Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

10 / 1995

W październiku mija 350. rocznica zakończenia Colioąuium Charitativum, zorganizowanego w Toruniu pod auspicjami króla Władysława IV jako próba pojednania trzech polskich wyznań: katolików, luteranów i kalwinistów. Artykuł dr hab. Urszuli Augustyniak informuje o okolicznościach i przebiegu tego spotkania. Wyróżnienie śródtytułów pochodzi od redakcji.

Colloguium Charitativum 1645 roku w Toruniu

Trzymiesięczne spotkanie katolików z dysydentami w Toruniu, które odbyło się z inicjatywy Władysława IV, przeszło do historii pod krótką nazwą Colloquium Charitativum1 Jego nazwa – ”rozmowa przyjacielska” – dobrze oddaje ideę tego spotkania. Nie miała to bowiem być dysputa teologiczna, lecz właśnie rozmowa w celu zawarcia porozumienia. Idea ta zgodna była z duchem epoki. W Europie pierwszej połowy XVII wieku, umęczonej wojną trzydziestoletnią, w różnych środowiskach rodziły się bowiem koncepcje pokojowego, racjonalnego rozwiązania problemów odziedziczonych po polemikach wyznaniowych i zacietrzewieniu wojen religijnych poprzedniego stulecia. Jedną z takich inicjatyw i – zdaniem współczesnych historyków – największym międzywyznaniowym spotkaniem o irenicznym celu, po którym nie odbyło się już żadne inne na tę skalę, był właśnie zjazd toruński w 1645 r.

Ocena tego zjazdu w podręcznikach historii formułowana jest wedle określonego schematu: colloquium było od początku i zakończyło się fiaskiem – znamiennym dla szlachetnych utopii pacyfistycznych. Tymczasem, z punktu widzenia jego uczestników,

zjazd w Toruniu miał być realizacją celów bynajmniej nie utopijnych.

Inicjator debaty, Władysław IV, traktował colloquium toruńskie jako sprawdzian swoich umiejętności mediacyjnych i narzędzie realizacji głównego celu: przyjęcia jego pośrednictwa jako króla polskiego w rozpoczynających się rokowaniach pokojowych w Munster2 (chodziło o podniesienie autorytetu Rzeczypospolitej i jej władcy). Sytuacja króla była bowiem trudna. Małżeństwo z Habsburżanką Cecylią Renatą i polityka zagraniczna oraz wyznaniowa w latach 1639-1643 spowodowały wzrost nieufności do niego w państwach protestanckich. Z drugiej strony, w latach pontyfikatu papieża Urbana VIII pogorszyły się stosunki z Rzymem. Kilkakrotne odmowy powołania kandydatów Władysława IV do kolegium kardynalskiego sugerowały, że elekcyjny władca polski nie jest równy monarchom dziedzicznym, i obniżały szanse Władysława na odegranie aktywnej roli na arenie międzynarodowej.

Opinia skutecznego pośrednika miedzy wyznaniami we własnym państwie dałaby mu atut w rozgrywce z kurią rzymską

(bez narażania się katolikom krajowym), przyniosłaby polepszenie jego opinii w oczach protestantów europejskich i w końcu poprawę sytuacji różnowierców polskich, którym ten władca był chyba autentycznie przychylny. Pobudki wyznaniowe odgrywały jednak w jego inicjatywie rolę drugorzędną. Znając stosunki w Rzeczypospolitej, nie mógł mieć nadziei na rzeczywiste przezwyciężenie różnic doktrynalnych i „pojednanie wyznań”. Obiecał nie wywierać na uczestników żadnego nacisku, licząc na ewentualne koncesje z obu stron.

Punkt widzenia duchownych katolickich i różnowierczych, biorących udział w colloquium, był równie pragmatyczny, choć cele zasadniczo rozbieżne.

Różnowiercy traktowali zjazd toruński jako forum, na którym mogliby przedstawić swe skargi i wytargować poprawę sytuacji. W tych latach

naruszanie wolności dysydentów odbywało się coraz częściej na drodze sądowej,

a wyrok Trybunału Koronnego z 1638r., nakazujący opuszczenie przez arian Rakowa wbrew woli jego właściciela, stał się precedensem dla odbierania – w majestacie prawa – zborów innym właścicielom (w 1644 r. w Malicach w Małopolsce i w Balwierzyszkach na Litwie).

