Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

2 / 1994

Reformacja nie sprowadzała się wyłącznie do sformułowania w nowy sposób podstawowych zasad wiary chrześcijańskiej. Jej zamiarem była też reforma praktyk kościelnych, a więc i nabożeństwa. Dwa spośród znamion prawdziwego Kościoła: „wierne zwiastowanie Słowa i należyte sprawowanie sakramentów" (Katechizm heidelberski) odnoszą się właśnie do nabożeństwa. Reformacji nie da się zamknąć w dwóch oddzielnych szufladkach – jednej z nalepką „nabożeństwo" i drugiej z nalepką „teologia". Jeśli chce się zrozumieć, co to znaczy być ewangelikiem reformowanym, należy bezwzględnie wziąć pod uwagę, czym jest nabożeństwo w Kościołach tej tradycji.

To prawda, że bardzo trudno jest zdefiniować tożsamość ewangelicko-reformowaną w ogólności i nabożeństwo ewangelicko-reformowane w szczególności. Nie istnieje jeden, ściśle określony rodzaj nabożeństwa, który można byłoby bez wahania określić mianem ewangelicko-reformowanego. Forma nabożeństwa kształtuje się różnie w różnych Kościołach i krajach. Może już sam ten fakt zawiera właśnie bardzo istotną wskazówkę na temat ewangelicko-reformowanego nabożeństwa...

Ewangelicy reformowani wysoko cenią sobie wolność. Dodajmy dla ścisłości: wolność w granicach porządku, niemniej jednak wolność. W większości z nas jest coś z Jenny Geddes, co ujawnia się za każdym razem, gdy podejmowane są próby narzucenia nam ustalonego raz na zawsze porządku. (Jenny Geddes była Szkotką i, jak głosi wieść, rzuciła stołkiem w dziekana kościoła St. Giles w Edynburgu, kiedy zaczął posługiwać się agendą, którą usiłowali narzucić Szkocji król Karol I i arcybiskup Canterbury William Laud.)

Chociaż taka postawa może wynikać z niezdyscyplinowania i przekory, to przecież ma ona również swe źródło w przeświadczeniu, że każda społeczność jest w stanie doskonale interpretować Pismo Święte w odniesieniu do własnej sytuacji, a więc również sprawować nabożeństwo. Jest to w gruncie rzeczy wczesny przykład kontekstualizmu [tzn. odczytywania Ewangelii w danych warunkach kulturowych, społecznych, politycznych itp. – red.]. Kalwin nigdy nie dążył do tego, by automatycznie przenosić wzory genewskie i narzucać je Kościołom reformowanym w innych krajach. Potrafił aprobować (a przynajmniej tolerować) także inne sposoby sprawowania liturgii.

Poniższe rozważania z konieczności więc będą niekompletne, nie da się bowiem opisać tu wszystkich form nabożeństw odprawianych w Kościołach ewangelicko-reformowanych. Niniejszy artykuł bez wątpienia wiele zawdzięcza szkockiemu dziedzictwu mojego Kościoła Prezbiteriańskiego w Kanadzie, choć w przypadku mojej osoby uległo ono pewnym modyfikacjom , a to dzięki podróżom, a także dlatego, że moje miasto, Toronto, jest jednym z najbardziej kulturowo zróżnicowanych miast na świecie.

Trzeba także powiedzieć, że to, co jest charakterystyczne dla ewangelików reformowanych, nie musi cechować wyłącznie ich samych. Możliwe też, iż elementy występujące tylko w naszych Kościołach mają drugorzędne znaczenie, to zaś, czego nie podzielamy z niektórymi innymi chrześcijanami albo (przynajmniej w teorii) ze wszystkimi pozostałymi chrześcijanami – może okazać się niezupełnie chrześcijańskie lub też po prostu nie całkiem ludzkie. Nie można ponadto mówić o tożsamości ewangelicko-reformowanej w ekumenicznej próżni. Jesteśmy przede wszystkim chrześcijanami i nasze pytanie o tożsamość powinno brzmieć: „Jak możemy być chrześcijanami?", a nie: „Jak możemy być ewangelikami reformowanymi?".

