Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

4 / 1995

Z przyczyn technicznych (długość cyklu wydawniczego) dopiero teraz piszemy o 50. rocznicy wyzwolenia obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Informację o dwudniowych obchodach oraz fragmenty przemówienia ks. bp. Klausa Engelhardta, przewodniczącego Rady Ewangelickiego Kościoła Niemiec (EKD), zamieszczamy w „Przeglądzie ekumenicznym”, a w rubryce „Z prasy” omawiamy dwa teksty – ze „Znaku” i „Polityki” – które mówią o zdolności do przebaczania. Ma ono moc przemienić zło w dobro i uratować duszę przebaczającego i duszę krzywdziciela. Poniższy artykuł natomiast, inspirowany ważnymi wypowiedziami Kościoła rzymskokatolickiego z okazji tej rocznicy, porusza kilka problemów w stosunkach między polskimi chrześcijanami i Żydami – redakcja.

NA MARGINESIE 50. ROCZNICY WYZWOLENIA OBOZU ZAGŁADY W OŚWIĘCIMIU-BRZEZINCE

nie zdołałem ocalić
ani jednego życia

nie umiałem zatrzymać
ani jednej kuli
więc krążę po cmentarzach
których nie ma
szukam słów
których nie ma
biegnę

na pomoc nie wołaną
na spóźniony ratunek
chcę zdążyć
choćby poniewczasie

[Wiersz bez tytułu z tomiku Jerzego Ficowskiego Odczytanie popiołów]

 

Auschwitz czy Oświęcim?

O Polakach – więźniach i ofiarach Oświęcimia – mówi się u nas i pisze z reguły używając polskiej nazwy miejscowości, w której naziści zlokalizowali obóz koncentracyjny. Gdy jednak jest mowa o obozie masowej zagłady, w którym ginęli polscy i europejscy Żydzi, przeważa nazwa Auschwitz-Birkenau (po części dlatego, że powszechnie występuje w historiografii). Wybór takiego nazewnictwa jest jednak często świadomy i podkreśla całkowitą obcość tego, bez pytania wszczepionego w polską tkankę, odrażającego tworu będącego efektem rasistowskiej ideologii, która dążyła do stworzenia świata bez zła – bez Żydów. Oznacza też sprzeciw wobec powtarzanych na Zachodzie i za Oceanem twierdzeń, że hitlerowcy założyli obozy zagłady na ziemiach polskich, bo panował tu klimat sprzyjający eksterminacji europejskiej społeczności żydowskiej, ponieważ Polacy wysysają antysemityzm z mlekiem matki (stąd krzywdzące określenie „polski obóz koncentracyjny”).1 Ta ostatnia opinia nie jest oczywiście powszechna; znający realia okupacyjne przyznają, że Polacy znacznie rzadziej niż inni przyczyniali się do mordowania Żydów (chodzi o fakt, a nie o usprawiedliwienie) i że największa, ponad trzytysięczna grupa uhonorowanych medalem „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata” za uratowanie życia jednego choćby Żyda – to właśnie Polacy.

Symbol polski, symbol żydowski

Jak wynika z badań opinii publicznej, przeprowadzonych na zlecenie Komitetu Organizacyjnego obchodów, 47% rodaków uważa Oświęcim za miejsce martyrologii Polaków, a zaledwie 8% za symbol zagłady Żydów, których wśród ofiar Oświęcimia jest co najmniej 90%. Historycy o tym mówią i piszą, ale wiedza ta jeszcze upowszechniona nie została. Sądzić by można, że łatwo temu zaradzić, ale od suchych danych o liczbie zamordowanych Żydów o wiele bardziej telegeniczne i propagandowo użyteczne są happeningi rabina Abrahama Weissa.

Tymczasem trzeba uszanować lub chociaż przyjąć do wiadomości, że dla Żydów i w oczach Zachodu Oświęcim, a zwłaszcza Oświęcim-Brzezinka, symbolizuje właśnie zagładę Żydów (Szoah, Holocaust). Stąd biorą się oczekiwania, by Polska przywróciła ofiarom właściwe miejsce, żeby prawdzie stało się w końcu zadość. Rozgoryczenie Żydów wywołuje poczucie zawłaszczenia przez Polaków i chrześcijaństwo (w tym wypadku Kościół katolicki) tego największego żydowskiego cmentarza bez grobów, miejsca świętego i przeklętego zarazem. Powoli zmienia się wprawdzie utrzymana w duchu internacjonalistyczno-zbowidowskim ekspozycja oświęcimska, w której jeszcze w 1990 r. nie było prawie informacji o Żydach, ale pozostaje drugi wymiar – postawa chrześcijan.

