Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

4 / 1994

KOŚCIÓŁ XXI WIEKU. NASZA WIZJA

 

PRZYCZYNEK DO WIZJI KOŚCIOŁA XXI WIEKU

Nadchodzący przełom wieków budzi w ludziach z jednej strony lęk przed apokaliptycznymi wizjami końca świata, z drugiej zaś – chęć uchylenia rąbka zasłony przesłaniającej przyszłość. Powodzenie zyskują w związku z tym rozmaite przepowiednie (na przykład tzw. proroctwo Wernyhory, znane w różnych wersjach, którym poświęcona była niemal godzinna audycja radiowa w lutym tego roku). Fascynacja „okrągłymi" liczbami wyzwala często atawistyczne skłonności do ulegania magii, oczekiwanie na rychły koniec świata i gwałtowny rozwój różnych sekt religijnych.

W potocznym języku przyjęło się mówić o proroctwach w odniesieniu do przepowiedni wróżbitów, które nie mają jednak wiele wspólnego z wypowiedziami proroków biblijnych. Wprawdzie i przepowiednie, i proroctwa dotyczą przyszłości, ale co do swej istoty są całkowicie różne. W przepowiedniach wróżbici malują własne wizje, prorocy natomiast są jedynie przekazicielami informacji pochodzącej od Boga. Istota ich posłannictwa polega na umiejętności interpretowania bieżących wydarzeń w świetle Słowa Bożego i ukazywania ich skutków w przyszłości; dotyczy to zwłaszcza skutków postępowania ludzi, którzy nie zachowują wierności Bogu i nie postępują zgodnie z Jego wolą, lekce sobie ważąc Prawo Boże.

Pod tym względem nauczanie w Kościele powinno mieć zawsze charakter prorocki. Od chwili przyjścia Chrystusa żyjemy w nieustannym oczekiwaniu czasów ostatecznych. Taką właśnie perspektywę zarysowuje już pierwsza wypowiedź Jezusa zanotowana przez ewangelistę Marka: Wypełni się czas i przybliżyło się Królestwo Boże, opamiętajcie się i wierzcie Ewangelii (Mk 1:15). Z tego punktu widzenia żadne „okrągłe" liczby nie mają istotnego znaczenia, ponieważ czuwać mamy zawsze, bez względu na dzień czy godzinę.

Czas należy do programu Bożego stworzenia. Dzięki numerowaniu dni, miesięcy i lat wprowadzamy porządek, który pozwala nam orientować się w chronologii wydarzeń.

Numery te dają świadomość upływu czasu a wraz z nim – naszego życia. Staramy się podchodzić do tego zjawiska jak król Dawid, który modlił się: Panie, naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy posiedli mądre serce. Czas jest kategorią właściwą dla ludzi żyjących na tej ziemi, natomiast z punktu widzenia Boga sprawy wyglądają inaczej – tysiąc lat w Jego oczach jest jak dzień wczorajszy, który przeminął (Ps. 90:12.4).

Historycy w opisywaniu przeszłości starają się dzielić ją na epoki i okresy stosownie do wydarzeń, które zaważyły na rozwoju dziejów, lub też według specyficznego charakteru danej epoki. Żadna epoka dziejów świata nie pokrywa się z systemem numerycznym wyznaczającym lata, wieki i tysiąclecia. Zaskakujący paradoks wiąże się z oznaczeniem początku naszej ery, datowanej od narodzenia Jezusa Chrystusa. Tymczasem dokładniejsze badania wykazały, że Jezus nie narodził się w roku oznaczonym w naszych kalendarzach jako pierwszy. Gdyby więc liczyć czas od faktycznego wydarzenia w Betlejem, wiek XXI wcale nie zacząłby się 1 stycznia 2001 roku. Jakkolwiek by na to patrzeć, nic szczególnego nie wydarzy się akurat na przełomie tysiącleci. Jeżeli Pan zechce, a my dożyjemy, to wtedy zobaczymy zapewne, że następny dzień będzie podobny do poprzedniego. Jednego wszakże możemy być pewni, a mianowicie tego, że spełnią się zapowiedzi Pana, przede wszystkim zaś ta, którą wypowiedział, zanim zasiadł po prawicy Ojca: oto ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata (Mat. 18:20). Jeżeli uznajemy te słowa za prawdę i przyjmujemy je z prawdziwą wiarą, możemy spokojnie spoglądać w przyszłość. Możemy też pytać o wiek XXI nie tyle pragnąc z niecierpliwą ciekawością zajrzeć Panu Bogu przez ramię, aby poznać czasy i chwile, które Ojciec w swej mocy ustanowił (Dz. 1:7), lecz po to, aby się zastanowić, co powinniśmy zrobić jako oracze roli Bożej, którzy przyłożyli swoją rękę do pługa. Trawestując słowa Jezusa powiemy, że pole do pracy jest ogromne, ale robotników mało. Ziarno siewne zaś pada i na drogę, i na ziemię kamienistą, i między chwasty i ciernie. Nie wszędzie gleba jest urodzajna, nie wszędzie odpowiednio przygotowana, a i robotnikom nie zawsze chce się dostatecznie do roboty przykładać.

