Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

6 / 1995

W 425. rocznicę Ugody sandomierskiej i 25. rocznicę jej odnowienia

8 kwietnia 1995 roku, dokładnie w 425. rocznicę rozpoczęcia w Sandomierzu wspólnego Synodu trzech wyznań ewangelickich w I Rzeczypospolitej (luterańskiego, reformowanego i braci czeskich), Konsystorz naszego Kościoła zorganizował w Warszawie dyskusyjne spotkanie „okrągłego stołu”, wokół którego mieli zasiąść przedstawiciele współczesnych nurtów ewangelicyzmu w Polsce, a więc obok luteranów i reformowanych także metodyści. Tych ostatnich jednak na spotkaniu zabrakło, podobnie jak luterańskiego biskupa ks. Jana Szarka i paru innych zaproszonych duchownych augsburskich z wyjątkiem ks. Tadeusza Konika, który przyjechał aż z Ustronia. Nie zawiedli natomiast świeccy – głównie reprezentanci trzech stołecznych parafii: Świętej Trójcy, Wniebowstąpienia Pańskiego i reformowanej. W pełnym składzie wystąpił Konsystorz Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. W sumie zebrało się trzydzieści osób zainteresowanych rozmową na temat rozesłanych wcześniej pięciu tez dotyczących współczesnego podejścia polskich ewangelików do dzielących ich różnic doktrynalnych i organizacyjno-ustrojowych. Organizatorzy spotkania – jak powiedział na wstępie prezes Konsystorza prof. dr hab. Jarosław Świderski – chcieli zorientować się z grubsza, czy ewangelicy polscy mogliby zaakceptować stwierdzenia zawarte w tezach i przyjąć je jako wytyczne do współdziałania Kościołów w XXI wieku.

Zanim przedstawimy Czytelnikom kilka wybranych wątków, jakie pojawiły się w dyskusji, proponujemy najpierw lekturę wspomnianych tez. Oto one:

  1. Różnice dogmatyczne występujące dziś pomiędzy trzema polskimiKościołami ewangelickimi nie mają żadnego praktycznego znaczenia. (Chodzi głównie o interpretację sakramentu Wieczerzy Pańskiej i o układ Dekalogu. Autorzy tezy zakładają, że współczesna wiedza o technice procesów myślowych czyni te problemy bezprzedmiotowymi.)
  2. Różnice między trzema Kościołami ewangelickimi dotyczą dziś głównie spraw zwyczajowych i organizacyjno-ustrojowych. W niektórych przypadkach różnice wewnątrz poszczególnych społeczności są nie mniejsze niż między nimi.
  3. U schyłku XX wieku skuteczność i żywotność społeczności religijnych mierzy się aktywnością świeckich członków tych społeczności. Z tego punktu widzenia należy też rozpatrywać celowość bądź niecelowość tendencji zbliżeniowych wewnątrz ewangelicyzmu.
  4. Główną przeszkodą w zjednoczeniu polskiego ewangelicyzmu są jego struktury organizacyjne krajowe, a zwłaszcza międzynarodowe, ale ich istnienie bardziej wzmacnia, niż osłabia ewangelicyzm.
  5. Wspólnota kazalnicy i Stołu Pańskiego wszystkich ewangelików polskich jest osiągnięciem, które trudno przecenić. Należy bez emocji przyjrzeć się ewentualnym korzyściom i stratom wynikającym z dalszego jednoczenia się, kolejno stawiać sobie na tej drodze cele warte osiągnięcia i osiągać je. Pierwszym etapem powinno być stworzenie i pogłębienie związków przyjaźni między parafiami i związków pragmatycznych, nakierowanych na rozwiązywanie konkretnych celów -między strukturami ponadparafialnymi. Wówczas faktyczna jedność, bez względu na jej formę, będzie stanem naturalnym.

Rzecz charakterystyczna, że zaznaczające się podczas dyskusji różnice i podziały w podejściu do zawartej w tezach problematyki wcale nie przebiegały wzdłuż granic konfesyjnych. Obserwatorowi rzuciłaby się w oczy jeszcze jedna prawidłowość, ta mianowicie, że opinie zbieżne wypowiadali najczęściej ludzie świeccy obu wyznań. Jeden z uczestników debaty skomentował żartobliwie ten

fakt, przytaczając wypowiedź prawosławnego patriarchy Athenagorasa: droga do jedności jest prosta – wystarczy wszystkich teologów odizolować na jednej wyspie.

