Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

1 / 1993

OD REDAKCJI

30 lat minęło od zwołania II Soboru Watykańskiego. Nie chcąc poprzestać na zdawkowym odnotowaniu tego faktu, „Jednota” uznała, że nadarza się okazja, by jubileusz ten wykorzystać twórczo i podjąć skromną próbę odpowiedzi na pytanie, czy i co się zmieniło przez ostatnie trzy dekady w krajobrazie ekumenicznym (światowym i rodzimym), czy przybliżyliśmy się choćby o krok do celu, jakim jest jedność, czy jej wizja stała się wyrazistsza a zwiastowanie Kościołów skuteczniejsze i wiarygodniejsze?
Z prośbą o wypowiedź zwróciliśmy się do trzech osób: ks. prof. LUCASA VISCHERA, teologa ewangelicko-reformowanego ze Szwajcarii, zaangażowanego od lat w światowym ruchu ekumenicznym i dialogach międzykościelnych, oraz do dwojga świeckich teologów i ekumenistów polskich: znanej dobrze Czytelnikom publicystki katolickiej red. HALINY BORTNOWSKIEJ - DĄBROWSKIEJ i red. KAROLA KARSKIEGO, stałego współpracownika „Jednoty” od ponad dwóch dziesięcioleci, znawcy problematyki ekumenicznej, który 16 listopada 1992 r. jako pierwszy Polak i ewangelik habilitował się na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim z ekumenizmu.
Poniżej zamieszczamy ich interesujące wypowiedzi, z tym że artykuł ks. Lucasa Vischera (który ze względu na nawał pracy nie był w stanie napisać w określonym terminie oryginalnego tekstu dla „Jednoty” i przesłał inny swój tekst, który miał już przygotowany do publikacji) ujmuje zagadnienie jedności nie z perspektywy 30-lecia posoborowego, ale w świetle krytycznej analizy Deklaracji Zgromadzenia Ogólnego ŚRK w Canberze pt. „Jedność Kościoła jako koinonia: dar i powołanie”. Ze względu na ograniczoną objętość „Jednoty” musieliśmy w tym obszernym artykule dokonać skrótów i zarazem podzielić go na dwie części. Pierwszą drukujemy poniżej, drugą za miesiąc.
Wszystkie śródtytuły pochodzą od redakcji.

***

Wciąż ponawiane są usiłowania, aby wspólnie opisać jedność, jaką próbujemy urzeczywistniać w ruchu ekumenicznym. Wykonanie tego zadania jest nieodzowne, gdyż warunkiem zbliżenia Kościołów jest jasne sprecyzowanie celu, do jakiego chcą zmierzać.

CO TO JEST JEDNOŚĆ?

Odpowiedź, bynajmniej, nie jest oczywista. Każdy bowiem Kościół, który stoi na gruncie własnej definicji [rozumienia] Kościoła, ma także swoją własną wizję jedności. Aby więc mogło powstać pojęcie jedności wspólne dla wszystkich, musiałaby zostać osiągnięta najpierw daleko idąca zgodność w kwestii istoty i powołania Kościoła.

Powstanie Światowej Rady Kościołów [dalej – ŚRK] niewiele zmieniło w tym względzie, przeciwnie – jeszcze problem zaostrzyło. Z jednej bowiem strony okazało się, że wspólne wyjaśnienie tej kwestii jest sprawą coraz pilniejszą, z drugiej natomiast – że im konkretniej pytano o jedność, tym wyraźniej ujawniały się różnice pomiędzy Kościołami. Nadzieja, że przeszkody zostaną przezwyciężone dzięki entuzjazmowi, jaki zapanował na początku, gdy Kościoły „odkrywały się” wzajemnie – szybko się rozwiała. W dwa lata od założenia ŚRK Komitet Naczelny [w Deklaracji z Toronto: Kościół, Kościoły i Światowa Rada Kościołów, III, 5 – przyp. red.] wyraźnie oświadczył, że w kwestii jedności zgodność nie istnieje. [...]