To prawda, że uniformizm w Kościele chrześcijańskim nie jest ani możliwy, ani pożądany. Powinniśmy się już byli nauczyć, że usiłowanie narzucenia jednolitych form kończy się – paradoksalnie – zniszczeniem jedności, do której powinniśmy dążyć. Najwcześniejszym obrazem Kościoła jest obraz Ciała Chrystusowego. To wyobrażenie w pełni dopuszcza istnienie różnorodności, a nawet wręcz się jej domaga. Na świecie występują różne sposoby praktykowania chrześcijaństwa, odpowiadające poszczególnym jednostkom i zgodne z obliczem poszczególnych grup. Nie ma potrzeby się nad tym rozwodzić. Niemniej jednak poszczególne członki Ciała muszą zawsze brać pod uwagę dobro całej społeczności. Naprawdę ewangelicko-reformowane jest więc to, co wnosimy do Kościoła pojmowanego jako Ciało Chrystusowe. Pytanie: „Co jest ewangelicko-reformowane?", wywołuje dalsze pytanie: „Czym rzeczywiście możemy dzielić się z innymi chrześcijanami?". [...]

Wydaje mi się, że dla znacznej liczby Kościołów ewangelicko-reformowanych charakterystyczne jest następujące rozłożenie akcentów:

1. Tradycja ewangelicko-reformowane zawsze konsekwentnie podkreślała wagę głoszenia Słowa Bożego. Nie różnimy się pod tym względem od luteranów, baptystów, metodystów i, w gruncie rzeczy, od wszystkich Kościołów wyrosłych z Reformacji. Wszyscy jesteśmy w tym sensie dziećmi Marcina Lutra: „Ani ty, ani ja nie moglibyśmy nigdy dowiedzieć się niczego o Chrystusie ani wierzyć w Niego, ani uznać Go za naszego Pana, gdyby nie zostało nam to dane przez Ducha Świętego dzięki zwiastowaniu Ewangelii". Można by rzec coś więcej: nie istnieje taka tradycja chrześcijańska, która kiedykolwiek wyzbyłaby się całkowicie głoszenia Słowa! Chociaż więc ten element w ewangelicyzmie reformowanym trudno uznać za rzecz wyjątkową, to jest on dlań bardzo charakterystyczny, i za taki uważają go inni.

Na spotkaniu Kanadyjskiego Towarzystwa Liturgicznego w 1986 r., podczas debaty nad tekstem z Limy: Chrzest, Eucharystia i urząd duchownego, podczas sesji plenarnej ktoś wyraził niepokój, czy aby dokument ten poświęca dość uwagi zwiastowaniu Słowa. Mężczyzna siedzący naprzeciwko mnie trącił łokciem sąsiada i szepnął: „To na pewno prezbiterianin!" Sąsiad roześmiał się i skinął potakująco głową. I rzeczywiście obaj mieli rację.

Ewangelicy reformowani od początku rozumieli, że publiczne czytanie i objaśnianie Pisma Świętego jest służeniem ludziom Słowem Bożym. Tym Słowem nie jest jednak stojąca na półce, zamknięta Biblia, ale raczej to, co słyszy się w kościele, kiedy wiernie głoszona jest Ewangelia Chrystusowa: „Kiedy to Słowo Boże jest głoszone w kościele przez uprawnionych i ordynowanych kaznodziejów, wierzymy, że szczere Słowo Boże jest zwiastowane i przyjmowane przez wiernych"1. W ewangelicko-reformowanych seminariach i uczelniach teologicznych tyle czasu poświęca się nauczaniu Biblii nie po to przede wszystkim, by wykształcić uczonych akademików, lecz raczej po to, by wychować wiernych i kompetentnych kaznodziejów. Instytucje te często oskarżano o lekceważenie nauczania liturgii, bardzo rzadko zaś o pomijanie w programie homiletyki2. Jesteśmy głęboko przekonani, że Kalwin miał rację mówiąc, iż zwiastowanie Słowa jest najcenniejszym skarbem Kościoła. [...]

Jak powiedział Arystoteles, wszyscy cierpimy z powodu niedostatków naszych cnót. Wielu chrześcijan tradycji reformowanej rozpoznało u siebie oczywistą skazę w postaci koncentrowania się wyłącznie na kazaniu. Lekceważymy pozostałe części nabożeństwa (niekiedy pomniejszamy ich wagę określając je jako „część wstępną") i zadowalamy się czego nigdy nie robili reformatorzy nieczęstym przystępowaniem do Komunii. Z pewnością jednak jesteśmy w stanie na nowo odkryć bogactwo życia sakramentalnego i cieszyć się w pełni rozwiniętą liturgią, nie lekceważąc przy tym ani przez moment kazania. Może nasza rola w Kościele (w szerokim sensie tego słowa) polega właśnie na dopominaniu się o kazanie, zwłaszcza gdy zwiastowanie Słowa ginie wśród innych dominujących w nabożeństwie elementów liturgii.

