Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

1 / 1995

Będąc przez cale życie członkiem społeczności ewangelicko-reformowanej, starannie czytam publikacje mojego Kościoła. Nie tylko czytam. Zastanawiam się nad treścią artykułów, komu i czemu mają służyć. W roku bieżącym, chyba to zrozumiale, moje szczególne zainteresowanie wzbudziły publikacje na temat 50. rocznicy Powstania Warszawskiego, zawarte w numerach 7, 8, 10/94. Do napisania tego listu zmobilizowało mnie nie tylko to. o czym na wstępie, ale także troska o prawdę historyczną i dobre imię „Jednoty”.

Zacznę od kilku fragmentów mojej biografii. Urodziłem się 5 kwietnia 1920 r. w Warszawie, zostałem ochrzczony, a w 1938 r. konfirmowany w tamtejszym kościele ewangelicko-reformowanym. Jestem wychowankiem IV Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Adama Mickiewicza w Warszawie (rocznik maturalny 1939), które w tym czasie mieściło się przy ul. Emiliana Konopczyńskiego 4. Od października 1939 r. do rozwiązania Armii Krajowej uczestniczyłem w Warszawie w antyhitlerowskiej konspiracji. Od 1 sierpnia do 6 [? – red.] października 1944 r. brałem udział w Powstaniu Warszawskim (Wola, Stare Miasto, kanały, Śródmieście-Północ, Śródmieście-Południe). Moje wspomnienia z Powstania zostały opublikowane w 1992 r. w postaci książki o niewielkim nakładzie 1 tys. egzemplarzy. Zostałem też wspomniany w kilku publikacjach innych autorów.

W nocy z 5 na 6 sierpnia 1944 r. utraciłem w Powstaniu Matkę i dwie Siostry. Po trzydniowym udziale w działaniach obronnych na Woli, polegającym na uczestnictwie w budowie barykady na rogu ul. Wolskiej i Młynarskiej, zostały one wypędzone z domu przy ul. Wolskiej 34 przez SS-manów, podlegających gen. Reinefarthowi, i wkrótce rozstrzelane w domu przy ul. Hankiewicza, gdzie zatrzymały się na nocleg. Przypominam ich biogramy.

Otylia Stahl, ur. 12 sierpnia 1893 r., żona Bernarda Edwarda, córka Gotfryda Stockingera i Anny Zofii z d. Raam; wyznania ewangelicko-augsburskiego. Hanna Jadwiga Stahl, ur. 22 lutego 1922 r., córka Bernarda i Otylii z d. Stockinger, absolwentka Państwowego Gimnazjum im. Narcyzy Żmichowskiej, rocznik 1939, i Żeńskiej Szkoły Architektury im. S. Noakowskiego, rocznik 1942. Po odbyciu wymaganych praktyk w przedsiębiorstwach budowlanych, zatrudniona jako urzędniczka w Wydziale Ruchu Dyrekcji MZK w Warszawie; wyznania ewangelicko-reformowanego, konfirmowana w 1938 r. Elwira Jolanta Stahl, ur. 14 stycznia 1928 r., córka Bernarda i Otylii z d. Stockinger, uczennica, wyznania ewangelicko-reformowanego.

Ze zdziwieniem przyjąłem fakt, że na wspomnienie o Nich zabrakło miejsca w 8/94 numerze „Jednoty”. W pierwszej chwili pomyślałem, że nie zasłużyły na to, gdyż nie były tak „pięknymi dziewczynami” i „uosobieniami polskości” jak ich parafialna koleżanka Teresa Lisowska, dla której młodszej, lecz nie tak pięknej, poległej siostry Jadwigi też miejsca nie stało. Jak słyszałem od naocznego świadka, zginęły razem wieczorem 13 sierpnia 1944 r. podczas masakry spowodowanej wybuchem niemieckiego czołgu-pułapki na Starym Mieście na ul. Kilińskiego. Trochę później zwróciłem uwagę na ostatni akapit publikacji na stronie drugiej tego samego numeru „Jednoty”. Wprawdzie dotyczy innej sprawy, ale doskonale tu pasuje, więc go przytaczam. „Dziwne to, zaiste, materii pomieszanie, świadczące o tym, jak zawodna i jak wybiórcza jest narodowa pamięć. Choć z drugiej strony może też świadczyć o tym, że mętlik w naszych polskich głowach wiąże się z mętlikiem panującym niemal we wszystkich dziedzinach naszego polskiego życia. Tyle że sami go przecież tworzymy...”