Przedstawiciele episkopatu katolickiego poparli inicjatywę króla, licząc na uzyskanie pokojowej kapitulacji różnowierców, osłabionych kontrreformacją. Dlatego też synod warszawski biskupów katolickich, pod przewodnictwem prymasa Macieja Łubieńskiego, zdecydował się na nawiązanie dialogu z różnowiercami bez oficjalnego zezwolenia papieża. 12 listopada 1643 r. przygotowano list (Addissidentes in rebus Fidei ab Ecclesia Catholica Romana) zapraszający wszystkich „różniących się w wierze od Kościoła rzymskiego” na „rozmowę przyjacielską” w celu: „ustalenia tego, co łączy, zbadania tego, co wątpliwe, oraz przedyskutowania tych rzeczy, które mogą być sprzeczne z Pismem Świętym i świadectwem pierwotnego Kościoła”.

Decyzje co do czasu i miejsca spotkania zapadły na początku następnego roku. Wtedy

ogłoszono drukiem zaproszenie

biskupów, antydatowane na 20 listopada 1643 r., i zaproszenie królewskie z 20 marca 1644 r., określające miejsce i datę zjazdu na 10 października 1644 r. w Toruniu. Poszczególni biskupi porozumiewali się równocześnie z różnowiercami w swoich diecezjach: 23 marca biskup Abraham Wojna przybił zaproszenie na zjazd na drzwiach zboru wileńskiego; biskup krakowski korespondował w kwietniu z przywódcą kalwinistów małopolskich Zbigniewem Gorajskim; arcybiskup gnieźnieński wysłał odrębne zaproszenie do gimnazjum w Lesznie, które dotarło do synodu braci czeskich, obradującego w tym mieście w dniach 14-19 kwietnia.

Zaproszeni do rozmowy różnowiercy potraktowani zostali – przynajmniej w zaproszeniach oficjalnych – czysto przedmiotowo, tzn. jako całość, bez rozróżnienia poszczególnych Kościołów reformacyjnych. Na przygotowanie się do colloąuium pozostawiono im kilka miesięcy, co tłumaczy ich wstępne reakcje. Pesymiści traktowali colloquium jako kolejny krok Kościoła katolickiego, wspieranego przez władze państwowe, do eliminacji wyznań reformacyjnych w Rzeczypospolitej. Było bowiem oczywiste, że to one właśnie będą skłaniane do rewizji doktrynalnych w imię „wspólnej zgody”. Generalnie zdecydowano się jednak nie odmawiać udziału w zjeździe, z obawy przed obrażeniem króla i w nadziei na powstrzymanie narastającej fali kontrreformacji przez korzystne uniwersały z kancelarii królewskiej.

Zgodnie z intencją zaproszenia królewskiego

zdecydowali się też dysydenci starać o wspólne wystąpienie na colloquium.

Bracia czescy proponowali ustalić treść „generalnego responsu” na konwokacji (zjeździe przedstawicieli) trzech prowincji Rzeczypospolitej przed zjazdem toruńskim, w której powinni uczestniczyć także patroni świeccy. Podjęcie szybkiej decyzji przez Kościół reformowany w Małopolsce hamowane było przez jego demokratyczną strukturę i konieczność poprzedzenia uchwał synodu całej prowincji synodami dystryktowymi (obradującymi od kwietnia do czerwca 1644 r.). Postanowiono na nich m. in. zasięgnąć opinii teologów reformowanych za granicą: Andrzeja Riveta z Lejdy i Gisberta Voetiusa z Utrechtu, co dodatkowo przedłużało sprawę. Najmniej entuzjazmu wykazał wobec propozycji królewskiej najsilniejszy – z uwagi na liczbę zborów i rangę patronów (Radziwiłłowie) – Kościół ewangelicko-reformowany w Wielkim Księstwie Litewskim. Na synodzie prowincjonalnym w czerwcu 1645 r. ustalono wprawdzie datę konwokacji generalnej w Orli na Podlasiu na 24 sierpnia i zdecydowano się zasięgnąć opinii na temat colloąuium u elektora brandenburskiego, księcia kurlandzkiego i miast pruskich: Gdańska, Elbląga, Torunia i Królewca. Zwrócono jednocześnie uwagę na obłudne postępowanie duchowieństwa katolickiego, które już przed colloquium uważało protestantów za „heretyków” i chciało się ich pozbyć z Rzeczypospolitej tylko z powodu wyznawanej religii. Stawało się coraz bardziej jasne, że

termin zjazdu wyznaczony przez króla na 10 października 1644 r. jest nierealny.

