Drukuj

Nr 9-10 / 1989

Co to jest poradnictwo pastoralne, nazywane też często pastorskim lub duszpasterskim, a w anglojęzycznej literaturze przedmiotu określane jako „pastoral counceling”? Jedną z najlepszych definicji podaje John Patton, znany autor prac z tej dziedziny. Według niego poradnictwo pastoralne jest specyficznym typem opieki duszpasterskiej. Zajmujących się poradnictwem można podzielić na tych, dla których jest ono jednym z wielu zajęć wchodzących w zakres opieki pastorskiej, oraz na tych, dla których stanowi ono podstawową formę ich pracy duszpasterskiej. Tych drugich umownie można nazwać specjalistami. W praktyce oznacza to, że taki specjalista jest zatrudniony w parafialnym ośrodku poradnictwa i jako duchowny całkowicie skupia się na tym rodzaju działania. Oczywiście takie rozróżnianie jest możliwe na gruncie amerykańskim, gdzie Kościoły protestanckie mają tysiące duchownych i miliony wiernych. Pełnienie przez osobę duchowną roli doradcy czy terapeuty nie jest jakimś novum, charakterystycznym wyłącznie dla naszych czasów. W dalekiej przeszłości, jeszcze w kulturach pogańskich, np. osoba szamana łączyła funkcje kapłana i uzdrowiciela. Do niego przychodzili ludzie po pomoc i radę w kłopotach i problemach, u niego szukali też pomocy medycznej i psychoterapeutycznej. Jednak w miarę upływu czasu role kapłana i uzdrowiciela coraz wyraźniej się rozdzielały: z jednej strony ukształtowało się profesjonalne kapłaństwo, z drugiej – profesjonalna medycyna i psychologia.

Można sądzić, że tak w przeszłości, jak i obecnie część duchownych akceptuje taki rozdział i odczuwa raczej ulgę, że nie musi się bezpośrednio angażować w pomoc ludziom, którzy rozpaczliwie próbują rozwiązać swoje zagmatwane problemy osobiste lub szukają pomocy w cierpieniu fizycznym i psychicznym. Są jednak i tacy duchowni, którzy próbowali i próbują w takich sytuacjach nieść pomoc, lecz mają wiele wątpliwości, czy posiadają potrzebną wiedzę i niezbędne kwalifikacje, czy działają we właściwy sposób, czy swoim postępowaniem nie przynoszą więcej szkody niż pożytku, zwłaszcza że istnieje cała armia ludzi – psychologów, psychiatrów, specjalistów w zakresie medycyny psychosomatycznej, asystentów społecznych, konsultantów w zakresie poradnictwa małżeńskiego, przedmałżeńskiego, rodzinnego, terapeutów reprezentujących wszelkie możliwe szkoły psychoterapeutyczne – którzy taką specjalistyczną pomoc oferują. Ponadto na Zachodzie, a szczególnie w Stanach Zjednoczonych, księgarnie są pełne książek o tym, jak łatwo zmienić siebie samego, jak prowadzić życie pełne sukcesów, jakie strategie stosować, aby sukcesy odnosić, jakie istotne znaczenie w rozwoju człowieka ma na przykład tzw. pozytywne myślenie.

Jak w konfrontacji z tym wszystkim wypada przeciętny duchowny? Jakie jest jego fachowe przygotowanie do pełnienia roli specjalisty w zakresie poradnictwa? Jaka jest jego motywacja do pełnienia takiej roli, a tym samym do przyjęcia nowych odpowiedzialnych obowiązków, których i tak, w swoim odczuciu, ma on nadmiar?

Przy wszystkich wątpliwościach nie wolno zapominać o niezwykle istotnym fakcie, mianowicie o tym, że wielu ludzi, a w niektórych społecznościach zdecydowana większość, kieruje swoje pierwsze kroki po pomoc nie do specjalisty, ale właśnie do duchownego. Dzieje się tak dlatego, że nie jest on kimś obcym lecz znanym, dostępnym, że jest osobą o określonym światopoglądzie i systemie wartości, że posiada autorytet. Członek zboru, który znalazł się w kryzysowej sytuacji lub ma jakiś ważny problem, może odczuwać wątpliwości, czy jego .sprawa rzeczywiście kwalifikuje się do psychiatry, psychologa lub internisty, czy też wszystko jest w porządku, a tylko on sam przywiązuje zbyt dużą wagę do tego, co go trapi, lub do tego, co mu się przydarzyło. Jego duszpasterz może te wątpliwości rozwiać. Nie bez znaczenia jest również fakt, że duchowny nie pobiera żadnych opłat za świadczoną pomoc. Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę, że w krajach zachodnich, szczególnie w Stanach Zjednoczonych 50-minutowe spotkanie z psychologiem czy psychiatrą kosztuje ponad 100 dolarów, a spotkań takich trzeba wiele, aby skutecznie rozwiązać dany problem psychologiczny.

