Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

12 / 1994

WSPÓLNA KONFESJA POLSKICH EWANGELIKÓW – ZA I PRZECIW

Kontynuujemy rozpoczęty w poprzednim numerze cykl wypowiedzi na temat wspólnej konfesji ewangelickiej, nadesłanych w odpowiedzi na redakcyjną ankietę – red.

Czy wezwanie do zastanowienia się nad opracowaniem wspólnej konfesji polskich ewangelików powinno pozostać głosem wołającego na puszczy? To pytanie należałoby sobie zadać w obliczu zbliżającej się 425. rocznicy Ugody sandomierskiej. Dotychczas bowiem mieliśmy do czynienia z apelami do organizowania wspólnych nabożeństw, spotkań międzyparafialnych, zacieśniania współpracy czy wzajemnego poznania. Tak się składa, że będąc sobie bliscy, na co dzień żyjemy własnym życiem i własnymi problemami. Dopiero takie odświętne, okazyjne apele uświadamiają nam potrzebę zacieśniania braterskich i siostrzanych więzów.

W przypadku nabożeństw i różnych spotkań stajemy często w obliczu problemu, zda się błahego, ale w praktyce istotnego, jak można to wszystko „zgrać” w czasie, by nasze partykularne i z góry ustalane terminy nie stawały na przeszkodzie i nie stanowiły już od samego początku trudności nie do przezwyciężenia. Można by więc znów zapytać, czy wobec wspomnianych wyżej trudności organizacyjnych zdobędziemy się na przezwyciężenie o wiele trudniejszego i bardziej czasochłonnego zadania, jakim będzie bez wątpienia podjęcie próby sformułowania wspólnego wyznania wiary współczesnych ewangelików w Polsce? Niemniej jednak taki trud wart jest podjęcia. Nie może on wszakże obejmować jedynie kościelnej „góry” czy „elity”. Do wzajemnych rozmów i dyskusji powinni zmobilizować swe siły i umiejętności zarówno teolodzy naszych Kościołów, członkowie kościelnych zwierzchności na wszystkich szczeblach, jak też i „szarzy”, zwykli zborownicy, pamiętając o otwarciu się w modlitwie, by zyskać wsparcie Tego, który jest Bogiem ładu i porządku. Oczywiście, takie rozmowy i dyskusje należy odpowiednio ukierunkować, postawić stosowne tezy, aby nie przekształciły się one w zwykłą, czczą gadaninę.

Uważam, że do podjęcia trudu opracowania wspólnej konfesji nie mobilizuje nas żadne poczucie zagrożenia ze strony kogokolwiek. Możemy spotkać się z głosami historyków, którzy oceniają Ugodę sandomierską z 1570 r. lub Konfederację warszawską z roku 1573, czy chociażby bliższą nam Konfesję polską wyznań ewangelickich z okresu II wojny światowej, jako spóźnione w czasie próby zjednoczenia sił w obliczu wrogów różnego autoramentu. Ale wspólna konfesja polskich wyznań ewangelickich może i powinna być świadectwem, że Chrystusowa Ewangelia dla Kościołów, które w swej nazwie mają owo określenie „ewangelicki”, jest rzeczywiście „... mocą Bożą, zbawienną dla wszystkich wierzących...” (Rzym. 1:16). Brzmi to może jak pobożne życzenie, ale ów problem, który niewątpliwie nurtuje większość ewangelickich chrześcijan i został poruszony w redakcyjnym felietonie „Jednoty” (nr 5 z 1994 r.), nie może pozostać wśród okazjonalnie zasygnalizowanych spraw, które – gdy minie czas jubileuszowy – zostaną odłożone do archiwum, gdzie będą świadectwem, że „coś” o tym myślano, ale lepiej zostawić wszystko swojemu biegowi.

Felieton kończy się nieśmiałym marzeniem, by wspólna konfesja polskich ewangelików objęła również braci metodystów. W czasie, kiedy ojcowie naszej wiary podpisywali akt Ugody sandomierskiej, Kościół Ewangelicko-Metodystyczny jeszcze nie istniał. Dziś jednak, kiedy znów trzy ewangelickie Kościoły w naszej Ojczyźnie mają zawartą wspólnotę chrzcielnicy, ołtarza i ambony, cóż stoi na przeszkodzie, aby współpraca nad dziełem trudnym, lecz nie niemożliwym, objąć mogła nasze, tak bliskie pod względem doktrynalnym, Kościoły?

Marzeniem natomiast może pozostać sprawa, czy można liczyć na obecnym etapie na życzliwe zainteresowanie ze strony chrześcijan reprezentujących szeroko pojęty nurt wolnokościelny.

Zdaję sobie sprawę, że moja osobista wypowiedź nie dotyka wszystkich zasadniczych spraw zawartych w felietonie „Co Wy na to?” Wiele myśli pomija, nad niejedną może tylko się prześlizguje. Nie można tłumaczyć tego niespotykaną w tym roku kanikułą i nie zachęcającymi do głębszych przemyśleń upałami1. Ale to, co, nomen omen, „na gorąco” zawarłem w swych uwagach na ów bez wątpienia istotny dla ewangelickich środowisk temat, być może wraz z innymi głosami pobudzi do dalszych ref lekcji i działania.

Ks. Włodzimierz Nast
[Doktor teologii, adiunkt w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, proboszcz ewangelicko-augsburskiej parafii Świętej Trójcy w Warszawie]

1 Swoją wypowiedź Autor przysłał do redakcji latem br. – „J”.