcemy, a nagle ja mówię do ciebie: O, spójrz, tam idzie Hitler! I obaj, mimo wszystko, zachowujemy spokój.

W dwóch słowach: „mimo wszystko” tkwi tajemnica tajemnic, którą w kościelnym języku określamy terminem pojednanie. To niewyobrażalne, że w perspektywie, jaką ono wyznacza, otwiera się rzeczywistość, w której już żaden, nawet najsrożej doświadczony przez wojnę, członek warszawskiej parafii ewangelicko-reformowanej nie będzie miał problemu z wysłuchaniem pieśni lub kazania w języku niemieckim, gdzie Czeczen poda rękę Rosjaninowi, Hutu – Tutsi, a bośniacki muzułmanin – Serbowi. Pojednanie, będące – zdaniem bońskiego dogmatyka i wielkiego przyjaciela Polski, prof. Gerharda Sautera – centralnym problemem eschatologii, jest przedmiotem marzeń o świecie bez nienawiści i pragnienia zemsty, bez u-czucia goryczy i udręczenia własną niemożnością przebaczenia win cudzych i przyjęcia tegoż przebaczenia od innych.

Choć te wielkie sprawy i problemy wielu z nas dotyczą osobiście, mimo to często zadajemy sobie zupełnie inne pytania – prostsze, nieomal dziecinne. Na przykład: czytam, po tej drugiej stronie, spotkam swoich najbliższych, kochanych? „Tak – odpowiada złośliwie pewien nie znany mi z nazwiska teolog – ale również wielu innych...”

A czy w „domu Ojca”, pośród „wielu mieszkań” (zob. Jn 14:2) znajdzie się również miejsce dla ukochanego psa lub kota? Spróbujmy się nie śmiać! Gdzieś w głębi serca coś się w nas jednak buntuje przed przerażającą wizją nieba z wiersza Zbigniewa Herberta, w której staruszce niosącej zwłoki kanarka Starszy Anioł z uśmiechem tłumaczy nieporozumienie...

Co prawda, niedawno zmarły o. prof. Innocenty Maria Bocheński wyśmiał swego czasu w rozmowie z Kisielem tego typu naiwne pragnienia, ale niewykluczone, że obaj panowie widzą już nieco inaczej te sprawy... W końcu, patrząc nawet z naszego niedoskonałego punktu widzenia, to jednak za trudne do przyjęcia, że w oszałamiającej perspektywie ogólnokosmicznego pojednania zabraknie miejsca na małe ludzkie problemy, słabostki, namiętności.

Skoro już mowa o namiętnościach, trudno nie wspomnieć Karola Bartha, który planował chadzać w Niebie na koncerty Mozarta, tudzież holenderskiego poety i autora pieśni kościelnych – Barnarda, widzącego” Bacha, wielkiego Bacha” w niebiańskiej chwale. Osobiście czułbym się rozczarowany, gdyby nie dane mi było wysłuchać Pierścienia Nibelungów pod batutą Ryszarda Wagnera, z którego zdjęto by już pewnie odium ulubionego kompozytora nazistów, czy poematu symfonicznego Peer Gynt, którego wykonaniem dyrygowałby sam Edward Grieg. Zresztą skłóceni ze wszystkim i wszystkimi twórcy klasycznego rocka też byliby nie do pogardzenia. Niekiedy marzy mi się nawet, gdy już przysypiam nad holenderskim tekstem Institutio... czy Kanonów dordrechckich, że porozmawiam kiedyś z Janem Kalwinem lub ojcami Synodu w Dordrechcie i dowiem się wreszcie, co naprawdę mieli na myśli pisząc takie czy inne słowa. Może zgoła pośmiejemy się razem z tego, jak bardzo różni się ich wielka, ważna historycznie i moja studencka teologia od tego, co wreszcie rozpostarło się przed naszymi oczyma w całej pełni.

By jednak zachować dystans wobec tych oczekiwań i pragnień, sięgam znów do artykułu ks. Nico ter Lindena. Niczym z rogu obfitości sypią się tam eschatologiczne historyjki. Jedną z nich w nieco innej wersji słyszałem kiedyś z ust ks. Bogdana Trandy:

Dawno temu, gdy mnisi mówili jeszcze po łacinie, w pewnym klasztorze zadawano sobie pytanie, jak właściwie wygląda Niebo. Był w tej zakonnej gromadce pewien brat – odzwierciedlenie cnót wszelakich: świątobliwy, skromny, zawsze skory do pomocy. Gdy znalazł się już na łożu śmierci, współbracia poprosili go, by na moment powrócił z Nieba i opowiedział im o tym „innym wymiarze”, w którym niebawem się znajdzie. Trzy dni (!) czekali niecierpliwie, cóż jednak z tego, gdy po powrocie zakonnik wyraźnie nie mógł wydobyć z siebie ani słowa. Natarczywe Oualiter? współbraci (coś w rodzaju naszego: – No i jak?) pozostawało bez odpowiedzi. Dopiero gdy znikał już z oczu konfratrów, zgromadzeni w refektarzu mnisi usłyszeli dwa słowa: – Totaliter aliter! Zupełnie inaczej!

Zupełnie inaczej to najkrótszy komentarz do rzeczywistości, którą przygotował dla nas Bóg – święty, a więc właśnie zupełnie inny od tego, co możemy na Jego temat pomyśleć i powiedzieć. Zupełnie inaczej to jednak również zaproszenie w Bożą rzeczywistość – i to już teraz, dziś, bez oczekiwania na to, co przyniesie przyszłość. To wezwanie, abyśmy i my zaczęli myśleć, żyć, a przede wszystkim i ponad wszystko -kochać zupełnie inaczej: głębiej, mocniej, na wzór Jezusa – bez granic. Można by powiedzieć, że zupełnie inaczej wzywa nas do opuszczenia „wygodnego namiotu”, zbudowanego z naszych uprzedzeń i przesądów, które rozciągamy nawet na łaskę Bożą, chcąc ograniczyć jej działanie wyłącznie do ściśle określonej grupy ludzi.

Wizji owego zupełnie innego Nieba dali się porwać półtora tysiąca lat temu Wielcy Kapadocyjczycy, których teologia stanęła u podstaw doktryny i duchowości wschodniego chrześcijaństwa. Głosili oni (zwłaszcza obydwaj Grzegorzowie: z Nyssy i z Nazjanzu) apokatastazę, czyli ideę oczyszczenia, wyzwolenia i – bo jakżeby inaczej – pojednania wszystkich stworzeń, tak idealnie mieszczącą się w teologii apostoła Pawła, wyłożonej we fragmencie 15 rozdz. I Listu do Koryntian, na który powoływałem się na początku. W naszym stuleciu myśl ta powraca choćby w teologii Karola Bartha (w sposób może nie do końca dopowiedziany, ale wyraźny i dobitny). Ks. Nico ter Linden przytacza też charakterystyczną wypowiedź Jana XXIII. Papież, zapytany, czy wierzy w piekło, odpowiedział:

– Oczywiście. Piekło istnieje, tylko... nikogo w nim nie ma.

Obezwładnić śmierć – poza jakimikolwiek zagadnieniami wiary. Oczywiście, albowiem łaska Boża nie jest zagadnieniem wiary. Jest rzeczywistością, która wiarę budzi, umacnia, wypełnia i przekracza...

Jarosław Kubacki