Innym niezmiernie ważnym atutem duchownego jest to, że może on inicjować kontakt z osobą, która przeżywa kryzys lub ma poważne problemy. Jego systematyczne spotkania z członkami zboru, wizyty domowe, znajomość środowiska parafialnego – wszystko to pozwala mu na orientację w sytuacjach kryzysowych, w jakich mogą znajdować się jego parafianie.

Wreszcie bardzo istotnym czynnikiem jest fakt, że ludzie często przerywają kontakt z terapeutami, psychologami czy też instytucjami, w których otrzymywali pomoc, natomiast pozostają w łączności ze swoim pastorem lub zborem. Jest to bowiem niekiedy jedyne środowisko, gdzie znajdują ukojenie i więź z innymi ludźmi. Dotyczy to przede wszystkim chorych psychicznie, narkomanów i ofiar choroby alkoholowej.

Jak z tego wszystkiego wynika, duchowny zajmuje wyjątkową pozycję, dzięki której w sposób zupełnie naturalny może do niego zgłosić się poszukujący pomocy, a i on, jako duszpasterz, w sposób równie naturalny może wychodzić z inicjatywą nawiązania kontaktu z osobą znajdującą się w sytuacji kryzysowej. Jest to dlatego tak ważne, że wiele szkół psychoterapeutycznych oraz instytucji oferujących pomoc psychoterapeutyczną stoi na stanowisku, że to pacjent albo tzw. klient zgłasza się sam i inicjuje pierwsze spotkanie. Dany ośrodek lub instytucja mogą zamieścić informację o tym, że udzielają specjalistycznej pomocy, ale personel nie będzie chodził po domach w poszukiwaniu swoich przyszłych podopiecznych.

Zupełnie inaczej przedstawia się ta sprawa w modelu poradnictwa pastoralnego. To właśnie duchowny jest (lub powinien być) tym, który zostawia pozostałe owce i idzie na poszukiwanie tej jednej zagubionej. Człowiekowi, który przeżywa kryzys lub znajduje się w skomplikowanej sytuacji psychologicznej, jest niezwykle trudno samemu „wyjść” ze swoim problemem, otworzyć się przed drugim człowiekiem. Ta trudność spowodowana jest wstydem, lękiem, nieśmiałością, poczuciem odrzucenia lub brakiem nadziei na zmianę sytuacji. Dlatego z wdzięcznością przyjmuję inicjatywę ze strony swego duszpasterza.

W tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę, że pojęcie duszpasterstwa uległo i nadal ulega ewolucji. W przeszłości rozumiano je jako przede wszystkim zwiastowanie. Nie jestem teologiem, ale wydaje mi się, że obecnie zakres tego pojęcia znacznie się rozszerzył. Na przykład teolog niemiecki Otto Handler traktuje je jako „lebenshilfe” – pomoc w życiu. Duszpasterz jest zatem tym, który tę pomoc niesie.

W ostatnich czasach zmienia się też etos duchownego. Mogliśmy ilustrację tego zobaczyć np. w filmie „Tragedia Posejdona”. Bohaterem jest pastor, który swoim zdecydowaniem, siłą fizyczną i duchową ratuje grupę ludzi, którzy znaleźli się w sytuacji beznadziejnej. Jest kompetentny w tym co robi, działa w sposób pewny, aktywnie szuka sposobu wyjścia z rozpaczliwej sytuacji. Być kompetentnym w jakiejś dziedzinie to znaczy, po pierwsze, posiadać wiedzę dotyczącą danego zagadnienia, a po drugie –: mieć praktyczne umiejętności w tym zakresie. W chwili obecnej na całym świecie, a szczególnie w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej, we wszystkich seminariach i akademiach teologicznych prowadzone jest nauczanie poradnictwa pastoralnego. Przedmiot ten cieszy się wielkim powodzeniem wśród studentów teologii i duchownych. Chciałbym jednak podkreślić, że to zainteresowanie dotyczy poradnictwa pastoralnego, a nie jego wyrywkowych elementów, okazjonalnie wykładanych w niektórych seminariach w ramach tzw. teologii praktycznej.

Jak doszło do powstania „pastoral counceling”?