Dodał wprawdzie: „Cały sens ekumenicznych rozmów polega na tym, że zderzają się w nich różne koncepcje jedności”; czyli że samo stwierdzenie różnic nie oznacza jeszcze ostatniego słowa. Fakt, że podzielone Kościoły zrzeszyły się w ŚRK, pozwala raczej oczekiwać, że różne koncepcje [jedności] stopniowo zaczną się przenikać. Niezależnie bowiem od tego, jak głęboko sięga podział, Kościoły stanowią jedno, zgodnie z artykułem wiary, że „Kościół Chrystusowy według świadectwa Nowego Testamentu jedno jest”. Komitet Naczelny z naciskiem opowiedział się po stronie takiej jedności: „Ruch ekumeniczny zawdzięcza swoje powstanie temu, że chrześcijanie w wielu krajach uświadomili sobie z całą mocą ten artykuł wiary. Teraz jednak stoją przed wewnętrzną sprzecznością: z jednej bowiem strony wiedzą, że istnieje tylko jeden Kościół Chrystusowy, z drugiej zaś – że jest tak wiele Kościołów, które roszczą sobie prawo do uważania się za Kościół Chrystusowy, ale nie praktykują między sobą żywej jedności” [...] (IV, 3).

DIALOG KROKIEM KU JEDNOŚCI ?

Powstaje pytanie, w jakim stopniu dzięki dialogom międzykościelnym odsłoniły się w miarę upływu lat nowe perspektywy [jedności].

Pierwszą próbę odpowiedzi na to pytanie podjęło Zgromadzeni^ Ogólne w New Delhi (1961). Piętnaście lat później, podczas Zgromadzenia Ogólnego w Nairobi (1975), nastąpiła druga próba. Dokument z New Delhi pogłębiono wtedy i rozszerzono. Oba te teksty określają ramy ruchu ekumenicznego. Mówią o jedności jako o darze Bożym i próbują ukazać, jaki kształt może ona przybierać w rzeczywistości historycznej. Wyliczają w szczególności warunki, pod jakimi może dochodzić do wzajemnego uznania się Kościołów. O ile w Deklaracji z New Delhi akcent położono przede wszystkim na „jedność na każdym miejscu”, o tyle w Nairobi ukazano wizję „powszechnej [ogólnoświatowej] wspólnoty koncyliarnej”.

Ważne jest, aby od czasu do czasu badać, na ile te dwa obrazy przystają do obecnych stosunków. Może w wyniku spotkań, dialogów i wspólnych doświadczeń Kościołów ujawniły się jakieś nowe aspekty i perspektywy, które powinny znaleźć wyraz w nowej deklaracji? A może wzajemne stosunki między Kościołami uległy tak głębokiej przemianie, że należałoby sformułować całkiem nowy dokument? Komitet Naczelny ŚRK miał zapewne dobre informacje, skoro zlecił w 1987 roku Komisji ds. Wiary i Ustroju Kościoła opracowanie nowej deklaracji. Z naciskiem zwrócono wtedy uwagę, że należy w niej uwzględnić nowe kierunki rozwoju, jakie zaistniały już po Zgromadzeniu w Nairobi. Chodziło o ujęcie zarówno wyników studiów nad wiarą apostolską, chrztem. Eucharystią, urzędem kościelnym oraz jednością Kościoła i odnową ludzkiej wspólnoty, jak też dorobku koncyliarnego procesu na rzecz sprawiedliwości, pokoju i zachowania stworzenia. Tekst uchwalony podczas Zgromadzenia Ogólnego w Canberze jest owocem prawie czteroletnich studiów i debat. [...]

JEDNOŚĆ – KOINONIA – COMMUNIO

Na czym polegają szczególne cechy tego dokumentu? Najbardziej rzuca się w oczy wyeksponowane już w tytule pojęcie: koinonia albo communio. Jedność zastąpiono konsekwentnie terminem communio. „Jedność Kościoła, do której jesteśmy powołani, jest koinonia...” Użycie pojęcia koinonia nie jest czymś nowym – wymienne stosowanie obu pojęć miało miejsce już wcześniej. W komentarzu do Deklaracji z New Delhi czytamy: „Słowo wspólnota (koinonia) wybrane zostało dlatego, że wyraża, czym Kościół jest naprawdę. Wspólnota jednoznacznie zakłada, że Kościół nie jest wyłącznie instytucją czy organizacją. Jest wspólnotą tych, którzy powołani są przez Ducha Świętego i w chrzcie wyznają, że Chrystus jest Panem i Zbawicielem”. Nigdy dotąd jednak w rozważaniach na temat „jedności, jakiej szukamy”, pojęcie to nie było tak konsekwentnie brane za punkt wyjścia, jak to się stało podczas Zgromadzenia w Canberze. I nie ulega wątpliwości, że dzięki temu osiągnięty został postęp: pojęcie communio lepiej określa nasz cel niż pojęcie jedność; uzmysławia mianowicie podwójną relację: z jednej strony stosunek do Boga i jego darów, z drugiej – do ludzi i całego stworzenia. Jedność budzi węższe skojarzenia: zbytnio sugeruje, że chodzi wyłącznie o zniesienie różnorodności. Koinonia automatycznie akcentuje związek, jaki łączy ludzi w Jezusie Chrystusie. Koinonia jest pojęciem bogatszym i dlatego odpowiedniejszym.

