Drukuj

9 /1994

W Polsce trwają przemiany systemowe. Każda z nich niesie z sobą rozmaitego typu zyski i straty, które mogą wywoływać nieoczekiwane efekty w różnych dziedzinach życia. Mówi się na przykład o kryzysie polskiej rodziny i o jej zagrożeniu ze strony nowego, liberalnego modelu, charakterystycznego dla demokracji. A przecież, jeśli przyjrzymy się tej sprawie ze spokojną uwagą, dojdziemy do wniosku, że zarzucany współczesnej rodzinie rozkład moralny wcale nie jest produktem ostatnich lat, gdy następowały przemiany ustrojowe, lecz że trwa od dawna wraz z obłudą, cwaniactwem i niekompetencją w życiu społecznym, że jest po prostu rezultatem działania „syndromu podwójnego życia”.

Rok 1994 ogłoszono Światowym Rokiem Rodziny. Dobra to okazja, by zastanowić się nad wychowawczą kondycją polskiej rodziny. Czy mają pokrycie w naszej rzeczywistości hasła w rodzaju: „Rodzina jest wspólnotą szczęścia, kamieniem węgielnym cywilizowanego społeczeństwa”?1 Czy w świetle stale ujawnianych faktów, świadczących o powszechnym w Polsce stosowaniu przemocy wobec dzieci, można odpowiedzialnie twierdzić, że „Rodzina polska jest ciepłem, osobistym związkiem kochających się ludzi” oraz „Polska rodzina wzorem dla innych”? Czy te uogólnione stwierdzenia nie odnoszą się bardziej do sfery życzeń niż do rzeczywistości?

Spójrzmy na kilka faktów.

W 1991 roku Polska ratyfikowała Konwencję ONZ, zobowiązując się do podejmowania działań chroniących dziecko przed przemocą fizyczną bądź psychiczną, przed krzywdą i zaniedbaniem, złym traktowaniem lub wyzyskiem – także przed wykorzystywaniem seksualnym. Nadto strona polska zobowiązała się, że żadne dziecko nie będzie podlegało arbitralnej lub bezprawnej ingerencji w sferę jego życia prywatnego (np. w korespondencję) ani bezprawnym zamachom na honor i reputację.

Tymczasem w 1992 roku polskie sądy dla nieletnich informowały o dziesiątkach przypadków maltretowania dzieci. Lekarze stwierdzają u swych małych pacjentów występowanie zespołu maltretowanego dziecka, przypadki katowania dzieci przez rodziców oraz drastyczne przypadki gwałtów popełnianych przez ojców nawet na córkach niemowlętach. Dr Jacek Kordacki, prezes Fundacji na rzecz Ochrony Dziecka przed Okrucieństwem, szacuje liczbę maltretowanych dzieci na 200 tys. rocznie (wg innych danych – 400 tys.). Przypomnijmy, że w tej sytuacji w roku 1993 z trybuny sejmowej padł głos przeciwko zakazowi fizycznego karania dzieci przez rodziców, nauczycieli i księży katechetów... Zjawisko maltretowania dzieci występuje na szeroką skalę, co znalazło swój wyraz m.in. na międzynarodowej konferencji na temat dzieci maltretowanych i wykorzystywanych seksualnie, zorganizowanej w 1993 roku w Łodzi przez wspomnianą wyżej Fundację, zaś podczas tegorocznego spotkania przedstawicieli organów sprawiedliwości krajów Europy Środkowo-Wschodniej jednym z dwóch dominujących tematów była przemoc w rodzinie.

W najprostszych skojarzeniach rodzina spostrzegana jest najczęściej jako dobro wyjątkowe. Ale współcześnie egzystują dwa przeciwstawne poglądy w kwestii jej znaczenia jako środowiska wychowawczego: pesymistyczny i optymistyczny. Ten pierwszy dostrzega w rodzinie czynnik destrukcyjny, zakłócający rozwój i osobowość jednostki (w skrajnym ujęciu J. Leuba rodzinę stanowi zespół ludzi, którzy się nienawidzą, ale muszą żyć razem)2. Ten drugi przypisuje rodzinie oddziaływanie konstruktywne na rozwój jednostki, antytoksyczne, resocjalizacyjne, terapeutyczne i profilaktyczne3.

