Drukuj

5 / 1994

KOŚCIÓŁ XXI WIEKU. NASZA WIZJA

Ubiegłoroczny Synod Kościoła Ewangelicko-Reformowanego uchwalił, że tematem swej majowej sesji w roku 1994 i przedmiotem szczególnej refleksji uczyni naszą wizję Kościoła XXI wieku. W tym numerze proponujemy czytelnikom kolejne materiały, tym razem autorstwa pań – Doroty Niewieczerzał, radcy świeckiego Konsystorza, oraz Wandy Mlickiej, autorki „Jednockiej" rubryki „Myślane nocą...".

REDAKCJA

Mieć wizję przyszłości to znaczy za pomocą obserwacji teraźniejszości i wiedzy o prawidłowościach rządzących życiem społeczeństw budować obraz jutrzejszej rzeczywistości. Nie ma to nic wspólnego z niekontrolowanymi wybrykami wyobraźni, choć ta ostatnia jest potrzebna, jeśli nasze działanie intelektualne ma mieć charakter twórczy. Jest oczywiste, że kształt owej wizji zależy od ilości i jakości danych, którymi dysponujemy, od przyjętej przez nas skali wartości oraz od naszego sposobu myślenia. Widać więc, że uzyskany tą drogą obraz przyszłości nie może być zbyt dobrym przybliżeniem rzeczywistości. Mimo to warto zajmować się prognozowaniem. Nie mając szansy „zobaczyć" przyszłości, można dostrzec niektóre zagrożenia i starać się ich uniknąć. Największą jednak wartością wszelkich prognoz jest to, że ich opracowanie zmusza nas do starannej analizy stanu obecnego. Może to pomóc nam ustrzec się przynajmniej części błędów, których efekty zazwyczaj widoczne są dopiero po pewnym czasie.

Impulsem do podjęcia przez Synod uchwały o wypracowaniu wizji Kościoła w XXI wieku nie był, moim zdaniem, fakt, że zbliżamy się do przełomu wieków, lecz sytuacja, w której się znaleźliśmy po czerwcu 1989 roku. W naszym kraju dokonują się przemiany o zasadniczym znaczeniu. Wpływają one na wszystkie obszary ludzkiej egzystencji. Jest to więc taki moment w życiu społeczeństwa i taki moment w życiu Kościoła, w którym należy bez skrępowania stawiać podstawowe pytania, negując pozorną oczywistość nasuwających się odpowiedzi. Misja Kościoła została określona nie przez ludzi i wobec tego nie podlega dyskusji. Sposób jej urzeczywistniania – oczywiście podlega.

Na łamach „Jednoty" ukazały się już trzy wypowiedzi na temat wizji Kościoła w XXI wieku. Chcę uniknąć powtarzania myśli w nich zawartych, dlatego poruszę tylko kilka problemów, mniej wyeksponowanych w poprzednich opracowaniach tego tematu.

Zdając sobie sprawę z małej liczebności naszej wspólnoty wyznaniowej, nie bez lęku myślimy o zabezpieczeniu materialnych podstaw jej funkcjonowania. Pojawia się, od pół wieku nie znany, styk Kościoła i świata interesów, wymagający stałej czujności i kontroli. Bardziej od strat materialnych boję się jakiegokolwiek źle rozumianego liberalizmu w traktowaniu wszelkich wymagań prawa przez ludzi reprezentujących stronę kościelną, nawet jeśli podobne praktyki są w kraju powszechne. Jestem przeświadczona, że uniknęliśmy dotąd tego niebezpieczeństwa.

Dotykamy tu niezwykle poważnego problemu. Świadomość obywatelska jest w społeczeństwie polskim bardzo niska. W pogoni za zyskiem wielu ludzi nie potrafi oprzeć się pokusie obejścia przepisów, przechytrzenia fiskusa itp. Należałoby te praktyki nazywać po imieniu, ponieważ eufemizmy w tym względzie umacniają ludzi w relatywizmie moralnym, który ma to do siebie, że szybko ogarnia całe myślenie człowieka. Wyłania się więc ogromnie ważne dla Kościoła zadanie przygotowania ludzi do życia w uczciwości, że pozwolę sobie na trawestację znanego hasła o przygotowaniu do życia w pokoju. Moim zdaniem Kościół niewystarczająco wypełnia to zadanie. Nauczanie kościelne powinno skoncentrować się na tym kręgu zagadnień, ponieważ rozchwianie moralne Polaków stanowi istotne zagrożenie dla naszego społecznego bytu.

