Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

5 / 1995

Z ewangelickim chórem studentów ChAT na Litwie i Łotwie

Drugi rok studiuje teologię ewangelicką w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie i drugi rok śpiewam w chórze studentów tej uczelni. Lubię śpiewać, ale niejednokrotnie już przekonałem się, że nasze śpiewanie jest czymś więcej niż przyjemnym przeżyciem artystycznym. Jest modlitwą i świadectwem. Tak czuję to i ja, i moi koledzy, tak odczuwają to nasi słuchacze, o czym kolejny raz przekonaliśmy się w czasie podróży na Litwę i Łotwę (15-23 lutego br.).

Już w zeszłym roku zacząłem marzyć o tym, by z chórem pojechać do mego ojczystego kraju, na Litwę. To marzenie, z pozoru mało realne, w tym roku stało się rzeczywistością – moi koledzy wyrazili chęć odwiedzenia Wilna. Nasze wspólne pragnienie, wsparte życzliwością Konsystorza Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego (która przyjęła całkiem wymierną postać finansowej dotacji) oraz pomocą ze strony warszawskiej parafii ewangelicko-reformowanej, która wpływy z dwóch kolejnych kolekt niedzielnych postanowiła przeznaczyć w całości na pokrycie kosztów naszej podróży – zaowocowało wspaniałą wyprawą na Litwę i Łotwę. Trzeba jeszcze dodać, że zarówno stołeczna parafia reformowana, jak też obie parafie luterańskie przeprowadziły zbiórkę dziecięcej odzieży i zabawek, gdyż w planach podróży chóru przewidziano odwiedziny w litewskim Domu Dziecka, znajdującym się w trudnych warunkach materialnych.

Tymczasem nasze skromne na początku plany bardzo się rozrosły: oprócz Wilna chcieliśmy odwiedzić ewangelickie zbory w Kownie i Birżach, a nasz kolega, Łotysz, Ernest Ivanovs, kusił, że jak będziemy w Birżach, to przecież stamtąd niedaleko już do Rygi...

Tak więc 15 lutego późnym wieczorem nasz autokar błądził wąskimi uliczkami starego Wilna w poszukiwaniu domu akademickiego, gdzie mieliśmy się zatrzymać. Odnaleźliśmy go jednak dopiero na peryferiach miasta, tuż przy paśmie podwileńskich lasów.

Pierwszy dzień pobytu w Wilnie przypadł w święto narodowe. Litwa obchodziła 77-lecie uzyskania niepodległości w 1918 r. Trójkolorowe flagi na ulicach, uroczyste nabożeństwa w kościołach. Wszędzie czuło się nastrój świąteczny, mimo przykrej pogody – zimna, mgły i deszczu. Godziny przed- i popołudniowe poświęciliśmy na zwiedzanie miasta, wizytę w muzeum i spojrzenie na Wilno "z lotu ptaka", czyli z ponad 150-metrowej wieży telewizyjnej, słynnej z dramatycznych wydarzeń, jakie się tu rozegrały w styczniu 1991 roku. Martwiliśmy się, bo do połowy wieża tonęła we mgle, ale nagle mgła ustąpiła, zaświeciło słońce i stolica ukazała się naszym oczom w całej swojej krasie.

Na wieczór wyznaczone zostało spotkanie w parafii ewangelicko-reformowanej, ale wcześniej wstąpiliśmy do ciągle remontowanego kościoła Pracujący tam ludzie nie przerwali swoich zajęć, podczas gdy my śpiewaliśmy dla nich – po polsku i po łacinie – Laudate omnes gentes..., Chwalcie, ludzie, Pana... Było to bardzo wzruszające przeżycie – po raz pierwszy od 1939 r. śpiewał w tych murach ewangelicki chór z Polski.

Na spotkaniu w parafii też było bardzo miło. Wstyd się przyznać, ale o wiele milej, niż się spodziewałem i... obawiałem. Niesłusznie. Moi rodacy i współwyznawcy, przede wszystkim członkowie miejscowego chóru parafialnego, okazali nam wiele serdeczności. Rozmawialiśmy o wielu sprawach, jak się okazało, wspólnie nas interesujących, a język nie stanowił żadnej przeszkody, bo mówiliśmy po polsku, rosyjsku, angielsku, niemiecku – jak tam kto potrafił, i jakoś dogadywaliśmy się. Śpiewaliśmy, bawiliśmy się w różne gry narodowe, a nawet tańczyliśmy. Pod koniec spotkania niespodziewanie pojawił się... ks. bp Zdzisław Tranda. Przyjechał z Warszawy z braterską wizytą do Kościoła Ewangelicko-Reformowanego na Litwie, a przy okazji przywiózł naszego dyrygenta, Ireneusza Lukasa, który, złożony ospą wietrzną, nie mógł wraz z nami wyjechać z Warszawy.