Otóż od dawien dawna ze względu na pozycję społeczną i autorytet duchownych ludzie zwracali się do nich o radę w ważnych i trudnych sprawach życiowych. Niestety, dość często spotykali się ze strofowaniem i moralizatorstwem. W konsekwencji – nie otrzymując oczekiwanej pomocy w Kościele – szukali jej gdzie indziej. W latach 1925-1930 pojawiła się w Stanach Zjednoczonych tendencja, aby takie złe praktyki przełamać i lepiej przystosować duszpasterstwo do warunków życia człowieka współczesnego. W 1925 r. Anthony Boisen wraz ze studentami teologii rozpoczął w szpitalu w Worcester specjalny program nazwany przez niego Klinicznym Szkoleniem Pastorskim (Clinical Pastorał Training). W wyniku szkolenia, fachowo przygotowani duchowni zaczęli pojawiać się w szpitalach internistycznych i psychiatrycznych, aby nieść pomoc i wsparcie chorym. Obecnie w Ameryce we wszystkich szpitalach, różnego typu domach opieki, w domach dla ludzi w podeszłym wieku spotykamy fachowo przygotowanych duchownych i studentów teologii, którzy pełnią rolę doradców i terapeutów.

A jak w naszej polskiej społeczności protestanckiej przedstawia się zagadnienie poradnictwa pastoralnego? Część duchownych ewangelickich posiada zapewne jakąś wiedzę z zakresu psychologii i poradnictwa, ale zdecydowana większość nie jest przygotowana do tego, aby skutecznie nieść pomoc ludziom, którzy zgłaszają się z problemami małżeńskimi i rodzinnymi, z problemem alkoholowym, narkomanią, depresjami, z myślami samobójczymi, nerwicami, z prośbą o pomoc w podejmowaniu ważnych życiowych decyzji. Wielu z tych, którzy chcieliby się zająć poradnictwem pastoralnym, żywi obawy, czy nie jest to zadanie ponad ich siły. Wszak nie posiadają oni żadnych kwalifikacji na terapeutę, nie mają doktoratów z psychologii, nie są lekarzami... Istnieje jednak wiele dowodów na to, że osoby różnych zawodów, z różnym wykształceniem mogą być doskonałymi terapeutami i odnosić spore sukcesy. To, czy jest się dobrym doradcą i terapeutą, zależy od wielu czynników, i tylko jednym z nich jest fachowe przygotowanie. Z własnej praktyki psychoterapeutycznej wiem, że osoby mające formalne przygotowanie w zakresie psychoterapii mogą wykonywać swoje zadania zawodowe przeciętnie, a nawet z wielkimi trudnościami, podczas gdy ludzie spoza „branży”, po odpowiednim przygotowaniu, stają się świetnymi terapeutami.

W tym miejscu chciałbym zrobić następującą uwagę. Wielu duchownych pomaga swoim parafianom, gdy ci znajdują się w trudnych czy kryzysowych sytuacjach psychologicznych i w wielu wypadkach pomoc ta zapewne przynosi rezultaty. Sądzę jednak, ,że byłaby ona skuteczniejsza, gdyby duchowny miał fachowe, psychologiczne przygotowanie w zakresie poradnictwa pastoralnego.

Poradnictwo pastoralne spotykało się na początku z zarzutem, że w zbyt wielkiej mierze kieruje się wiedzą psychologiczną, ludzką, a za mało polega na Piśmie świętym. Zazwyczaj zarzuty te były wysuwane przez najbardziej konserwatywne i fundamentalistyczne kręgi społeczności parafialnych lub wydziałów teologicznych. Oczywiście, każda przesada jest szkodliwa. Duchowny, który w kontaktach z ludźmi wszędzie dopatruje się patologii, posługuje się żargonem psychologicznym i wykazuje stałą i niezłomną gotowość do naprawiania wszystkich i wszystkiego – to nieporozumienie. Ale takim samym nieporozumieniem, tyle że o bardziej negatywnych skutkach, jest to, iż duchowny nie dostrzega konfliktów międzyludzkich, poważnych problemów w rodzinach swoich parafian, a nawet patologii, gdyż nie jest do tego przygotowany, a gdy ktoś zwraca się” do niego po poradę lub pomoc, ma natychmiast gotową odpowiedź. Jednocześnie zdarza się (niestety, bardzo często), że duchowny jest absolutnie przekonany, iż z samego faktu bycia duchownym wynika już umiejętność rozwiązywania ludzkich problemów.