Głównym inspiratorem mojego listu jest pozycja pod tytułem „Rodzeństwo – Zbyszek i Danusia Glantzowie”, autorstwa ks. Romana Lipińskiego, któremu wprawdzie przekazałem swoje uwagi ustnie, ale prosił, żeby potwierdzić je pismem do Redakcji, co też czynię.

Rodzina prof. Drewnowskiego nie mieszkała na ul. Konopczyńskiego przy Kopernika a jej członkowie nie prowadzili tajnego nauczania w czasach okupacji. Ich miejsce zamieszkania znajdowało się przy ul. Krakowskie Przedmieście, w budynku stanowiącym tło dla pomnika Mickiewicza i noszącym nazwę „Dziekanka”. Dr Karol Drewnowski, historyk, wykładowca w IV Państwowym Gimnazjum i Liceum im. A. Mickiewicza, mieszczącym się do wybuchu wojny przy ul. Konopczyńskiego 4, został 14 stycznia 1940 r. aresztowany wraz z żoną Janiną i dwoma synami – 17-letnim Andrzejem i 13-letnim Tadeuszem. Z całej rodziny uniknął aresztowania tylko syn Jerzy; w tym czasie w domu nieobecny. Aresztowanie nastąpiło w związku z „wpadką” tajnej organizacji PLAN (Polska Ludowa Akcja Niepodległościowa), założonej przy znacznym zaangażowaniu rodziny Drewnowskich w październiku 1939 r., a grupującej głównie młodzież z dwóch sławnych warszawskich ogólnokształcących szkół średnich – im. Mickiewicza i im. Batorego. Po kilkumiesięcznym pobycie w więzieniu na Pawiaku dr Karol Drewnowski i jego syn Andrzej zostali razem straceni w Palmirach 14 czerwca 1940 roku. Żonę profesora, Janinę, 22 września 1940 r. wysłano do obozu koncentracyjnego w Ravensbriick. Historia rodziny jest szeroko znana społeczeństwu, między innymi z kilku wydań książki Władysława Bartoszewskiego „ Warszawski pierścień śmierci 1939-1944”.

Nie jest jednak wykluczone, że kontakt rodzeństwa Glantzów z tajnym nauczaniem mógł nastąpić w którymś z mieszkań na ul. Konopczyńskiego przy Kopernika. W tym domu mieszka! dyrektor mojej szkoły, polonista, dr Michał Dadlez, oraz profesor matematyki Jan Wysocki. Oni właśnie organizowali i kierowali Tajnym Gimnazjum i Liceum im. Mickiewicza, które kontynuowało przede wszystkim naukę dla uczniów, jacy rozpoczęli ją przed wybuchem wojny. Personel pedagogiczny składał się z 30 nauczycieli przedwojennej szkoły Mickiewicza i 15 nauczycieli z innych szkól. Lekcje odbywały się w prywatnych mieszkaniach rozmieszczonych w różnych punktach miasta, w małych grupach po kilka osób. Opłaty za naukę i egzaminy były wysokie, ponieważ wynagrodzenie za nie stanowiło w większości wypadków jedyne źródło utrzymania wykładowców. W latach 1940-1944 w szkole na tajnych kompletach egzaminy maturalne zdało 449 uczniów. Po wojnie matury te potwierdziło w kuratorium 285 osób. Reszta zginęła w czasie wojny lub rozproszyła się po świecie. Wśród maturzystów z roczników 1943 i 1944 występują kobiety, jakkolwiek do 1939 roku była to szkoła męska. Wśród osób, które uzyskały matury w latach wojny, nie ma rodzeństwa Glantzów, jednak nie są to pełne listy uczestników kompletów. Takie listy nie zostały dotychczas opublikowane. Jest więc wskazane nawiązanie kontaktu z uczestnikami nauki w szkole w tym okresie. Liceum im. A. Mickiewicza w Warszawie mieści się obecnie przy ul. Saskiej 59, pod tym też adresem działa Stowarzyszenie Wychowanków Gimnazjum i Liceum im. A. Mickiewicza, dawniej Gimnazjum Emiliana Konopczyńskiego.