W ocenie subiektywnej, przedmiotowej, wartość rodziny zależy od tego, jak postrzegają siebie jej członkowie i czy zaspokaja ona ich potrzeby. Patrząc z punktu widzenia dziecka, wartość rodziny wyznacza ukształtowany w jego świadomości obraz rodziców oraz ich stosunku do członków rodziny. Obraz ten jest formowany w dużym stopniu przez rodzaj doświadczeń dziecka w kontaktach z rodzicami.

„Dziś przekonanie o »zmierzchu rodziny« i jego społecznych konsekwencjach należy do najbardziej rozpowszechnionych i oczywistych”4. Na ów „zmierzch” mają wskazywać różne fakty odnoszące się do stabilności rodziny, jej wielkości, statusu, a także wypełnianych przez nią funkcji wychowawczych. Zatrzymajmy się przy ostatniej kwestii, poświęcając nieco uwagi wychowawczej roli obojga rodziców, a zwłaszcza matki. Przyjmijmy założenie, że o „zmierzchu” wychowawczej roli rodziny mogą świadczyć dwa zjawiska: 1) preferowanie przez rodziców kar (zwłaszcza cielesnych) jako środka oddziaływania wychowawczego oraz 2) spostrzeganie przez dziecko zachowań i cech rodziców jako odbiegających od pożądanych.

Preferowanie kar

Częste odwoływanie się do kar i łatwość stosowania kar fizycznych zamiast innych środków wychowawczych świadczy o braku kultury pedagogicznej rodziców i wychowawców, o ich bezradności i niewystarczających kompetencjach wychowawczych. Z właściwością tą mamy do czynienia zwłaszcza wtedy, kiedy agresywna reakcja na zachowanie dziecka wynika ze wzburzenia emocjonalnego osoby dorosłej, którego przyczyną nie jest sam postępek dziecka. Można postawić tezę, że wskutek braku kultury wychowawczej istnieje u rodziców „zapotrzebowanie” na przemoc jako najprostszy sposób oddziaływania na dziecko.

Funkcjonuje u nas stereotyp „twardej ręki ojca”, a tymczasem – jak wynika z badań5 – to matka, będąca synonimem ciepła, bezpieczeństwa i troskliwości, częściej niż ojciec odwołuje się do przemocy i staje się czynnikiem zagrażającym. Z niektórych danych wynika, że 40% matek bije za nieposłuszeństwo (odpowiednio – 30% ojców), 28% – za niepowodzenia szkolne i złe zachowanie w szkole (19% ojców), 22% – gdy odczuwa silne napięcie emocjonalne (17% ojców). Często i z różnych powodów bije swoje dzieci aż 16% rodziców. Według tego samego źródła 25% matek i 34% ojców uważa, że zawsze należy karać za nieposłuszeństwo.

W rodzinach, w których często stosowana jest przemoc, występuje – jak ustaliła autorka cytowanych badań – syndrom cech typowych dla relacji matka-dziecko, a mianowicie: rzadkie posługiwanie się perswazją w kontaktach z dzieckiem, nieudzielanie pochwał, opieranie interakcji z dzieckiem na strachu; ze strony dziecka: brak zaufania do matki, niechęć do dzielenia się z nią swoimi problemami i niechęć do przebywania w jej towarzystwie. Z kolei związki między ojcem a dzieckiem w takich rodzinach charakteryzują się: częstym biciem dziecka przez ojca w stanie wzburzenia emocjonalnego, strachem jako stałym elementem interakcji między nimi i rzadkimi kontaktami, przy czym „jakość” tych kontaktów jest niekorzystna – ojcowie rzadko rozmawiają z dziećmi o sprawach je interesujących, rzadko chwalą i rzadko wspólnie z dzieckiem rozwiązują problemy. Ich wzajemne kontakty pozbawione są serdeczności.

