Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

10 / 1995

Nie ma takiej rzeczy i nie ma podobno takiego bytu idealnego, jak mądrość. A jednak to ona właśnie mówi sama o sobie w Księdze Przysłów: „Pan mnie stworzył, swe arcydzieło, jako początek swej mocy, od dawna, od wieków jestem stworzona, od początku, nim ziemia powstała. (...) Ja byłam przy Nim mistrzynią, rozkoszą Jego dzień po dniu, cały czas igrając przed Nim, igrając na okręgu ziemi, znajdując radość przy synach ludzkich” (Prz. 8:22-23, 30-31; wszystkie cytaty wg IV wyd. Biblii Tysiąclecia -red.).

I mówi dalej w Mądrości Syracha: „Jam matka pięknej miłości i bogobojności, i poznania, i nadziei świętej. We mnie wszelka łaska drogi i prawdy, we mnie wszelka nadzieja żywota i cnoty” (Syr. 24; Wulg. 17-18).

Lecz tych słów o sobie samej nie napisała mądrość. Byt idealny, nawet będący stwórczą mocą Boga, nie pisze. Pisze człowiek.

Człowiek również – a dokładnie ewangelista Jan – użył tych samych niemal słów, które znajdują się w Mądrości Syracha, a za pomocą których według Jana Chrystus określił sam siebie: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” (Jn 14:6).

W tym kontekście jest jasne, dlaczego Jemu właśnie, Mądrości uosobionej, przyszli złożyć hołd trzej królowie: magowie, mędrcy. Lecz mimo że w Starym Testamencie mądrość jest niemal synonimem Boga – a ściślej Ducha Bożego (Mądr. 9:17) – i mimo że Jezus powiedział wyraźnie: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (Jn 10:30), to jednak rzadko patrzy się na Chrystusa jak na Mistrza mądrości. Dlaczego? Czy główną cechą mądrości nie jest wybór rzeczy najbardziej wartościowej spośród wszystkich innych i poświęcenia jej całego życia? A Chrystus to właśnie uczynił: wybrał miłość. Bezwarunkową miłość.

Sprawa jest trudna, niezmiernie delikatna i sięgająca tak głęboko w ludzką psychikę, jak chyba żadna inna. Obraz Człowieka będącego Bogiem i umierającego na krzyżu z miłości do ludzi kłóci się bowiem, w powszechnym odczuciu, z obrazem mędrca. Dla ludzi wychowanych zwłaszcza w kręgu kultury greckiej mędrzec powinien być spokojny i zrównoważony, może wypić truciznę i umrzeć godnie tak, jak uczynił to Sokrates. Lecz Krzyż stanowi tu jak gdyby element obcy, w najwyższym stopniu, wydaje się, zakłócający ten spokój i równowagę.

W religiach Dalekiego Wschodu, zwłaszcza w hinduizmie, Chrystus traktowany jest jako awatar, tj. wcielenie Boga – lecz nie jedyne ani niepowtarzalne. Z tej racji jest uosobieniem najwyższej mądrości, będącej cechą Brahmana, Boga, Bodhisatwy, którą człowiek może pojąć jedynie częściowo.

Dlatego też wśród znających chrześcijaństwo wyznawców hinduizmu i różnych szkół buddyjskich nie ma scandalum Crucis [zgorszenia Krzyża – red.]. Krzyż jest tu w pełni zrozumiały i stanowi logiczną konsekwencję wyboru wartości największej – miłości, której brak ludziom. Stanowi znak dla ludzi, aby szli tą właśnie drogą – drogą miłości do Boga i do bliźnich – gdyż w niej zawiera się mądrość, która może ocalić nas przed zniszczeniem. Co zresztą jest oczywiste, jeśli spojrzeć na to, co się działo, co dzieje się i co się może dziać na naszej planecie, jeśli tej mądrości ludzie nie zdołają częściowo chociaż sobie przyswoić.

Tym trudniej to uczynić, im mniejsza, im płytsza jest wiara wśród ludzi, z tym pojęciem mądrości bowiem, o jakim teraz piszę, wiara związana jest nierozdzielnie. Bez niej Bóg bądź nie istnieje dla człowieka, bądź nie działa, a zatem swoją mądrością w niczym nie może ludziom pomóc.

W Nowym Testamencie, zwłaszcza w teologii Pawłowej, sprawa postawiona jest jasno. „A jednak – pisze św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian – głosimy mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość tego świata ani władców tego świata, zresztą przemijających. Lecz głosimy tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej, tę, której nie pojął żaden z władców tego świata; gdyby ją bowiem pojęli, nie ukrzyżowaliby Pana chwały” (I Kor. 2:6-8).

