Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

1 / 1994

Stosunki między Polską a Holandią zaczęły się już przed dziesięcioma wiekami. Pisze o tym Lucia Thijssen, historyk sztuki, w swej książce pt. „Tysiąc lat Polski i Holandii", która niedawno ukazała się na niderlandzkim rynku wydawniczym. Autorka, intelektualnie i emocjonalnie związana z Polską, starała się w ten sposób zaspokoić rosnące od lat 80. zainteresowanie opinii holenderskiej sprawami polskimi. Obecnie jest sekretarzem Towarzystwa Współpracy Miast Haga – Warszawa i w tym charakterze uczestniczyła w sympozjum zorganizowanym w Hadze od 20 do 26 września 1993 przez zespół ekumeniczny miast partnerskich.

Trzeba wszakże wiedzieć, że dzisiaj związki partnerskie łączą już więcej miast w Polsce i Holandii – oprócz Hagi i Warszawy, także Bredę i Wrocław, Lejdę i Toruń, Eindhoven i Białystok. Z kolei w ramach partnerstwa miast powstaje wiele różnorodnych inicjatyw, które sprzyjają nawiązywaniu stosunków środowiskowych, na przykład między parafiami ewangelickimi – luterańskimi i reformowanymi w Polsce a reformowanymi w Holandii oraz między katolikami w obu krajach. Co jakiś czas spotykają się też ewangelicy i katolicy obydwu narodowości. Tak właśnie jak we wrześniu na wspomnianym sympozjum haskim, czy wcześniej – w Warszawie, gdzie w okresie Zielonych Świąt bawiła jedenastoosobowa delegacja ekumeniczna z Hagi, podejmowana przez proboszcza rzymskokatolickiej parafii Dzieciątka Jezus na Żoliborzu, ks. Romana Indrzejczyka, znanego ze swej otwartej, ekumenicznej postawy, a także z działalności społecznej, prowadzonej przez jego parafię. To on trzyma w rękach nici ekumenicznych kontaktów między Warszawą a Hagą.

Na ubiegłoroczne wrześniowe sympozjum ekumeniczne przyjechało do Hagi siedemnaścioro Polaków, nie tylko z Warszawy. Grono uczestników zostało też rozszerzone o grupę z rzymskokatolickiej parafii Zbawiciela w mieście s'Hertogenbosch, położonym na południe od Renu. Rzeka ta rozdziela terytoria północne, gdzie większość stanowią ewangelicy, od terytoriów południowych, zamieszkałych przeważnie przez katolików.

Polaka, bez względu na wyznanie, uderzają istotne różnice między katolicyzmem holenderskim a polskim. Przyzwyczajeni do konserwatyzmu i klerykalizmu, do bierności świeckich, uzależnionych od kleru, do traktowania każdej krytyki skierowanej ku hierarchii czy duchowieństwu jako objawów wrogości wobec Kościoła, z zainteresowaniem obserwowaliśmy zachowania katolików holenderskich i słuchaliśmy ich wypowiedzi. Większość katolików z Polski nie okazywała im jednak szczególnego zrozumienia, co nie przeszkodziło zresztą w bardzo serdecznych osobistych relacjach. Z aprobatą natomiast do poglądów holenderskich katolików odnieśli się ewangelicy – zarówno Holendrzy, jak i Polacy gdyż dostrzegli objawy przemian zachodzących w katolicyzmie, przemian rokujących nadzieje na zbliżenie między obydwoma kierunkami chrześcijaństwa i na pogłębienie między nimi współpracy, która (mimo trudności stwarzanych przez Watykan podczas obecnego pontyfikatu) pomyślnie się w Holandii rozwija. Wiele o tym mówił już sam temat sympozjum, z wielką starannością przygotowanego przez holenderskich partnerów: „Współodpowiedzialność w Kościele, parafii/zborze".

