Drukuj

11 / 1994

Okrągłe rocznice, jubileusze sprzyjają podejmowaniu różnych ciekawych inicjatyw. Są przypomnieniem wydarzeń z przeszłości. I to przypomnieniem w konkretnych warunkach, przy społecznym zapotrzebowaniu, a przynajmniej przyzwoleniu na idee, inicjatywy czy programy działania, które wiążą się ze sprawami przypominanymi przez fakty będące powodem lub przynajmniej pretekstem obchodów jubileuszowych.

Tak ma się także sprawa z planowanymi obchodami jubileuszu 425. rocznicy Ugody sandomierskiej. Można powiedzieć, że w Kościołach ewangelickich jest przyzwolenie na wzajemne zbliżenie i współpracę. Współczesna pobożność ewangelicka jest otwarta na działania ekumeniczne, i to przede wszystkim na działania ekumeniczne w rodzinie ewangelickiej. W działalności Kościołów podkreśla się to, co łączy ewangelików. Różnice wyznaniowe wydają się być czymś drugorzędnym, mającym przede wszystkim charakter historyczny. W takiej atmosferze możliwe się stało przezwyciężenie wzajemnej wrogości, historycznych podziałów i podjęcie próby zbliżenia i daleko idącej współpracy. Wyrazem tych tendencji jest Ugoda leuenberska, a na gruncie polskim odnowienie Ugody sandomierskiej i przyjęcie zasady wspólnoty ambony i ołtarza Kościołów Ewangelicko-Augsburskiego i Ewangelicko-Reformowanego. W ostatnich latach taką samą wspólnotę osiągnęły te Kościoły z Kościołem Ewangelicko-Metodystycznym. Przynajmniej formalnie, ale także i praktycznie, doszło do znacznego zbliżenia i dobrej współpracy wszystkich tych trzech Kościołów ewangelickich.

Historycznie rzecz biorąc, należy zauważyć, że do zbliżenia różnych Kościołów wyznaniowych dochodziło zazwyczaj w czasach, gdy te Kościoły czuły się zagrożone. Wspólne zagrożenie, niebezpieczeństwo zbliża do siebie pojedynczych ludzi, a także społeczności, również Kościoły. Zapewne jednym z głównych powodów zawarcia Ugody sandomierskiej było poczucie niebezpieczeństwa zagrażającego wszystkim ewangelikom. Zgoda między Kościołami ewangelickimi miała wzmocnić siłę ewangelicyzmu i dopomóc w przezwyciężeniu istniejących trudności i zagrożeń. Fakt, że tej, zapisanej w Ugodzie, współpracy, zgody i jedności ewangelików nie udało się w pełni zrealizować, jest, w zgodnej ocenie historyków, jednym z głównych powodów upadku Reformacji w Polsce.

Można przyjąć, że na obecne zbliżenie Kościołów ewangelickich w Polsce mają wpływ obydwa wymienione wyżej czynniki, a więc ogólna atmosfera ekumeniczna, przezwyciężenie, a przynajmniej zmniejszenie znaczenia barier i granic międzywyznaniowych i przekonanie, że ważniejsze jest to, co łączy niż to, co dzieli oraz poczucie wspólnego zagrożenia ze strony Kościoła rzymskokatolickiego, realizującego swoją politykę i poszerzającego sfery swego działania bez oglądania się na inne Kościoły, oraz ze strony postępującego zeświecczenia społeczeństwa.

Bez wątpienia mamy więc do czynienia z sytuacją, która sprzyja zbliżeniu i współpracy między Kościołami ewangelickimi, a nawet je wymusza. Przy tym to zbliżenie musi wynikać nie tylko z poczucia wspólnego zagrożenia, ale także z przekonania o bliskości dogmatycznej, z przeświadczenia, że w tym, co ważne i najważniejsze, jesteśmy zgodni, natomiast to, czym się różnimy, ma charakter drugorzędny.