Konflikt wokół oświęcimskiego Karmelu wynika z uwrażliwienia obu stron na co innego oraz z różnic we wrażliwości indywidualnej. Gdyby nawet obolałe stosunki polsko-żydowskie można było porównać do beczki miodu, to i tak wystarczy kropla dziegciu, by je zepsuć (np. postawa matki przełożonej Karmelu, która dopiero na pisemne polecenie papieża opuściła sporny budynek).

Symboliczni męczennicy

Symbolem chrześcijańskiego męczeństwa i ludzkiej godności w piekle Oświęcimia obwołano św. Maksymiliana Kolbego. Włożono wiele trudu w wykazanie, że „nie byt antysemitą w obiegowym sensie tego słowa”2. Jeśli nawet, to czy usprawiedliwia go to, że jego postawa była motywowana nie rasistowsko, ale religijnie, a poglądami na społeczno-ekonomiczne stosunki Polaków i Żydów nie różnił się zbytnio od stanowiska ówczesnej prasy katolickiej i prymasa Augusta Hlonda? Usprawiedliwia go o tyle, że antyjudaizm (to ma na celu zabieg semantyczny, jakim jest sformułowanie „antysemityzm w znaczeniu nieobiegowym”) chroni go przed postawieniem obok nazistowskich wyznawców rasistowskiego antysemityzmu i jego własnych oprawców. (W tekstach o stosunkach chrześcijańsko-żydowskich pojawia się też czasem przykład antyjudaizmu Marcina Lutra. Poglądy w tej kwestii są jednak akurat tą dziedziną rozważań reformatora, od której luteranie się odcięli.3)

Drugim symbolem chrześcijańskiego męczeństwa w Oświęcimiu, choć postacią mniej znaną, jest pochodząca z Wrocławia błogosławiona Edyta Stein, żydowska konwertytka, karmelitanka, którą siostry zakonne w Kolonii przekazały hitlerowcom na rozkaz wydania Żydów. Znajomy Żyd z pewną goryczą skonstatował, że przełożeni widać nie cenili jej – wybitnej teolożki i filozofa – specjalnie, bo nie uczynili nic, by ją uratować, w porę wysyłając do Rzymu. Z punktu widzenia wielu Żydów osobista szlachetność i zasługi br. Edyty Stein nie przesłonią faktu, że porzuciła ona wiarę praojców, za którą zginęło tylu jej współbraci według więzów krwi. Nadal symbolizuje ona jeszcze inne zjawisko, to mianowicie, że konwersja na chrześcijaństwo nie chroni chrześcijanina żydowskiego pochodzenia przed antysemityzmem w Kościele i społeczeństwie.

Wybór tych dwojga męczenników, będący oczywistym prawem Kościoła rzymskokatolickiego, pełni funkcje wychowawcze wobec wspólnoty wiernych i jest świadectwem wobec reszty świata, ale może być też odbierany jako pewna nie-delikatność, zwłaszcza w świetle szeroko reklamowanego dialogu z judaizmem.

Ponadto Żydów, czego Polacy chyba nie rozumieją lub nie chcą choćby przyjąć do wiadomości, razi obecność w tym obozie symboliki chrześcijańskiej, kojarzącej się im raczej boleśnie. Stali się bowiem ofiarami wypaczenia sensu Krzyża przez podłych ludzi, którzy się z tym znakiem utożsamiali. Co nie znaczy, że wszyscy Żydzi żądają usunięcia krzyży, figur czy świętych obrazów; realiści wiedzą, że wywołałoby to niezrozumienie i falę reakcji antysemickich. Oczekują raczej elementarnej kultury i poszanowania ich wrażliwości, np. żeby wycieczki szkolne nie ganiały po obozie jak po parku (na Powązkach również byłoby to niemile widziane). Nie wszyscy też uznają Auschwitz-Birkenau za własność żydowską; należy on do całej ludzkości jako wieczny znak pamięci i przestrogi. Mówili o tym w Oświęcimiu jego więźniowie: przewodniczący Knesetu Szewach Weiss i noblista Elie Wiesel.

Dwaj nie mówią tego samego – nie chcą czy nie mogą?