Stosowanie przemocy wobec dzieci częściej kojarzone było dotąd ze szkołą niż z domem. Polskiej szkole nadano nawet miano „szkoły przemocy”. A tymczasem liczne informacje o znęcaniu się rodziców nad własnymi dziećmi zdają się świadczyć o tym, że dom rodzinny jest równie, a może nawet bardziej skłonny do karania niż szkoła. Temat jest jednak na tyle drażliwy, że uzyskanie kompletnych informacji w tym zakresie napotyka poważne trudności. Jak wynika z innych badań6, tylko 2,2% uczniów w ogóle przyznaje się, że jest karana fizycznie. Do najczęściej stosowanych kar domowych należy agresja słowna i różnego rodzaju zakazy. W szkole z kolei najczęstszą karą jest zła ocena, agresja słowna i dodatkowa praca. Ale zaledwie 6,5% badanych uczniów stwierdza, że nie otrzymuje kar fizycznych w domu, a 19,4% – że w szkole. Łatwo na tej podstawie wyliczyć, ilu uczniom naprawdę takie kary są wymierzane, a także, która z instytucji wychowawczych – dom czy szkoła – częściej je stosuje.

Z tych samych badań wynika, że najdotkliwszymi karami otrzymywanymi w domu są dla uczniów: smutek rodziców z powodu ich zachowania, pozbawienie przyjemności, agresja słowna (krzyk, wymyślanie). Rodzice badanej grupy uczniów sądzą natomiast, że ich dzieci najdotkliwiej przeżywają b i -c i e (!), a dopiero w dalszej kolejności – pozbawienie przyjemności i smutek rodziców. Spośród kar wymierzanych w szkole badani uczniowie najbardziej przeżywają agresję słowną ze strony nauczycieli (krzyk, wymyślanie), w drugiej – smutek wychowawców. A tymczasem nauczyciele sądzą, że najdotkliwszą dla ucznia karą jest bicie.

Częstsze odwoływanie się do bicia niż do innych kar może wynikać właśnie z tego przekonania dorosłych o większej dolegliwości tej kary dla dziecka lub też z założenia, że im kara dotkliwsza, tym większe prawdopodobieństwo spełnienia przez dziecko ich oczekiwań. Jednakże poszukiwanie czynnika, który byłby dla dziecka najbardziej dotkliwy i przykry, jest kreowaniem, a może nawet preferowaniem, atmosfery przemocy. Czy rodzice, którzy tak postępują, mogą być przez dziecko pożądani?

Rodzice pożądani

Optymistyczna wizja rodziny zakłada, że ojciec i matka są dla dziecka ostoją, wsparciem, wzorem i autorytetem. Tymczasem na podstawie publikowanych danych o aktach przemocy wobec dzieci można stwierdzić, że rodzice nie posiadają cech, które odpowiadałyby modelowi rodziny uważanej za najwyższe dobro i pozwalały urzeczywistniać jej cele wychowawcze.

Można przyjąć, że z perspektywy dziecka wspomniany już tu kryzys rodziny jest tym głębszy, im w większym stopniu dzieci oczekują zmiany postępowania rodziców, im mniej doznają satysfakcji i dumy z ich powodu. Jacy zatem rodzice są pożądani, a jakich ich cech dzieci nie akceptują?

Próbowała to zbadać na grupie 14-15-letnich uczniów klas VII i VIII Maria Pitera7. Z fragmentu uzyskanych przez nią danych wynika, że 79% uczniów chciałoby, aby ojciec był mniej nerwowy, 61% – mniej kłótliwy, 58% – mniej surowy, 55% – mniej wulgarny, 54% – mniej wymagający, 51% – mniej agresywny, 48% – mniej złośliwy, 46% – mniej ponury, 44% – by mniej interesował się tylko sobą, mniej kłamał i był mniej obojętny (po 39% respondentów), mniej niesprawiedliwy (35%), mniej nadużywający alkoholu (33%), a także mniej skąpy i niechlujny.

Badane dzieci pragną, by ojciec poświęcał im więcej czasu (71%), był bardziej bliski i wrażliwy, wyrozumiały, pomagający w nauce, troskliwy (62-60%), tolerancyjny, opanowany, cierpliwy, ufny, pogodny, obowiązkowy, opiekuńczy, by był bardzo dobrym przyjacielem (59-53% respondentów). 47% chciałoby, by ich ojciec w większym stopniu był po prostu dobry. Podobny procent – by dbał o rozwój dziecka. Jedna trzecia badanych pragnie, by ich ojciec był bardziej kochający i uczciwy.

