Drukuj

12 / 1993

W Piśmie Świętym nie znajdziemy wprawdzie terminu wcielenie, chociaż odnosi się on do przyjścia na świat Zbawiciela w osobie Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, a to wydarzenie jest właśnie głównym tematem przekazu biblijnego. W obrębie chrześcijaństwa pojęcie wcielenie funkcjonuje dzisiaj jako coś zupełnie naturalnego, przyjmowanego na ogół bez oporów, choć trzeba przyznać, że nie jest ono tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać, zwłaszcza jeśli się ma na myśli augustyńską maksymę finitum non est capax infiniti, co znaczy, że ograniczone nie ogarnia nieograniczoności.

O wcieleniu mówimy w związku z osobą Jezusa, Syna Bożego, i Jego rolą Zbawcy. Święto Narodzenia Pańskiego, cały jego urok oraz związany z nim sztafaż czysto zewnętrznych obyczajów i obrzędów, ułatwia nam bezkrytyczne przyswojenie sobie tego pojęcia, mimo że nie mieści się ono w ramach naszej logiki. Łukaszową historię zwiastowania i narodzenia Jezusa w Betlejem odczytujemy na ogół bez zastrzeżeń, nie zastanawiając się nad poważnymi problemami, jakie mogą z niej wynikać. Z okazji Świąt Narodzenia Pańskiego spójrzmy na tę sprawę w świetle Pisma Świętego i zastanówmy się nad znaczeniem wydarzenia, które nadaje naszemu życiu sens, a nie tylko przydaje mu uroku związanego z jasełkowo-ludową tradycją bożonarodzeniową.

Pojmowanie osoby Jezusa nasuwa wiele różnych wątpliwości, z którymi człowiek myślący musi się zmagać, mimo że nie zawsze udaje mu się znaleźć odpowiedź na wszystkie pytania. Poruszamy się przecież po gruncie, gdzie doczesność styka się z wiecznością. Przy tym aparat pojęciowy, jakim się posługujemy, przystaje tylko do rzeczywistości poznawanej przez doświadczenie zmysłowe. Nic z tego, co dotyczy wieczności - świata ducha - nie da się przedstawić adekwatnie za pomocą terminów i pojęć ze świata materii. Jeżeli w ogóle możemy myśleć i mówić o Bogu i o tym, co Jego dotyczy, to tylko dlatego, że On sam zechciał nam siebie i swoje plany objawić. Posłużył się w tym celu słowem, czyli należącym do świata materii środkiem, który pozwala ludziom na porozumiewanie się ze sobą, i w ten sposób zakomunikował to wszystko, co o Nim powinniśmy wiedzieć. Z woli Bożej a nie ze swej właściwości słowo stało się nośnikiem treści duchowych, pozwala więc na kontakt z rzeczywistością pozazmysłową. Niemniej jednak ma ono ograniczone możliwości, ponieważ należy do świata zjawisk materialnych.

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa dla zachowania poprawnej wiary w posłannictwo Jezusa usiłowano znaleźć odpowiednią formułę określającą w słowach jedność boskiej i ludzkiej natury w osobie Jezusa Chrystusa. Na tym tle dochodziło do gwałtownych sporów zagrażających jedności Kościoła. Przypuszczano, że da się do końca zrozumieć i jasno wyrazić przedmiot wiary, choć z samej istoty rzeczy nie poddaje się ona rygorom doczesnej logiki. Starano się więc zażegnać owe spory i zapobiec grożącym rozłamom - nie zawsze zresztą w sposób skuteczny i dla wszystkich przekonujący - na zwoływanych w tym celu soborach. W rezultacie długich dyskusji formułowano ostateczny wniosek, a ten pod postacią wyznania wiary ogłaszano jako obowiązującą normę.

Dla przezwyciężenia kryzysu wywołanego przez Ariusza i jego zwolenników, nie uznających boskości Chrystusa, w roku 325 został zwołany Sobór w Nicei (obecnie Isnik w Turcji). Tam właśnie przyjęto uznawane w całym chrześcijaństwie wyznanie wiary, zwane niceno-konstantynopolitańskim. Warto przytoczyć je w tym miejscu in ex-tenso:

Wierzę w jednego Boga, Ojca wszechmogącego. Stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych. I w jednego Pana, Jezusa Chrystusa, Syna Bożego Jednorodzonego, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. Zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu, a przez Niego wszystko się stało. On to dla nas, ludzi, i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba. I za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. Ukrzyżowany również za nas, pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany. I zmartwychwstał dnia trzeciego, jak oznajmia Pismo. I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. I powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, a Królestwu Jego nie będzie końca. Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywicie/a, który od Ojca i Syna pochodzi. Który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwalę; który mówił przez Proroków. Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. Wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. I oczekuję wskrzeszenia umarłych. I życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen.