Czy należy ubolewać, że biskupi polscy i niemieccy nie wydali wspólnego oświadczenia, nad którym od pół roku trwały prace? Znane są tylko argumenty przeciwne temu projektowi. W polskim Episkopacie przeważył pogląd, że wspólne oświadczenie zostałoby przez część światowej opinii publicznej odebrane jako przyznanie się Polaków do współudziału i współpracy w realizacji Endlösung – „ostatecznego rozwiązania” kwestii żydowskiej, jak eufemistycznie i kamuflująco naziści nazwali zbrodniczy projekt zagłady Żydów europejskich.

Podobny ton zabrzmiał w wypowiedzi ks. bp. Karla Lehmanna, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Niemiec, dla Polskiego Radia:”...Władze narodowo-socjalistyczne skalały swoimi zbrodniami również obcy kraj, który opanowały przemocą. [...] Nie ma jednak żadnej wątpliwości, że przestępstwa zaplanowane były w Niemczech i że Niemcy ponoszą za nie odpowiedzialność. Na Polskę nie może paść żaden cień, bo Polska nie była w stanie zatrzymać diabelskiej machiny śmierci, która działała na jej terytorium, [...j Prosimy naród polski o przebaczenie za poniesione ofiary i za hańbę, jaka została rzucona z racji tych przestępstw na jej terytorium. [...] Z całą świadomością nie ogłosiliśmy wspólnego oświadczenia. Jest rzeczą prawie niemożliwą powiedzieć proste słowo »my« w obliczu takich przestępstw. Nie chcielibyśmy zatrzeć zupełnie różnych wymiarów odpowiedzialności przez kompromisowo dobrane wspólne słowa. Polacy nie potrzebują wyznania winy, do czego my jesteśmy zobowiązani. Nie chcemy też przez wspólne oświadczenie sprawiać wrażenia, jakby ofiary tamtego czasu były zbyt blisko sprawców swoich nieszczęść” [podkr. -M.K.].

Jeśli coś było „prawie” niemożliwe, to możliwe jednak było i tę możliwość podczas półrocznych prac nad dokumentem rozważano, a wyrażenie „zupełnie różne wymiary odpowiedzialności” znaczy, iż odpowiedzialność, choć diametralnie odmienną, ponoszą obie strony. Istniała jednak obawa, że kompromis w negocjacjach nad doborem słów stępi ostrze świadectwa. A przecież to świadectwo o postawie chrześcijan wobec Żydów – w czasach pogardy i dziś – musi być odważne i uczciwe. Czy właśnie niebezpieczeństwo zaprzepaszczenia wyrazistości tego wyznania, a nie obawa Polaków o dobre imię, skłoniło obie strony do oddzielnych oświadczeń?

Jeżeli tak, to wynika stąd ważne wyzwanie. Skoro uznano, że wspólne świadectwo nie jest możliwe, to osobne stanowiska (nie ponoszące uszczerbku wskutek wspomnianego kompromisu) tym bardziej powinny tym wymaganiom sprostać. Oświadczenie Stałej Rady Niemieckiej Konferencji Biskupów czyni im zadość, ale Niemcy są, paradoksalnie, w lepszej – jednoznacznej – sytuacji. O-świadczenie polskie, wydane nie przez Konferencję Episkopatu Polski, lecz przez Komisję ds. Dialogu z Judaizmem, tak jednorodne nie jest. Nosi wyraźne znamiona innego kompromisu – wynikającego z wewnętrznej, polskiej debaty nad stosunkiem Kościoła i katolików do Holocaustu.

Jednoznaczna postawa

Cokument niemiecki nie pierwszy raz jasno stwierdza odpowiedzialność Niemców za Holocaust: „antyżydowska postawa istniała [...] również w sferze kościelnej. Przyczyniła się ona do tego, że chrześcijanie w latach Trzeciej Rzeszy nie okazali należytego sprzeciwu wobec rasistowskiego antysemityzmu. Na katolikach ciąży wiele win. Nierzadko dawali się uwieść ideologii narodowego socjalizmu i zachowywali obojętność wobec zbrodni przeciw mieniu i życiu Żydów. Inni pomagali w dokonywaniu zbrodni lub sami stali się zbrodniarzami, [...j Uczciwość naszej woli odnowy zależy także od przyznania się do tej winy i od gotowości wyciągnięcia bolesnej nauki z historii win naszego kraju i naszego Kościoła [...]. Prosimy naród żydowski, by zechciał usłyszeć to słowo nawrócenia i woli odnowy”.

