Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

2 / 1995

Zdarza się, że usłyszawszy jakąś myśl, pogląd lub stwierdzenie nie próbujemy od razu ich zgłębić, zanalizować czy też nad nimi dyskutować. Po pewnym czasie lub w innych okolicznościach przypominają nam się i wtedy próbujemy dokonać tej analizy i ocenić słuszność wyrażonej myśli. [...] Przed wielu laty podczas dyskusji na spotkaniu młodzieży ktoś powiedział, że podczas nabożeństwa w kościele ładujemy się wewnętrznie. [...] Całkowicie zgadzam się z tą wypowiedzią i uważam, że trudno byłoby podważyć jej słuszność. Niemniej jednak sądzę, że usłyszałem tylko jedną jej część [...].

Po wojnie, gdy nie było wielu duchownych, nabożeństwa wielokrotnie prowadziły osoby świeckie. Wydawało się wtedy, że taka jest konieczność, że nie ma innego wyjścia. Bardzo było wówczas potrzebne źródło wewnętrznego budowania, istniała wielka potrzeba przetrwania Kościoła, utrzymania spójności wiernych itp. [...] Osoba, która zastępowała duchownego na nabożeństwach, wielokrotnie także odwiedzała chorych, którzy często mówili: „Oby Bóg dał mi siły, bym mógł jeszcze raz stanąć u Stołu Pańskiego”. Jest to właśnie ta druga część przytoczonej wcześniej myśli, może nawet ważniejsza. [...] W chwilach słabości, załamania czy choroby uświadamiamy sobie, co jest jedynym i niewyczerpanym źródłem naszej siły.

Dziś już często nie pamiętamy ludzi, którzy wtedy usługiwali nam Słowem Bożym, nie mając, według naszych współczesnych kryteriów, odpowiedniego do tego przygotowania. Ale nie do nas należy osądzanie ich umiejętności, bo wiemy, co chcieli nam przekazać.

Czy dziś potrafimy być nośnikami takiej energii? Czy o słabości Kościoła nie świadczy brak dążności jego członków do przekazywania innym tego, czym zostaliśmy wypełnieni? A może wypełnia nas tylko pustka? Czy staliśmy się wyłącznie konsumentami? Zastanowić się nad tym powinni wszyscy - zarówno osoby świeckie, jak i ci, którzy zostali powołani do pracy duszpasterskiej w Kościele.

Przed wielu laty podczas obrad Synodu jeden z delegatów wyraził pogląd, który można byłoby ująć następująco: „Kto nie pracuje w Kościele i dla Kościoła, staje się martwy, a jego życie na ziemi jest bezowocne. Bo Pan nie potrzebuje człowieka, który nie pracuje w Jego winnicy”. Choć jest to twardy i przerażający sąd, [...] nie możemy obok niego przejść obojętnie.

Jest jeszcze czas na to, by w tej winnicy popracować. Tylko czy potrafimy się do tego zmobilizować? Jest to przyczynek do wizji Kościoła XXI wieku. Taki będzie Kościół XXI wieku, jaki sami zbudujemy na podstawie naszych wartości.

JAROSŁAW STEJSKAŁ
Łódź

REDAKCJA ZASTRZEGA SOBIE PRAWO SKRACANIA I ADIUSTACJI NADESŁANEJ KORESPONDENCJI.