Drukuj

3 / 1995

Na czym polega wina? Czym jest wola, wolna wola, bez której nie ma przecież winy?

To jedno z najważniejszych – i najtrudniejszych – pytań dla chrześcijanina. Nie tylko dla chrześcijanina – dla wszystkich ludzi pragnących postępować zgodnie z własnym sumieniem. W każdej religii uniwersalistycznej istnieje bowiem pojęcie winy czy też grzechu – lub błędu, jak np. w buddyzmie – i pojęcie woli. Te dwa pojęcia są ściśle z sobą związane. Są również ściśle związane z dążeniem do dobra i dążeniem do nie czynienia zła.

Lecz w Piśmie Świętym, a zwłaszcza w Nowym Testamencie, sprawa winy i woli wyrażona jest chyba w sposób najbardziej dramatyczny. I najostrzejszy.

Czy Piotr-opoka, Piotr-skała, Kefas – nie zaparł się trzykrotnie Chrystusa? A jednak na nim właśnie Chrystus zbudował swój Kościół. A jednak to on właśnie, Piotr, stanął na czele apostołów po Wniebowstąpieniu i on właśnie został, z rozkazu Nerona, ukrzyżowany w Rzymie.

Skąd wziął tę siłę, skoro poprzednio jego miłość do Mistrza nie wytrzymała próby i zaparł się Go? Chrystus krzyżowany był w samotności: wszyscy Jego uczniowie – mimo iż, podobnie jak Piotr, mówili, że się Go nie wyprą, choćby im przyszło z Nim umrzeć (Mk 14:31) -nawet ci najbliżsi opuścili Go (Mat. 26:56; Mk 14:50). A jednak oni właśnie stali się apostołami, stali się zaczątkiem Kościoła, i większość z nich poniosła śmierć męczeńską w imię swojego Mistrza. Mimo że opuścili Go w chwili krytycznej, że przestali Jemu wierzyć i w Niego wierzyć.

Czy brak wiary jest winą? Słowem „wina” określamy – w naszym, ludzkim, pojmowaniu – taki czyn, również czyn słowny, który wyrządza krzywdę innemu człowiekowi. Lub zaniechanie czegoś, co leży w naszych możliwościach, a czego nie uczyniliśmy, chociaż wiedzieliśmy, że byłoby bardzo pomocne dla innego człowieka czy innych ludzi.

Co jednak pojmuje się przez słowo „wina” w stosunku do Boga? Zdaniem chrześcijaństwa, judaizmu i islamu, wszystko to, co jest niezgodne – a mam tu na myśli zarówno czyn, jak zaniechanie określonego czynu – z miłością i ciążeniem do Niego, a także sprzeczne z Jego przykazaniami. Zdaniem hinduizmu i buddyzmu, wina w stosunku do Najwyższego, chociaż o winie rzadko tu się mówi, jest jednoznaczna z tak zwanym błędem karmicznym, czyli zachowaniem prowadzącym do negatywnych rezultatów w rozwoju duchowym człowieka, zachodzącym wciągu wielu wcieleń.

Te dwa rodzaje pojmowania winy w stosunku do Boga różnią się swoimi sformułowaniami, lecz – poza wiarą lub niewiarą w reinkarnację – w głębszej płaszczyźnie, w realnej rzeczywistości duchowej nie ma tu różnicy: z punktu widzenia każdej wielkiej religii dążenie do Boga i staranie się o miłość do Niego nie jest niczym innym, jak rozwojem duchowym człowieka. Krzywda zaś wyrządzona innemu człowiekowi jest również winą wobec Boga. Dlatego w Księdze Psalmów, a także w wielu innych miejscach Pisma Świętego, mówi się wyraźnie: „Tylko przeciw Tobie zgrzeszyłem i uczyniłem, co złe jest przed Tobą” (Ps. 51:6), rozumiejąc przez to, że jeśli zawiniłem wobec człowieka, to zawiniłem również wobec Boga. Hinduizm dodaje jedynie: i cofnąłem się we własnym rozwoju duchowym, czyli uczyniłem krzywdę samemu sobie. To samo zresztą powiedzieć może chrześcijanin wierny swojej religii.

A zatem Piotr, zapierając się Chrystusa z lęku, oraz inni apostołowie, opuszczając swojego Mistrza w najgorszej godzinie – zawinili.

Lecz właśnie z ludzi, których winą był lęk wynikający z małej wiary i braku pełnej miłości w godzinie próby – On zbudował swój Kościół. I ci sami ludzie nie zawahali się i nie cofnęli wtedy, gdy nadeszły próby następne, a także próba ostatnia: męczeńskiej śmierci.

