Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

3 / 1995

Z PRASY

„Tygodnik Powszechny” nr 3 zamieścił rozmowę o najistotniejszych problemach stojących przed Kościołem (rzymskokatolickim) w Polsce w 1995 r. – Na długi dystans. Wynika z niej – co nikogo chyba nie dziwi – że nie przestanie być aktualny dylemat, czy i jak głęboko Kościół powinien angażować się w politykę, w jaki sposób [...] się zachować wobec ofert płynących ze strony polityków – formułuje ten problem Józefa Hennelowa. Czekają nas wybory, które aż dwukrotnie podzielą społeczeństwo (referendum konstytucyjne i wybór prezydenta). Wciąganie Kościoła w politykę bierze się, zdaniem o. Tadeusza Gadacza SP, stąd, że Kościół rzymskokatolicki wciąż jest, i chce być, postrzegany jako siła polityczna. To spadek po minionym okresie. Tymczasem Kościół tym lepiej będzie spełniał swoją misję, im mniej będzie się angażował w życie polityczne i im bardziej będzie kształtował kulturę polityczną wśród ludzi. Bardzo wiele zależy też od tego, czym będzie Akcja Katolicka. Jeśli stanie się maszynką wyborczą, a takie jest ryzyko – przyznaje Jarosław Gowin – jej powstanie może negatywnie zaważyć na ewolucji polskiego katolicyzmu, kierując go w stronę tego, co ks. Tischner nazywa »religią polityczną«.

Red. Gowin dostrzega jednak powolną ewolucję: wycofywanie się z funkcji zastępczych ku zadaniom właściwym dla instytucji ewangelizacyjnych, a za rzecz podstawową uważa opracowanie nowoczesnej katechezy w szkołach, bo w przeciwnym razie w perspektywie kilkunastu lat możemy oczekiwać gwałtownego przyspieszenia procesów sekularyzacyjnych. Rozmówcy dorzucili jeszcze potrzebę głębszej religijnej inicjacji dorosłych (Nawet najwspanialsza reforma katechezy w szkole nie zastąpi przekazu wiary w rodzinnym domu – o. Maciej Zięba OP) oraz przebudowę systemu duszpasterskiego, parafialnego i rozwinięcie działalności diakonijnej, z czym wiąże się konieczność większej obecności świeckich, choć nie jest pewne, czy Kościół do tego dojrzał (o. Tadeusz Gadacz SP).

W dwa lata po uchwaleniu ustawy antyaborcyjnej – wskazuje Jarosław Gowin – powinna już zostać rozwinięta akcja formacyjna i opiekuńcza. Tymczasem wraz z osiągnięciem podpórek prawno-państwowych sprawa została uznana za załatwioną, a problem zniknął z publicznych wypowiedzi ludzi Kościoła. To, co naprawdę dzieje się z rodziną, zeszło na plan dalszy – dodaje Józefa Hennelowa, która skrytykowała fakt, że w minionym Roku Rodziny brakowało praktycznego promowania jej spraw, bo zamiast tego księżą wygłaszali rzeczy słuszne.

Kościół walczył dotąd energicznie o swoją obecność w strukturach życia publicznego. [...] Warto zapytać, czy [...] osiągnął już ten stopień obecności z życiu publicznym, który pozwala mu na to, by bez przeszkód iść w głąb, czy też ciągle jeszcze powinien tę swoją obecność pomnażać. Zdaniem podsumowującego tę część dyskusji red. Gowina, ratyfikacja konkordatu powinna położyć kres sporom o zakres obecności Kościoła w życiu publicznym, a to z kolei pozwoli Kościołowi skoncentrować się na właściwych mu funkcjach.

Co jeszcze wynika z tej rozmowy? Że najbardziej potrzebny jest autentyczny dialog, że katolicy różnych opcji muszą wreszcie zacząć rozmawiać i porozumiewać się, zamiast nawzajem „wykopywać się” z Kościoła. Cała ta rozmowa jest także apelem skierowanym w tę stronę, gdzie będą zapadać decyzje o kształcie polityki Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce w 1995 r., a może i „na długi dystans”. Nie ma co tu kryć; od tego, jaki będzie Kościół rzymskokatolicki, zależy też w jakimś stopniu klimat, w którym będą żyć ludzie stojący poza nim – niewierzący z jednej strony, a inni chrześcijanie i wierni innych religii z drugiej.