Powiedziano też dobitnie: „Antysemityzm jest »grzechem przeciw Bogu i ludzkości'«, jak wielokrotnie mówił papież Jan Paweł II. W Kościele nie może być miejsca i przyzwolenia na wrogość wobec Żydów. [...] Tam, gdzie ujawnia się taka postawa, istnieje obowiązek publicznego i dobitnego sprzeciwu”. Pod tymi słowami, a przede wszystkim pod tym, do czego nas one zobowiązują, mogliby podpisać się wszyscy chrześcijanie.

Przypomnienie faktów

Dokument wydany przez Komisję Episkopatu Polski ds. Dialogu z Judaizmem przytacza rzeczywiste dane o ofiarach (ponad milion Żydów, 70-75 tys. Polaków, 21 tys. Cyganów, 15 tys. Rosjan i 10--15 tys. innych narodowości) dodając, że „Żydzi uważają ten obóz za symbol całkowitej zagłady swojego narodu” i że traktowanie go przez komunistów „wyłącznie w kategoriach antyfaszystowskiej walki[...] nie sprzyjało odzwierciedleniu prawdy o rozmiarach eksterminacji Żydów”.

Raj utracony

Sporą część tekstu zajmuje skrócone ujęcie stosunków polsko-żydowskich do 1939 r.: „Wypędzani z krajów Europy Zachodniej Żydzi znajdowali schronienie w Polsce. Toteż w ich oczach Polska często uchodziła za »paradisus Judaeorum«, bo tu właśnie mogli żyć zgodnie ze swoimi obyczajami, swoją religią i kulturą”. Stosunki pogorszyły się w czasie rozbiorów (nie wspomniano o pretensjach Polaków wobec Żydów: brak patriotyzmu, zruszczanie się lub zniemczanie), a gdy po 1918 r. Polska „poszukiwała kształtu własnej tożsamości, wyłoniły się nowe pola napięć, mające podłoże natury psychologicznej, ekonomicznej, politycznej, a także religijnej, ale nigdy rasowej. Pomimo antysemityzmu niektórych kręgów jeszcze na krótko przed wybuchem II wojny światowej, gdy nasilały się represje Hitlera, właśnie Polska przyjęła z Niemiec tysiące Żydów”.

Jak to z uogólnionymi ujęciami bywa, gubią się w nich niuanse. Polska, która wspierała syjonizm i emigrację żydowską, niechętnie przyjęła Żydów polskiego pochodzenia, których Niemcy deportowali licząc na planowane pozbawienie ich polskiego obywatelstwa4. Także stanowcze zaprzeczenie, że konflikt polsko--żydowski nie miał nigdy rasowego podłoża, nie jest ścisłe5, a w kontekście całego oświadczenia służy podkreśleniu, że Polaków nic nie łączyło z nazistami, którzy kierując się rasizmem przystąpili do eksterminacji Żydów.

Postawy Polaków

Mimo groźby kary śmierci dla całej rodziny byli ludzie, którzy z poświęceniem ratowali Żydów, a „tysiące nagrodzonych” po wojnie medalem Jad Waszem to nie wszyscy, którzy pomocy udzielali. Ale polskie oblicze miało też drugą stronę: „byli również tacy, którzy dopuścili się czynów niegodnych chrześcijanina, którzy szantażowali, a niekiedy nawet wydawali ukrywających się Żydów w ręce niemieckie. Niczym nie można usprawiedliwić takiej postawy, choć nieludzki czas wojny i okrucieństw hitlerowskich powodował, że niekiedy sami Żydzi tropieni przez okupanta byli zmuszeni do oddawania swoich braci w ręce nazistowskich zbrodniarzy”. Mamy tu do czynienia ze znaczącym przykładem rozdarcia: stanowczemu stwierdzeniu, że nic polskich szmalcowników i denuncjatorów nie usprawiedliwia, przeczy bowiem dalszy ciąg zdania. Zacytowano jednak dalej urywek listu pasterskiego z 1991 r. o obojętności Polaków na tragedię i o tym, że katolicy, „którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do śmierci Żydów”, będą „na zawsze wyrzutem sumienia także w wymiarze społecznym”.

