Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

4 / 1995

Z PRASY

Obraz zła, wszelkiego zła, nie byłby pełny bez dobra, które to zło przezwycięża. Dzieje się to zawsze w konkretnym człowieku. Przebaczyć zło może ten, kto ma co przebaczyć, kto został skrzywdzony i poniżony, kto stał się ofiarą drugiego człowieka. Właśnie on ma największe prawo, by udzielić daru przebaczenia. Pisze o tym o. prof. Wacław Hryniewicz OMI w rozważaniu na temat pojednania Pokój ludziom złej woli („Znak” nr 476).

Przebaczenie jest jedną z najtrudniejszych rzeczy, bo ma moc odmienić słabość i zło, bo w jakimś sensie ratuje i duszę przebaczającego, i duszę jego krzywdziciela. I jak niewyobrażalny i niepojęty bywa stopień, do jakiego człowiek jest zdolny otworzyć się na zło i je emanować, tak samo niepojęta bywa zdolność do pokonania go i wybaczenia. Chociaż nie zawsze spotyka się ze skruchą. Dla chrześcijan symbolem i dowodem prawdy o zba wiennej sile przebaczenia jest Ofiara i Zmartwychwstanie. Ale nie wszyscy chrześcijanie potrafią lub chcą wybaczyć, a dar przebaczenia nie wypływa tylko z zasad chrześcijańskich czy w ogóle religijnych. Są ludzie, którzy w świetle przeżyć własnych i swoich bliskich lub bliźnich przebaczenia odmawiają, i tacy, którzy wielkodusznie chcą – i sami potrzebują – go udzielić.

Wybaczenie udzielone sprawcy przez osobę, wobec której zawinił, ma inny wymiar niż, by tak rzec, dane hurtowo, w imieniu, a czasem ponad głowami ofiar. Jeden głos brzmi czasem donośniej i przenikliwiej niż, także ważne, oświadczenia składane w imieniu milionów czy całych narodów.

O. Hryniewicz, zastanawiając się, czy można wybaczyć Oświęcim i Kołymę, uważa, że odpowiedź leży ”w najszlachetniejszych porywach i odruchach ludzkiego serca. Pokrzywdzony i poniżony człowiek jest zdolny do przebaczenia już tutaj, na ziemi, w mroku wiary. [...] Świadczą o tym przejmujące modlitwy ludzi prześladowanych i udręczonych nadmiarem cierpienia”. Modlitwa, szczególnie taka modlitwa, odsłania prawdziwe wnętrze człowieka, a nie jest tylko świadectwem racjonalnej myśli, kalkulacji lub deklamowaniem prawd wiary. I dlatego ”stanowi niezwykłe »miejsce teologiczne«, tym bardziej wartościowe, że wyrosłe w konkretnej sytuacji krzywdy i cierpienia”.

Taka jest bezimienna żydowska modlitwa, pisana w obliczu śmierci, a znaleziona po wojnie w archiwach jednego z niemieckich obozów. Pieczołowicie przechowywana, wydana została po raz pierwszy przed dziesięcioma laty. Oto ona w przekładzie o. Hryniewicza: „Pokój wszystkim ludziom złej woli! Niech będzie położony kres wszelkiej zemście, wszelkim wezwaniom do karania i odwetu. Przestępstwa przekroczyły wszelkie miary i granice ludzkiego pojmowania. Zbyt wielu jest męczenników.

Dlatego, o Panie, nie kładź naszych cierpień na wadze Twej sprawiedliwości i nie obciążaj nimi katów, aby nie zostali pociągnięci do straszliwej odpowiedzialności. Odpłać im inaczej. Nie! Policz na korzyść katów, donosicieli, zdrajców i wszystkich złych ludzi całe męstwo i duchową siłę innych, ich pokorę, ich podniosłą godność, ich nieustanne wewnętrzne cierpienie, ich niezłomną nadzieję, ich uśmiech osuszający łzy, całą ich miłość, wszystkie ich udręczone serca, które pozostały silne i pełne ufności w obliczu śmierci, a nawet w samej śmierci. Tak, nawet w chwilach największej słabości!

