Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

7 / 1994

KOŚCIÓŁ XXI WIEKU. NASZA WIZJA

W kolejnym odcinku z cyklu rozważań nad przyszłym charakterem i kształtem Kościoła proponujemy tym razem lekturę refleksji red. Henryka Dominika, pierwszego luteranina, który zabiera głos w tej debacie, oraz odpowiedzi prof. Jarosława Świderskiego na polemiczne uwagi red. Wandy Mlickiej.

REDAKCJA

Wydaje się, że Kościoły chrześcijańskie u schyłku naszego wieku znajdują się na bardzo ostrym zakręcie. W XX stuleciu, mimo niewątpliwego rozwoju liczebnego chrześcijaństwa, mimo olbrzymiej pracy misyjnej i diakonijnej, nie zdołały one powstrzymać chrześcijańskich państw od prowadzenia wojen ani zahamować rozwoju ideologii anty-chrześcijańskich (komunizmu i faszyzmu), co gorsza – niekiedy wręcz wspierały je z ambon. Nie uchroniły też umysłów wiernych od wpływów niebezpiecznych filozofii i przenikania myśli religijnej Wschodu. Nie powstrzymały rozwoju nacjonalizmów i rasizmów, w wielu wypadkach nawet się z nimi identyfikując. W obrazie tym trzeba jeszcze uwzględnić trwający stan nieufności lub – niestety – wrogości między poszczególnymi wyznaniami, wbrew głoszonym pięknym deklaracjom ekumenicznym.

Nic dziwnego, że taka sytuacja spowodowała odchodzenie z Kościoła wielu ludzi, wzrost obojętności, szerzenie się ateizmu, szukanie możliwości zaspokojenia potrzeb duchowych poza Kościołem. Jakże często bowiem współczesne życie kościelne przypomina obraz, jaki nakreślił Chrystus mówiąc o faryzeuszach: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że zamykacie Królestwo Niebios przed ludźmi, albowiem sami nie wchodzicie ani nie pozwalacie wejść tym, którzy wchodzą. [...] Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że obchodzicie morze i ląd, aby pozyskać jednego współwyznawcę, a gdy nim zostanie, czynicie go synem piekła dwakroć gorszym niż wy sami. [...] Dajecie dziesięcinę z mięty i z kopru, i z kminku, a zaniedbaliście to, co ważniejsze w Zakonie: sprawiedliwości, miłosierdzia i wierności” [Mat. 23:13.15.23].

Na szczęście opis ten nie odnosi się do wszystkich chrześcijan – na świecie i u nas w kraju wielu wierzących wypełnia wiernie nakazy Słowa Bożego i wykazuje odporność na błędne filozofie i nauki. To tacy ludzie zadecydują o rozwoju i kształcie przyszłego Kościoła, a nie tradycyjne i wielekroć już zmurszałe struktury. Tylko nowe ożywcze siły są w stanie wyrwać chrześcijaństwo z marazmu, w jakim trwa u schyłku wieku.

Dlatego zgadzam się z tezą prof. Jarosława Świderskiego („Jednota” nr 4/94), że na początku XXI wieku nastąpi „przewaga formy mini-społeczności nad tradycyjnymi parafiami”. Już dzisiaj w wielu zborach – i to w różnych Kościołach – obserwuje się pewne skostnienie życia religijnego, skoncentrowanego tylko wokół niedzielnego poranka. Daje o sobie znać słaba, albo żadna, znajomość Biblii. Jednocześnie zaś spontanicznie powstają „mini-społeczności”: grupy domowe, oazowe i różne wspólnoty chrześcijańskie, które skupiają ludzi studiujących Słowo Boże i żyjących zgodnie z jego wskazaniami. Jeśli chodzi o grupy domowe, to mogłyby one spełniać ważną rolę, integrując część zborowników wokół zagadnień biblijnych. Dlatego parafiom powinno zależeć na ich istnieniu. Byłoby dobrze, gdyby wykazywano zainteresowanie ich działaniem, a nie – jak dotychczas – w wielu wypadkach okazywano im nieufność, niekiedy zaś nawet wrogość. Współpraca oficjalnych parafii z nieformalnymi grupami społecznościowymi zapewne pobudziłaby wielu członków zborów do rzetelnych studiów nad Słowem Bożym.

Prof. J. Świderski pisze także o „zwiększeniu udziału świeckich w opracowywaniu światopoglądu poszczególnych społeczności”. Obserwujemy to zjawisko już dzisiaj i należy z niego wyciągnąć wnioski. Świecki we współczesnym Kościele to już nie ten sam człowiek, któremu wystarczało kiedyś to, co „pan farorz” w niedzielę powiedział. To człowiek wykształcony, krytyczny, sięgający po literaturę religijną. Jego potrzeb duchowych nie zaspokoi wyłącznie niedzielne kazanie. To człowiek poszukujący, któremu należy zapewnić przestrzeń wolności, ale zarazem stworzyć możliwość uzyskania odpowiedzi na nurtujące go pytania. Kościół współczesny powinien więc rozwijać różne formy edukacji biblijnej, by ludzie znaleźć mogli pełną i biblijnie udokumentowaną odpowiedź na współczesne problemy egzystencjalne. Współczesny człowiek nie przyjmuje recept, które opracowano w XVI wieku lub wcześniej, sam kształtuje swój światopogląd i wpływa na poglądy młodego pokolenia. Nie wystarcza mu już sama tylko nauka przedkonfirmacyjna, gdyż nie pomaga ona skutecznie rozwiązywać dylematów współczesnego życia – ani osobistego, ani społecznego, ani nawet kościelnego. Trzeba mu służyć pełnią wiedzy biblijnej i pozwolić na to, by z jej pomocą sam znalazł odpowiedzi na własne problemy i doświadczył osobistego spotkania z Jezusem, aby rzeczywiście stał się On jego prawdą, drogą i życiem.