Dzieło niemieckiego nazizmu

Auschwitz, którego twórcami byli naziści niemieccy, a nie Polacy,[a] w następstwie wszystko, co ten obóz zagłady symbolizuje, to rezultat ideologii narodowego socjalizmu, który też nie zrodził się na polskiej ziemi. [...] Istniała dramatyczna wspólnota losów Polaków i Żydów polegająca na zniewoleniu i bezwzględnej eksterminacji, jednakże to właśnie Żydzi stali się ofiarami nazistowskiego planu systematycznej i całkowitej likwidacji”. Słowem, jedni i drudzy – choć nie w jednakowym stopniu – byli ofiarami. Tragiczna ironia polega na tym, że ofiary zazwyczaj są naturalnymi sojusznikami, co aż prosi się o solidarność. To, że tak się nie stało, jest częścią owego „cienia” (lub „brzemienia”) wiszącego nad polską ziemią, o którym wspominają wszystkie oświadczenia, choć być może rozumieją to inaczej. Ponadto w świadomości żydowskiej nie istnieje poczucie „wspólnoty losu” – z racji nieproporcjonalności poniesionych ofiar oraz właśnie dlatego, że tylu Polaków patrzyło obojętnie, a nierzadko z zadowoleniem, że oto załatwiona zostaje bez ich udziału „kwestia” żydowska...

Antysemityzm i antypolonizm

Pół wieku, jakie upływa od wyzwolenia KL Auschwitz-Birkenau, zobowiązuje nas do wypowiedzenia wyraźnego sprzeciwu wobec wszelkich przejawów deptania człowieczej godności, rasizmu, antysemityzmu, ksenofobii i antypolonizmu.” Antypolonizm jednak to nie tyle odmiana ksenofobii, ile reakcja na antysemityzm Polaków. I choć jest przez nas odbierany jako krzywdzący, nie da się porównać z dwoma innymi uprzedzeniami, rasizmem i antysemityzmem, które doprowadziły do potwornej zbrodni i rzeczywiście były „deptaniem człowieczej godności”.

Wytyczne przezwyciężenia Auschwitz

Żyjąc w kraju naznaczonym brzemieniem straszliwego wydarzenia nazwanego Szoah za Edytą Stein [...] powtarzamy: Nienawiść nigdy nie będzie miała w świecie ostatniego słowa”. Gwarantuje to wychowanie „w duchu wzajemnego poszanowania, tolerancji i miłości zgodnie z zaleceniami zawartymi we wskazówkach do właściwego przedstawienia Żydów i judaizmu w głoszeniu Słowa Bożego i katechezie Kościoła katolickiego”.

Lęk przed strażnikiem-kretem

Spójrzmy na orędzie Komisji w świetle eseju prof. Jana Błońskiego Biedni Polacy patrzą na getto. Opublikowany przed ośmiu laty w „Tygodniku Powszechnym”, wywołał burzę inwektyw i polemik. Teraz ukazał się wraz z pokrewnymi esejami w książce pod tym samym tytułem.6 Pozostał aktualny, a rozmaite wydarzenia dowodzą słuszności jego diagnozy (np. furia, jaką wzbudził artykuł nt. przypadków mordowania Żydów przez AK7). Dowodem przenikliwości oceny naszej podświadomości jest też oświadczenie Komisji ds. Dialogu z Judaizmem.

Odwołując się do poezji Czesława Miłosza, Błoński przypomina o obowiązku oczyszczenia rodzimej ziemi, skrwawionej i zbezczeszczonej. To właśnie owo skalanie, jej hańba z racji Zagłady, o czym mówił bp Lehmann. I choć na Polskę „nie może paść żaden cień, bo Polska nie była wstanie zatrzymać diabelskiej machiny śmierci”, to jednak znamię zostało odciśnięte. Krew Żydów, którzy przez wieki mieszkali obok nas, pisze Błoński, „została na ścianach, wsiąkła w ziemię, czy chcemy, czy nie. Wsiąkła w naszą pamięć, w nas samych. Więc nas samych musimy oczyścić, czyli zobaczyć siebie wprawdzie. Bez tego dom, ziemia, my sami pozostaniemy zbrukani”. Nie jest to ani łatwe, ani przyjemne.