Nietrudno zauważyć, jak bardzo rozbudowano ten człon Credo, który dotyczy osoby Jezusa. Chodziło bowiem o wyraźne opisanie, kim w istocie jest Jezus, aby przeciwstawić się twierdzeniom Ariusza i zakończyć spory wokół problemu boskości osoby Zbawiciela. Czy to się udało? Niewątpliwie ukuto formułę wyrażającą wiarę ówczesnego Kościoła; formułę, która do dziś obowiązuje wszystkich prawowiernych chrześcijan. Jeśli jednak się nad nią zastanowić, trzeba dojść do wniosku, że wyrażając wiarę chrześcijanina nie wyjaśnia ona, na czym polega złączenie boskiej i ludzkiej natury w osobie Jezusa. Bo też wyjaśnić nie może.

Bardzo dobrze więc rozumiemy to, że Jan Kalwin wstrzemięźliwie wypowiadał się na temat istoty bytu Chrystusa. W uprawianiu teologii unikał on metody spekulatywnej. W maksymalnym stopniu trzymał się jedynie Pisma Świętego jako źródła opatrzonego najwyższym boskim autorytetem. Sobory natomiast miały dla niego tylko względnie wiążący autorytet, zależny od mniej lub bardziej ścisłego objaśniania świadectwa biblijnego. Oznaczało to w praktyce, że Kalwin starannie unikał wszelkich tematów, które nie są wyraźnie uzasadnione przez Pismo Święte. Ponadto najważniejszą dla niego sprawą były skutki, jakie wynikają z pośrednictwa Chrystusa. W myśli chrystologicznej Kalwina dominuje przeświadczenie, że skuteczność wiary w Chrystusa nie zależy od poznania istoty Jego bytu, lecz od doznawania Jego zbawczej mocy. Uwagę Kalwina skupiała bardziej rola spełniana przez Pośrednika niż dosyć abstrakcyjna kwestia istoty Jego bytu. Idźmy zatem śladami reformatora i pytajmy, co mówi nam Bóg w swym Słowie za pośrednictwem Pisma Świętego.

Istotę sprawy jasno przedstawia apostoł Paweł: Gdy nadeszło wypełnienie czasu, zesłał Bóg swego Syna, który się narodził z niewiasty [...], aby wykupił tych, którzy byli pod zakonem, abyśmy usynowienia dostąpili (Gal. 4:4-5). Bóg dokonał tego, co dotychczas było niemożliwe - zesłał swego Syna pod postacią grzesznego ciała, aby ofiarować je jako okup i wydać na grzech wyrok skazujący (Rzym. 8:3). W ten sposób zostaliśmy wyrwani z mocy ciemności i przeniesieni do Królestwa Jego umiłowanego Syna, dzięki któremu zyskaliśmy odkupienie, odpuszczenie grzechów. Narodzony w ludzkim ciele Jezus stał się widzialnym obrazem niewidzialnego Boga. Z Jego woli Syn ma w sobie pełnię boskiej natury i dzięki temu pojednał z Bogiem wszystko, co jest na ziemi i na niebie. Dzięki śmierci Jezusa na krzyżu został przywrócony pokój między Stwórcą a stworzeniem (Kol. 1:13-20). W osobie narodzonego w Betlejem Jezusa otrzymaliśmy z niebios od Boga dar bezcenny, ponieważ w Nim wybrał nas Bóg jeszcze przed stworzeniem świata, żebyśmy mogli zyskać świętość i nienaganność przed Bogiem, stać się Jego dziećmi i spełniając Jego wolę wysławiać Jego wielkość i wspaniałość. W tym celu zostaliśmy za cenę życia Jezusa wykupieni, a nasze przestępstwa zostały nam darowane (Ef. 1:3n).

