Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

5 / 1993

W 25-lecie tragicznej śmierci Martina Luthera Kinga

Musimy potędze nienawiści przeciwstawić potęgę miłości, sile fizycznej – siłę ducha” – M. L. King

Był Murzynem. Nie tylko ze względu na kolor skóry, ale także – a może przede wszystkim – przez gotowość zaakceptowania całego bolesnego dziedzictwa, jakie niosła przynależność do tej rasy, i przez utożsamienie się z dolą i nadziejami tej części społeczeństwa amerykańskiego. To nauczyło go miłości.

Był chrześcijaninem i to pozwoliło mu nie zarazić się nienawiścią, chociaż spotykał się z nią na każdym kroku i w końcu sam padł jej ofiarą...

Martin Luther King urodził się w połowie stycznia 1929 roku w Atlancie. Prawdopodobnie przez pomyłkę zapisano go jako Michała, co pozostało w dokumentach aż do otrzymania przez niego pierwszego dowodu tożsamości. Raczej nie ma wątpliwości, że intencją rodziców było obranie mu za patrona ojca Reformacji, lecz w tej przypadkowej zmianie imienia dopatrzeć się można symbolu: archanioł Michał – symbol sprawiedliwości i sądu, prowadzący zastępy niebiańskie do zwycięstwa nad złem.

Wzrastając, w nieźle sytuowanej rodzinie, co docenić można dopiero na tle okoliczności wielkiego kryzysu w Ameryce, młody King bardzo wcześnie zaczął przejawiać wrażliwość na los sąsiadów, którym nie wiodło się tak dobrze. Nie przemawiał do niego wybujały emocjonalizm czarnych wspólnot baptystycznych i dlatego pragnął raczej zostać lekarzem niż, zgodnie z tradycją rodzinną, duchownym. To, że w końcu został pastorem zawdzięczał ojcu, a to, jakim był człowiekiem – już tylko sobie. I starannie dobieranej lekturze.

W wieku 19 lat rozpoczął trzyletnie studia w seminarium w Chester, w stanie Pensylwania. Tytuł doktora filozofii otrzymał na uniwersytecie bostońskim. Wśród myślicieli, którzy wywarli znaczący wpływ na jego formację duchową, był Hegel, ze swym dynamicznym ujmowaniem procesów dziejowych i roli jednostek wyrażających swą postawą „ducha świata”, oraz filozof i teolog baptystyczny Walter Rauschenbusch. Ten ostatni zainspirował Kinga próbą adaptacji społecznej nauki Chrystusa do potrzeb współczesnego świata, zawartą w dziele „Chrześcijaństwo i kryzys światowy”. Wrażliwość Kinga kształtowała się w polemice z poglądami innych teologów protestanckich (w rozprawie doktorskiej zajął się porównaniem koncepcji Boga w teologii Paula Tillicha i Henry Nelsona Wiemana). Znał także prace Reinholda Niebuhra.

Reinhold Niebuhr, profesor etyki społecznej w seminarium duchownym w Nowym Jorku, autor dzieła „Czy cywilizacja potrzebuje religii?”, zainteresował go ze względu na wyczulenie na położenie robotników. Mówił o idealnym, ewangelicznym wzorcu miłości – agape – samopoświęcającej, nie kalkulującej, uniwersalnej. Takiej, w której człowiek kocha bliźniego nie oglądając się na wzajemność. Kreśląc taki wzorzec indywidualny, w sferze społecznej Niebuhr postulował oparcie się na zasadzie sprawiedliwości. Te właśnie inspiracje pobrzmiewają w wystąpieniach murzyńskiego pastora.

Herbert Warren Richardson uznał Kinga za najważniejszego teologa naszych czasów („Martin Luther King – Unsung Theologian”). Nie ze względu na objętość jego dorobku piśmienniczego, ale na twórczy wkład w analizę struktury zła. Nawet jeśli ta opinia wydaje się nieco przesadzona, to nie ma wątpliwości, że autor „Siły miłości” stworzył nie tyle nową teologię, ile wskazał „nowy rodzaj pobożności, nowy typ życia chrześcijańskiego”. Nowy nie ze względu na oryginalne idee, ale raczej akcentowanie, iż bycie chrześcijaninem oznacza przede wszystkim wrażliwość na los drugiego człowieka, przywiązanie do prawdy i gotowość zaangażowania się i poświęcenia w imię tych wartości.

Od czasu gdy został pastorem Dexter Avenue Baptist Church, a także potem, gdy przestał nim być, by oddać się całkowicie walce o prawa Murzynów w Ameryce, King kładł nacisk na cztery zagadnienia: sprawiedliwość społeczną, indywidualną i zbiorową odpowiedzialność człowieka, cenę wolności o niestosowanie przemocy. Ten ostatni postulat wyraża najważniejszą po Ewangelii inspirację Martina – myśl społeczną i sposoby walki Mahatmy Gandhiego: „Mój umysł, świadomie czy podświadomie, kierował się ku Kazaniu na Górze i gandhijskiej metodzie oporu bez przemocy. Te dwie podstawy stały się światłem przewodnim naszego ruchu. Chrystus dał nam ducha i zachętę, Gandhi – metodę”.