Co Chrystus pokazał nam, postępując w ten sposób? On, nie tylko Człowiek, lecz i Bóg, mógł przecież postąpić inaczej: mógł natchnąć swoją siłą Piotra i apostołów od razu, jeszcze przed zesłaniem Ducha Świętego. Lecz nie – On zostawił ich takimi, jakimi byli: zostawił ich z ich własną wolą i własną słabością. Nie dodał im nic od siebie: nic, prócz swoich słów, których słuchali, nie pojmując ich w pełni.

Dlaczego tak uczynił? Dlaczego pierwszym świadkiem Zmartwychwstania, pierwszą, która płacząc „nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa” (Jn 20:11-12), pierwszą, której ukazał się Jezus zmartwychwstały, była niedawna jawnogrzesznica, Maria Magdalena? Ona przecież też zawiniła wobec Boga, lecz nie pokutowała, przynajmniej w takim sensie, w jakim rozumie się dziś powszechnie pokutę, Jezus powiedział jej tylko: „Idź, a od tej chwili już nie grzesz” (Jn 8:11 ).W podobnym sensie nie pokutował za swoją winę ani Piotr, ani inni apostołowie: Jezus ukazał się im po swoim zmartwychwstaniu, przyjął ich, nawet Tomasza – i znów, jak poprzednio, byli Jego uczniami.

Rzadko zdajemy sobie z tego wyraźnie sprawę. A jednak tak właśnie było, tak zostało to zapisane: Jezus uczynił swymi apostołami ludzi, którzy zawinili poprzednio wobec Niego. Uczynił pierwszym świadkiem swojego zmartwychwstania kobietę, która była poprzednio jawnogrzesznicą.

Te znaki są przecież wyraźne: siłę daje On i tylko On. Wola człowieka w dążeniu ku Niemu, w ciążeniu ku najwyższemu Dobru, jest słaba – i nie ma się czego wstydzić: tacy jesteśmy. Obarczeni grzechem pierworodnym, żyjący w cieniu tajemnicy tego grzechu.

Lecz rzadko również zdajemy sobie wyraźnie sprawę, że zawsze, w każdej chwili życia, po najcięższym nawet grzechu, możemy się zwrócić ku Niemu. I wtedy Ten, który powiedział, że nas miłuje i poświadczył to swoim życiem – da nam siłę. Tak jak dał ją apostołom, mimo że opuścili Go z lęku i braku wiary, chociaż – jak mówił Jezus w swojej modlitwie do Ojca – „uwierzyli, żeś Ty mnie posłał” (Jn 17:8).

On wiedział, że tak postąpią, powiedział to im wyraźnie: „Wszyscy zwątpicie we mnie” (Mk 14:27). Powiedział również Piotrowi: „Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się mnie wyprzesz” (Mat. 26:34). On ich wybrał wiedząc, że właśnie tacy są: wcale nie bezgrzeszni, wcale nie wspaniali, wcale nie święci -zwykli, grzeszni, śmiertelni ludzie. Świętymi – dokładniej: takimi, których nazywamy świętymi – On ich uczynił. A zatem ku Niemu zawsze należy się zwracać. Niezależnie od własnych win i grzechów: one znikają pod Jego spojrzeniem. Tak jak ciemność w świetle.

Dlaczego Jezus chciał pokazać nam wyraźnie, że wola człowieka jest słaba i tylko On, Bóg, może dać mu siłę i uczynić mocnym?

Człowieka przecież, jako gatunek, cechuje silna wola. Niektóre zaś jednostki tego gatunku mają wolę niezwykle silną. W naszym stuleciu, by nie sięgać dalej, jeden człowiek zdołał podporządkować swojej woli paręset milionów ludzi na rozległym terytorium, a następnie, w niespełna trzydzieści lat, wymordować jedną czwartą swoich poddanych rękami innych swych poddanych.

Dzięki woli i rozumowi ludzie potrafili zbadać wiele praw rządzących organizmem człowieka i przedłużyć życie setkom milionów swoich bliźnich: tym przede wszystkim, którzy żyją w krajach zamożnych. Dzięki rozumowi i woli człowiek potrafi dotrzeć na Księżyc, wysyłać sondy w przestrzeń kosmiczną, stanąć na granicy budowy biokomputerów oraz konstruować biologiczną, nuklearną i chemiczną broń masowego rażenia.

Wola i rozum człowieka potrafią zarówno zniszczyć niemal całkowicie życie na Ziemi, jak też szukać środków do jej uratowania.