Podobne życzenia kierowano pod adresem matek: 74% badanych oczekiwałoby, by matka była mniej nerwowa, 69% – mniej kłótliwa, mniej wymagająca i mniej surowa (59 i 54%), mniej niesprawiedliwa, paląca mniej papierosów, mniej złośliwa i ponura (47-41%), mniej wulgarna i agresywna, w mniejszym stopniu zainteresowana tylko sobą i obojętna (37-30%). 14% uczniów chciałoby, by ich matki mniej nadużywały alkoholu, 12% – by były mniej niechlujne. Badane dzieci oczekiwałyby też, by ich matki miały więcej cech pozytywnych: by były bardziej postępowe, wyrozumiałe, opanowane, z poczuciem humoru, cierpliwe i silne (56-52%), pomagające w nauce, pogodne, poświęcające czas dziecku i tolerancyjne (47-44%). Co trzeci z badanych uczniów pragnąłby, by jego matka była dobra, przyjacielska, towarzyska, ufna, uczciwa. Prawie tyle samo badanych dzieci pragnęłoby, by ich matki były troskliwe, opiekuńcze, bliskie. 19% oczekiwałoby większej dbałości o rozwój dziecka, 15% – więcej miłości. Ponadto dzieci pożądałyby rodziców inteligentnych, zdolniejszych, pracowitszych, zaradniejszych, gospodarniejszych itp.

Ujawnione w badaniach Marii Pitery znaczne zapotrzebowanie dzieci na zmianę cech rodziców może wskazywać na to, jakie istnieją w rodzinie możliwości oddziaływań, czyli jaki jest jej „potencjał wychowawczy” oraz jaka – prawdopodobnie – panuje w niej atmosfera wychowawcza. Badane dzieci oczekiwałyby, by ich rodzice byli mniej nerwowi i agresywni, mniej wulgarni, kłótliwi, złośliwi, ponurzy i nie zainteresowani tylko sobą. By więcej czasu poświęcali dziecku, bardziej je kochali, pomagali mu, byli dla niego dobrzy i dbali o jego rozwój. By mieli jeszcze dużo więcej pozytywnych cech.

Gdyby te wyniki potwierdziły się na większej, reprezentatywnej, próbie, to należałoby wyciągnąć pesymistyczne wnioski na temat kondycji polskiej rodziny i możliwości wpływania rodziców na proces rozwoju ich dzieci. Z punktu widzenia dziecka nie tyle jest bowiem ważne, jacy są naprawdę jego rodzice, ale jak ono ich odbiera. Dlatego negatywne ocenianie rodziców i uznawanie ich za mniej wartościowych mogłoby oznaczać usunięcie ich spośród autorytetów dziecka. A stan rodziny, w której brakuje autorytetu rodziców, uznaje się za krytyczny.

Na szczęście sprawa nie jest tak jednoznaczna. Otóż w ustosunkowaniach dzieci do rodziców zaznacza się wyraźnie postawa ambiwalentna – równoczesne występowanie uczuć negatywnych i pozytywnych, świadomość wad i ich krytyka a zarazem darzenie miłością. Brak reakcji dysonansowych lub tuszowanie dysonansu przez szukanie u rodziców cech pozytywnych, które by przeważały lub przynajmniej równoważyły cechy negatywne – dało się zaobserwować w materiałach z innych badań8. Ilustrują to zjawisko przytoczone poniżej charakterystyki:

„Mama jest dobra, pomaga mi w lekcjach, daje mi pieniądze, jest mądra, nieraz krzyczy. Czasami pije i dużo pali. Czyta książki. Dużo się nami nie zajmuje. Jest rozrzutna. Chciałabym, aby moja mama nie piła i nie paliła” (Anna, lat 12).

„Tata jest bardzo dobry, jest odważny. Nieraz się denerwuje, czasem niebezpieczny. Jest to bombowy facet. Chciałbym, żeby mój tata był dobry, żeby się nie denerwował i żeby mnie nie bił, nie palił papierosów i był silny jak Szwarceneger” (Bogdan, lat 13).

