Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

7 / 1994

SPRAWOZDANIE Z DYSKUSJI W GRUPIE PROBLEMOWEJ

Wprowadzenie do dyskusji stanowiły tezy synodalnej Komisji Problemowej. Dyskutujący z żalem konstatowali, że obrady Synodu nie były – jak proponowała Komisja Problemowa – monotematyczne, tzn. poświęcone tylko rodzinie. Wszyscy uznali bowiem słuszność stwierdzenia, że przyszłość naszego Kościoła będzie kształtowana przez oblicze chrześcijańskiej, ewangelickiej rodziny. Rodzina silna duchowo, realizująca w codziennym życiu wartości chrześcijańskie, działa promieniująco na zewnątrz i może być instrumentem przyciągającym ludzi do Kościoła.

W ewangelickim wychowywaniu dzieci można wyróżnić przynajmniej dwie sfery oddziaływania wychowawczego. Z jednej strony – rodzina, oddziałująca przez słowo i przykład, pierwszy i początkowo jedyny wzorzec duchowego, moralnego i społecznego rozwoju dziecka. Z drugiej zaś – Kościół oddziałujący przez Słowo, przez społeczność wierzących, przez organizację nauczania. Bez ścisłej współpracy tych dwóch sfer sami nauczyciele szkół niedzielnych nie są w stanie nic osiągnąć. Dzieci przychodzą na lekcje szkoły niedzielnej najczęściej zupełnie „surowe”, nie znają nawet chrześcijańskiego ABC, nie potrafią się modlić, nie znają słów Modlitwy Pańskiej, nie słyszały o ważnych postaciach biblijnych. Istnieje więc, jak widać, ogromny rozziew między tym, co dzieci widzą, słyszą i czego uczą się w domu, a tym, co stanowi treść zwiastowania w Kościele. Rodzice mają ogromną rolę do odegrania, bo to oni tworzą atmosferę domu dzięki więzi, która ich łączy, i dzięki bezwarunkowej miłości do dziecka, dającej mu poczucie bezpieczeństwa. Rodzice nie powinni dystansować się od swoich dzieci i dlatego wychowanie powinno łączyć się z uczestnictwem dziecka w codziennym życiu rodziny – nie zastąpi tego żadna instytucja! Rodzice dostarczają dziecku wzorca duchowego rozwoju, czytając głośno Biblię, modląc się razem, dzieląc się z dzieckiem własnymi doznaniami, rozmawiając o tym, w jaki sposób Bóg jest widoczny w ich życiu i jak posługuje się nimi. Powinni też podnosić swą religijną świadomość i wiedzę. Pomocny w tej dziedzinie jest przede wszystkim Kościół, ale także dziecko może odgrywać tu rolę stymulującą. Odpowiedzialni rodzice starają się sprostać oczekiwaniom i potrzebom dziecka i odpowiedzieć na jego pytania. Zmusza ich to niejednokrotnie do pracy nad sobą, do samokształcenia, do studiowania Biblii. Dziecko może ich też do tego zachęcać w inny sposób. Jeśli lubi lekcje szkoły niedzielnej i dobrze się tam czuje, będzie chciało przychodzić i będzie prosiło rodziców, żeby je tam przyprowadzali. Później zaś będzie także chciało uczestniczyć w nabożeństwach. Dzięki temu również rodzice będą częściej przychodzić do Kościoła. Kościół zaś powinien być dla nich oparciem i zachętą.

Na duchownych spoczywa obowiązek dokształcania rodziców przez przypominanie w kazaniach prawd wiary czy faktów z historii Kościoła. Może nawet należałoby zorganizować szkołę niedzielną dla dorosłych, co do tej pory praktykowane jest np. w Stanach Zjednoczonych. Zadaniem zboru jest sprawowanie opieki nad rodziną, interesowanie się każdym członkiem społeczności z osobna, zauważanie jego nieobecności na nabożeństwach i dowiadywanie się o jej przyczyny. Życzliwa pamięć w krytycznym momencie czyjegoś życia może na całe lata zadecydować o jego stosunku do zboru i wiary.

Organizowanie • lekcji religii w szkołach czy zarejestrowanych punktach katechetycznych daje księżom i katechetom możliwość wystawiania ocen z religii. Nasuwa się jednak wątpliwość, czy jest ktoś, kto ma prawo i jest w stanie oceniać wiarę drugiego człowieka? Dlatego najczęściej wystawia się dzieciom oceny celujące. Trzeba przy tym brać jeszcze pod uwagę fakt, że ocenianie i stawianie wymagań może działać na dzieci stresująco i deprymująco. Jedyne w gruncie rzeczy, co można by obiektywnie ocenić, to wiedza np. z historii Kościoła. Musimy więc uważać, aby religia nie stała się jednym ze zwykłych przedmiotów i to takim, który nie ma związku z codziennym życiem, a kończy się wraz z chwilą konfirmacji.