Jednym z najsmutniejszych zjawisk w naszym kraju jest powszechny i głęboki brak zrozumienia dla wagi inwestycji w dziedzinie edukacji. Znana na świecie prawda o tym, że rozwój ekonomiczny kraju jest wprost proporcjonalny do nakładów na naukę i wykształcenie, nie znajduje w Polsce zbyt wielu zwolenników. W szkołach państwowych w dalszym ciągu wtłacza się dzieciom do głowy nadmierną ilość informacji kosztem treningu w samodzielnym myśleniu, w umiejętności dowodzenia swoich racji, w formułowaniu własnych przemyśleń czy wreszcie w kształtowaniu zachowań społecznie pożądanych. Nieliczne, drogie i często również niedobre szkoły prywatne nie stanowią i przez długi jeszcze czas nie będą stanowić liczącej się alternatywy dla szkoły państwowej. Autorytet nauczyciela obniżył się znacznie i jego poziom odzwierciedla poziom nauczycielskich pensji. Władze państwowe nie miały i nadal nie mają dość determinacji, aby przeprowadzić reformę systemu oświaty. Jeśli nawet stanie się to niebawem, w co mam podstawy wątpić, to jej skutki będą w pełni odczuwalne dopiero za kilka lat od momentu wprowadzenia, a samo wprowadzenie reformy też wymaga czasu. Nie pomylę się chyba, jeśli powiem, że dzieci rozpoczynające obecnie szkołę podstawową mają szansę ukończyć ją „po staremu". Świat idzie naprzód w każdej dziedzinie, co sprawia, że przepaść cywilizacyjna między krajami rozwiniętymi a nami będzie się powiększać. W tej sytuacji powinniśmy zrobić wszystko, aby pomóc naszym dzieciom. To w Kościele właśnie mogą one nauczyć się szacunku i miłości do przyrody, czyli zdobyć podstawy wychowania ekologicznego. To w Kościele mogą nauczyć się otwartości, akceptowania innych ludzi. To w Kościele wreszcie mogą zdobyć wiedzę o cenie ludzkiej godności, o wadze prawdy, o obowiązkach każdego z nas wobec społeczności, w której żyjemy. Jeśli poważnie myślimy o przyszłości naszego Kościoła, to musimy zainwestować w dzieci – przyszłych członków naszej wspólnoty – dużo wysiłku. Potrzebne nam są dobre, nowoczesne programy nauczania w szkołach niedzielnych i na lekcjach religii. Przez program nowoczesny rozumiem taki, który posługuje się współczesnym językiem i współczesnym systemem odniesień. Potrzebna jest też przemyślana metoda przygotowywania nauczycieli do pracy z dziećmi. Jeżeli wszyscy zrozumiemy, jak ważna to sprawa, to wysuniemy ją na czoło w hierarchii potrzeb Kościoła.

Możliwość zabierania głosu publicznie stwarza szansę prezentowania naszych poglądów w prasie, radiu i telewizji. Wymaga to od nas przede wszystkim... posiadania tych poglądów. Jest wiele trudnych problemów, co do których nasz Kościół nie wypracował stanowiska. Będzie jednak musiał to zrobić, bo o to stanowisko coraz częściej pytać będą zarówno nasi współwyznawcy, jak i ludzie z zewnątrz. Powinniśmy, jako Kościół, mieć opinię np. na temat regulacji urodzin, zapłodnieniain vitro,przeszczepiania organów, inżynierii genetycznej, odmienności seksualnych. Kościół musi umieć poruszać się wśród meandrów zmieniającego się świata. Nauka Kościoła, niezmienna w swej istocie, powinna być wyrażana za pomocą pojęć zrozumiałych dla współczesnego człowieka i odnosić się do problemów jemu bliskich. W przeciwnym wypadku nie dotrze należycie do adresata.

Wymienione wyżej problemy, jako stosunkowo nowe, czekają na zauważenie i przemyślenie. Jednak ponownej „obróbce" należałoby poddać również inne, pozornie rozstrzygnięte sprawy, jak kształt współczesnej, chrześcijańskiej rodziny, rola Prawa Kościelnego jako ram, w jakich toczy się nasze życie kościelne, i wiele innych. Ważne jest, abyśmy poszerzali naszą świadomość wyznaniową, ponieważ wobec rosnącej oferty ideologicznej wielu członków naszej wspólnoty będzie czuło potrzebę uzasadnienia samemu sobie swojej przynależności konfesyjnej. Uważam za niezbędne podjęcie rozmaitych przedsięwzięć mających na celu stworzenie intelektualnego zaplecza. Jego brak uważam za jeden z głównych powodów rozmaitych niemożności, o które potyka się duszpasterstwo i nauczanie w naszym Kościele. Jego brak może też zaciążyć na naszych stosunkach z otoczeniem.

Wraz z rozpoczętym już światopoglądowym różnicowaniem się polskiego społeczeństwa małe grupy będą poszukiwały naturalnych sprzymierzeńców. Nasz Kościół znajdzie ich przede wszystkim w Kościele Ewangelicko-Augsburskim i Ewangelicko-Metodystycznym. Jest pożądane, aby w rozmaitych kwestiach o zasięgu społecznym głosy tych trzech Kościołów łączyły się we wspólny głos polskich ewangelików. Doświadczenie uczy, że głos ten jest potrzebny polskiemu społeczeństwu. Nasz wkład musi być jednak dobrze przemyślany, właściwie wyrażający przekonania i intencje naszej wspólnoty. To zaś raz jeszcze dowodzi, że stworzenie intelektualnego zaplecza jest koniecznością.

Myśląc o naszym Kościele w XXI wieku, zdaję sobie sprawę z czynników zewnętrznych, które będą go kształtowały. Mogą nastąpić wydarzenia, których nie przewidujemy, a które zmienią obraz świata i Polski w sposób zasadniczy. Jednak nie znajdziemy usprawiedliwienia, jeśli w zakresie zależnym od nas nie podejmiemy już dzisiaj starań o przyszłość naszego Kościoła. Zawierzenie Bogu polega przecież nie na biernym czekaniu, ale na podejmowaniu przemyślanych kroków z wiarą w Boże błogosławieństwo i przewodnictwo.

Dr Dorota Niewieczerzał

[Autorka jest adiunktem w Instytucie Matematyki Uniwersytetu Warszawskiego. W Kościele pełni urząd radcy świeckiego Konsystorza – red.]