Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

3 / 1995

ARTYKUŁ DYSKUSYJNY

W Kościele rzymskokatolickim rozgorzała niedawno dyskusja, czy rozwiedzeni, a żyjący w ponownym związku małżeńskim, mogą przystępować do Komunii świętej. Część hierarchów, jak biskupi Walter Kasper, Karl Lehmann i Oskar Saier, uzależniają to w pewien sposób od sumienia rozwiedzionych. Inni, np. kardynał Joseph Ratzinger, uważają za konieczne odsunięcie takich osób od sakramentów. Dyskusja obraca się wokół problemu nierozerwalności małżeństwa. Sądzę, że przy tej okazji dobrze będzie przedstawić stanowisko przyjęte i stosowane w praktyce w obu polskich gałęziach Kościoła mariawitów, które jest - jak sądzę -zgodne z opinią większości Kościołów chrześcijańskich. Formułuję je jednak tutaj we własnym tylko imieniu, oczekując ewentualnych uzupełnień lub poprawek ze strony innych.

Nierozerwalność małżeństwa jest ugruntowana na słowach Zbawiciela: „Co tedy Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza. [...] ktobykolwiek odprawił żonę swoją, z wyjątkiem przyczyny wszeteczeństwa, i poślubił inną, cudzołoży...” (Mat. 19:6-9), i innych podobnych. W ich świetle rozerwanie małżeństwa jest grzechem równoważnym cudzołóstwu, a więc przekroczeniem jednego z dziesięciu boskich przykazań.

Dla przykładu porównajmy nakaz: „nie rozrywaj małżeństwa” z nakazem: „nie zabijaj”. Pozbawienie życia innego człowieka należy bez wątpienia do najcięższych wykroczeń moralnych. Można by powiedzieć, że w świetle Bożego Prawa człowiek jest „niezabijalny”. Jeśli jednak zabójstwo zostaje dokonane, nie mówi się, że dany człowiek „formalnie” czy „w świetle Prawa Bożego” żyje nadal. Uznaje się go za martwego ze wszystkimi skutkami prawnymi i moralnymi tego faktu, co z kolei w żadnej mierze nie umniejsza winy zabójcy. Podobnie w przypadku rozbicia małżeństwa - ten, kto je rozbił, ciężko zawinił, ale jest niedorzecznością uważać rozbite małżeństwo za istniejące nadal. Należy w każdym wypadku dobrze rozeznać sytuację, czy rozpad związku jest nieodwracalny, ale często wypada stwierdzić zgodnie z rzeczywistością, że małżeństwo przestało istnieć wraz ze wszystkimi moralnymi i prawnymi następstwami tego faktu. Żaden Kościół nie jest władny udzielić rozwodu. Może jedynie orzec rozwód, tzn. stwierdzić ustanie małżeństwa.

Uważam, że przerwanie ludzkiego życia i rozerwanie małżeństwa są porównywalne co do wagi czynu. Zależnie od okoliczności jedno lub drugie może być uznane za cięższe wykroczenie. Przykłady, gdy zabójstwo waży ciężej, potrafi podać każdy. Można też podać przykłady przeciwne: zabicie człowieka w obronie własnej niewątpliwie mniej obciąża sumienie niż świadome porzucenie współmałżonka dla połączenia się z osobą bardziej atrakcyjną. Nigdy jednak ani zabójstwo, ani rozerwanie małżeństwa nie jest moralnie obojętne. Przestępstwem jest już samo rozerwanie małżeństwa („człowiek niechaj nie rozłącza”), a nie dopiero zawarcie trwałego lub nietrwałego nowego związku.

Zbawiciel mówi, że człowiekowi nie wolno rozwiązywać małżeństwa. Istnieją jednak przypadki, gdy sam Bóg małżeństwo rozwiązuje. Dzieje się tak, gdy jedno z małżonków umiera. Dzieje się tak również, gdy na skutek wypadków losowych małżonkowie zostają rozdzieleni i już się nie mogą odnaleźć, co nie jest rzadkością w przypadku wojen, przesiedleń, rozdzielania narodów nieprzekraczalnymi granicami... Niektóre Kościoły orzekają wówczas rozwód. Inne, bardziej zakłamane, orzekają raczej prawdopodobieństwo śmierci jednego z małżonków, co w praktyce daje obu stronom (również osobie uznanej za zmarłą) takie samo prawo do ponownego zawarcia związku małżeńskiego. Istnieją i inne przypadki, gdy obie strony zgodnie i pokojowo stwierdzają, że nie czują ani potrzeby, ani konieczności (brak dzieci lub dzieci już samodzielne) dalszego prowadzenia wspólnego życia. I tu się uważa, że małżeństwo nie zostało rozerwane przez człowieka, lecz że ustało zgodnie z wolą Bożą. Tak rozwiedzionymi bywają niektórzy duchowni i zakonnicy w najbardziej nawet tradycjonalnych Kościołach. Tak rozwiedziony był na przykład św. Konrad, franciszkanin.