Paweł nazywa Chrystusa „mocą Bożą i mądrością Bożą” (I Kor. 1:24) i pyta: „Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata?” (I Kor. 1:20). Uczynił, i to w sensie dosłownym. Lecz – zanim nadejdzie Apokalipsa – zdają sobie z tego sprawę ci, którzy w Niego wierzą, niezależnie od wyznawanej religii. On bowiem – pokazując, jak bardzo niemądra jest mądrość tego świata – jest w każdej z wielkich, do dziś żywych religii.

Postać umierającego na krzyżu Człowieka jest tak wyrazista, tak bolesna, tak silne wywołuje emocje, iż trudno się dziwić, że Kościoły chrześcijańskie rzadko zwracają swoim wiernym uwagę na fakt, że Człowiek ten – jeśli zgodzić się z Pismem Świętym – był i jest Mistrzem mądrości, Mądrością uosobioną. I jako taki właśnie głosił miłość, jako taki, tzn. jako Mistrz mądrości, umarł na krzyżu za ludzi.

Mówiąc o Chrystusie, mówi się głównie o miłości, nie mówi się zaś lub rzadko mówi o mądrości. Rezultat jest taki, że w myśleniu, w wyobraźni, w odczuciach przeważającej chyba większości chrześcijan, nie będących kapłanami lub zakonnikami, z Chrystusem kojarzy się miłość, lecz nie mądrość. Brak uzasadnionych podstaw, aby z tych dwóch aspektów Boga – miłości i mądrości, zwłaszcza że wzajem są ze sobą ściśle związane -jeden wysuwać na czoło, a drugi u-suwać w cień.

Ludzie chodzą – w świetle Chrystusa – różnymi drogami. Jedni idą drogą miłości, lecz mądrość nie jest im obca, gdyż inaczej czyniliby głupstwa. Drudzy wybrali drogę mądrości lub ona ich wybrała, lecz o miłość muszą starać się również, w przeciwnym razie mądrość ich będzie kaleka, to znaczy przestanie być mądrością.

Pojęcie mądrości jest homonimiczne, tzn. ma wiele znaczeń. Jego główne znaczenia – te, od których pochodzą następne, będące derywatami, czyli pochodnymi – można zasadnie sprowadzić do dwóch znaczeń podstawowych, zależnych od tego, na czym się opieramy, mówiąc o mądrości i starając się wprowadzić ją we własne życie.

Albo opieramy się na własnym rozumie, na własnych odczuciach i uczuciach, gdyż rozum – niezależnie od tego, co piszą filozofowie – nigdy nie funkcjonuje w próżni. Zawsze są w nim podświadomie obecne różne formy ludzkiej psychiki.

Albo też zdajemy sobie wyraźnie sprawę z granic ludzkiego rozumu i nie opieramy się tylko na nim, gdyż mądrość oparta tylko na ludzkim rozumie, ludzkim intelekcie, w większości przypadków jest chwiejna, niepewna i nie daje żadnych gwarancji, że potrafimy zgodnie z nią postępować. Siła takiego czy innego uczucia, ekstremalne warunki zewnętrzne, kalectwo lub chroniczna choroba sprawić mogą, że mądrość ta – która przecież jest nie tylko poglądem, wyborem, trafnym sądem, lecz i postępowaniem wobec siebie i innych – może się rozchwiać, zatracić wręcz.

Jaka jest różnica między człowiekiem głęboko wierzącym – pyta rabin Harold S. Kushman w książce Komu potrzebny jest Bóg?a zaangażowanym moralnie ateistą? I odpowiada: „Ateista, przy całej swej dobroci i poczuciu obywatelskim, jest przekonany, że źródło miłości i siły jest w nim samym. Więc szuka w sobie więcej siły, aż przychodzi moment, kiedy niczego nie znajduje. Ja mam nad nim tę przewagę, że mam Boga, który jest poza mną. Boga, który odnawia moje siły, kiedy się do Niego zwrócę; który pomnaża moją zdolność do miłości, opieki i pomocy; który daje mi siłę, abym szedł dalej i dzielił się nią z innymi”.

Ale to samo dotyczy mądrości. Albo jest to tylko mądrość mojego rozumu i wtedy wyczerpuje się szybko, jest słaba i nie ogarnia całości, gdyż nie jest jej w stanie ogarnąć. Albo też jest to mądrość dana przez Chrystusa, pochodząca od Boga – i wtedy jest silna, ogarnia całość i potrafi przetrwać wiele porażek.