Synod generalny małopolski, który odbył się w połowie lipca w Chmielniku, postanowił w tej sprawie wysłać do monarchy delegację, która miała mu wyjaśnić konieczność zwłoki. Podobną uchwałę podjęła dwutygodniowa konwokacja generalna w Orli, rozpoczęta 24 sierpnia, która przebiegała w atmosferze nieufności wobec intencji katolickiej hierarchii kościelnej. Nieufność tę spotęgowały opinie ośrodków zagranicznych: pisma elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma, księcia kurlandzkiego Jakuba I, akademii w Lejdzie i Utrechcie, miast pruskich i teologów protestanckich (A. Riveta z Lejdy, H. Altinga z Gröningen, J. Francka z Frankfurtu nad Odrą i J. Bergiusa z Królewca, nadwornego kaznodziei elektora). Pierwsze głosowanie, dotyczące samego udziału w colloquium, dało wynik negatywny.

Nie zdecydowano się jednak na otwarty bojkot,

lecz wysłano do monarchy delegację, która miała uzyskać prolongatę terminu „do czasu po sejmie sposobnego” oraz zgodę króla na osobiste przewodniczenie obradom. Domagano się także potwierdzenia Konfederacji warszawskiej z 1573 r. oraz innych praw i przywilejów dysydentów, a ponadto bezwzględnego ich przestrzegania.

Delegacja konwokacji orleńskiej została 12 września życzliwie przyjęta przez Władysława IV, który zapoznał się z postanowieniami protestantów, prosząc jednak, by 10 października stawił się w Toruniu ktoś z „polityków” – tzn. świeckich patronów dysydentów – i wytłumaczył przyczynę zwłoki. Nie mając odpowiednich instrukcji, deputowani dysydentów nawet na to nie wyrazili zgody i „Nie barzo smaczno król JM [Jegomość] to od nas przyjął” (według relacji Andrzeja Reja).

Ostatecznie, w wyznaczonym pierwotnie terminie colloquium (10 października 1644 r.) delegacja katolików, z biskupem żmudzkim Jerzym Tyszkiewiczem na czele, daremnie oczekiwała w Toruniu na przedstawicieli głównych Kościołów reformacyjnych.

Zjawili się jedynie arianie

– Marcin Ruar i Jonasz Szlichtyng – którzy dopiero wtedy dowiedzieli się, że do colloquium nie będą dopuszczeni, bo zaproszenie do rozmowy dotyczy tylko luteranów i kalwinistów. W Toruniu przebywała wówczas także kilkuosobowa delegacja braci czeskich oraz profesor akademii w Helmstedt, gorący zwolennik pojednania wyznań, Jerzy Calixt, ale nie wzięli oni udziału w rozmowie z katolikami.

Oficjalna odpowiedź Władysława IV na postulaty z Orli z 1 grudnia 1644 r. uwzględniała w znacznym stopniu żądania dysydentów. Można zatem stwierdzić, że ich

taktyka „gry na zwłokę” okazała się doraźnie skuteczna.

Król nie tylko nie czynił im wyrzutów za odwleczenie colloquium, ale wręcz starał się ich przekonać o szczerości swych intencji. Zapewniał, że zgodnie z przysięgą koronacyjną pragnie zapewnić pokój wyznaniowy wszystkim poddanym. Celem colloquium nie jest pogorszenie sytuacji różnowierców -wówczas nie byłby go organizował -lecz jedynie dobrowolne pojednanie wyznań chrześcijańskich na podstawie collatio (porównania) założeń doktrynalnych, w których jest – zdaniem króla – wiele punktów zbieżnych. W konkluzji, uwzględniając przychylność dysydentów wobec idei colloquium (!), monarcha wyznaczył jego nowy termin na 28 sierpnia 1645 r. Ponowne zaproszenia zostały oficjalnie wystosowane w lutym 1645 r.