Dotychczasowe rozważania dotyczyły ustania, rozwiązania lub rozerwania małżeństwa. Pozostaje problem ponownego zawarcia związku małżeńskiego po ustaniu poprzedniego. Wiele osób potrafi zgodnie z sumieniem przeżyć w ciągu życia tylko jedno małżeństwo. Gdy współmałżonek umiera, nie mówiąc już o przypadku opuszczenia, druga strona pozostaje do śmierci samotna. Jednorazowość małżeństwa, zwana „absolutną monogamią”, może być uważana za chrześcijański ideał i jako taki może być uzasadniona biblijnie. Po ustaniu małżeństwa nikt nie może być jednak zmuszany do sprostania temu ideałowi. Wolno mu ponownie zawrzeć małżeństwo, co wynika chociażby ze słów apostoła Pawła: „ze względu na niebezpieczeństwo wszeteczeństwa, niechaj każdy ma swoją [żonę], niechaj każda ma swojego [męża]” (I Kor. 7:2, por. też I Tym. 5:14). Ale jest jeszcze problem słynnego wersetu: „Kto by opuszczoną pojął, cudzołoży” (Łuk. 16:18, podobnie Mat. 19:9).

Tu najpierw małe odniesienie biblijne. W Starym Testamencie rozróżnia się wyraźnie legalny rozwód, gdy mąż daje żonie „list rozwodowy” (V Mojż. 24:1), od bezprawnego, potajemnego opuszczenia żony. W pierwszym przypadku żona jest wolna i może poślubić innego mężczyznę, w drugim zostaje skrzywdzona, gdyż mimo opuszczenia jest nadal uważana za aktualnie zamężną. Jej ponowne małżeństwo w świetle Prawa Mojżeszowego byłoby cudzołóstwem. Gdy mąż daje żonie rozwód, podejrzewać można jakąś winę żony, a gdy wbrew Zakonowi Mojżeszowemu opuszcza żonę bez dania rozwodu, wini się wyłącznie jego. Tak jest do dziś wśród wyznawców religii żydowskiej. Stąd i św. Józef, będąc gotowym wziąć całą winę na siebie, zamierzał opuścić swoją małżonkę potajemnie, bez dania jej rozwodu (Mat. 1:19). Stary Testament nie jest reformowalny. W swoim zakresie, w zakresie prawa zewnętrznego dla człowieka starego typu, od którego się nie wymaga wewnętrznego poczucia moralności, jest on ideałem, którego nie wolno zmieniać. Dlatego Jezus Chrystus mówi wyraźnie: „Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązywać [rozluźniać] Zakon. [...] dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z Zakonu [Mojżeszowego]” (Mat. 5:17-18). Swoim uczniom natomiast nakazuje kierować się nie zewnętrznym prawem, lecz miłością Boga i człowieka. Tę zasadę, że uczniów Chrystusa nie obowiązuje Prawo Mojżeszowe, rozwija apostoł Paweł w Liście do Galatów (zwłaszcza rozdziały 2. i 3.) i w wielu innych miejscach swoich listów.

Nie będę przeprowadzać rozważań filologicznych o greckich terminach użytych w Nowym Testamencie, a dotyczących rozwodu i opuszczenia, gdyż wymagałoby to znacznie obszerniejszego artykułu.

Co oznaczają słowa o niepojmowaniu za żonę opuszczonej przez męża, wynika najjaśniej z kontekstu, w jakim występują one w Ewangelii św. Łukasza, gdzie są bezpośrednio poprzedzone stwierdzeniem o niereformowalności Starego Testamentu: „Do czasów Jana był Zakon i prorocy. Od tego czasu jest zwiastowane Królestwo Boże i każdy się do niego gwałtem wdziera. Lecz łatwiej jest niebu i ziemi przeminąć, niż przepaść jednej kresce z Zakonu: Kto opuszcza żonę swoją, a pojmuje inną, cudzołoży, a kto opuszczoną przez męża poślubia, cudzołoży” (Łuk. 16:6-18). Mówi się tu wyraźnie o ponownym poślubieniu kobiety opuszczonej przez męża (nie rozwiedzionej) - w kontekście Starego, nie zaś Nowego Zakonu. I na tym kontekst się kończy. Wersety dalsze (od 19. począwszy) dotyczą już innego tematu - bogactwa i biedy.

Podsumować to można tak: ideałem chrześcijańskim jest jedno małżeństwo w życiu człowieka. Kościół Nowego Testamentu nie pozwala „dawać rozwodów” dopuszczalnych w Prawie Mojżeszowym. Rozerwanie małżeństwa uważa za winę równie ciężką, jak przekroczenie któregoś z Dziesięciorga Przykazań Bożych, na przykład jak zabójstwo, i to niezależnie od tego, czy wiarołomca (wiarołomczyni) łączy się z inną osobą, czy pozostaje w samotności. Gdy jednak małżeństwo ustało, zostawszy rozwiązane z woli Bożej lub rozerwane przez człowieka, uznawanie go za nadal istniejące jest niedopuszczalnym formalizowaniem. Kościół może więc uznać fakt ustania małżeństwa, czyli „orzec rozwód”. Gdy małżeństwo z jakiegokolwiek powodu przestaje istnieć, wówczas ci, którzy w nim przedtem pozostawali, mogą zawrzeć ponowny związek małżeński pozostając przy tym w pełnej jedności z Kościołem Chrystusa.

Ks. prof. Konrad M. Paweł Rudnicki
Zgromadzenie Mariawitów