2. Kościoły reformowane widzą w sakramentach przede wszystkim działanie Boga. To Bóg, a nie Kościół, odgrywa w nich pierwszoplanową rolę. Rozpoznajemy oczywiście w sakramentach obecność eucharystii – ofiary uwielbienia i dziękczynienia składanej Bogu ale jest to ludzka odpowiedź na Boże działanie.

Bóg przyznaje się do nas i naszych dzieci przez chrzest. Przy Stole Pańskim udziela nam prawdziwego pokarmu, jakim jest życie Chrystusa. To jest sedno działania sakramentu. Konfesja belgijska stwierdza, że „Bóg działa w nas i objawia nam siebie przez te święte znaki". Takie stwierdzenie zazwyczaj rozpatruje się w związku ze stale powracającym pytaniem o relacje pomiędzy znakami a tym, co one wyobrażają. To pytanie nie powinno jednak przesłaniać podstawowej prawdy, że to Bóg działa za pośrednictwem znaków. [...]

W odniesieniu do teologii sakramentalnej istnieje tradycyjny podział na „szkołę Zwingliego" z jednej strony i „szkołę Kalwina" z drugiej. Ale co do głównej sprawy obie szkoły są zgodne: „Uczestniczyć w liturgii to spotykać się z działaniem Boga lub – lepiej – z działającym Bogiem" (N. Wolsterstorff: The Reformed Liturgy).

Co się zaś tyczy sakramentów, to my, ewangelicy reformowani, możemy się wiele nauczyć od innych chrześcijan. Powinniśmy zatem przyjąć postawę uczniów – uważnie słuchać zarówno innych tradycji, jak i długo lekceważonych głosów z własnej przeszłości, zanim zaczniemy pouczać którąkolwiek z chrześcijańskich grup. Musimy najpierw usunąć z własnych nabożeństw belkę w postaci rzadkiego uczestniczenia w Komunii oraz niedbałych praktyk liturgicznych, zanim zaczniemy doszukiwać się źdźbła w oku innych. Co więcej, w żadnej tradycji Kościoła chrześcijańskiego nie zapomniano, że to Bóg działa za pośrednictwem sakramentów. Uczciwość nakazuje jednak przyznać, że nie we wszystkich księgach liturgicznych zostaje to należycie zaakcentowane. Nasza odpowiedzialność w takich wypadkach polega na tym, aby łagodnie i z pokorą wskazywać na Boga, który tak łaskawie działa we wszystkich chrześcijańskich sakramentach.

3. Kościoły reformowane w całej swej tradycji starały się kształtować formy nabożeństwa zgodnie z Pismem Świętym. Nie różni nas to w szczególności od innych Kościołów tradycji protestanckiej ani – w ogólności – od tradycji Kościoła Powszechnego. Nie można też powiedzieć, by stosowanie przez nas tej zasady miało zawsze skutki budujące; sztywne trzymanie się Biblii niekiedy odcina nas od bogactwa tradycji liturgicznych Kościoła Powszechnego. Bez wątpienia jednak reformatorzy żywo podkreślali zasadę priorytetu Biblii. Na przykład Martin Bucer3, pisząc o sprawach liturgii i przyznając, że niektóre praktyki są bardzo stare, stwierdza: „Nie ma niczego starszego od Słowa Bożego i nie wolno nam niczego przekładać nad nauczanie Pisma Świętego".

Ostatnie pokolenie jest świadkiem osiągnięcia istotnej zbieżności stanowisk co do liturgii w Kościołach o nastawieniu ekumenicznym; nowsze agendy nabożeństw wszystkich tych Kościołów cechują się znacznym podobieństwem. Dokument Światowej Rady Kościołów – Chrzest, Eucharystia, urząd duchownego – jest jednym z dowodów tej zbieżności. Musimy traktować to wyłaniające się zbliżenie jako przejaw działania Ducha Świętego. Dokonało się ono jednak raczej na gruncie porządku nabożeństwa Kościoła z III wieku po Chr. niż Kościoła pierwotnego (z czasów nowotestamentowych). Stanowi to dla ewangelicko-reformowanej teologii liturgicznej zadanie, które nie spotyka się jednak z jej strony z należytym odzewem. Jestem wdzięczny, że ujawniono tę zbieżność, że wygaszono ogień w polemikach liturgicznych między różnymi tradycjami. (Teraz takie polemiki pojawiają się niekiedy w obrębie danej tradycji.)