To świadczy o sile, o potędze woli ludzkiej. Co znaczy zatem zawarte w Ewangelii przesłanie Chrystusa? Co może On powiedzieć nam, współczesnym, rozważającym możliwość dotarcia do odległych planet w przerwach między jedną wojną w Europie, drugą w Azji i trzecią w Afryce? Jaki ma sens poważne rozważanie przekazu sprzed dwóch tysięcy lat?

Myśląc chłodno i ściśle, a zarazem logicznie i konsekwentnie – wypada stwierdzić, że rozważanie przekazu sprzed dwóch tysięcy lat, zwanego Ewangelią, ma większy sens, niż z pozoru się wydaje.

Wola człowieka jest bowiem silna, bywa niekiedy bardzo silna wtedy, gdy chodzi o relacje człowiek – świat zewnętrzny. W tych relacjach wola człowieka może być bardzo silna i może podporządkować sobie rozum: zarówno w dążeniu ku dobru, jak i ku złu.

Wola człowieka jest słaba, bywa niekiedy bardzo słaba wtedy, gdy jedna część psychiki człowieka zwraca się przeciwko innej jej części, gdy mówi jej: nie. Gdy pragnie usunąć z niej lęk, pożądanie, pragnienie wygody i wynoszenie się ponad innych, wszelkie negatywne, egoistyczne i ekspansywne dążenia swojej natury niższej. Hinduizm używa tu wyrażenia „niższe ja”, a św. Paweł – „ciało”.

„Jestem [...] świadom – pisze Św. Paweł – że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię zło, którego nie chcę” (Rzym. 7:18-19). W Liście do Galatów z kolei pisze tak: „Oto, czego uczę: postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała. Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czynicie tego, co chcecie” (Gal. 5:16-17).

Gdy człowiek zwraca się sam przeciw sobie – przeciw „niższemu ja”, przeciw „ciału”, czyli, według św. Pawła, przeciw swojej zepsutej grzechem pierworodnym naturze – wtedy część jego woli zwraca się przeciw innej części jego woli.

Tak to w każdym razie wygląda w doświadczeniu wewnętrznym człowieka, dokładniej: tak to jest odczuwane. I na ogół, jeśli człowiek nie wytęża wszystkich sił, a zarazem nie szuka pomocy u Boga – ta druga część, natura niższa, zwycięża, podporządkowując sobie rozum.

Zauważano to już od tysięcy lat, i do dziś nie zmieniła się w niczym słuszność dawnego twierdzenia: na większą chwałę zasługuje ten, kto pokonał samego siebie niż ten, kto pokonał tysiąc nieprzyjaciół.

W naszej kulturze zachodniej nie rozróżnia się między tymi dwoma rodzajami woli. Na ogół nie zdajemy sobie sprawy, że wtedy, gdy człowiek przeciwstawia się samemu sobie, gdy za pomocą woli i rozumu stara się podporządkować swoje niższe ja – wyższemu, ciało – duchowi, to jest inny rodzaj woli niż ten, jaki występuje w relacjach człowiek – świat zewnętrzny.

W hinduizmie, a częściowo i w buddyzmie, rozróżnienie to jest bardzo wyraźne, operuje się tu przeważnie innym słowem, odrębną nazwę ma także ta warstwa psychiki ludzkiej, z której pochodzi wola funkcjonująca wewnątrz struktury psychicznej człowieka, wola dążąca do Boga, do Absolutu ukrytego w człowieku.

Tego rodzaju wola jest ściśle związana z rozumem: z tym rozumem, który nie jest podporządkowany niższej naturze człowieka, ciału. Św. Tomasz z Akwinu pisze w swojej „Sumie teologicznej” tak: „Dlatego że człowiek ma rozum – i o tyle, o ile go ma – człowiek musi mieć wolną wolę”.

Jak dalece ten rodzaj woli, który występuje w relacjach człowiek – świat zewnętrzny, przeważa współcześnie nad wolą rzeczywiście wolną w stosunku człowieka do siebie samego, obrazuje twierdzenie znakomitego historyka angielskiego, Arnolda Toynbeego, zawarte w zakończeniu jego pracy „Cywilizacja w czasie próby”: „Mamy imponujące dowody [...], że człowiek względnie dobrze sobie radzi z nie-ludzką naturą. Tym, z czym człowiek radzi sobie źle, jest ludzka natura w nim samym i w jego bliźnich. A fortiori wykazał on, że zupełnie źle radzi sobie z wejściem we właściwą relację z Bogiem. Człowiek jest oszałamiającym sukcesem w dziedzinie intelektu oraz smętną klęską w sprawach ducha”.