Mam też wątpliwości co do innych fragmentów tych wspomnień, które zupełnie nie budzą zaufania. Dla przykładu: „Danusia została ciężko ranna i gdzieś – w kanałach czy gdzie indziej – na rękach p. Hanickiej umarła”. Nieprawdopodobne! Przecież te ręce nie mogły być w tym samym czasie w różnych miejscach! A w ogóle to za dużo w tym artykule różnych sprzecznych opowiadań. Trzeba je było bardziej przybliżyć do zweryfikowanych na przestrzeni 50. lat historycznych wydarzeń.

Dziś wiadomo, że o teren wyścigów konnych na Służewcu walczył batalion „Karpaty” z pułku „Baszta”. Walka rozpoczęła się o godz. 17°° 1 sierpnia. Batalion liczący ok. 750 ludzi straci! ponad 120 zabitych i rannych. Główny ciężar działań spadł na kompanię ,.K1”, w skład której przypuszczalnie wchodzi! Zbigniew Glantz. Straty tej kompanii wyniosły ponad 60 zabitych, a 20 było ciężko rannych. Jeszcze w godzinach wieczornych resztki batalionu „Karpaty” wycofały się, unosząc rannych, na teren Fortu Radiowego i do budynków na ul. Puławskiej. Więcej walk o ten teren nie prowadzono. Działo się to pierwszego, a nie drugiego sierpnia. (Patrz wydana w 1989 r. przez Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych w Warszawie książka Stanisława Podlewskiego „Wolność krzyżami się znaczy”.)

Wydaje mi się, że wobec tylu nasuwających się uwag, należałoby oczekiwać od Autora odpowiednich sprostowań na lamach .Jednoty”. [...]

Nawiązując do opublikowanych w 8. numerze „Jednoty” [z 1994 r. – przyp. red.] nekrologów pragnę sprostować treść ostatniego z nich, odnoszącego się do mego kuzyna.

Zbigniew Ziemichód. ur. 4 stycznia 1924 r. w Warszawie, syn Eugeniusza i Ludwiki z d. Stockinger, wyznania ewangelicko-reformowanego. Był żołnierzem AK batalionu „Wnuki Warszawy” (drugi kryptonim „Folwark Ludwikowo”), dowódca kpt. „Epstein”, kompania por. „Jastrzębia”, pluton ppor. „Chińczyka”, drużyna pchor. „Walczaka” (Leonard Witkowski). Zosta! wprowadzony do tej jednostki przeze mnie, posługującego się wówczas pseudonimem „Wilk”, i pchor. „Ostoję” (Wojciech Ładno). Na czas Powstania jednostka została przydzielona do Zgrupowania „Sławbor” (Śródmieście-Południe) i walczyła w rejonie ul. Wiejskiej. Zbigniew Ziemichód, ps. „Zbód”, w Powstaniu udziału nie wziął. 1 sierpnia 1944 r., odprowadzany na miejsce zbiórki przez niedawno poślubioną żonę Jadwigę z d. Zawistowską, zosta! ok. godz. 16. zatrzymany przez niemieckich żandarmów na ul. Marszałkowskiej między pl. Unii Lubelskiej a pl. Zbawiciela. Małżonkę puszczono wolno. Dotarła na miejsce zbiórki drużyny i zameldowała o tym dowódcy. Tego samego dnia, tj. 1 sierpnia 1944 r., wkrótce po wybuchu Powstania Zbigniew Ziemichód został rozstrzelany na terenie siedziby Gestapo w grupie około 980 osób.