Cieszymy się oczywiście z każdego nowego konfirmanta, ale czy zdajemy sobie sprawę, że często konfirmacja – zamiast być potwierdzeniem wyboru duchowego i świadectwem przynależności do Boga i Kościoła – jest pogrzebem i przypieczętowaniem odejścia tych młodych ludzi, którzy zaraz potem giną gdzieś z zasięgu wzroku i oddziaływania Kościoła. Być może istotną rolę odgrywa tu zbyt młody wiek i niedojrzałość psychiczna konfirmowanych, ale nie można wykluczyć także błędów Kościoła, a przede wszystkim zbyt formalnego traktowania konfirmacji. Z drugiej strony, zanim zdecydujemy się nie dopuścić kogoś do konfirmacji, starajmy się najpierw dobrze poznać sytuację życiową tej młodej osoby, mając na względzie to, że może ona odejść i nigdy już do Kościoła nie powrócić.

Współczesny świat niesie ze sobą rozpad więzi rodzinnych, a jednocześnie obserwuje się niepokojące zjawisko narastania egoizmu rodzinnego. Takie klany rodzinne trzymają się razem przeciw całemu „wrogiemu światu”, a dzieci za ich aprobatą stają się samolubne i aspołeczne. Należy pamiętać, że rodzina jest najważniejszą placówką wychowawczą i ma tak wychowywać, aby dobrze było nie tylko dziecku, ale również ludziom, którzy będą mieć z nim do czynienia, zwłaszcza gdy już z dzieciństwa wyrośnie. Życie niesie szereg zagrożeń, na które dzieci są narażone także w swoim środowisku rówieśniczym. Dorastająca młodzież często czuje się niedoceniana, nie widzi sensu swojego życia, nie może się porozumieć z rodzicami i nie potrafi rozmawiać z nimi o swoich problemach. Zaczyna więc szukać swego miejsca poza rodziną. W takiej sytuacji potrzebna jest pomoc fachowców: psychoterapeutów, pedagogów, lekarzy, duszpasterzy oraz ludzi cieszących się sympatią, zaufaniem i mających autorytet w oczach młodzieży. W Bełchatowie ma np. powstać „Ośrodek profilaktyki i rozwoju osobowości” [o którym napiszemy osobno – red.], mający skupiać osoby różnych profesji połączone wspólną ideą niesienia pomocy ludziom szukającym wsparcia psychicznego i duchowego. Funkcję taką może spełniać grupa młodzieżowa, kościelna czy katechetyczna, w której można porozmawiać o swoich problemach. To właśnie Kościół może być tym miejscem, gdzie człowiek będzie mógł się otworzyć. Umiejętność otwarcia się jest jednak sprawą indywidualną. Na niektórych grupa działa onieśmielająco, dlatego dobrze byłoby wyłonić spośród członków zboru „mężów zaufania”, umiejących indywidualnie podejść do człowieka, ludzi, którzy umieją przede wszystkim słuchać i wysłuchać. Niezależnie od tego każdy z nas powinien spróbować znaleźć w sobie odrobinę ciepła i byłoby dobrze, gdybyśmy zechcieli spojrzeć życzliwiej na drugiego człowieka i zrobić pierwszy krok.

Jeśli chodzi o katechezę, to powinien powstać jeden ramowy program nauczania, który można by było modyfikować w zależności od potrzeb danej parafii (liczba i wielkość grup itd.). Katechetami nie mogą być osoby z „łapanki” czy z przymusu, ale też nikt, kto ma w tej dziedzinie uzdolnienia, nie powinien wykręcać się od obowiązków – bo być może to Bóg powołuje go do tej służby. Konieczne jest odpowiednie przygotowanie osób do nauczania w Kościele, nie można ich też pozostawiać samopas. Wydaje się, że cenną inicjatywą będą spotkania warsztatowe. Miałyby one na celu wymianę doświadczeń, materiałów dydaktycznych, wypracowanie metod aktywizacji rodziców i pomoc w lepszym poznaniu psychologii dziecka. W przyszłości warto by było zaprosić jako wykładowców i konsultantów osoby (także z bratnich Kościołów), które ukończyły Instytut Katechetyczny przy warszawskiej Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej.

Dyskutanci wysunęli sugestię, że należałoby powołać jedną osobę odpowiedzialną za nauczanie w Kościele, opłacaną przez Konsystorz – specjalistę od katechezy bądź kogoś, komu umożliwi się zdobycie kwalifikacji. Stwierdzili też, że studenci teologii powinni bardziej angażować się w pracę młodzieżową, w organizowanie i prowadzenie kursów katechetycznych i obozów. Wspólne wyjazdy nie tylko zbliżają ludzi do siebie i pozwalają na zawiązanie trwałych przyjaźni, ale także dają świadomość – zwłaszcza dzieciom z diaspory – przynależności do jednej wspólnoty, do jednego Kościoła.

Danuta Fiuk