Większość nurtów współczesnej psychologii nie mówi o Bogu i Jego działaniu w człowieku, słusznie zatem czyni nie mówiąc o woli: mówi o motywacji. Mądrość języka potocznego uczy nas jednak, że w wielu wyrażeniach – jak np. w wyrażeniu „bądź wola Twoja” – słowa „wola” nie można zastąpić słowem „motywacja”: pola znaczeniowe tych słów są różne.

Można bowiem sensownie powiedzieć, że człowiek ma motywację do założenia rodziny, do pracy naukowej, artystycznej itd. Do wywyższania się i bycia „ponad”. Ma motywację do ratowania swoich bliźnich i ma motywację do zabijania ich i zadawania im bólu.

Nie można jednak zasadnie powiedzieć, że człowiek ma wolną motywację. Każda motywacja bowiem – to wynika z powszechnie przyjętej definicji tego terminu – ma jakieś swoje podstawy, swoje głębokie źródła w psychice człowieka. A zatem nie może być wolna; jest przez te swoje podstawy i źródła ograniczona i sterowana.

Co znaczy więc, gdy mówimy, że człowiek ma wolną wolę? Czy może są to jedynie słowa i niczego takiego, jak wolna wola, w człowieku nie ma?

A jednak jest. Być może w jednym tylko, lecz za to najbardziej istotnym zakresie: człowiek w każdej chwili i w każdej sytuacji może zwrócić się do Boga, a m o ż e też ku Niemu się nie zwrócić. Nic nie jest w stanie mu przeszkodzić – ani lęk, ani żadne dążenia, namiętności, pragnienia, ani poglądy, które stworzył jego ograniczony intelekt – w zwróceniu się ku Bogu.

Człowiek jest w stanie, może wszystko to, co w nim jest, wszystko, co mu przeszkadza – przezwyciężyć i zwrócić się ku Nieogarniętemu. A może też tego nie uczynić. Może wręcz odwrócić się od Niego: przestać wierzyć.

To twierdzenie brzmi jak aksjomat, pewnik. I takim też jest. Tak zostało ono wyrażone, chociaż w różny sposób, w wielkich religiach świata: człowiek w każdej sytuacji, po popełnieniu najcięższych nawet grzechów, i w każdym czasie, nawet w ostatniej chwili przed śmiercią – m o ż e zwrócić się do Boga, jakkolwiek by Go nazwał. Również do nie-ogarniętego myślą Absolutu, który jest Światłem, promieniem. Człowiek może to uczynić i pod tym, najważniejszym dla siebie i swoich bliźnich, względem ma wolną, niczym nie skrępowaną wolę.

To jest aksjomat, o którym bardzo rzadko się wspomina mówiąc o tym, co łączy wielkie religie świata. To przekonanie -jedno z najważniejszych – je łączy, a słowo „może „ ma tu znaczenie podstawowe: oznacza ono, że człowiek ma w sobie tę możliwość, ona została mu dana i jest zawsze dla niego otwarta.

Można to również powiedzieć językiem psychologii, jak czyni to np. Antoni Kępiński w swojej pracy „Lęk”. Według niego najważniejszym „czynnikiem konstytucjonalnym”, najgłębszą strukturą w psychice człowieka jest sumienie, a wolna wola – jak sądzić można z wypowiedzi Kępińskiego – stanowi jeden z elementów, jeden z podstawowych składników sumienia.

Słowo „sumienie” występuje tu jednak w innym znaczeniu niż to, w jakim bywa używane w teologii, gdzie jest niemal równoznaczne z „Ja wyższym”, z „duchem” rozumianym tak, jak czyni to św. Paweł.

Wolna wola jest jednym z podstawowych elementów, związanych z innymi elementami w systemie „przyrody wyższej” człowieka, „wyższego Ja” – jak mówi hinduizm, „ducha” – jak nazywa ten system św. Paweł.

Wola jest zatem wolna – w tym zakresie, o jakim mówiłem – i zarazem ściśle sprzężona z kilku innymi podstawowymi elementami systemu „Ja wyższego”. Jest to – w przeciwieństwie do „przyrody niższej”, „ja niższego” -system tak spójny, że wystarczy, iż uaktywni się jeden z jego elementów, a inne również, na zasadzie ścisłych sprzężeń, zostają uaktywnione i docierają do świadomości.

Jednym z elementów tego systemu jest miłość czy też sympatia, jak nazywają ją buddyści, innym – rozum oświecony Łaską, Rozum Przebudzony – jak nazywają go hinduiści. Jeszcze innym – spokój i równowaga psychiczna, łagodność i siła zarazem.