„Wszędzie mogę być turystą w Indiach tylko pielgrzymem” – powiedział, gdy w 1959 roku przybył tam na zaproszenie premiera Nehru. Pozostawał pod ogromnym wrażeniem osobowości hinduskiego bojownika o pełnię praw ludzkich i wyzwolenie narodowe Hindusów. Był świadom, że przyjęte przez Mahatmę metody walki – niestosowanie gwałtu wobec przeciwnika, niedopuszczanie do przelewu krwi i cywilne nieposłuszeństwo prawom uznanym za niesprawiedliwe – nie narodziły się w Ameryce, ale był również przekonany, że w jego ojczyźnie trafiają na podatny grunt. Wierzył, że właśnie tu odmowa współdziałania ze złem ma dawną i szlachetną tradycję, zakorzenioną w chrześcijańskim przesłaniu miłości i przebaczenia, będącym integralną częścią kultury Zachodu.

Jako teolog King rozumiał zasadę niesprzeciwiania się złu przemocą nie tylko jako rezygnację z użycia siły fizycznej, ale jako postawę wewnętrzną, stan ducha, nie pozwalający, by zagnieździła się tam nienawiść. Widział w tej zasadzie nie tylko remedium na aktualne problemy społeczności murzyńskiej w USA, lecz także „odpowiedź na większość rozpaczliwych potrzeb ludzkości”.

Odwołując się do przesłania biblijnego miał prawo oczekiwać wsparcia ze strony działaczy religijnych, liczyć na pomoc białych duchownych chrześcijańskich i rabinów. Powojenne dzieje Stanów Zjednoczonych dostarczały licznych przykładów takiej postawy. Z wdzięcznością wspominał jednego z najodważniejszych bojowników o wolność, księdza Freda Shuttleswortha, który wiosną 1956 roku zorganizował w Birmingham Chrześcijański Ruch Ochrony Praw Cywilnych w Alabamie (ACHR). Płacąc więzieniem i ryzykiem śmierci w zamachach bombowych na swoje życie, organizował społeczne nieposłuszeństwo (civil disobedience). Problem był jednak złożony i nierzadko przywódcy innych wspólnot religijnych znajdowali się pod naciskiem wiernych. W czasie słynnego „marszu wolności” z Selmy do Montgomery w 1965 roku wśród tysięcy protestujących było ponad czterystu księży katolickich, sióstr i zakonników. Ale kiedy w rok później księża przyłączyli się do Kinga w pochodzie przez Chicago, posypały się na nich butelki rzucane przez ich własnych parafian. Ludzie obawiali się, że równouprawnienie Murzynów pogorszy ich sytuację materialną.

King, który sam kilkakrotnie stawał się celem brutalnej przemocy, z żalem opisuje duchownych wybierających „znieczulające bezpieczeństwo przyciemnionych szyb”. Znajdowali się wśród nich także przeciwnicy zastosowanych przez niego metod walki. Gdy trzymano go w więzieniu po protestach w Birmingham w kwietniu 1963 roku, ośmiu duchownych różnych wyznań (wśród nich czterech biskupów i jeden rabin) opublikowało list otwarty krytykujący akcje biernego oporu jako działanie wywołujące przemoc drugiej strony i w rezultacie cierpienia niewinnych.

King odpowiedział im z aresztu, pisząc na marginesach gazet i skrawkach papieru. Na zarzut działań bezprawnych replikował, że jednostka, która łamie prawo, uznawszy je w swym sumieniu za niesprawiedliwe, i wyraża gotowość poniesienia za to kary więzienia, aby zaalarmować społeczeństwo o niesprawiedliwości, przejawia w gruncie rzeczy najwyższe poszanowanie prawa. Zarzucającym mu ekstremizm odpowiadał: „W dramatycznej scenerii Góry Kalwarii ukrzyżowano trzech mężczyzn. Nie wolno nam nigdy zapomnieć, że wszystkich trzech ukrzyżowano za tę samą zbrodnię: zbrodnię ekstremizmu. Dwaj byli skrajnie niemoralni i dlatego stoczyli się poniżej poziomu swojego otoczenia. Ten trzeci, Jezus Chrystus, był ekstremistą miłości, prawdy i dobroci, i dlatego wyrósł ponad swoje otoczenie. Być może Południe, naród i świat szalenie potrzebują twórczych ekstremistów...”

W kwietniu 1968 roku Martina Luthera Kinga dosięgła śmiertelna kula zamachowca. Chwilowo triumfowało zło, ale przecież istniał już drążony przez takich jak on „tunel nadziei w ciemnej górze rozczarowania”.

Piotr Stawiński

[Autor, absolwent religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, jest adiunktem w Zakładzie Teorii i Historii Kultury Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie. Zajmuje się historią porównawczą religii.]