Na sejmie warszawskim, obradującym od 13 lutego 1645 r., koniunktura także zdawała się sprzyjać innowiercom. Zdecydowana większość sejmików poparła ich postulaty „uspokojenia urazów” (zadośćuczynienia krzywdom) protestantów i skasowania krzywdzących ich dekretów trybunalskich.

Posłowie dysydenccy kilkakrotnie ponawiali żądanie zagwarantowania swych praw i ustanowienia kar dla ich gwałcicieli,

a w szczególności gwarancji bezpieczeństwa dla pogrzebów i skasowania nieprawnych wyroków trybunalskich. Powołano nawet komisję do tych spraw i były gotowe projekty konkretnych ustaw, ale sejm rozszedł się bez konkluzji. Kolejny raz złudne okazały się nadzieje na uregulowanie konfliktów wyznaniowych w drodze parlamentarnej. Tym samym zyskała na znaczeniu droga „przyjacielskiej rozmowy”, wiodąca jeśli nie do „pojednania wyznań”, to do zjednoczenia sił ewangelików polskich w walce z kontrreformacją.

Czas między sejmem a spotkaniem toruńskim starali się dysydenci wykorzystać na

załatwienie sprawy decydującej dla powodzenia colloquium,

czyli na uzyskanie zgody na udział w nim luteranów oraz ich wspólne wystąpienie z braćmi czeskimi i kalwinistami. Dwa ostatnie wyznania współpracowały ze sobą w Koronie od dawna i były określane coraz częściej łącznie jako Kościół reformowany. W czasie przygotowań do Colloquium Charitativum udało się im opracować i wydać drukiem wspólne wyznanie wiary: Andrzeja Węgierskiego Generalis confessio doctrinae Eccle-siarum Reformałarum in Regno Poloniae, Magno Ducatus Lithuaniae etc.

Odrębną natomiast drogą poszli luteranie polscy. Ich świeccy patroni -głównie szlachta wielkopolska – by li zainteresowani współdziałaniem z reformowanymi i zaakceptowali nawet projekt Jana Szlichtynga na konwokację braci czeskich i luteranów 28 kwietnia w Lesznie, przewidujący nie tylko unię polityczną, lecz także zbliżenie doktrynalne – kompromisowe sformułowanie dwu artykułów najbardziej różniących teologów kalwińskich i luterańskich: o eucharystii i o osobie Chrystusa. Mimo że projekt Szlichtynga został zdecydowanie skrytykowany przez duchownych Jednoty, uzyskał zgodę na prywatne przedstawienie go luteranom. Okazało się jednak, że

duchownych luterańskich kompromis nie satysfakcjonował

i jako warunek wstępny postawili podpisanie przez braci Konfesji augsburskiej. Odwoływanie się przez Jednotę do Konfesji sandomierskiej nie trafiało luteranom do przekonania; była ona dla nich już zamkniętą kartą.

Ministrowie luterańscy w Wielkopolsce, a tym bardziej w miastach pruskich, gdzie przeważała ludność niemieckojęzyczna, byli przeciwnikami porozumienia z kalwinistami. Na ich negatywne stanowisko wpływała niewątpliwie opinia zagranicznych środowisk luterańskich, a szczególnie akademii w Królewcu i Wittenberdze. W czerwcu 1645 r. Synod luterański we Wschowie kategorycznie opowiedział się przeciwko współdziałaniu z kalwinistami, a przybyły na colloquium w Toruniu wittenberski profesor Jan Hiilsemann, cieszący się wśród współwyznawców znacznym autorytetem, miał pilnować czystości doktryny. Jego twierdzenie, że nawet wspólna modlitwa z wyznawcami innych Kościołów reformacyjnych (nie mówiąc o katolikach!) jest niedopuszczalna, źle wróżyło perspektywom „przyjacielskiej rozmowy”.

Zdecydowanie nieustępliwe stanowisko narzucili swym delegatom na colloquium także kalwiniści litewscy. Synod wileński zakazał delegatom do Torunia nawet prywatnych „sesyji i rozmów” z katolikami, pod groźbą wykluczenia ze wspólnoty.

Z drugiej strony

zapał do colloquium znacznie osłabł także ze strony katolickiej.