Istniejące między luteranami i reformowanymi historyczne różnice w rozumieniu sakramentu Komunii świętej w najmniejszym stopniu nie przeszkadzają im w praktykowaniu wspólnoty Stołu Pańskiego. Taki wniosek wydaje się być jak najbardziej uprawniony w świetle dyskusji wokół „okrągłego stołu”. Część uczestników uważała nawet, że w ogóle nie należy tych różnic przywoływać, część zaś dowodziła, że nie ma czego przywoływać, gdyż różnice obecnie nie występują, a spory Reformatorów wokół rozumienia sakramentu wynikały wyłącznie z ówczesnego sposobu myślenia. Szanując przeto ich spór i rozejście się, powinniśmy jednocześnie mieć świadomość, że dla obecnego pokolenia ewangelików to już zaszłość, co dobitnie zostało powiedziane w Konkordii leuenberskiej, podpisanej przez Kościoły luterańskie, reformowane i unijne w Europie, do których niebawem mają dołączyć metodyści.

Spośród takich i podobnych głosów wyróżniła się wypowiedź duchownego luterańskiego, który – przeprowadziwszy regularny wykład teologiczny o różnicach w interpretacji sakramentu Komunii świętej przez Lutra, Zwingliego i Kalwina – zakończył swój wywód dość zasadniczo postawionym pytaniem, czy mianowicie „nauka o konsubstancjacji jest dziś do zaakceptowania przez reformowanych”, bo przecież istniejące różnice mają niesamowite znaczenie dla świadectwa”. Kwestia pozostałaby zapewne otwarta, gdyż nikt z reformowanych nie kwapił się z odpowiedzią, gdyby nie głos innego luteranina, także teologa, tyle że świeckiego, który swoją opowieścią dopisał dość zabawną, z życia wziętą puentę do tak postawionego problemu. Otóż jego syn, będący już po konfirmacji, zapytany, jak pojmuje sakrament Komunii świętej, zrobił ojcu dobry, kalwiński wykład na ten temat.

Skoro wspomnieliśmy już o Konkordii leuenberskiej, należy także odnotować głosy domagające się opublikowania jej wreszcie po polsku, a następnie popularyzowania w Kościołach i w końcu adaptowania do naszych krajowych warunków.

Innym wątkiem, jaki interesująco zaznaczył się w dyskusji nad tezami, były sprawy ustrojowo-organizacyjne w naszych Kościołach. Niektórzy uczestnicy skłonni byli bagatelizować występujące różnice, inni natomiast przed tym przestrzegali, przywołując świadectwa historii, które wskazują, że te – z pozoru drugoplanowe czy wręcz marginesowe -sprawy nie jeden raz zadecydowały o niepowodzeniu prób zjednoczeniowych w obrębie polskiego ewangelicyzmu (vide – synod w Toruniu, unia sielecka, wspólny Konsystorz w Królestwie Polskim).

Kontrowersyjne okazało się sformułowanie tezy trzeciej, że „skuteczność i żywotność społeczności religijnych mierzy się aktywnością świeckich”. Jej autorom zarzucono brak sprecyzowania, o jaką aktywność chodzi: czy o spektakularne działania i osiągnięcia ewangelików świeckich na polu zawodowym, społecznym i politycznym, niejako „promujące Kościół', czy też o aktywność rozumianą według kryteriów biblijnych. Zwrócono także uwagę, że powyższe sformułowanie może wskazywać na niedocenianie roli, jaką w dziele budowania żywego Kościoła musi spełniać żywa myśl teologiczna i żywe zwiastowanie Ewangelii przez duchownych. Nie wolno bowiem zapominać, że głównymi niebezpieczeństwami zagrażającymi dziś skuteczności i żywotności Kościoła są: dechrystianizacja i fundamentalizm.

Nie do końca obroniła się teza, że kościelne struktury organizacyjne (zwłaszcza międzynarodowe) stanowią najważniejsze przeszkody w zjednoczeniu polskiego ewangelicyzmu. Dyskutanci wskazywali, że oba światowe ewangelickie związki wyznaniowe, tzn. Federacja Luterańska i Alians Kościołów Reformowanych, wręcz zachęcają do działań mających na celu jedność, także jedność strukturalną tam, gdzie ona jest już dziś możliwa. Wskazywano znacznie poważniejsze przeszkody i różnice, które wyłaniały się w dziejach obu naszych Kościołów, gdy dotykamy, na przykład, sfery polityki i władzy. Także najnowsza historia pokazała, że w obszarze tych spraw polski luteranizm i polski Kościół reformowany poruszają się nie po tych samych drogach.