Wiersz Miłosza Biedny chrześcijanin patrzy na getto zawiera przerażający obraz świata po zagładzie: zburzonego miasta, szczątków ludzi i ich dobytku. W ziemi drąży tunel tajemniczy „strażnik-kret [...]. Dotyka ciał pogrzebanych, liczy, przedziera się dalej [...]. Cóż powiem mu ja, Żyd Nowego Testamentu,/ Czekający od dwóch tysięcy lat na powrót Jezusa?/Moje rozbite ciało wyda mnie jego spojrzeniu/1 policzy mnie między pomocników śmierci:/Nieobrzezanych.” W reakcjach wielu Polaków -zarówno w okrzykach o „dawaniu posłuchu antypolskiej propagandzie”, jak i w mozolnym tłumaczeniu, że nie jesteśmy narodem antysemitów – kryje się ów lęk. Nieuświadomiony lub spychany w podświadomość. Nie chodzi o to, że Polacy są odpowiedzialni za ludobójstwo. „Można być współwinnym – mówi Błoński – nie biorąc udziału w zbrodni. Najpierw przez zaniechanie czy przeciwdziałanie niedostateczne. A kto może powiedzieć, że było ono w Polsce dostateczne? Właśnie dlatego, że dostateczne nie było, składamy hołd i otaczamy czcią tych wszystkich, którzy to heroiczne ryzyko podjęli...Ale choć dziwnie to zabrzmi, niewykluczone, że ta współ-wina przez zaniechanie jest mniej istotna dla naszego problemu. Gdybyśmy bowiem – w przeszłości – postępowali mądrzej, szlachetniej, bardziej po chrześcijańsku... ludobójstwo byłoby zapewne »mniej do pomyślenia«, byłoby prawdopodobnie utrudnione, a już niewątpliwie spotkałoby się ze znaczniejszym oporem. Inaczej mówiąc, nie zaraziłoby obojętnością i zdziczeniem społeczeństwa (społeczeństw), w których przytomności miało miejsce”.

Poczucie winy istnieje i dlatego pytanie o moralną odpowiedzialność odsuwamy od siebie jako skandaliczne. „Przecieśmy nie stanęli po stronie morderców. Przecież sami byliśmy następni w kolejce do pieca. Przecież – nie najlepiej, ale jednak – jakoś z tymi Żydami współżyliśmy, oni zaś także nie byli w naszych sporach bez winy. [...] Ta troska o »dobre imię« jest stale obecna w prywatnych – a bardziej jeszcze w publicznych – wypowiedziach. Dowodzi to, że rozważając przeszłość, chcemy z tych rozważań wyciągnąć moralny zysk. Nawet wtedy, kiedy potępiamy, chcemy sami stanąć ponad – czy poza – potępieniem. [...] Chcemy być także – i tylko – ofiarami...”'Stąd wynika podkreślanie (także w oświadczeniu Komisji), że nigdy nie byliśmy zarażeni rasistowskim antysemityzmem, że również nas systematycznie likwidowano (inteligencja, duchowieństwo).

Trzeba jednak, mówi dalej Błoński, „przestać się bronić, usprawiedliwiać, targować. Podkreślać, czego nie mogliśmy zrobić, za okupacji czy dawniej. Zrzucać winę na uwarunkowania polityczne, społeczne, ekonomiczne. Powiedzieć najpierw: tak, jesteśmy winni. Przyjęliśmy Żydów do naszego domu, ale kazaliśmy im mieszkać w piwnicy. [...] Wreszcie straciliśmy dom i w tym domu okupant zaczął Żydów zabijać. Czyśmy im solidarnie pomogli? Ilu z nas uznało, że to nie ich rzecz! Pomijam zwykłych zbójów; myślę o tych, wcale licznych, co się po cichu cieszyli, że Hitler załatwił nam »problem« żydowski... Nie umieliśmy nawet powitać i uszanować niedobitków [...]. Słowem, [...] winniśmy najpierw pomyśleć o sobie, o własnym grzechu czy słabości. Taki właśnie moralny przewrót jest w stosunku do polsko-żydowskiej przeszłości konieczny. Tylko on może stopniowo oczyścić skażoną ziemię”.

Niełatwo jest stanąć przed strażnikiem-kretem, nie szukając osłonek, by ukryć słabość i piętno, jakie na nas ciążą. O tym rozdarciu świadczy także dokument Komisji ds. Dialogu z Judaizmem.

Ewangelicki komfort?

