Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

6 / 1994

LISTY

Podczas nabożeństw w niektórych naszych zborach śpiew jest bardzo skromny, cichy, ledwie słyszalny. Spotykamy się z tym zjawiskiem zwłaszcza w ostatnim okresie i zastanawiamy się, co jest tego przyczyną. W obecnych czasach, gdy nie mamy zbyt wiele powodów do radości, panujące ogólnie przygnębienie, troski dnia codziennego i niepewność jutra nie usposabiają nas do uzewnętrzniania radości i chęci życia.

Podczas jednego z nabożeństw, gdy w kościele nie było zbyt wiele osób, duchowny poprosił wszystkich do pierwszych ławek, aby stanowili zwartą grupę wokół Stołu Pańskiego. Ale czy nie zdarzyło się nam przyjść do kościoła, usiąść na brzegu ostatniej ławki i w cichości ducha skupić swoje myśli? To wówczas cisną się na usta słowa pieśni:

Do serca miłosiernie me serce tul. By zniosło wszystko wiernie: i krzyż, i ból...”

Z mniejszymi lub większymi troskami, rozgoryczeni lub pełni nostalgii spotykamy się na wspólnym nabożeństwie. Często w zależności od treści Ewangelii głoszonej w tym dniu i sposobu jej przekazu następuje przewartościowanie naszego psychicznego nastawienia do życia.

Wielokrotnie słyszymy napomnienia duchownego do czytania Pisma Świętego. Bardzo rzadko za to słyszymy wezwanie do śpiewania w domu pieśni religijnych. Czyż pieśń nie jest modlitwą? W pieśni oddajemy Bogu cześć i chwałę. W pieśni składamy swoje troski i nadzieje. Kto dziś w domu ma śpiewnik, aby mógł w chwili zwątpienia lub radości sięgnąć po ten skarbiec mądrości? Z pewnością są takie domy, ale jest ich coraz mniej. Wielu z nas jeszcze pamięta, jak w niedzielny poranek dorośli, a nawet dzieci, szli do kościoła z kancjonałem w ręku. Biblia i kancjonał to były nierozłączne atrybuty ewangelika, a nie tylko książki do oglądania. W dni świąteczne, a szczególnie w Wielki Piątek i Święta Wielkanocne rodzina siadała przy stole i czytano Pismo Święte, a w niedzielne popołudnia śpiewano pieśni z kancjonału. Biblia i kancjonał jednoczyły ewangelików rozsianych po kraju.

Od wielu lat przygotowywany jest do wydania śpiewnik ewangelicki i jest on bardzo potrzebny. Po temu, aby ten nowy śpiewnik traf ii „pod strzechy”, mamy obecnie duże możliwości wydawnicze. Na podkreślenie zasługują pieśni śpiewane przez chór w Zelowie, z których wiele przełożono z języka czeskiego na polski. Z pewnością jest jeszcze wiele innych materiałów do wykorzystania. Wszystko to stanowi bogactwo kulturowe naszego Kościoła.

Przed wielu laty wybrałem się na wycieczkę z Bielska do pewnego małego miasteczka. Kiedy zbliżał się już zmierzch i szedłem na dworzec, usłyszałem nagle znajomą pieśń z „Harfy syjońskiej”. Idąc za śpiewem trafiłem na wieczorne nabożeństwo zboru ewangelicko-augsburskiego.

Z pewnością sporo osób pamięta przyjazdy młodzieży z Francji na obozy do Białego Dunajca. Na wycieczce w góry i podczas podróży Francuzi śpiewali pieśni, których melodię znałem, choć nie rozumiałem francuskich słów. Śpiewane wspólnie pieśni stały się podwaliną późniejszych wieloletnich przyjaźni i kontaktów.

Wspomnienia z przeszłości przekonują mnie, jak ważne i potrzebne jest wydanie śpiewnika Kościoła ewangelicko-reformowanego, który spełniłby oczekiwania bardzo wielu osób. Może śpiewnik odzyska swoje znaczenie w naszym życiu codziennym i stanie się, jak niegdyś, nieodłącznym atrybutem ewangelika. Miejmy nadzieję, że nastąpi to w niedalekiej przyszłości.

JAROSŁAW STEJSKAŁ ŁODŻ

Redakcja zastrzega sobie prawo skracania nadesłanej korespondencji.