Zbytnie koncentrowanie uwagi na praktykach liturgicznych z III wieku jest jednak kłopotliwe. Ekumeniczna użyteczność tekstów z tamtego okresu polega na tym, że charakteryzują się one znacznym podobieństwem. Kiedy próbujemy szukać wzorca nabożeństwa pierwotnego Kościoła, ukazanego w Nowym Testamencie czy pismach poapostolskich, można osiągnąć takie zbliżenie pod warunkiem, że odwołamy się do dokumentów liturgicznych z następnych stuleci. W tej bowiem kwestii, jak i w wielu innych. Nowy Testament nie daje wyraźnych wskazówek. Jedność, o jakiej mówi, to jedność w różnorodności. Ale czy nie jest to rzeczywiście najlepszy model jedności dla Kościoła w świecie wielu kultur i wielu tradycji? Obawiam się, że może powstać nowa ortodoksja liturgiczna, do której wszyscy, którzy chcą mieć właściwą postawę ekumeniczną, będą musieli się przystosować. Jeśli w świetle biblijnego świadectwa dokonamy korekty uzgodnień liturgicznych z III wieku, to takie nowe porozumienie mogłoby złagodzić zaborcze tendencje tej ortodoksji.

Bezpośrednie porównanie tekstów z III wieku ze źródłami nowotestamentowymi wykazuje znaczne różnice w wielu kwestiach. Jedną z nich jest związek pomiędzy błogosławieniem i poświęcaniem [konsekracją]. W czasach Nowego Testamentu za przykładem Żydów błogosławi się Bogu, w III wieku konsekruje się Chleb i Wino, elementy Wieczerzy. Kryje się za tym zasadnicza różnica w podejściu Kościoła do materii sakramentu. Ponadto wyraźnie widać, że w pierwotnym Kościele udział kobiet w nabożeństwie był większy niż w katolickim Kościele III stulecia. Nowy Testament jest z założenia antyhierarchiczny, a hierarchia w Kościele wyłoniła się właśnie w III w. po Chr. Uzgodnienia wypracowane w III stuleciu gwałtownie wymagają więc korekty przeprowadzonej w duchu tekstów z I w. po Chr.

Wszystko to napisałem nie po to, by pomniejszać wartość już osiągniętego zbliżenia liturgicznego, ale by zasugerować, że charakterystyczne dla Kościoła ewangelicko-reformowanego akcentowanie prymatu Pisma Świętego i jego autorytetu w sprawach porządku nabożeństwa wciąż przedstawia wartość w epoce ekumenicznego zbliżenia.

4. Inną cechą nabożeństwa reformowanego jest, moim zdaniem, estetyka prostoty. Po tym gruncie stąpam najmniej pewnie, bo zachodzi obawa, że w tej dziedzinie mamy do czynienia z największą zależnością od miejscowej kultury. Znaczącą rolę odgrywają tu także moje własne upodobania estetyczne.

Pamiętam, jak po 10-dniowej podróży, podczas której zwiedzałem barokowe kościoły w Austrii i południowych Niemczech, wślizgnąłem się do ewangelickiego kościoła w Oberammergau. Usiadłem w prostej ławce wśród pobielanych ścian i miałem wrażenie duchowej świeżości: byłem w domu. Podobnego uczucia powrotu do domu doznałem w klasztorze cystersów i w słynnym zen-buddyjskim ogrodzie skalnym w Kioto. Takie poczucie, że w sferze duchowej stosowna jest prostota, panuje, jak sądzę, powszechnie wśród ewangelików reformowanych. Być może wzięło się ono z negatywnej reakcji na powierzchowne praktyki religijne w XVI w. Pisma reformatorów są pełne polemik skierowanych przeciwko obecności posągów świętych i nadmiarowi gestów w liturgii. Ale owoce tej reakcji nie zawsze były zdrowe: nasze nabożeństwa bywają suche, wyrozumowane i rozgadane. Cechuje je nie surowa prostota, ale po prostu sztywność. Brakuje nam niekiedy tego wyczucia Tajemnicy, której obecność jest tak mocno akcentowana w innych tradycjach chrześcijańskich.