Jak wspomniałem na początku, przeczytałem wszystko, co w związku z 50. rocznicą Powstania Warszawskiego napisano w 7, 8 i 10/94 numerach .Jednoty”. Poświęcono temu tematowi wiele cennego miejsca, a oprócz wielu nie sprawdzonych informacji o wybranych poległych współwyznawcach, w części powtórzonych za „Jednotą „ z lat ubiegłych, praktycznie nie wniesiono do tematu żadnych nowych elementów. Jedyny chwalebny wyjątek stanowi piękny artykuł pani Wandy Mlickiej „ 1 sierpnia 1944 – 1 sierpnia 1994”.

Na moje usta cisną się natrętne pytania. Jak w naszym Kościele uczczono tych, którzy walczyli w Powstaniu, a ich życie zostało wtedy ocalone? W jaki sposób utrwalono ich walkę, aby czas nie zatarł śladów? A co z tą garstką żyjących jeszcze siwowłosych uczestników Powstania – członków naszego Kościoła? Dlaczego nie otwarto przed nami łamów „Jednoty” nawet z okazji jubileuszowych dni? Czy z okazji takiej bohaterskiej, acz bolesnej, rocznicy trzeba było otwierać łamy „Jednoty” (bądź co bądź pisma kościelnego) przed szukającymi łatwej sławy politykierami dla opublikowania dziwnego „listu otwartego”, którego fragment przytaczam: „Kiedy 1 sierpnia 1944 roku powstańcy szli walczyć i ginąć, nie pytali się nawzajem o przynależność religijną. Dlatego też nikt z nas nie ma prawa wprowadzać pomiędzy nich jakichkolwiek podziałów. Bo przecież w obliczu śmierci nie jest istotna przynależność wyznaniowa, liczy się tylko ofiara złożona z życia w imię wielkiej idei”. Czy nie lepszą drogę obrał ks. sen. Jan Walter z Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego? Czy nie lepiej było napisać zwykły list do Komitetu Organizacyjnego Obchodów informujący, że Kościół Ewangelicko-Reformowany deklaruje chęć włączenia się w ogólnopolskie obchody? Chyba wszystkim wiadomo, że w ukazującym się od dwóch lat „Kalendarzu ewangelicko-reformowanym” nie przewiduje się uczestnictwa wyznawców w żadnym święcie państwowym – ani 3 maja, ani 11 listopada. A skąd nagłe pretensje o udział w zwykłej historycznej rocznicy?

Na tym ten list kończę z nadzieją, że zostanę dobrze zrozumiany.

z należnym poważaniem Jerzy Stal
Gdańsk

 

Ten list nadszedł 2 listopada ub. roku, już po zamknięciu grudniowego numeru „Jednoty”. W kilka dni później Autor przyjechał do Warszawy, gdzie zmarł tragicznie 10 listopada. Dwa dni przed śmiercią był jeszcze na plebanii, wstąpił też na krótko do redakcji i do Komisji Dokumentacji, Informacji i Wydawnictw. Umawiał się na rozmowę z jej przewodniczącą, Aleksandrą Sękowską. Niestety, niczego już nie przekaże, nie wyjaśni, nie powie. Mimo więc Jego śmierci zdecydowaliśmy się ten list opublikować, gdyż poruszył w nim bardzo ważne sprawy, sygnalizowane ustnie także przez innych Czytelników. Poniższa odpowiedź redakcji nie będzie jednak polemiką ze zmarłym Bratem, lecz udzieleniem wyjaśnień osobom żyjącym, które zgłaszały podobne uwagi lub zastrzeżenia.

  1. Dlaczego wśród nekrologów tych, co zginęli w Powstaniu, nie znalazły się nazwiska matki i sióstr śp. Jerzego Stalą? (Dodajmy od siebie – jeszcze ok. setki innych osób naszego wyznania, które straciły życie w powstańczej Warszawie.) Stało się tak dlatego, że w publikacji tej ograniczyliśmy się wyłącznie do tych współwyznawców, którzy zginęli jako żołnierze, a nie cywile. Pisaliśmy o tym w słowie wstępnym od redakcji („Przed pięćdziesięciu laty”, „Jednotą” 1994, nr 8, s. 5), ale ta istotna informacja umknęła uwadze wielu osób.