„Za pośrednictwem rozumu – pisze Simone Weil w swoim eseju Rozum, ateizm, wiarawiemy, że to, czego rozum nie ogarnia, jest bardziej rzeczywiste niż to, co może ogarnąć”. Rzeczą mądrości zaś jest mieć do czynienia z tym, co najbardziej rzeczywiste. Na cóż by się inaczej zdała? „Wiara – znów cytuję Simone Weil -to doświadczenie tego, że rozum jest oświecony przez miłość”.

„Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić” (Mat. 5:17). Na krzyżu umarł nie tylko Jezus, Syn Boży – na krzyżu umarł także Mędrzec, Mistrz mądrości. Było to zawsze przez Kościół uznawane, lecz dawniej mówiło się o tym więcej niż obecnie.

Przecież tak właśnie – Mądrością Przedwieczną – nazywa Chrystusa jeden z największych mistyków średniowiecznych, bł. Henryk Suzo, i taki tytuł nosi jedna z jego prac: Księga Mądrości Przedwiecznej. Tak samo też – Mądrością Przedwieczną – nazywa się Jezusa w jednej z litanii. Lecz kto je dzisiaj odmawia? Kto zastanawia się nad zawartymi w nich słowami?

Jeśli zastanowić się nad nimi, staje się jasne, że miłość, jaką głosi Mistrz mądrości – to uczucie połączone jak gdyby w jedną całość z wolą, z dążeniem, tak wewnętrznym, jak i zewnętrznym objawiającym się w działaniu. Jest to dążenie do zbliżania się do Boga, doświadczania Jego obecności w sobie i poza sobą, do stawania się częścią Niego. Oraz dążenie zewnętrzne, wyrażające się w działaniu, lecz nie tylko; oznacza ono również dostrzeganie w ludziach u-krytego Boga, gdyż w każdym człowieku mieści się Wszechświat. To także niesienie ludziom pomocy w cierpieniu i rozpaczy, w ich tęsknocie do Dobra, w ich przeciwstawianiu się złu, które sami niekiedy czynią, nie wiedząc często o tym, nie zdając sobie z tego sprawy.

Taką miłość – w chrześcijaństwie zwaną z grecka agapejako realną, możliwą do urzeczywistnienia dla człowieka, głosi Mistrz mądrości. Mówiąc zarazem, że taka miłość jest silniejsza od śmierci.

Wydaje się, że ten wymiar mądrości jest obecnie bardzo ważny, zwłaszcza dla ludzi, którzy – przestając wierzyć w boskość Chrystusa -mogą jednak uznać, że jest to mędrzec, który wskazuje współczesnemu światu drogę – drogę miłości.

Przy końcu XVIII w. po mądrość sięgnął – wyniesiony, w sensie dosłownym, na podium bóstwa (dokładniej: bogini Rozumu) – ludzki intelekt i przez pewien czas wydawało się, że nią zawładnął. W XX w. okazało się, że wrażenie to jest złudne. Ludzki intelekt, pozostawiony sam sobie, nie potrafił zapobiec temu, co można było przewidzieć na podstawie ogólnej teorii systemów: nie potrafił zapobiec ostrej sprzeczności między stanem ludzkiej świadomości a rozwojem techniki.

Z jednej strony bowiem Ziemia staje się coraz bardziej spójnym – lecz głównie w sensie technologicznym -wielkim systemem złożonym z elementów coraz bardziej wzajem od siebie zależnych, połączonych siecią informacyjną i komunikacyjną. Z drugiej zaś strony, ludzka świadomość pozostała daleko w tyle, bo przeważająca większość ludzi nie myśli kategoriami całości, w jakiej naprawdę żyją, lecz kategoriami egoizmu bądź to jednostkowego, bądź narodowego lub państwowego, bądź też emocjonalnymi kategoriami utopii. W związku zaś z tym, że elementy systemu zwanego Ziemią składają się nie tylko z przyrody ożywionej i nieożywionej oraz z technologii, lecz również z ludzi, czyli przyrody ożywionej i obdarzonej świadomością -sprzężenia między nimi są bez przerwy zakłócane, niekiedy w stopniu bardzo wysokim.

Tego rodzaju sytuacja doprowadzić musi – i zaczyna coraz bardziej doprowadzać – do poważnych zaburzeń. Przy takim zaś rozwoju technik niszczenia jaki obserwujemy obecnie, nie trzeba proroka, by przewidzieć, co stanie się w przyszłości. Gdzież tu mądrość? Gdzie jedna z najważniejszych cech mądrości – umiejętność przewidywania?

Pojmują to już niektórzy filozofowie – z polskich należy tu wymienić przede wszystkim Leszka Kołakowskiego – pojmują też niektórzy uczeni, zarówno z dyscyplin społecznych, jak i przyrodniczych, jest ich jednak niewielu. Trzeba bowiem szerokiego spojrzenia i braku wszelkich uprzedzeń, by objąć całość.