Pozytywną jednakże stroną tej surowości jest przekonanie, że żadne Judzkie symbole nie są w stanie wyrazić transcendentnej wielkości Boga. Sama nieobecność symbolu jest najwymowniejszym symbolem. „Oto dar – prostota", powiada stary hymn kwakrów. Niektórzy w Kościele chrześcijańskim powinni z niego skorzystać. Wielu, chociaż nie wszystkim, ewangelikom reformowanym odprawianie nabożeństwa z prostotą wyda się rzeczą właściwą.

5. Tradycja ewangelicko-reformowana zawsze podkreślała związek zachodzący pomiędzy nabożeństwem i światem. Wielu współczesnych słusznie określa nasze stare liturgie mianem dydaktycznych i moralizatorskich. Ale występująca w nich skłonność do dydaktyki i moralizatorstwa jest zarazem świadectwem powagi, z jaką nasza tradycja traktuje związek pomiędzy nabożeństwem w kościele a sposobem życia chrześcijanina w świecie. Oba te elementy muszą do siebie przystawać. Nacisk kładziony na samokontrolę oraz godną postawę wobec świata (co często prowadzi do chorobliwej introspekcji) jest jeszcze jednym przykładem wymagania, aby sfera kultu i sfera świata pokrywały się ze sobą.

Co więcej, nasza tradycja zawsze starała się podkreślać w sakramentach element Przymierza i wspólnoty. Wyrazem tego jest staranie, by osoby przystępujące do Komunii były zgromadzone wokół Stołu Pańskiego w czasie przyjmowania Chleba i Wina, albo (powszechna w Kanadzie) praktyka, że cały zbór – razem i w tym samym momencie – spożywa

Chleb i pije Wino. (Niektórzy nazywają to „toastem na cześć Jezusa".)

Jeśli więc będziemy pamiętać, że Bóg wymaga od nas nie tylko indywidualnej prawości, ale i sprawiedliwości wobec wszystkich braci (którzy są obrazem Boga) i wobec całego stworzenia, jesteśmy gotowi do generalnego przełomu w liturgii. Poznamy, że pełnia życia i pełnia nabożeństwa urzeczywistniają się w sprawiedliwości. Nicholas Wolsterstorff ujmuje to następująco: „Jeśli pozwalamy Bogu mówić do nas przez liturgię to, co On chce nam powiedzieć, wówczas Bóg często mówi nam o sprawiedliwości". W tym punkcie z całą pewnością będziemy ekumeniczni, bo inne tradycje chrześcijańskie także zgłębiają związki między liturgią i sprawiedliwością.

Liturgię Kościoła Powszechnego z jej jednością w wielości można przyrównać do muzyki napisanej na orkiestrę. Będąc muzykiem można na dwa sposoby wykazać się nielojalnością wobec zespołu. Pierwszy i najpoważniejszy to gra bez zważania na innych członków orkiestry. Drugi to niechęć do wydobywania tych dźwięków, do jakich nasz instrument został stworzony, i próżny wysiłek naśladowania innej sekcji orkiestry. Nie róbmy ani jednego, ani drugiego, ale wszyscy grajmy Panu z radością!

[Prof. dr Stephen Farris wykłada w Knox College w Toronto i jest członkiem Komitetu Wykonawczego Światowego Aliansu Kościołów Reformowanych – red.]

Tłum. M. K.

1 II Konfesja helwecka

2 W Toronto School of Theology, gdzie wykładam, działa siedem wydziałów różnych tradycji. Tylko dwa z nich zatrudniają na pełnym etacie wykładowców homiletyki, a są to wydziały Kościołów zrzeszonych w Światowym Aliansie Kościołów Reformowanych.

3 Martin Bucer (1491 -1551), teolog, reformator, działacz unijny. Po śmierci Zwingliego został przywódcą Kościołów reformowanych w Szwajcarii i południowych Niemczech. Jego nauka o predestynacji, sakramentach, urzędach i kierowaniu Kościołem wywarła znaczny wpływ na Kalwina – red.