Przyjęcie zasady wspólnoty ambony i ołtarza możliwe było, i jest, tylko przy przyjęciu podstawowej zgodności w nauczaniu kościelnym, a także w pojmowaniu i sprawowaniu sakramentów. Wynika więc z tego, że możliwa jest wspólna konfesja Kościołów, które uznały wzajemną wspólnotę ambony i ołtarza. Faktycznie jednak poszczególne Kościoły pozostają przy swoich własnych księgach symbolicznych, zachowując tym samym własną tożsamość, samodzielność i niezależność organizacyjną, a także przynależność do światowej rodziny wyznaniowej. Ewentualna wspólna konfesja Kościołów różnych wyznań nie będzie pokrywać się z ortodoksyjną, pełną nauką konkretnego Kościoła wyznaniowego. Chyba że będzie tylko zestawieniem prawd uznawanych przez te Kościoły.

W sytuacji istniejącej wspólnoty ambony i ołtarza między Kościołami ewangelickimi konieczne jest podjęcie wspólnej pracy teologicznej. Pracę tę należałoby, moim zdaniem, prowadzić wspólnie przez trzy Kościoły ewangelickie: augsburski, reformowany i metodystyczny. Możliwe jest na tej drodze opracowanie wspólnej konfesji. Jednak byłbym ostrożny przy uznaniu tej wspólnej konfesji za pierwsze i najważniejsze zadanie tej teologicznej współpracy Kościołów ewangelickich. Uważam, że na obecnym etapie współpracy między tymi Kościołami taka konfesja nie jest potrzebna. Można bowiem ze sobą współpracować przy zachowaniu własnych ksiąg wyznaniowych. Zaś dążenie do wspólnej konfesji mogłoby rozbudzić spory dogmatyczne i postawy ortodoksyjne, a tym samym spowodować wzrost znaczenia różnic wyznaniowych, a więc tego, co dzieli. I w efekcie mogłoby to zaszkodzić istniejącej wspólnocie ambony i ołtarza. Tak bywało zresztą w historii Kościoła, że tendencje zjednoczeniowe, unijne, próby wypracowania wspólnej konfesji czy organizacyjnego zjednoczenia Kościołów przynosiły ze sobą rozbudzenie postaw ortodoksyjnych, zmierzających do zachowania dotychczasowych podziałów i przeciwnych zbliżeniu między wyznaniami. W ten sposób obchody 300-lecia Reformacji w r. 1817 doprowadziły z jednej strony do zbliżenia luteranów i reformowanych i stworzenia Kościoła unijnego, łączącego te dwa Kościoły, oraz do tworzenia różnych form współpracy teologicznej i organizacyjnej między tymi wyznaniami, ale z drugiej strony reakcją na te tendencje zjednoczeniowe, unijne, były narodziny neoortodoksji, powstanie Kościoła staroluterskiego, wstrzymanie procesu zjednoczenia obydwu wyznań i upadek wspólnych inicjatyw (m.in. Generalnego Konsystorza w Królestwie Polskim, będącego w XIX w. przez blisko dwadzieścia lat wspólną władzą ewangelików wyznania augsburskiego i reformowanego).

Przy ewentualnym podjęciu prac nad wspólną konfesją należałoby zacząć od pytania, czemu ta konfesja ma służyć? Czy ma być świadectwem już istniejącej wspólnoty, czy też podstawą przyszłego zjednoczenia dwóch lub trzech Kościołów ewangelickich? Od odpowiedzi na to pytanie zależy zakres tematów, które powinny być poruszone we wspólnej konfesji. Wtedy też okaże się, jak bardzo ta konfesja jest potrzebna. W każdym razie do czasu zbliżającej się 425. rocznicy Ugody sandomierskiej nie widzę możliwości odpowiedzialnego przygotowania takiej konfesji, która byłaby do zaakceptowania przez zainteresowane Kościoły.

Ks. Henryk Czembor
[Doktor teologii, adiunkt w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, gdzie wykłada historię Kościoła; radca Konsystorza Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, proboszcz parafii w Ustroniu]