Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

6 / 1995

WŚRÓD KSIĄŻEK

Po lekturze książki Małgorzaty Baranowskiej To jest wasze życie. Być sobą w chorobie przewlekłej1 przypomniał mi się czytany kiedyś na wakacjach zbiór opowiadań Aleksandra Kamińskiego o polskich harcerzach, zatytułowany O dzielności, jeśli dobrze pamiętam. Bo ta książka jest właśnie o tym. O wybieraniu trudniejszej drogi. O mężnym znoszeniu tzw. przeciwności losu i nie obrażaniu się przy tym na cały świat, a wręcz przeciwnie – o wytrwałej pracy nad tego świata życzliwym, mimo wszystko, oglądaniem i nad wykorzystywaniem nadarzających się możliwości, choć wymaga to wiele wysiłku. Właściwie powszedniego heroizmu, z którego nie zdają sobie sprawy ludzie zdrowi, czyli ci, którzy po prostu żyją. Mówi o trudzie włożonym w dostrajanie się do stanu swego ciała i w jednoczesne świadome kształtowanie każdej chwili życia, która pozwala żyć ciekawiej i pełniej. Jest też ta książka spokojnym, nie-pozbawionym autoironicznego wdzięku i dystansu zwierzeniem o codziennym życiu z cierpieniem, ale bez cierpiętnictwa. Rzecz o sile ludzkiej duszy ujarzmiającej znarowione i ciągle narowiące się ciało.

Powstrzymująca się od pouczeń i dzięki poczuciu humoru pozbawiona mentorskiego tonu książka Małgorzaty Baranowskiej powinna być lekturą obowiązkową we wszelkiego typu szkołach i uczelniach związanych z pracą w służbie zdrowia i pomocy społecznej. Poświęca bowiem wiele miejsca medycynie, lekarzom i szpitalom z tej racji, że przewlekła i postępująca choroba wiąże się z przewlekłym i uciążliwym leczeniem. Jest świadectwem uznania i szacunku dla osiągnięć medycyny, odradza jednak ślepe posłuszeństwo (co nie znaczy, że popycha w stronę wszelkich „cudownych” sposobów). Idealnym rozwiązaniem byłaby współpraca pacjenta z lekarzem, która polegałaby nie tylko na tym, że chory stosuje się do zaleceń medycznych i grzecznie wszystko łyka, bo dzieje się to „dla jego własnego dobra”. Bardzo ważna jest autentyczna rozmowa, porozumienie się i dobry kontakt, o co tak trudno, ponieważ lekarzowi chronicznie brakuje czasu, więc ratuje się rutyną, a poza tym oddziela go od pacjenta niewidoczna bariera. To są jakby dwa światy, dwie kategorie ludzi, jak piesi i zmotoryzowani, czyli profani i wtajemniczeni. Rzecz w tym, że obu stronom przyniosłoby korzyść przełamanie tej bariery. W dzisiejszym systemie kształcenia lekarzy i pielęgniarek, a może jeszcze bardziej w późniejszej, już nie teoretycznej, praktyce polskich przychodni i szpitali, pacjent jest bowiem petentem i ubezwłasnowolnionym przedmiotem (o dojnej krowie autorka Pamiętnika mistycznego z grzeczności nie wspomina). Niewątpliwie lekarz powinien odpowiadać za leczenie, ale nie za cenę naruszania wolności i odpowiedzialności osobistej pacjenta.

Książka ta mogłaby okazać się bardzo pomocna także dla duchownych, którzy z racji swej specyficznej profesji mają sporo do czynienia z ludźmi cierpiącymi. Adresowana jest jednak przede wszystkim do tych, których łączy wspólnota losu, bo spadł na nich cios w postaci choroby, której medycyna nie umie jeszcze wyleczyć. I do tych, którzy żyją obok nich – bliskich i obcych. Oprócz wnikliwego opisu i świadectwa psychofizycznego stanu człowieka cierpiącego i walczącego o zachowanie swojej godności ogromnie cenna wydaje mi się zawarta tu diagnoza stosunków międzyludzkich: chciałabym dożyć chwili- pisze Małgorzata Baranowska – kiedy ludzie przestaną się tutaj rodzić i umierać na korytarzu pod ubikacją. Nikt mnie nie przekona, że te złe warunki wynikają wyłącznie z biedy. Niebagatelną ich przyczyną jest pewien rodzaj niechlujnego stosunku do samego zjawiska życia, który łączy się bezpośrednio z brakiem szacunku dla osoby ludzkiej.

Nie warto energii – tak potrzebnej do sprostania rzeczywistości chorowania i procesu leczenia się – marnować na czcze dywagacje, dlaczego to my akurat padliśmy ofiarą kaprysów losu. Rzecz cała w tym, by pośród cierpienia i ograniczeń stawianych przez chorobę pozostać sobą, pielęgnować własne człowieczeństwo, a nawet być źródłem siły i otuchy dla innych ludzi. I pracować oraz tworzyć, bo do tego nie trzeba być geniuszem – trzeba być tylko człowiekiem. Wszystko to – dowodzi autorka – jest możliwe, chociaż – jak lojalnie uprzedza – bardzo dużo kosztuje. Nie jest to więc, jak widać, program minimum i zamiast z heroizmem mógłby się komuś skojarzyć z donkiszoterią. Ale też nikt, z wyjątkiem hochsztaplerów, nie obiecywał przecież, że życie będzie łatwe i przyjemne. Powiecie, państwo, że choroba jest niewolą. W pewnym sensie tak [...] Ale chciałabym się niezbyt uprzejmie i prosto z mostu zapytać: no to co? To już mamy zapomnieć, że jesteśmy obdarzeni duszą i możliwością myślenia? Mamy może popaść w prawdziwą i całkowitą niewolę u jakichś pozbawionych rozumu wirusów albo u własnych mięśni czy u lekarstw hormonalnych? Ona – choroba – nie powinna robić z nas rzeczy, nawet gdy nie możemy się wcale ruszać.

To jest wasze życie – przypomina o przywileju, od którego nie ma apelacji, Małgorzata Baranowska (chorująca od kilkunastu lat na postępującą chorobę przewlekłą, atakującą mięśnie, stawy i naczynia) w swej apologii – i świadectwie – wolności i godności ludzkiej, bardziej poruszającej niż niejeden traktat filozoficzny czy encyklika (nic tym dziełom nie ujmując). A ponieważ Małgorzata Baranowska jako historyk literatury radzi także, by nie uciekać od poezji, nic nie stoi na przeszkodzie, by zacytować na koniec słowa starego, mądrego poety, których to słów duch także się nad tą książką unosi. A więc, carpe diem.

mok

1 Małgorzata Baranowska: To jest wasze życie. Być sobą w chorobie przewlekłej. Wydawnictwo „Znak”, Kraków 1994, s. 153