Bóg posłał swego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, zyskał życie wieczne i nie zginął. Syn dlatego narodził się jako człowiek, że musiał „być wywyższony”, tak jak niegdyś wąż miedziany został podniesiony przez Mojżesza, aby każdy, kto na niego spojrzy, mógł znaleźć ocalenie (Jn 3:13-18). Historia o narodzeniu w Betlejem, opowiedziana przez Łukasza, znajduje swój finał w wydarzeniach przedstawionych przez ostatnie rozdziały Ewangelii. Sens aktu wcielenia spełnia się w życiu każdego człowieka, który spojrzawszy na Jezusa z Nazaretu, ujrzy w Nim Syna Bożego i uwierzy, że to właśnie On jest jego Panem i Zbawcą, przez którego może być ocalony od zła, strachu i śmierci. Sens wcielenia dokonuje się więc przez akt wiary, gdy człowiek może powiedzieć za Śymeonem: Teraz puszczasz sługę swego. Panie, według Słowa swego w pokoju, gdyż oczy moje widziały zbawienie Twoje (Łuk. 2:29-30), a za Tomaszem wiernie powtórzy: Pan mój i Bóg mój! (Jn 20:28).

Wydarzenie, o którym mówimy, a mianowicie fakt, że Bóg stał się człowiekiem (a w ujęciu Janowym - Słowo stało się ciałem), można przyjąć jedynie aktem wiary. Jak mówi Karl Barth: Wcielenie Słowa Bożego jest Bożą decyzją, która tworzy treść wiary człowieka i która przekształca się również w decyzję człowieka: Dominus noster! (Karl Barth: Credo, r. VII). Z woli Boga Jezus Chrystus poczęty przez Ducha Świętego, narodzony z Marii Panny, stał się wydarzeniem historycznym. Jan ewangelista podkreśla to wydarzenie zdaniem: Słowo stało się ciałem (Jn 1:14). W osobie Zbawiciela boskość (począł się z Ducha Świętego) zjednoczyła się z człowieczeństwem (narodził się Marii Panny). Wobec tego wydarzenia stajemy w milczeniu zadziwieni, ponieważ, według Bartha: Nie jest nam znana żadna konieczność, na podstawie której Słowo musiałoby stać się ciałem. Nic nam też absolutnie nie wiadomo o ludzkiej możliwości, na podstawie której Słowo mogłoby stać się ciałem. Możemy jedynie stwierdzić rzeczywistość: Słowo stało się ciałem. Możemy więc jedynie – i na tym po/ega zadanie wiary – starać się zrozumieć owo „stało się”, zrozumieć to wydarzenie takim właśnie, jakim ono jest [Credo]. Zrozumienie zaś nie polega tutaj na tym, żeby trzeba było koniecznie pojąć, j a k to jest możliwe i jak to się stało, że w osobie Jezusa Chrystusa dokonało się zjednoczenie Boga i człowieka, lecz na tym, że to się stało. Chodzi tu więc o zaakceptowanie własnej bezradności w obliczu mądrości Boga i Jego postanowień. Nie jest to przecież postanowienie człowieka, lecz Boga, i dlatego jawi się nam ono jako nieprzenikniona tajemnica. W tym wydarzeniu Bóg podejmuje działanie i to On, a nie człowiek, jest jego sprawcą, więc Jego czyny mają Bożą, a nie ludzką, logikę i nie muszą przyjmować takiego toku, jaki przyjęłyby w wykonaniu człowieka. Wcielenie nie oznacza wzniesienia człowieka ku Bogu ani jego ubóstwienia, lecz zejście Boga do człowieka, Jego uczłowieczenie. W ujęciu Pawła Chrystus zawsze był w postaci Bożej, ale stał się podobny do ludzi i dał się poznać jako człowiek (Flp. 2:6-7)

We wcieleniu wyraża się całe życie i zbawcze dzieło Chrystusa, Jego narodzenie, śmierć, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie. Jeżeli więc mówimy o tej Bożej decyzji w związku z narodzeniem, to nie dlatego, żeby narodzenie było równoznaczne z wcieleniem, lecz dlatego, że z chwilą przyjścia na świat betlejemskiego Niemowlęcia ujawniła się odwieczna decyzja Boga, który już przed stworzeniem świata wybrał nas w Chrystusie, ponieważ chciał nas wykupić za cenę życia swego Syna (Ef. 1:4n).

Ks. Bogdan Tranda