Drugą ważną cechą Deklaracji jest to, że wielokrotnie wskazuje ona na stworzenie. Ta szersza perspektywa widoczna jest już na początku tekstu: „Według Pisma Świętego wolą Bożą jest zgromadzenie całego stworzenia pod panowaniem Jezusa Chrystusa...” Dotychczas tego rodzaju sformułowania rzadko pojawiały się w związku z tematem jedność. [...]

JEDNOŚĆ A RÓŻNORODNOŚĆ

Trzecią cechę Deklaracji stanowi stosunkowo szerokie potraktowanie tematu Jedność i różnorodność. Wspólnota Kościołów nie unieważnia różnorodności, ale wyznacza jej nowe granice. I ten pogląd nie jest nowy. Obydwa Zgromadzenia Ogólne, zarówno to z New Delhi (1961), jak i to z Nairobi (1975), wypowiedziały się podobnie. [...] Jednakże różnica jest widoczna. Podczas gdy dawniej najpierw wzywano do jedności, a dopiero potem zapewniano, że wspólnota nie prowadzi do stłumienia różnorodności, teraz sformułowania uściślono: „Odmienność mająca swoje korzenie w tradycji teologicznej oraz w różnych uwarunkowaniach kulturalnych, etnicznych bądź historycznych, należy do istoty wspólnoty [...]. We wspólnocie różnorodność zostanie sprowadzona do harmonijnej całości jako dar Ducha Świętego, przyczyniający się do bogactwa i pełni Kościoła Bożego”. Pytanie o dopuszczalne granice różnorodności pojawia się dopiero na drugim pianie i – rzecz znamienna – w formie podwójnego przeczenia: „Różnorodność nie jest jednakże nieograniczona – staje się nieuprawniona na przykład wtedy, gdy uniemożliwia wspólne wyznawanie Jezusa Chrystusa jako Boga i Zbawiciela, który jest wczoraj i dziś, ten sam i na wieki (Hebr. 13:8), oraz gdy uniemożliwia przyjmowanie zbawienia i ostatecznego przeznaczenia człowieka zgodnie ze świadectwem Pisma Świętego i zwiastowaniem apostolskiej wspólnoty”.

WSPÓLNOTA I JEJ WSPÓLNE ZADANIE

I wreszcie czwarta cecha. Wypowiedzi na temat istoty wspólnoty, której szukamy, wiążą się w trzeciej części Deklaracji bezpośrednio ze sformułowaniami dotyczącymi zadania, jakie Kościoły mają do spełnienia w ruchu ekumenicznym ze względu na jedność. Poprzednie Zgromadzenia Ogólne również próbowały to określić. Jednakże Zgromadzenie Ogólne w Canberze być może jeszcze dobitniej wykazało, że do celu, jakim jest jedność, można dojść tylko wtedy, gdy przejdzie się przez etapy pośrednie [...], na przykład przez wzajemne uznanie chrztu.

Jak można ocenić tę Deklarację? Czy przynosi ona konkretny pożytek? Czy jej sformułowania idą dalej niż poprzednich Zgromadzeń Ogólnych? Przy bliższym zapoznaniu się z tekstem nasuwa się szereg wątpliwości. Wymienimy niektóre z nich. [...]

JEDNOŚĆ NIEJEDNĄ MA TWARZ

Każda próba zarysowania celu, jakim jest jedność, musi zasadzać się na świadectwie Pisma i na zwiastowaniu apostolskiej wspólnoty. Zarazem jednak musi szukać odpowiedzi na pytanie, do jakiego świadectwa jedności jest dziś powołany Kościół. Jedność nie ma takiego samego oblicza w każdym czasie. Oczywiście, podstawa, z której wyrasta, jest zawsze ta sama przez wszystkie wieki. Jednakże kształt jedności zależy od uwarunkowań danego czasu. Jak Deklaracja traktuje tę drugą kwestię? W jakiej mierze zajmuje się, na przykład, perspektywami i założeniami koncyliarnego procesu na rzecz sprawiedliwości, pokoju i zachowania stworzenia?