Wolna wola stanowi tu jednak – w większości przypadków – element najważniejszy. Dlatego, że głównie za jej pomocą człowiek może zwrócić się ku Bogu, z którym „Ja wyższe” jest związane i bez którego nie ma siły działania. Według św. Pawła: duch będący w człowieku związany jest ściśle z Duchem Bożym, a zatem ku Niemu ma się zawsze zwracać.

Sformułujmy to inaczej: człowiek pragnie, chce – niekiedy po raz setny lub tysiączny -znów zwrócić się całym sobą ku Bogu. I wtedy, gdy tak czyni, zostają uaktywnione, automatycznie niejako, pozostałe elementy „Ja wyższego”, sprzężone z wolną wolą zwrócenia się ku Najwyższemu: spokój i równowaga psychiczna, siła i łagodność, Rozum Przebudzony, rozum oświecony Łaską – oraz miłość.

Zostają one uaktywnione w bardzo różnym stopniu i na różny czas, zależnie od tego, jak silna jest wolna wola człowieka, jak bardzo jest wytrwała. Dokładniej: w jakiej mierze człowiek zdaje sobie sprawę, że siła i wytrwałość jego woli zależą od modlitwy: od prośby zwróconej ku Bogu, by udzielił tej siły i wytrwałości. Gdyż tylko On jej udziela: to właśnie Chrystus ukazuje nam wyraźnie w Ewangelii.

Powyżej jednak zaznaczyłem, że człowiek może zwrócić się ku Bogu głównie, choć nie tylko, za pomocą własnej, wolnej woli. Bywa bowiem inaczej: bywa tak, że Bóg sam ku sobie człowieka pociąga, nawet swego nieprzyjaciela – jak Chrystus uczynił to z Szawłem, późniejszym św. Pawłem. I bywa też tak, że będąca w człowieku miłość, miłość ku innym ludziom i wszelkim żywym stworzeniom wprost „każe” mu niejako zwrócić się do Boga, ona prowadzi do Niego – tak jak wielu buddystów prowadzi od pustki Absolutu, która jest tylko w słowach i tylko w umyśle – do Jego pełni, która jest Rzeczywistością.

Bywa również tak, ze rozum zaczyna wskazywać człowiekowi, że jest Bóg i że On działa w ludziach. Lecz jeśli tak się dzieje, to znaczy, że On daje łaskę rozumowi, oświeca go, mówi jak gdyby: – Obudź się, już dzień, dlaczego służyłeś tak długo nierozumnym, egoistycznym popędom? To przecież niegodne rozumu człowieka. I potem wkracza wola.

Ona zresztą wkracza niemal zawsze: niezależnie od tego, co było pierwszą przyczyną zwrócenia się ku Bogu. Wkracza jako konieczność stałej modlitwy, jako – niekiedy – wręcz zmuszenie się do niej. Jako konieczność, jako zmuszenie się – tak, zmuszenie się – do odważnego rachunku sumienia: przed Nim i przed sobą samym. Wkracza jako odwaga przyznania się do Niego.

A także jako odwaga zawierzenia Jemu siebie samego. To jest najtrudniejsze: wydaje się bowiem odwrotnością tak popularnej samorealizacji, wydaje się rezygnacją ze znacznej części tego, co nazywało się dotychczas własnym „ja”. Lecz, paradoksalnie z pozoru, wtedy właśnie człowiek staje się najbardziej sobą i widzi własną drogę dążenia do najwyższego Dobra. Na tej drodze staje się silnym.

Czy Chrystus, przez swoje słowa i postępowanie, nie ukazał tego ludziom? Dlaczego od tego odchodzimy? I to właśnie teraz, gdy – jak nigdy dotychczas – widać coraz wyraźniej, że wszystkie inne drogi prowadzą donikąd: kończą się nad przepaścią zła. Czy lękamy się go – podświadomie – tak bardzo, że nie jesteśmy w stanie go dostrzec?

Droga, którą ukazał Chrystus, zawarta jest, w różnych sformułowaniach – nie tak ostrych i dramatycznych, jak w Ewangelii – w tekstach źródłowych każdej wielkiej religii świata. Prowadzi ku Dobru: człowieka i życia na Ziemi.

Jarosław Rudniański

[Profesor psychologii i filozofii. Autor wielu książek z tych dziedzin. Ostatnio ukazała się jego praca „Miłość i nieskończoność”. W zasięgu zainteresowań Profesora znajdują się także wielkie religie Wschodu. W publikowanym w „Jednocie” eseju „Wina i wola” czytelnik ewangelik odnajdzie różnice między interpretacją protestancką a podejściem Autora do takich na przykład kwestii, jak pokuta czy rola Piotra w Kościele. Wszystkie cytaty wg Biblii Tysiąclecia – red.]