Czy długodystansowiec będzie samotny (jak bohater słynnego angielskiego filmu)? Ponieważ w „Tygodnikowej” rozmowie wyrażano nadzieję, że Kościół wreszcie skupi się na „właściwych mu funkcjach”, czyli ewangelizacji i służbie ludziom, chcę wspomnieć jeszcze wypowiedź o. Leonarda Górki SVD: Święta tajemnica jedności („Tygodnik Powszechny” nr 4).

Na marginesie Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan o. Górka pisze tak: Jedność chrześcijan nie może być celem dla siebie. [...] Kościół Chrystusowy istnieje po to, by głosić światu dobrą nowinę o zwycięstwie dobra nad złem, czasem nawet wbrew nadziei. Dla tego apostolskiego celu i dla skuteczności świadectwa Kościoła – chrześcijanie winni być wobec świata znakiem zgody i pojednania. Jest to nie tylko wezwanie płynące z Ewangelii, ale także oczekiwanie niechrześcijańskiego świata. Rozłamy i skłócenie są bowiem antyznakiem wiarygodnego świadectwa.

Jeżeli nazywamy się uczniami Jezusa, to musimy iść tą samą, co On, drogą służby i miłości, której nie można zachowywać zachłannie dla siebie. Praktycznie oznacza to gotowość, by przetłumaczyć na miłość swoje istnienie. Takie chrześcijaństwo będzie jednak utopią, jeśli ludzie wierzący przyjmą pozycje zadowolonych z własnego życia, a obojętnych na cudzy los obserwatorów. Nasze świadectwo potrafi zrodzić się z tego, co Bóg nam dał – z obecności Chrystusa w naszym życiu. To On za sprawą Ducha Świętego nas wszystkich ogarnia miłością większą niż nasze serca. Ta właśnie obecność dotknęła pragnieniem jedności ducha »proroków« ekumenizmu [Jan XXIII, ks. Jerzy Klinger, o. Bogusław Walczyński], a potem również całe wspólnoty chrześcijańskie. [...] Ekumenizm – zanim stał się instytucją – przez nich właśnie wchodził do Kościołów [...]. Był najpierw miłością, zanim stał się teologicznym myśleniem.

Oto współbrzmiący fragment opublikowanego w „Tygodniku Powszechnym” nr 3 listu brata Rogera z Taizé na rok 1995: Zadziwienie miłością: Zaufania do Chrystusa nie przekazuje się za pomocą argumentów, które – chcąc przekonywać za wszelką cenę – wywołują niepokój, nawet strach... [...] Czy dzisiaj chrześcijanie nie powinni jak najszybciej pojednać się przez miłość? [...] Czy będziemy mieli serce dość wielkie, dość szeroką wyobraźnię, miłość dość żarliwą, żeby wejść na tę drogę Ewangelii, a nie zwlekając ani dnia, żyć pojednaniem? Kiedy Kościół słucha, leczy, prowadzi do pojednania – staje się tym, co w nim najjaśniejsze, przejrzystym odblaskiem miłości i jeszcze więcej... bezmiarem pocieszenia. Kościół zawsze bliski, nigdy nie zajmujący pozycji obronnych, wolny od surowości, promienieje pokorną ufnością wiary, która dociera aż do naszych serc. Światło Ewangelii, nawet bardzo delikatne, rozdziera nasze ciemności. Pozwala żyć Chrystusem w sobie i dla innych. [...] Jezu, nasza radości, kiedy rozumiemy, że nas kochasz, coś się w naszym życiu uspokaja, a potem przemienia. Pytamy Cię: czego ode mnie oczekujesz? I wiemy, że zawsze odpowiadasz: niech cię nic nie niepokoi, to Ja modlę się w tobie, odważ się na dar ze swojego życia!

Oprac. mok