Holendrzy w sposób zdecydowany tę współodpowiedzialność podejmują, a współpraca świeckich i duchownych nabiera charakteru partnerskiego. Zapewne dzięki temu wrażliwość na ludzkie problemy i potrzeby przejawia się w działalności parafialnej, skoncentrowanej wyraźnie na sprawach społecznych. Taki właśnie obraz zarysował się, gdy przedstawiciele parafii w s'Hertogenbosch mówili o swym życiu i współpracy w ramach rozmaitych zespołów. Dające do myślenia wnioski praktyczne wyciągnęła ze swego społecznego zaangażowania jedna z haskich parafii katolickich, której proboszcz, ks. F. Wust, opowiedział o bardzo głębokich przekształceniach, jakim została poddana. Oto przykład. Wielki, a nie wykorzystywany, budynek kościoła rozebrano, na jego miejscu zaś wzniesiono wielopiętrowy dom opieki dla osób w podeszłym wieku. Na elewacji wysokościowej części budynku zaznaczono kontur wieży dawnego kościoła. Trzeba powiedzieć, że to wywiera wrażenie i budzi respekt dla odważnej decyzji. Na parterze budynku mieści się piękna, funkcjonalnie zaprojektowana kaplica, której wnętrze pomaga w tworzeniu modlitewnej atmosfery i w zacieśnianiu więzi między członkami wspólnoty.

Kiedy mówi się o realiach życia kościelnego w Holandii, nie wolno zapominać o daleko posuniętym procesie zeświecczenia, jakiemu uległy społeczeństwa na Zachodzie. Proces ten wywołuje dwojaką reakcję. Jedni nie chcą go uznać i postępują tak, jakby nie przyjmowali go do wiadomości. Przypomina to nieco taktykę strusia. Inni zaś wyciągając wnioski z zaistniałych faktów starają się tak działać, aby zyskać maksymalną wiarygodność w społeczeństwie i dzięki temu osiągnąć jak najlepsze rezultaty. Pozornie może to wyglądać na małoduszne kapitulowanie, na wycofywanie się przed naporem sił neopogańskich. Która z tych postaw okaże się skuteczniejsza?

Różnice między katolikami holenderskimi a polskimi dały się zauważyć w podejściu do pewnych procesów historycznych. Pierwszego dnia konsultacji Heleen van de Reep (pastoralna współpracownica rzymskokatolickiej parafii Chrystusa Króla w Hadze, specjalizująca się w patrystyce) mówiła o tym, że w pierwszych wiekach chrześcijaństwa struktura organizacyjna Kościoła kształtowała się pod wpływem miejscowych warunków, wskutek czego powstawały rozmaite formy i zadania urzędów kościelnych, takich jak diakon, prezbiter (starszy), biskup. Wywołało to replikę ze strony katolika polskiego, który nie dopuszczał myśli, że o kształcie strukturalnym Kościoła mogłyby decydować czynniki czysto świeckie. Jego zdaniem kształt został nadany Kościołowi przez Ducha Świętego. Zapewne polemista ów nie brał pod uwagę możliwości, że Duch Święty posłużył się takim narzędziem, jak ustrój społeczny i polityczny społeczeństwa, w którym chrześcijanom przyszło działać, tak jak posłużył się zwykłym ciałem ludzkim, aby dokonało się misterium wcielenia.