„Mama jest dobra, ale staroświecka. Jest chytra o paskudnym charakterze. Nie chcę nic w niej zmieniać” (Iwona, lat 12).

„Mama jest kochana, dobra, nieraz zła i nieraz bije. Tata jest nieraz dobry, nieraz zły, jest kochany, da czasem pieniądze na sznekę” [tzn. drożdżówkę – red.] (Joanna, lat 10, oboje rodzice piją)

„Moja mama jest wspaniała, lubi sprzątać, nie lubi papierosów. Czasem z koleżanką wypiją wino. Tata jest w porządku, nie lubi bałaganu. Jest lekko świński, ale jest, jaki jest, i dobrze, że jest. Niektórzy w ogóle nie mają taty. Robi dobre obiady. Lubi sobie łyknąć. Sprawy załatwia z nerwami. Jest nieco agresywny. Ale jest dobry i chcę, żeby został z nami jak najdłużej” (Przemek, lat 12).

„Mama jest inna od taty. Umiem znaleźć z nią wspólny język, rozmawia ze mną o różnych sprawach osobistych. Poświęca mi mało czasu. Pociesza mnie, gdy jestem przygnębiony. Krzyczy też, ale jest świetną mamą. Ojciec byłby w porządku, gdyby nie jego zachowanie. Nie rozumiem się z nim. Mój ojciec jest wstrętnym, ohydnym, oślizgłym maślakiem. Chciałbym mieć innego ojca, jak na niego patrzę, chce mi się rzygać. W porównaniu z matką jest złym człowiekiem” (Krystian, lat 13).

Cytowane wypowiedzi dzieci sygnalizują niepokojące zjawiska. Jaka jest ich skala w polskich rodzinach? Czy w świetle przedstawionego materiału uprawnione jest lansowanie haseł w rodzaju: „Polska rodzina jest ciepłem, osobistym związkiem kochających się ludzi... Jest wzorem dla innych”?

Zmiany ustrojowe w Polsce, a szczególnie zniesienie cenzury, doprowadziły do ujawnienia nieprawidłowości i wynaturzeń w różnych dziedzinach życia. Odkryty też został, dotąd utajony, wymiar wychowania w rodzinie: różne formy przemocy wobec dzieci, brak kultury w życiu rodzinnym, wulgarne zachowania rodziców. Czy zjawiska te mogą się jeszcze potęgować wskutek pogarszającej się kondycji materialnej rodzin, zwłaszcza przez bezrobocie? Stwierdzono bowiem, że oczekiwania dotyczące zmiany cech u swoich rodziców zgłaszały w różnym stopniu wszystkie badane dzieci, ale w większym stopniu dotyczyło to bezrobotnych ojców i rodzin o gorszych warunkach materialnych. Analiza tych zjawisk i występujących między nimi zależności mogłaby stać się jednym z problemów, które w Roku Rodziny należałoby podjąć.

 

Prof. dr hab. Barbara Karolczak-Biernacka

[Autorka powyższego artykułu kieruje Zakładem Studiów, Badań i Ekspertyz w Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie. Zajmuje się także różnorodnymi zagadnieniami z dziedziny psychologii społecznej i psychologii sportu – red.]

 

 

1 Z programu XVIII Międzynarodowego Kongresu Rodziny, Warszawa 14-17 IV 1994

2 M. Ziemska: Postawy rodzicielskie. Warszawa 1973, s. 23

3 jw., s. 26

4 A. Giza-Poleszczuk: Rodzina i świat współczesny, „Polityka” z 23 IV 1994

5 A. Zielińska: Przemoc wobec dziecka jako przykład zaburzenia relacji międzyludzkich w rodzinie [w:] Relacje między ludźmi jako przedmiot badań pedagogicznych. Red. A. Przecław-ska, Warszawa 1993, s. 85-119

6 M. Kurant: Karanie i nagradzanie uczniów szkoły społecznej i państwowej. Zielona Góra 1994, nie opublikowana praca magisterska.

7 M. Pitera: Obraz rodzica pracującego i bezrobotnego. Zielona Góra 1994, nie opublikowana praca magisterska

8 B. Rybarczyk: Obraz rodzica alkoholika w percepcji ucznia i dziecka. Zielona Góra 1994, nieopublikowana praca magisterska.