Wpłynęła na to śmierć papieża Urbana VIII. Ani Władysławowi IV, ani episkopatowi polskiemu nie zależało na rozpoczęciu stosunków z nowym papieżem, Innocentym X, od zatargów o colloquium toruńskie. Wysłana do Rzymu delegacja starała się je przedstawić wyłącznie jako okazję do konwersji innowierców i na tej podstawie zyskała (nieoficjalnie) papieską aprobatę. Na życzliwości papiestwa zależało królowi ze względu na plany wojny z Turcją. Prawowierność organizatora takiej „krucjaty” nie mogła podlegać żadnym wątpliwościom, stąd wzrost znaczenia opinii Rzymu i Habsburgów w oczach dworu polskiego.

Można zatem stwierdzić, że choć zasady rozpoczęcia Colloquium Charitativum w stosunku do planów z 1644 r. nie uległy zmianie

rozpoczęło się ono po prawie rocznej zwłoce w zupełnie nowej sytuacji politycznej

i zapewne większość jego uczestników już przed rozpoczęciem obrad była sceptycznie nastawiona do ich wyniku.

Tym bardziej jednak troszczono się o zachowanie form, by uniknąć ewentualnych posądzeń o spowodowanie fiaska rozmów. Zarówno dysydenci, jak i katolicy zarządzili modły za ich pomyślność. Obie strony wyznaczyły delegacje teologów (zes trony dysydentów tak – że patronów świeckich), którzy opracowywali teksty mające stać się przedmiotem rozważań. Król – jako główny inicjator i gwarant colloąuium – wydał drukiem modlitwy, które miały być odmawiane w czasie spotkania, oraz regulamin obrad, zawierający m. in. zastrzeżenie, że

żadna ze stron nie może naruszać uczuć religijnych interlokutorów.

Zadbał także o zapewnienie przez radę miejską Torunia bezpieczeństwa i dobrych warunków uczestnikom debaty.

Zjazd toruński rozpoczął się 28 sierpnia 1645 r. mszą świętą i przemówieniem inauguracyjnym przewodniczącego – kanclerza wielkiego koronnego Jerzego Ossolińskiego – uznanego przez króla za osobę najbardziej odpowiednią ze względu na prawowierność katolicką i doświadczenie dyplomatyczne. Po przemówieniu kanclerza sekretarz królewski odczytał regulamin obrad. Część inauguracyjną zakończyły przemówienia przewodniczących delegacji: biskupa żmudzkiego Jerzego Tyszkiewicza ze strony katolickiej, kasztelana chełmskiego Zbigniewa Gorajskiego w imieniu kalwinistów i braci czeskich oraz Jana Hulsemanna (w zastępstwie chorego starosty sztumskiego Zygmunta Guldensterna) ze strony luteranów.

Od następnego dnia do 7 września trwała debata nad sprawami proceduralnymi, umyślnie – zdaniem katolików i reformowanych – przedłużana przez luteranów. Formalizm i drobiazgowość regulaminu nie przysłużyły się zresztą efektywności obrad. Instrukcja królewska zakazywała m.in. ujawniania czegokolwiek z treści colloquium w czasie jego trwania, zabraniała wydawania drukiem sprawozdań z obrad, zanim ukaże się oficjalny protokół, zaakceptowany przez króla. Akta poszczególnych sesji miały być wspólnie uzgadniane i podpisane przez wszystkie trzy strony: katolików, luteranów i Kościół reformowany.

Dopiero 7 września przystąpiono do właściwych obrad, mających

ustalić zgodne i sporne kwestie w wyznaniach wiary poszczególnych Kościołów.

Na tym poziomie porozumienie zostało zablokowane, gdy luteranie zażądali przedłożenia szczegółowych wyznań wiary przez wszystkie Kościoły. Przy tej okazji 16 września doszło do konfliktu z kanclerzem Ossolińskim, który odmówił włączenia do akt kalwińskiego wyznania wiary wobec protestu katolików, upatrujących w nim obrazę swego Kościoła. 22 września to samo spotkało luteranów, kiedy biskup Tyszkiewicz oświadczył, że znajdujące się w ich konfesji określenie papieża („Antychryst”) jest obraźliwe, a więc narusza instrukcję królewską. W efekcie

obrady już na wstępie utknęły w martwym punkcie.