Odpowiedź brzmi: autorów tekstu sprawa ta nie obchodzi. Mówi się wprawdzie o powołaniu Kościoła do pojednania i uświęcenia [...], o obowiązku pracy dla sprawiedliwości, pokoju i zachowania stworzenia, ale nie oznacza to jeszcze sięgnięcia do wątku stanowiącego sedno procesu koncyliarnego. Wezwanie Kościołów do zjednoczenia się ponad podziałami w imię wspólnego dawania świadectwa o sprawiedliwości, pokoju i zachowaniu stworzenia, wynika z przekonania, że ludzkość znajduje się w stanie poważnego kryzysu. W ostatnich stuleciach, głównie zaś dziesięcioleciach, doprowadziła ona do sytuacji, w której zagrożony jest jej dalszy byt. [...]

... Kryzys jest potężnym wyzwaniem właśnie dla Kościołów. Muszą one uporać się z faktem, że w sytuacji zagrożenia wspólnota zostaje odrzucona. W świecie, który wydaje się rozpadać, solidarność staje się dla ludzi coraz mniej oczywista i w miarę jak narasta zagrożenie, na pierwszy plan wysuwa się ich własny interes. Ratuj się kto może! Co więcej – umiejętność ratowania się zostaje podniesiona do rangi naturalnej, a być może nawet moralnej cnoty rozwagi. Już teraz jesteśmy świadkami pierwszych oznak takiego rozpadu.

ZNAK SPRZECIWU

Zadanie Kościołów musi polegać na tym, by wobec tej tendencji stać się znakiem sprzeciwu, miejscem, w którym wspólnota będzie żywa, a solidarność podtrzymana. Ale nie łudźmy się: Kościoły same ulegają tej ogólnej tendencji, a solidarność nawet w obrębie ich samych nie jest czymś oczywistym.

Koncyliarny ruch na rzecz sprawiedliwości, pokoju i zachowania stworzenia starał się w ostatnich latach nadać nowy wyraz tej walce o wspólnotę podzielonych chrześcijan. Najgłębszy sens procesu koncyliarnego polegał i polega na tym, żeby Kościół trwał jako znak miłości i solidarności. [...]

Deklaracja z Canberry niemal nie zauważa tych myśli i wysiłków. Żadne z jej sformułowań nie wskazuje na to, że zaostrzenie sytuacji zostało chociażby zauważone. [...] Tekst nie zdradza przerażenia faktem, że wspólnota Kościołów, mimo „pewnej dozy jedności, jaka między nimi istnieje”, zagrożona jest od wewnątrz. Jak się wydaje, jedynym zmartwieniem jest, że koncyliarny proces mógłby zaszkodzić sakramentalnej wspólnocie Kościoła. [...]

Czy zatem Zgromadzenie Ogólne z Canberry nie mogło było dać wyraźnie do zrozumienia, że misyjnym zadaniem Kościoła jest znak sprzeciwu, robienie wyłomów w istniejących murach, nie zaś dopuszczanie do wznoszenia nowych? [...]

MIARKA DO MIARKI CZY ODNOWA?

... W tekście w ogóle nie mówi się o konieczności pokuty i nawrócenia. Dochodzi do głosu raczej wyobrażenie, że drogą od dzisiejszego podziału do przyszłej wspólnoty miałby być rozwój „ilościowy”. Pewna „miara” jedności już istnieje i może być stopniowo zwiększana dzięki dialogom, wspólnie zdobywanym doświadczeniom, wspólnym rozstrzygnięciom i praktycznym działaniom, aż w końcu wszystkie Kościoły będą zdolne uznać w innych „jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół w całej jego pełni”. Zadanie polega na tym, aby „z doświadczeń wspólnoty w jej dotychczasowym wymiarze wyciągnąć konsekwencje przydatne do jej pogłębienia”.

Czy jednak to „ilościowe” spojrzenie na wspólnotę odpowiada rzeczywistym warunkom? Czy jedność faktycznie nastąpi, gdy dodawać będziemy miarkę do miarki, aż naczynie się napełni? Czy nie należy daleko bardziej liczyć się z tym, że jedność może stać się rzeczywistością wyłącznie dzięki temu (o ile w ogóle), że wszystkie Kościoły przejdą proces odnowy? Czy zatem nie należy liczyć się z nieuniknionymi rozłamami po drodze?