Niektórzy malują przyszłość w czarnych barwach i przepowiadają naszemu Kościołowi, że jeśli w ogóle wejdzie w wiek XXI, to będzie liczebnie słabszy niż dziś. Zupełnie to samo mówiono przed pół wiekiem, kiedy wszystko wskazywało na nadejście nieuniknionego końca. A były wszak realne podstawy do takich ocen! Druga wojna światowa wyjątkowo okrutnie obeszła się z Jednotą ewangelicko-reformowaną, a polityczny układ po-jałtański nie sprzyjał ani jej odrodzeniu, ani rozwojowi. Wyglądało na to, że ateistyczny system komunistyczny położy kres wszelkiemu „fideizmowi". A jednak stało się inaczej, niż przewidywali czarnowidze. W tym samym czasie Jednotę litewsko-wileńską spotkał los jeszcze gorszy. Wszystko wskazywało na to, że na zawsze zniknęła z areny dziejów. Tymczasem jesteśmy świadkami, jak na Litwie puszczają nowe, zielone pędy. Co więcej, na Białorusi odkrywamy uśpione dotychczas kłącza, które nabrzmiewają nowymi sokami i wychylają się spod ziemi1. I jedno, i drugie zjawisko to dziedzictwo Jednoty litewskiej, powstałej na terenie szesnastowiecznej Rzeczypospolitej. Wymowne to są i dla nas znaki.

Rzeczywistość, jak widać, jest zupełnie inna niż w przepowiedniach wróżbitów, opierających się na tłumaczeniu obserwowanych i ocenianych przez siebie faktów. W wichrze dziejów, potężnym i silnym, wstrząsającym górami i kruszącym skały, nie było Pana. Również w trzęsieniu ziemi, które do góry nogami przewróciło warunki życia, nie było Pana. Ani w ogniu, który zniszczył nasze ziemie, nie było Pana. Prorok Eliasz dopiero w cichym, łagodnym powiewie wyczuł obecność Pana i usłyszał Jego słowa. Konkluzją ówczesnego dialogu było znamienne zdanie: Zachowam w Izraelu jako resztkę siedem tysięcy, tych wszystkich, których kolana nie ugięły się przed Baalem, i tych wszystkich, których usta go nie pocałowały (I Król. 19:8-18).

Może się wydawać rzeczą zaskakującą, że dziś głos jednej z najmniejszych społeczności kościelnych w naszym kraju, owej resztki, jest słyszalny i w środkach masowego przekazu, i w parlamencie, i dociera do szerszej opinii publicznej. Jeśli więc Pan chce, może posłużyć się każdym narzędziem, także takim, o którym nikt by nie pomyślał, że okaże się do czegokolwiek przydatne. Widzicie więc, bracia, kogo to Bóg powołał! Po ludzku myśląc, niewielu jest wśród was mądrych, możnych i znakomitego rodu. Bóg wybrał przecież to, co świat uważa za głupie [...] i to, co świat uważa za słabe [...]. Bóg wybrał to, co świat ma za nic, co marne i wzgardzone, aby to, co się liczy w świecie, pozbawić znaczenia i aby żaden człowiek nie mógł szukać własnej chwały wobec Boga (I Kor. 1:26-26).

Pan Bóg pozwala nam w różnych sprawach wypowiadać opinie, które znajdują oddźwięk szerszy, niż można byłoby się spodziewać. Pewne cechy charakterystyczne dla reformowanego sposobu prezentowania Ewangelii i spoglądania na współczesną rzeczywistość dają do myślenia różnym ludziom. Mimo że nasza, tradycyjnie ociężała, wspólnota nie stara się zdobywać ludzi z zewnątrz, bo obca jej jest myśl o jakiejkolwiek formie prozelityzmu, coraz więcej osób znajduje do niej drogę i wstępuje w krąg jej oddziaływania. Zdarza się nawet, że osoby tradycyjnie od pokoleń związane ze wspólnotą ewangelicko-reformowaną nie rozumieją istoty swego wyznania, podczas gdy dla osób z zewnątrz stanowi ono odświeżające odkrycie. Można z tego wyprowadzić wniosek, że stopniowo coraz większe znaczenie dla Kościoła będą mieli ludzie, którzy dokonali rzeczywistego, a nie formalnego, wyboru drogi życia.

A zatem, w obliczu nadchodzącego wieku XXI (skoro mimo wszystkich zastrzeżeń przyjmujemy już tę cezurę czasu) jednym z najważniejszych zadań Kościoła będzie pogłębienie duchowości wyznawców. Aby ten cel realizować, trzeba przygotować odpowiedni program obejmujący trzy kręgi tematów dla ludzi dorosłych: 1) wprowadzenie do studium biblijnego, 2) wykład zasad wiary w ujęciu ewangelicko-reformowanym, 3) zarys historii Kościoła. Każdy z tych tematów powinien być realizowany dwojako: w bezpośrednich kontaktach – przez żywe słowo – oraz przez publikacje.