25 września kanclerza Ossolińskiego w kierowaniu obradami zastąpił kasztelan gnieźnieński Jan Leszczyński, ale nie wydaje się, by zmiana przewodniczącego w znaczący sposób pomogła w prowadzeniu colloquium. Leszczyński wezwał wprawdzie zebranych do konstruktywnego podejścia do obrad, sam jednak je utrudnił, wyznaczając jako interpretatora niektórych ogólnych sformułowań instrukcji królewskiej jezuitę Grzegorza Schönhofa, który całą winą za niepowodzenie rozmów obarczył dysydentów.

Przez kilka następnych tygodni trwało

jałowe przerzucanie się wzajemnymi oskarżeniami o brak postępu w obradach

i trzykrotne ich zawieszanie (5-10 i 17-20 października, 24 października – 10 listopada) w nadziei uzyskania rozstrzygających zaleceń od króla. W czasie przerw luteranie i kalwiniści podejmowali, bez powodzenia, próby separatystycznych porozumień z katolikami. Po kolejnym wznowieniu obrad plenarnych 18 listopada biskup żmudzki zagroził wycofaniem się jego delegacji z colloquium, jeśli dysydenci nie uwzględnią katolickich zastrzeżeń co do swych wyznań wiary. Wreszcie – w sytuacji, kiedy żadna ze stron nie chciała ustąpić – Leszczyński zamknął „rozmowę toruńską” po trzydziestej szóstej sesji plenarnej, odbytej 21 listopada.

Urzędowy protokół z obrad podpisały tylko dwie strony: katolicka i kalwińska (ze względów taktycznych), luteranie zaś odmówili uznania jego autentyczności. Stąd też, wbrew zastrzeżeniom zawartym w regulaminie obrad, bezpośrednio po ich zakończeniu ukazały się sprawozdania z colloquium: kalwińskie (już 29 listopada) i luterańskie, poprzedzając druk urzędowy Acta Conventus Thoruniensis z 1646 r. Rozbieżności między tymi tekstami wzmogły jeszcze rozgłos wokół Colloquium Charitativum w kraju i za granicą, wywołany licznymi pismami polemicznymi publikowanymi na wszystkich etapach przygotowywania i trwania obrad toruńskich w latach 1643-1645.

Mimo iż w sferze merytorycznej colloquium toruńskie spełzło na niczym, jego pośrednim efektem było

ożywienie nastrojów irenistycznych w elitach intelektualnych Europy,

upatrujących przyczynę niepowodzenia „przyjacielskiej rozmowy” nie w zasadniczych sprzecznościach doktrynalnych między wyznaniami, lecz w umyślnym podsycaniu sporów dysydentów polskich przez zagraniczne ośrodki polityczne i opiniotwórcze. I tak np. Hugo Grotius obarczał winą za fiasko colloquium akademię luterańską w Wittenberdze i księcia saskiego.

Colloquium przyniosło także trwałe choć zapewne nie przewidziane przez jego inicjatorów – skutki dla stosunków wzajemnych Kościołów reformacyjnych w Polsce. Doprowadziło mianowicie do ostatecznego sprecyzowania przez nie zakresu rozbieżności teologicznych i przypieczętowało trwałe porozumienie między kalwinistami i Jednotą czesko-braterską, tworzącymi odtąd jeden Kościół Ewangelicko-Reformowany, zjednoczony wokół wspólnej konfesji.

Dr hab. Urszula Augustyniak
[Profesor nadzwyczajny w Uniwersytecie Warszawskim]

 

1 Najważniejsze opracowania: E. Piszcz: Colloauium Charitativum, „Znak”, 1966; H. Gmilerek: Obóz różnowierczy w Polsce wobec idei collocuium charitativum za Władysława IV. „Annales Universitalis Mariae Curie-Skłodowska”, XXXV/XXXVI, nr 5, 1980/1981; J. Dzięgielewski: O tolerancję dla zdominowanych. Polityka wyznaniowa Rzeczypospolitej w latach panowania Władysława IV, Warszawa 1986 (rozdział Ku niemożliwej jedności)

2 W Munster (Monaster) w Westfalii od 1644 r. prowadzono pertraktacje nad zakończeniem wojny trzydziestoletniej, tu też w 1648 r. podpisano pokój westfalski – red.