Następnego dnia odwiedziliśmy remontowany kościół luterański w Wilnie. Tu także byliśmy pierwszymi, którzy zaśpiewali po polsku od czasu wojny.

Trzeciego dnia daliśmy koncert na Uniwersytecie Wileńskim i w rzymskokatolickim kościele pw. św. Jana Ewangelisty i św. Jana Chrzciciela. Ku naszemu miłemu zaskoczeniu w kościele oprócz katolików zobaczyliśmy naszych znajomych z kościołów ewangelickich. Przyszli także prawosławni. Przyjmowano nas wszędzie bardzo ciepło. Nasze występy – zarówno na Uniwersytecie, jak i w kościele – rozpoczynaliśmy starą ewangelicką pieśnią litewską (po litewsku oczywiście), co słuchacze przyjmowali z wielkim wzruszeniem. Śpiewaliśmy na chwałę Panu, a nie sobie, i widać było, że wszyscy tak to przyjmowali.

Po występie w kościele katolickim tamtejszy młody proboszcz, ks. E. Merkys, zaprosił nas do siebie na herbatę i długo z nami rozmawiał – podkreślał, jak wspaniałą rzeczą jest, gdy ludzie różnych narodowości i różnych wyznań mogą, za sprawą Ducha Świętego, jednoczyć się w modlitwie. Ekumenia na Litwie nie jest jeszcze praktykowana na taką skalę jak w Polsce.

W niedzielę, 19 lutego, byliśmy w Kownie. Żałowaliśmy, że tak krótko mogliśmy przebywać w Wilnie, bo nie zdążyliśmy nawet porządnie obejrzeć miasta, tylko to, co najważniejsze – Ostrą Bramę, cmentarz na Rossie... Ale w Kownie na nas czekano: uczestniczyliśmy w nabożeństwie w kościele ewangelicko-reformowanym, a po nabożeństwie daliśmy koncert. Koncertowaliśmy także w kościele luterańskim.

Odczuwaliśmy już zmęczenie tym tournee, ale serdeczność, jaką okazywali nam ludzie, oraz nasze i ich modlitwy sprawiły, że znaleźliśmy dość sił, by pojechać dalej – do Birż. Również i tam mogliśmy gorąco śpiewać w nie ogrzanym, wyziębionym kościele ewangelicko-reformowanym. Był dzień powszedni, poniedziałek, a mimo to do kościoła przyszło stosunkowo dużo ludzi – głównie starych i dzieci. Większość ludzi w średnim wieku była bowiem w pracy. W czasie naszego występu widzieliśmy w wielu oczach łzy, a gdy zaśpiewaliśmy Modlitwę o pokój, słuchacze wstali i – podobnie jak w Wilnie i Kownie – na stojąco modlili się z nami słowami tej pieśni.

Tego samego dnia pojechaliśmy do Domu Dziecka w Madeikiai, gdzie przekazaliśmy dary od warszawskich ewangelików i... dalej w drogę! Wieczorem powitaliśmy Rygę. Tu zaopiekowali się nami ewangelicy z parafii pw. Marcina Lutra, macierzystego zboru naszego kolegi Ernesta. Gospodarzom odwdzięczyliśmy się śpiewem. Śpiewaliśmy także podczas wizyty na Wydziale Teologii Ewangelickiej Uniwersytetu Ryskiego. Ostatni nasz występ odbył się w kościele anglikańskim na pięknej Starówce ryskiej.

23 lutego, rankiem, opuszczaliśmy stolicę Łotwy, by przez Litwę wrócić do Polski. Z moimi kolegami rozstałem się jednak w Poniewieżu, gdyż chciałem ostatnie dni przerwy semestralnej spędzić w domu. Po drodze rozmyślałem sobie, jak to przyjemnie być ze swoimi wśród swoich i jak to pięknie, że marzenia się spełniają. Wierzę, wiem to na pewno, że przyjdzie taki czas, gdy wszyscy będziemy razem, swoi wśród swoich, jak modlił się o to nasz Pan, Jezus Chrystus. On chce, abyśmy byli jedno...

Rimas Mikalauskas
[Autor jest Litwinem, członkiem Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. Studiuje teologię ewangelicką w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie – red.]