Referaty wygłoszone przez stronę holenderską i polską ukazały, jak różnie zaznaczył się w obu krajach wpływ II Soboru Watykańskiego i jak inaczej przebiegała recepcja jego uchwał. Katolicyzm holenderski pod przewodnictwem kardynała Alfrinka w krótkim czasie przeszedł gwałtowny rozwój od głębokiego konserwatyzmu do awangardy. Kardynał był jedną z tych postaci, które odcisnęły niezatarty ślad i na Soborze, i na katolicyzmie holenderskim. Sobór zakończył się w roku 1965, a już w roku następnym został zwołany holenderski Synod duszpasterski, który miał na celu przeniesienie uchwał i ducha soborowego na grunt lokalny. Wyciągnięto daleko idące wnioski z przypomnienia przez Sobór tej prawdy, że Kościół składa się i z duchowieństwa, i ze świeckich, którzy razem stanowią lud Boży. Wywołało to czynne zaangażowanie świeckich i spowodowało rozkwit holenderskiego katolicyzmu. Odnowa biblijna, teologiczna i liturgiczna, pociągnęła za sobą zainteresowanie człowiekiem i jego losem, wskutek czego Kościół stał się bliższy ludziom. Dzisiaj Holendrzy boleją nad tym, że przez nominacje konserwatywnych biskupów i wprowadzone ograniczenia Watykan radykalnie powstrzymał ten rozwój.

Zdaniem polskiego referenta, jezuity o. Mirosława Paciuszkiewicza, z ostrożnością wprowadzano u nas reformy soborowe, nie zaobserwowano przeto znużenia przemianami i dzięki temu nie trzeba się było potem ze zbyt daleko posuniętych zmian wycofywać. Referent podkreślił masowy udział wiernych w życiu liturgicznym i w korzystaniu z sakramentów. Jednakże idea Kościoła jako wspólnoty wszystkich wierzących nie znajduje szerszego zrozumienia, chociaż te sprawy wyjaśnia się w kazaniach, rozmowach, artykułach, audycjach radiowych i telewizyjnych. Udział wiernych w życiu liturgicznym jest raczej bierny, ich uaktywnianie postępuje dość opornie. Przyczynę tego stanu rzeczy referent upatrywał w trwającej ponad 120 lat niewoli, a potem w 45 latach ucisku komunistycznego.

O. Feliks Dziadczyk, również jezuita, mówiąc o rozpoczętym przed dwoma laty Synodzie krajowym, przedstawił zarys jego programu, ujętego w kilkunastu tematach, oraz powstanie dyskusyjnych grup parafialnych. Podobnie jak poprzednik, był zdania, że okres rozbiorowy i panowanie komunizmu nie dały laikatowi szans na rozwój. Obie wypowiedzi charakteryzowały się tym, że przyczyn niepowodzeń szukano wyłącznie w zewnętrznych okolicznościach. Podsycana poczuciem nieustannego zagrożenia, w polskim katolicyzmie dominuje postawa obronna. Za mały jest natomiast wysiłek podejmowany w celu zrozumienia obiektywnych procesów zachodzących w społeczeństwie, odkrycia źródeł niepowodzeń tkwiących wewnątrz Kościoła oraz opracowania pozytywnego programu.

Konfrontacja różnych postaw między Holendrami a Polakami nie wywołała jednak ostrych kontrowersji, choć niektórzy katolicy z Polski z determinacją bronili autorytetu urzędu papieskiego i władzy biskupiej jako podstawy i zasady istnienia Kościoła. Wymiana zdań, jaka się dokonała, może stać się źródłem przemyśleń dla obydwu stron i doprowadzić do głębszych korekt w ich spojrzeniu na swoje wspólnoty religijne. Na pewno jedni od drugich mogli się bowiem czegoś pożytecznego nauczyć.

Polska strona ewangelicka w tym gronie reprezentowana była ledwie przez dwie osoby: p. Krystynę Rynkiewicz z ewangelicko–augsburskiej parafii Św. Trójcy oraz autora tego sprawozdania. Jeśli brać pod uwagę stosunek procentowy ewangelików do katolików w Warszawie, reprezentacja ta na spotkaniu haskim nie była aż tak znikoma.