Pytania te stają się tym bardziej palące, że w obliczu dzisiejszej sytuacji wszystkie Kościoły muszą zastanowić się, jak dalece wiarygodne było w poprzednich dziesięcioleciach, i jest nadal, ich świadectwo. Wszak wszystkie Kościoły są jakoś uwikłane w proces rozwoju, który doprowadził do dzisiejszej sytuacji. Wszystkie zredukowały radykalizm Ewangelii i przyczyniły się do „cywilizacji śmierci” dzisiejszego świata. Deklaracja wywołuje wrażenie, jak gdyby samo „świadectwo Kościoła składane przed światem w zwiastowaniu [dosł. – w nabożeństwie] i służbie” zasadniczo pozostało nietknięte, zaś szkodę wyrządziły mu wyłącznie fatalne podziały. Grzech Kościołów sprowadza się zatem do tego, że „zadowalają się koegzystencją w podziale”. W rzeczywistości jednak Kościoły – w konfrontacji z dzisiejszą sytuacją – w coraz większym stopniu odkrywają, że istotne elementy świadectwa zostały uszczuplone. Miejsce wolności, która miała służyć życiu, zajął wrogi życiu rozwój. Sposób składania świadectwa i sposób życia sprawiły, że Kościoły są współwinne skutków, które dziś stanowią zagrożenie dla przetrwania ludzkości. Wiarygodność chrześcijańskiego – a przede wszystkim kościelnego – świadectwa jest również, niezależnie od podziałów, bardzo głęboko okaleczona.

DROGA DO WSPÓLNOTY PROWADZI PRZEZ NAWRÓCENIE

Nie osiągnie się wspólnoty nie zapłaciwszy tej ceny. Koncyliarny proces niedwuznacznie to ujawnił. Do nawrócenia nawoływały zarówno Europejskie Zgromadzenie Ekumeniczne w Bazylei, jak i konwokacja w Seulu. [...] Deklaracja z Canberry nie odwołuje się jednak do tego aspektu. Wypowiedzi z Bazylei i Seulu widocznie należą do innego zakresu ruchu ekumenicznego. [...]

KOŚCIÓŁ I „PEWNA ILOŚĆ” KOŚCIOŁA

Wyobrażenie dotyczące „ilościowego” aspektu jedności ma swoje źródło w tradycji Kościoła rzymskokatolickiego. Dekret o ekumenizmie mówi, że między Kościołem rzymskokatolickim a pozostałymi Kościołami albo wspólnotami eklezjalnymi już istnieje „pewna jedność” (quaedam unitas). Ten sposób mówienia jest w tym kontekście trafny: kto wychodzi z założenia, że jednym Kościołem Jezusa Chrystusa jest Kościół rzymskokatolicki, ten może głosić tezę, że inne Kościoły, w zależności od ich nauki i struktury, reprezentują sobą „pewną ilość” Kościoła. Miarą jest Kościół rzymskokatolicki, zaś pozostałe Kościoły partycypują w jedności w tym stopniu, w jakim się do niego zbliżają. Ten sposób mówienia staje się jednak problematyczny, jeżeli stosujemy go w ruchu ekumenicznym, gdyż niemal nieuchronnie prowadzi do wyobrażenia, że jedność osiągnie się na drodze stopniowego zwiększania jej „potencjału”. Deklaracja zakłada, że kiedyś nadejdzie chwila, gdy każdy Kościół będzie mógł uznać we wszystkich innych „jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół w całej jego pełni”. Przesłanką do takiego mniemania jest pewność, że własny Kościół już teraz reprezentuje tę pełnię bądź też, że będzie ją reprezentował w przyszłości. Cóż jednak, jeśli Duch Święty właśnie w tym względzie zasiewa nam w sercu wątpliwości? Cóż, jeśli z bólem uświadomimy sobie, w jak niewielkim tylko stopniu zarówno nasz własny, jak i inne Kościoły przedstawiają sobą tę pełnię na tym świecie? Wyobrażenie, że mogłaby nadejść chwila, gdy wszystkie Kościoły, które odkryły w sobie pełnię, odkryją ją również w innych, ma w sobie coś przerażającego: byłaby to wspólnota Kościołów, które już są doskonałe. Może więc podstawą wspólnoty mogłaby raczej stać się pewność, że Bóg nie opuszcza swoich Kościołów w całej ich niedoskonałości – ta właśnie pewność oraz wspólne zmagania o to, by Bóg dał, aby w niedoskonałych Kościołach zabłysła choćby maleńka cząstka pełni jednego Kościoła?

Ks. Lucas Vischer
tłum. Wanda Mlicka