Wszystko to, o Panie, niech będzie policzone przed Tobą dla odpuszczenia grzechów – jako okup, dla zwycięstwa prawdy. Niech będzie policzone przed Tobą wszystko, co dobre, a nie co złe! A w pamięci naszych wrogów niech pozostaniemy nie jako ich ofiary, nie jako koszmar, nie jako przerażenie w obliczu upiorów, lecz jako pomocnicy w ich dążeniu do wyzwolenia się z opętania spowodowanego zbrodniczymi namiętnościami, którzy tylko tego od nich oczekują.

Kiedy zaś wszystko się skończy, niech będzie nam dane żyć jak ludziom wśród ludzi. I niech na naszej biednej ziemi zapanuje znów pokój – dla ludzi dobrej woli i dla wszystkich innych”.

Renata Kopczewska w  reportażu Nie był jak doktor Mengele („Polityka” nr 9) opowiada historię Ewy Mozes Kor, która jako mała dziewczynka trafiła wraz z rodziną do Oświęcimia z Węgier. Wszyscy oprócz niej i jej siostry bliźniaczki zginęli od razu, dziewczynki zaś stały się przedmiotem eksperymentów osławionego dr. Mengelego. Ewa Kor przeżyła wszczepioną chorobę dzięki woli życia i pożywieniu, którym dzieliła się z nią Miriam. Po wojnie oddała chorej siostrze swoją nerkę.

Przyjechała do Oświęcimia w 50. rocznicę wyzwolenia obozu, aby ogłosić „swoją prywatną amnestię [...]: pięćdziesiąt lat to więcej niż dość (...) pora uzdrowić nasze dusze, pora przebaczyć, choć nie zapomnieć (...) Tu, z Oświęcimia, ślę światu przesłanie pokoju, nadziei, przebaczenia i uzdrowienia”. Te słowa wypowiadała wielokrotnie w imieniu własnym, ale podpisali się pod nimi także inni członkowie założonej przez nią organizacji „Candles” (Świece), skupiającej ludzi, którzy jako dzieci przeżyli Oświęcim.

„Dla Ewy Kor druga podróż do Oświęcimia to ostatni etap w jej dochodzeniu do oczyszczenia – innych z ich win, jej samej zaś z koszmaru. Jeszcze kilka lat temu nie mogła znieść absurdalnie radosnego Halloween (amerykańskich zaduszek), kiedy to rozbawieni przebierańcy budzili duchy najbliższych. Chodziła po sąsiadach, prosiła, żeby omijać jej dom. Nie rozumieli, o co jej chodzi. Wreszcie ktoś zaproponował, żeby mówiła o tym w szkołach – sama lepiej trafi do dzieci...” Tak powstały „Candles”.

W Oświęcimiu Ewa Kor spotkała dr. Hansa Müncha. Jako młody lekarz użył „wpływów i znajomości, wstąpił do SS, dostał skierowanie do Oświęcimia” jako bakteriolog. Dzięki uprzywilejowanej pozycji uniknął pracy na rampie kolejowej – nie dokonywał selekcji. Na prośbę żydowskich lekarzy, którym dawał lekarstwa i jedzenie, ratował Żydówki, ofiary eksperymentów medycznych dr. Mengelego. Na powojennym procesie oświęcimskich lekarzy w Krakowie był jedynym, którego uniewinniono. Świadczyły za nim własnym życiem uratowane przez niego kobiety. Dr Münch, dziś 84-letni, nie pamięta Ewy Kor ani ona jego. To ona trafiła na jego nazwisko, wertując dokumenty w poszukiwaniu opisów koszmarnych eksperymentów medycznych (informacji niezbędnych do prawidłowego leczenia ofiar). Spotkali się w byłym obozie, gdzie podali sobie ręce i gdzie dr Münch podpisał „oświadczenie świadka, jakim był, że w Oświęcimiu i Brzezince naprawdę gazowano ludzi i naprawdę palono w krematoriach. Bo nie cały świat o tym wie i nie cały świat w to wierzy”. To spotkanie było możliwe dzięki temu, że istnieje potęga silniejsza niż zło.

Oprac. mok