Szczególnym przypadkiem duchowego pogłębiania jest nauczanie i wychowywanie dzieci. Dlatego położymy nacisk na wyszkolenie odpowiedniej kadry katechetów – duchownych i świeckich, którzy w sposób kompetentny i z miłością do dzieci będą prowadzili lekcje religii oraz nauczanie w szkole niedzielnej. Diasporalny charakter Kościoła wymaga zaś przygotowania programów drukowanych i dobrania odpowiednich podręczników, które umożliwiłyby rodzinom żyjącym w rozproszeniu, z dala od parafii, właściwe nauczanie dzieci. Pierwszymi i najważniejszymi nauczycielami dzieci są zawsze rodzice. Nie wolno więc zapominać o zasadzie wychowania przez uczestnictwo: dzieci mają brać udział w życiu rodziców, w ich radościach i troskach, w pracy i wypoczynku, w modlitwie i poznawaniu Pisma Świętego.

Szczególne miejsce w pracy z dziećmi i młodzieżą zajmą obozy i kolonie (letnie i zimowe), w których programie obok wypoczynku i rozrywki znajdzie się katechizacja i praktyczne doświadczanie życia we wspólnocie ewangelickiej. Praca z dziećmi i młodzieżą to zadanie bezwzględnie priorytetowe.

Przeżywamy obecnie jako społeczeństwo okres bardzo głębokich przemian obejmujących wszystkie dziedziny życia. Większość obywateli jest zupełnie nieprzygotowana do przyjęcia jednego z najwspanialszych darów, jakim jest wolność, nie zdając sobie, sprawy z tego, że Bóg przewidział ją dla człowieka jako jeden ze składników życia. Tylko że naturalny stan wolności został zakłócony przez grzech. Skutki tego dostrzegamy wokół siebie: na gruncie wolności obficie rozwijają się takie, na przykład, cechy jak chciwość, wywołująca bezwzględne dążenie do zbijania fortuny, czy też tendencje do łamania wszelkich norm moralnych, relatywizm oraz pogarda dla przekonania, że wolność ma granice. Odwracanie się od prawdy Ewangelii prowadzi w sposób nieunikniony do zeświecczenia coraz szerszych kręgów ludzi dorosłych, zwłaszcza zaś młodzieży. Zeświecczenie stanowić będzie zatem szczególne wyzwanie dla naszej społeczności. Niewątpliwie pewna liczba ludzi z naszego grona ulegnie „urokom świata", co spowoduje ich odejście ze zborów i liczebne zmniejszenie się Jednoty. Zarazem jednak powstanie potrzeba zrozumienia istoty ewangelicyzmu i chęć przeciwstawienia się nurtowi sekularyzacji przez pozytywną prezentację możliwości kryjących się w tradycji reformowanej, która jest potencjalnie zdolna do ukazania sensu życia nasyconego wiarą.

Widoczny już obecnie proces bogacenia się jednostek i ubożenia szerokich rzesz ludzkich będzie się jeszcze pogłębiał, wywołując nieuniknione niepokoje społeczne. Dlatego w naszym Kościele rozwinie się służba diakonijna, zawsze żywa w tradycji reformowanej, w której diakon jest jednym z czterech równorzędnych urzędów kościelnych, obok pastora, doktora i prezbitera (starszego). Tak to na naszych oczach spełniają się słowa Jezusa, który powiedział, że ubogich zawsze będziemy mieli wśród siebie (por. Jn 12:8).

Do najważniejszych dóbr Kościoła, a więc całej społeczności wybranych oraz każdego wierzącego z osobna, należy dar modlitwy. Jak ważny to czynnik naszego życia, przekonaliśmy się osobiście już wiele razy, kiedy nawet wbrew nadziei Bóg wysłuchiwał naszych gorących modlitw i spełniał kierowane do Niego prośby. Tak więc rozważań o Kościele XXI wieku nie da się zakończyć inaczej, jak tylko przypomnieniem modlitwy, która jest naszym zbiorowym i osobistym doświadczeniem. Nawet najlepsze plany, najsłuszniejsze argumenty, najtrafniejsze przewidywania nie zdadzą się bowiem na nic, jeśli nie znajdą upodobania w oczach Boga. Dlatego powtórzmy za św. Jakubem: Jeżeli Pan zechce, a my dożyjemy, to będziemy robić to lub tamto (Jb 4:15). Tak, jeżeli Pan zechce. Czy możemy wątpić, że zechce, skoro nie kto inny, tylko On był naszą ostoją z pokolenia w pokolenie?

Niech więc spocznie na nas laska Pana, Boga naszego,
A dzieło rąk naszych utwierdzaj wśród nas! Tak, utwierdź dzieło rąk naszych!

 (Ps. 90:17)

 

Ks. Bogdan Tranda

1 „Jednota" 1993. nr 1i3, s. 21 – przyp. red.