Należy też stworzyć warunki do aktywnej działalności świeckich w Kościele – bądź to w przygotowywaniu i prowadzeniu godzin biblijnych, bądź też w czynnym udziale w nabożeństwie (częściowe prowadzenie liturgii), a przede wszystkim w organizowaniu i przeprowadzaniu ewangelizacji. We współczesnym Kościele nie może być parafii, w których nie odbędzie się przynajmniej raz w roku ewangelizacja. I to przeznaczona nie dla własnego, zamkniętego grona, jak to ma na ogół miejsce teraz, lecz dla ludzi z zewnątrz, poszukujących celu życia. Dlatego Kościół nie powinien odtrącać wiernych gromadzących się w mniejszych społecznościach w celu rozważania Słowa Bożego. Trzeba raczej nawiązać z nimi ścisłą współpracę, która jest warunkiem koniecznym dla rozwoju żywego, stale reformującego się Kościoła. Często posługujemy się formułą Ecclesia semper retormanda, a niestety czynimy wszystko, by w Kościele nic nowego się nie działo. Z tą złą tradycją trzeba wreszcie zerwać, wprowadzić nowe formy nabożeństw, które przyciągną ludzi młodych, niezbyt dobrze czujących się w sztywnej atmosferze tradycyjnej pobożności i pragnących widzieć w czasie nabożeństwa radość zbawionych, nie zaś smutek pokutników wątpiących w łaskę. Tylko Kościół ludzi ożywionych wiarą ma szansę przetrwać historyczne burze, które nas jeszcze czekają.

I jeszcze jedna sprawa odnosząca się do polskich realiów. Prof. J. Świderski pisze: „Wzmocnieniu tożsamości wyznaniowej służyć będą wydawnictwa [...] wyraźnie akcentujące raczej różnice niż podobieństwa ideowych sąsiadów, co spowoduje zbliżenie pomiędzy Kościołami ewangelickimi, a oddali je, przynajmniej w pierwszych dziesięcioleciach, od Kościołów katolickich”. Zgadzam się z tą tezą z pewnymi zastrzeżeniami. Na pewno niektóre wydawnictwa wzmacniają tożsamość wyznaniową, a uwarunkowania historyczne oraz polityka Kościoła katolickiego powodują, że Kościoły wyrosłe z Reformacji i Kościół rzymskokatolicki oddalają się od siebie zamiast zbliżać. Ale wskutek wielkiego napływu literatury religijnej, który obserwujemy, następuje nie tylko zbliżenie pomiędzy najbliższymi sobie Kościołami ewangelickimi (co już stało się faktem), ale również pomiędzy wszystkimi Kościołami typu protestanckiego. Kształtuje się nowy typ myślenia – nie tylko w kategoriach własnego wyznania, lecz w biblijnych, a to – z natury swojej – powoduje zbliżenie w obrębie całego protestantyzmu. Procesowi temu sprzyja poczucie zagrożenia ze strony zarówno Kościoła rzymskokatolickiego, uzurpującego sobie, mimo II Soboru Watykańskiego, prawo do wyłącznego decydowania o duchowym życiu Polaków, jak też ze strony ruchów typu new age.

Wszystkie te okoliczności wymuszą ściślejszą współpracę wszystkich Kościołów protestanckich w Rzeczypospolitej, współpracę, w której równie ważny będzie element własnej tożsamości wyznaniowej, jak i element ekumenicznej świadomości, że przynależymy do wspólnej rodziny protestanckiej. Najpierw trzeba jednak wprowadzić wzmożoną, także ekumeniczną, edukację w naszych zborach.

Myślę, że taka świadomość jest niezbędna przy tworzeniu wizji Kościoła XXI wieku. Kościoła wspólnot dbających o żywe, autentyczne działanie, o pracę misyjną, o dostosowanie ram życia kościelnego do potrzeb wiernych, a nie odwrotnie; Kościoła, który nie będzie się wahał wskazywać grzechy jednostek i zbiorowości, będzie piętnował polityczne grzechy nacjonalizmu i rasizmu, nienawiści społecznej i religijnej, gdziekolwiek się pojawią, a zarazem śmiało zwiastował Ewangelię miłości i pokoju nie tylko z ambon, ale także na ulicach, oraz świadczył o niej przykładem życia swych wyznawców. Powinien to być Kościół nie oglądający się wstecz, na chlubne karty dawno minionej przeszłości, lecz stale dostosowujący formy swojego działania do wymagań współczesności, do potrzeb obecnego pokolenia wierzących.

Tylko taki Kościół – wierny Ewangelii, stale się reformujący, otwarty na potrzeby duchowe świata – ostoi się przed atakami szatana i potrafi wypełnić swą dziejową misję.

Henryk Dominik
[Autor tej wypowiedzi jest jednym z redaktorów „Zwiastuna” i członkiem Konsystorza Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP. Tytuł pochodzi od redakcji.]