  2. Autor listu, powołując się na „naocznego świadka” śmierci sióstr Lisowskich stwierdził, że obie zginęły na Starówce. Kiedy pisał swój list, nie znał jeszcze relacji innego naocznego świadka, Jerzego Diehla (zob. „Jednota” 1994, nr 11, s. 8 – art. A. Sękowskiej: „Mokotowskiemu żołnierzowi”), który osobiście wraz ze swym oddziałem odkopał zwłoki Teresy Lisowskiej i jej matki spod gruzów zbombardowanego domu przy ul. Ursynowskiej i uczestniczył w ich pogrzebie. Autor listu nie mógł też wiedzieć, że druga siostra, Jadwiga, Powstanie przeżyła i nie zginęła pod gruzami, bo akurat pełniła dyżur w szpitalu Elżbietanek.

Tak to właśnie bywa niekiedy z „naocznymi świadkami” i z naszą zawodną pamięcią. Jak bardzo jest zawodna, niech świadczy też pomyłka Autora listu w dacie konfirmacji Jego siostry Elwiry – z ocalałych dokumentów wynika bowiem, że była konfirmowana nie w 1938, lecz 1939 roku. Te i inne pomyłki i sprzeczności dowodzą jedynie, jak trudno jest po pół wieku dojść prawdy i jak bardzo czas zaciera ślady i wspomnienia.

  1. Redakcja nie weryfikowała danych zawartych w opublikowanych w nr. 8/94 wspomnieniach autorstwa przyjaciół lub członków rodzin poległych żołnierzy. Poprawialiśmy tylko pomyłki oczywiste, do wytropienia których nie była konieczna wiedza historyka-specjalisty tego okresu. Za zawartość artykułów odpowiadają autorzy. Redakcja zaś może udostępnić swoje łamy w celu wymiany opinii, zamieszczenia sprostowań lub wyjaśnień. Być może, osoby zainteresowane zechcą z tej praktyki skorzystać, aby zbliżyć się do prawdy o losach swych najbliższych i gwoli prawdzie historycznej.

  2. I już ostatnie dwie sprawy poruszone w liście śp. Jerzego Stalą a będące wyrazem opinii szerszego grona Czytelników. Chodzi mianowicie o ocenę zamieszczonych w nr. 7/94 s. 22, fragmentów listu otwartego w sprawie obchodów państwowych 50. rocznicy Powstania. „Jednocie” dostało się za to, że będąc „bądź co bądź pismem kościelnym” list ten zamieściła. Otóż właśnie dlatego naszym obowiązkiem kronikarskim było poinformowanie, że Walne Zgromadzenie Zboru Warszawskiego upoważniło p. Katarzynę Zaunar-Ceraficką i ks. Bogdana Trandę do przygotowania stosownego pisma w sprawie udziału w tych uroczystościach ewangelików reformowanych i wydrukowanie przynajmniej jego fragmentów. A że list był, jaki był... No, cóż... I tym razem też powstrzymamy się od komentarza.

Na drugie pytanie, dlaczego „Jednota” nie otwarła łamów dla jeszcze żyjących uczestników Powstania, odpowiedzieliśmy pośrednio w punkcie 1 – bo naszym zadaniem było opublikowanie danych zebranych przez Komisję Informacji, Dokumentacji i Wydawnictw o współwyznawcach, którzy polegli w Powstaniu jako żołnierze Armii Krajowej. Z tego zadania staraliśmy się wywiązać jak najrzetelniej.

Natomiast w pozostałych kwestiach, nurtujących nie tylko Autora listu, może zechcą się wypowiedzieć publicznie właściwe osoby lub gremia kościelne. Łamy „Jednoty” są do ich dyspozycji.

Nie chcemy tej wypowiedzi zakończyć tak sucho i formalnie, bo list naszego Brata, będący jakby głosem zza grobu, bardzo nas poruszył jako świadectwo odchodzącego pokolenia, wspaniałego pokolenia polskich ewangelików reformowanych. Dlatego nie wolno nam zapomnieć zawartego w nim przesłania, skierowanego do całego naszego Kościoła.

REDAKCJA