Do czego zmierzamy? Czy celem jest jedność czy zjednoczenie? Wydaje się, że większość obecnych na spotkaniu ewangelików była zgodna co do tego, że pozostając w starych (dotychczasowych) strukturach i konfesjach jesteśmy w stanie i powinniśmy robić razem to, co dotąd robiliśmy oddzielnie, że potrzebne jest nie tylko przyjazne współistnienie na płaszczyźnie zborów, ale także współpraca między parafiami oraz władzami zwierzchnimi Kościołów, i to w znacznie szerszym zakresie niż dotychczas. Zwłaszcza że oprócz tradycyjnych pól współpracy (diakonia, młodzież, dzieci) otwierają się przed naszymi społecznościami nowe obszary, wymagające skonsolidowanego wysiłku i wspólnego świadectwa. Takim nowym wyzwaniem jest propozycja regularnych audycji w telewizji. Czy nie należałoby powołać w tym celu wspólnej redakcji ewangelickiej, zamiast rozdrobnionymi siłami przygotowywać – każdy Kościół na własną rękę – odrębne audycje? Taki głos – wspólny głos -ewangelickiego nurtu chrześcijaństwa w Polsce zapewne byłby lepiej słyszany i zyskiwałby szerszy rezonans społeczny. Tę ostatnią uwagę należałoby odnieść także do wspólnych wypowiedzi Synodów, lub innych uprawnionych gremiów kościelnych, w ważnych kwestiach życia społecznego czy w sprawach trudnych wyborów moralnych. W ostatnim czasie (50. rocznica wyzwolenia Oświęcimia) zabrakło na przykład oficjalnego stanowiska Kościołów ewangelickich wobec Holocaustu, wobec bolesnych stosunków polsko-żydowskich, wobec chrześcijańskiego antysemityzmu lub antyjudaizmu – zjawisk wcale nieobcych polskim środowiskom ewangelickim. Kiedy ten tekst ukaże się w druku, będzie już wiadomo, czy obradujące w maju, niemal jeden po drugim, dwa Synody ewangelickie i metodystyczna Konferencja Doroczna ogłosiły wspólny dokument zarówno na ten temat, jak i w sprawie całego kompleksu zagadnień, które uzmysławiamy sobie na nowo w związku z 50. rocznicą zakończenia wojny. A może nasze Kościoły znów wybiorą drogi oddzielne lub... zapadną w wygodne milczenie?

Prezentowany tekst nie jest sprawozdaniem z przebiegu obrad ewangelickiego „okrągłego stołu”, lecz jedynie przedstawieniem kilku wybranych tematów, jakie pojawiły się w dyskusji. Kierując się takim kryterium, pragnę na zakończenie przytoczyć jeszcze opinię wyrażoną przez jednego z uczestników, który – jak sam powiedział – nie mógłby się na tej sali znaleźć, gdyby organizatorzy kierowali się wyłącznie formalno--historycznymi zasadami decydującymi o przynależności do ewangelicyzmu. Jako członek Ewangelicznego Zboru „Betel” w Katowicach postulował on, aby tzw. stare Kościoły zechciały rozpocząć proces integracji wszystkich środowisk protestanckich w Polsce, które utożsamiają się z zasadami i dziedzictwem Reformacji. Na pewno nie będzie to droga łatwa, gdyż obciążona m.in. bolesnymi zaszłościami historycznymi, ale pożytki, jakie by przyniosła, warte są zachodu. Po stronie „młodych” Kościołów protestanckich istnieją grupy otwarte na dialog i współpracę, i to one włączą się w pierwszą fazę procesu integracyjnego. Będą to oczywiście elity, ale wszystkie wielkie sprawy rozpoczynały zawsze elity. Wspomniane korzyści płynące ze zbliżenia „starych” Kościołów z „młodymi” to – obok wpływu teologii ewangelickiej na poziom refleksji teologicznej w „młodych” Kościołach – rewitalizacja polskiego ewangelicyzmu i silniejsze niż dotąd jego zaistnienie na gruncie społecznym, także we wspólnym chrześcijańskim świadectwie wobec ważnych spraw publicznych, stanowiącym alternatywę dla wypowiedzi i stanowiska Kościoła rzymskokatolickiego. Taki wspólny głos może być nie tylko usłyszany i dobrze odebrany przez społeczeństwo, może także pomóc wielu ludziom w wyborze systemu wartości i dróg postępowania.

B. St.