Przedstawiciele protestantów byli w Komitecie Organizacyjnym, odprawili uroczyste nabożeństwo w krakowskim kościele św. Marcina, upamiętniające także ewangelickie ofiary Oświęcimia, i modlili się wraz z reprezentantami innych wyznań i religii w Oświęcimiu-Brzezince.

W Kościołach ewangelickich będą się wkrótce odbywać Synody. Z tej okazji zazwyczaj wydaje się oświadczenia w ważnych społecznie kwestiach. Do tej pory dawno ucichnie spór wokół blizn i kompleksów, jaki odżył podczas rocznicy oświęcimskiej. Ciekawe, czy ewangelicy uznają za potrzebne zabranie głosu w kwestii polskich postaw wobec Zagłady, którą symbolizuje Oświęcim? Czy ciężar udźwignięcia (inna rzecz, czy to się powiodło) syzyfowego kamienia, jakim są stosunki polskich chrześcijan i Żydów, spocznie tym razem wyłącznie na oświadczeniu Komisji Episkopatu?

Pamięć o Zagładzie będzie podtrzymywana po kres świata. Nie unikniemy myślenia o niej; nawet nie po to tylko, by osądzać (bo kto może twierdzić, że wie, jak postąpiłby wobec wyboru?). Chodzi raczej o to, czy jesteśmy i czy będziemy mądrzejsi po szkodzie, jaką była Zagłada? Ci, którzy nie uznają jej bezprecedensowego charakteru i stawiają ją w jednym rzędzie z innymi masowymi rzeziami, ale również ci, dla których jest ona metafizycznym wyjątkiem, już mówią, żeśmy się niczego nie nauczyli i nie zmienili, i ograniczając się do Europy, „na której przeszłości leży cień Holocaustu”8, wskazują byłą Jugosławię.

Stosunek do Żydów pozostanie jednym z probierzy chrześcijaństwa, zwłaszcza w świetle świadectwa Holocaustu. „Gdyż tak mówi Pan Zastępów – głosił prorok Zachariasz – o narodach, które was złupiły, że kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka”.

Monika Kwiecień

Post Scriptum
Z wyników badania opinii publicznej przeprowadzonego przez CBOS na początku lutego wynika, że po obchodach 50. rocznicy wyzwolenia Oświęcimia 32% ankietowanych uważa to miejsce przede wszystkim za symbol polskiej martyrologii (poprzednio 47%), a 18% twierdzi, że jest to głównie miejsce zagłady Żydów (poprzednio 8%). Prawie połowa badanych sądzi natomiast, że należy ono do całej ludzkości, a nie do którejkolwiek nacji.

1 Opinia ks. B. Trandy na temat nazwy niemieckiej wygłoszona w rozmowie redakcyjnej z K. Gebertem i S. Krajewskim pt. Żydzi w kraju bez Żydów [w.] „Jednota” 1987, nr9-10. Określenie „polski obóz koncentracyjny” padło w artykule w „New York Times” w związku z rocznicą wyzwolenia Auschwitz-Birkenau; nie zamieszczono sprostowania polskiej ambasady.

2 Św. Maksymilian Maria Kolbe – żydzi – masoni [w:] „Biuletyn KAI” z23 listopada 1994 [omówienie sympozjum pod tym samym tytułem w opracowaniu B. Łozińskiego]
     O katolickich meczennikach-symbolach Oświęcimia pisze S. Krajewski: Wyzwanie Auschwitz [w] „Gazeta Wyborcza” z 10 I11993, a o różnicy w żydowskim podejściu do śmierci w nawiązaniu do męczeńskiego wzorca Św. Maksymiliana Kolbego – H. Grynberg w eseju Odwrotna strona dialogu [w:] Prawda nieartystyczna, Warszawa 1994

3 K. Karski: Luter i luteranie a Żydzi[w] „Jednota” 1987, nr 9-10

4 Sprostowanie zamieścił w komentarzu do orędzia Komisji Episkopatu S. Krajewski [w:] „Gazeta Wyborcza” z 241 1995

5 J. J. Lipski: Antysemityzm ONR „Falangi” [w:] Tunika Nessosa. Szkice o literaturze i nacjonalizmie, Warszawa 1992

6 J. Błoński: Biedni Polacy patrzą na getto, Kraków 1994

7 M. Cichy: Polacy – Żydzi. Czarne karty Powstania [w:] „Gazeta Wyborcza” z 29-30 stycznia 1994 oraz polemiki

8 Cytat z oświadczenia niemieckich biskupów