W obradach przeważała tematyka rzymskokatolicka, mianowicie recepcja Vaticanum II i prace II Synodu Plenarnego w Polsce. W tych kwestiach, oczywiście, strona ewangelicka niewiele istotnego miała do powiedzenia, raczej z zainteresowaniem słuchała. Niemniej staraliśmy się zaznaczyć naszą obecność przez udział w dyskusji i przedstawienie ewangelickich poglądów, które spotykały się zresztą z dużym zainteresowaniem. Wypowiedzi referentów dawały sposobność do korekt, a zwłaszcza do zaznaczenia odmiennego stanowiska w szeregu omawianych spraw. Można było na przykład przedstawić problem funkcjonowania Kościoła nie na zasadzie władzy, lecz służebności poszczególnych urzędów i agend. Powiedziano też pewne podstawowe rzeczy o ustroju prezbiterialnym jako alternatywnym dla episkopalnego. Była też sposobność przedstawienia poglądów na stan ekumenizmu w naszym kraju. Dodajmy, że w dyskusji nie pominięto roli spełnianej przez „Jednotę".

Przewaga tematyki katolickiej wynikała nie tylko z przewagi liczebnej katolików, ale również z twórczego fermentu, jaki dokonuje się w katolicyzmie holenderskim, gorączkowo i z zapałem poszukującym swego miejsca w społeczeństwie. Osiąga on na tym polu niewątpliwe sukcesy, ale i doznaje porażek w starciu ze zlaicyzowanym społeczeństwem.

Stosunki między chrześcijanami różnych wyznań układają się po bratersku, nie widać niezdrowej rywalizacji lecz życzliwe współżycie, a problemy powstające w każdej ze społeczności próbuje się rozwiązywać wspólnie. Charakterystycznym tego przykładem był wieczór, podczas którego najpierw odbyła się Eucharystia w kaplicy katolickiej (udzielaną pod dwiema postaciami Komunię przyjęli wszyscy obecni, co było zupełnie naturalne i nikt nikogo nie pytał o wyznanie), a po nabożeństwie udano się wspólnie do sąsiedniej parafii reformowanej, gdzie w sali czekały już stoły z przygotowaną kolacją. Jedni i drudzy, tj. katolicy i ewangelicy, solidarnie próbują też sprostać wyzwaniom społecznym i pomagać ludziom, którzy zagubili się w trudnej, a bezwzględnej, rzeczywistości. Służy temu położone w śródmieściu Hagi Aandachtscentrum, czyli ekumeniczny ośrodek poradnictwa psychoterapeutycznego, gdzie pracują trzyosobowe ekipy złożone z osoby duchownej (niekoniecznie mężczyzny) i dwojga świeckich. Gerard van Egmond, franciszkanin ubrany po cywilnemu, opowiada o pracy ośrodka. Przychodzi tu od 30 do 60 mężczyzn i kobiet dziennie, co dało w zeszłym roku ponad 12 000 osób. Niektórzy są stałymi bywalcami, inni pojawiają się sporadycznie. Jedni chcą po prostu posiedzieć, inni porozmawiać, jeszcze inni szukają rady w swoich kłopotach. Pomocy materialnej się nie udziela. Zajmują się tym bezpośrednio Kościoły, zresztą finansujące działalność ośrodka.

Polsko-holenderskie sympozja ekumeniczne, organizowane w ramach kontaktów partnerskich między naszymi miastami, to pożyteczna inicjatywa. Umożliwia ona poznanie interesujących ludzi z różnych środowisk i tradycji, ich problemów i osiągnięć, rozszerzenie horyzontów, przełamywanie barier oraz rewizję własnych poglądów czy przyzwyczajeń. Trzeba jeszcze na koniec dodać, że dzięki sympozjum w Hadze możliwe się stało spotkanie z grupą zamieszkałych w Holandii Polaków, zwłaszcza członków parafii Zbawiciela w s'Hertogenbosch. Ich znajomość języka holenderskiego była szczególnie pomocna. Włożyli wiele wysiłku, służąc ofiarnie jako tłumacze. Jednogłośnie jednak uznano, że w tej roli bezkonkurencyjny był, dobrze w Polsce znany nasz brat i przyjaciel, ks. Piet van Veldhuizen, duchowny holenderskiego Kościoła reformowanego.

Ks. Bogdan Tranda