Czy można zmienić, częściowo oczywiście, świadomość człowieka? Tak, można i wielokrotnie zdarzało się to w toku dziejów, współczesnych również.

Lecz zmienić świadomość człowieka tak, by potrafił on ogarnąć całość, by potrafił działać dla dobra tej całości – jest bardzo trudno. Konieczne jest tu znaczne zmniejszenie egoizmu właściwego człowiekowi, konieczny jest szacunek i sympatia dla innych ludzi, obcych również, konieczne jest działanie dla ich dobra. I to niemal tak, jak działa się dla dobra własnego. Tyle w każdym razie można powiedzieć, patrząc z punktu widzenia makroprakseologii, czyli nauki o sprawnym działaniu w skali globalnej.

Nie wydaje się, aby tego rodzaju zmiana świadomości człowieka mogła nastąpić bez Boga. Bez wiary w Niego, bez głębokiej wiary, człowiek w większości przypadków nie jest w stanie ani konsekwentnie myśleć, ani konsekwentnie postępować zgodnie z kryterium dobra i zła, zawartym w każdej wielkiej religii i w ludzkim sumieniu.

Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, w której niemal wszystkie, coraz liczniejsze bodźce oraz cały niemal klimat myślowy, z małymi wyjątkami, sprzyjają eskalacji egoizmu. W jaki więc sposób pozbyć się egoizmu zagłuszającego sumienia? A raczej, w jaki sposób go zmniejszyć?

To pytanie rzadko stawia się wprost, a zatem równie rzadko daje się na nie rzeczową odpowiedź.

Trzeba braku mądrości, trzeba silnego, emocjonalnego uprzedzenia wobec Boga i religii, a zwłaszcza wobec chrześcijaństwa, by nie widzieć roli, jaką – mimo błędów zawartych w każdym ludzkim działaniu – odgrywa ono współcześnie. Chrześcijaństwo bowiem łączy ludzi, każe im widzieć całość, w której żyją i której są częścią, każe im nazywać bliźnim zarówno obcego człowieka z odległego kontynentu, wyznającego inną religię i należącego do innej rasy, jak i tego obcego, który mieszka obok nas; nakazuje do niego szacunek i sympatię, które są przecież jednymi z form miłości.

Czy nie nakazuje tego każda religia uniwersalistyczna? Owszem, w Bhagawadgicie na przykład – księdze, która stanowi skondensowaną mądrość hinduizmu – trzykrotnie powtarza się w różnych sformułowaniach, że ten, kto działa, ma zawsze mieć na uwadze „ład świata”, to, „by ludzie byli razem”. W buddyzmie jest to oczywiste, w mistyce islamskiej i we współczesnej interpretacji judaizmu również. Podobnie w konfucjanizmie.

Nigdzie jednak nie zostało to sformułowane tak mocno, jak w Ewangelii, nigdzie też nie jest ujęte w tak mocnym Przykazaniu miłości, potwierdzonym przez Krzyż. Z Przykazania tego wynika również w sposób jednoznaczny, że nie można niszczyć ani przyrody, ani Ziemi, gdyż woda i powietrze, ziemia i cała przyroda ożywiona służą wszystkim.

Ewangelia to księga szczególna. Stosowana jest w niej, co prawda, aparatura pojęciowa i językowa sprzed dwóch tysięcy lat, lecz – w zadziwiający sposób – dotyczy ona, jeśli chodzi o konieczną sprawność działania, bardziej czasów współczesnych niż minionych.

Można było nie miłować, nie mieć szacunku ani sympatii dla bliźnich, można było być egoistą gromadzącym bogactwo i władzę, niszczącym innych, pogardzającym innymi – a świat nie walił się od tego, co najwyżej znikała z powierzchni ziemi jedna z wielu cywilizacji. Obecnie, przy coraz większej spójności wzajem ze sobą powiązanych elementów w cywilizacji globalnej, rzecz ma się inaczej.

Ewangelia – księga najbardziej chyba dramatyczna ze wszystkich tekstów źródłowych wielkich religii świata – stawia Krzyż: znak sprzeciwu wobec egoizmu człowieka i znak mądrości mówiącej, że powiązana z Bogiem miłość stanowi warunek konieczny dalszego życia ludzi na Ziemi.

W jednym ze swoich wierszy, zawartym w zbiorze Miłość zdjęła z Krzyża, pisze ks. Jan Twardowski:

Pan Jezus niewierzących chodzi między nami czasami się zatrzyma stoi jak krzyż twardy wierzących niewierzących wszystkich nas połączy ból niezasłużony co zbliża do prawdy.

Prof. Jarosław Rudniański