Chcę z naciskiem zaznaczyć, że poradnictwo pastoralne nie jest konkurencją dla zwiastowania pociechy religijnej, a kontakt terapeutyczny dla modlitwy. Wręcz przeciwnie, znajomość poradnictwa pastoralnego i umiejętność jego stosowania to wielka szansa dla duchownego, szansa, która zwiastowanie może uczynić pełniejszym, nadać mu konkretny wymiar i być jego żywą ilustracją. Nie jest celem niniejszego szkicu przedstawienie zasad psychologicznych i psychoterapeutycznych, jakie leżą u podstaw poradnictwa pastoralnego. Są one zresztą takie same, jak w każdym działaniu psychoterapeutycznym. Poradnictwo pastoralne nie posługuje się jakimiś specyficznymi, wytworzonymi przez siebie technikami prowadzenia terapii. Ktoś może postawić pytanie, czy modlitwa nie byłaby, na przykład, takim specyficznym narzędziem terapeutycznym w procesie poradnictwa pastoralnego? Otóż uważam, że nie. Modlitwa jest modlitwą, a nie techniką czy też narzędziem terapeutycznym. Skoro jednak osobą udzielającą pomocy jest duchowny, to modlitwa po zakończeniu sesji lub po ostatnim kończącym kontakt terapeutyczny spotkaniu będzie czymś naturalnym, przy czym wydaje się, iż inicjatywa wspólnej modlitwy powinna raczej należeć do osoby przychodzącej po poradę pastoralną niż do duchownego, który prowadzi poradnictwo. Chciałbym w tym miejscu szczególnie podkreślić, że sesje poradnictwa pastoralnego nie mają na celu jednoosobowej ewangelizacji. Są one spotkaniami, podczas których udzielający pomocy podejmuje określone działania mające na celu:

  1. określenie problemu, z jakim przychodzi po poradę dany człowiek,
  2. klasyfikację tego problemu,
  3. interwencję terapeutyczną,
  4. zakończenie cyklu porad, a tym samym kontaktu terapeutycznego.

Należy dokonać wyraźnego rozróżnienia pomiędzy poradnictwem pastoralnym, a uzdrawianiem. Otóż, z grubsza biorąc, na to drugie składa się szereg działań o charakterze liturgicznym, podejmowanych przez duchownego (lub grupę osób) w stosunku do kogoś, kto cierpi fizycznie, a jego dolegliwości są objawem lub konsekwencją określonego schorzenia. W Stanach Zjednoczonych w wielu kościołach prowadzone są specjalne, kameralne nabożeństwa, podczas których duchowni z udziałem specjalnych grup modlitewnych modlą się w intencji obecnej wśród nich osoby, cierpiącej z powodu przewlekłej lub nieuleczalnej choroby. W czasie takich nabożeństw często używane są (także w kościołach protestanckich) specjalne oleje i kadzidła oraz wytwarzany jest specyficzny nastrój. Spotkania takie mają także miejsce w domu chorego. Jak więc widzimy, poradnictwo pastoralne jest czymś odmiennym od uzdrawiania zarówno w swych założeniach, jak i w działaniach.

Na zakończenie jeszcze kilka uwag o naszych polskich realiach. Jak już powiedziano na wstępie, poradnictwo pastoralne jest dziś w świecie jednym z typowych działań duchownego, a w Ameryce tysiące księży różnych wyznań uczyniło z niego główny element swej pracy duszpasterskiej. My w Polsce mamy za mało duchownych i nasza społeczność ewangelicka nie jest tak liczna, aby stworzyć podobne proporcje. Jednak absolutny brak zorganizowanego, profesjonalnego i systematycznego poradnictwa pastoralnego jest wielkim błędem, którego konsekwencje już teraz są widoczne w życiu naszych Kościołów.

Takiego błędu nie popełnia Kościół rzymskokatolicki, który w dziedzinie poradnictwa pastoralnego wyraźnie nas wyprzedza. Od kilku, a nawet kilkunastu lat jest on szczególnie zaangażowany w walkę z patologią społeczną. W ośrodkach kościelnych coraz częściej spotyka się księży o fachowym przygotowaniu w zakresie poradnictwa duszpasterskiego, dzięki czemu mogą oni nieść efektywną pomoc tym, którzy się po nią zwracają.

Ostatnio wszakże zostały zrobione pierwsze kroki w dziedzinie popularyzacji poradnictwa pastoralnego w naszych środowiskach wyznaniowych. Otóż w zborze warszawskim Kościoła Metodystycznego działa Ośrodek Pomocy Psychologicznej, w Seminarium im. Jana Łaskiego jest wykładany przedmiot „poradnictwo pastoralne”, a niedawno w stołecznej parafii Kościoła Ewangelicko-Reformowanego odbyło się jednodniowe seminarium na ten temat, w którym licznie uczestniczyli pastorzy i studenci teologii z kilku Kościołów ewangelickich (zob. „Jednota” 1989, nr 7, s. 24 – red.). Wydaje mi się, że jest sprawą niezwykle ważną szybkie powołanie do życia Ekumenicznego Ośrodka Poradnictwa Pastoralnego, w którym duchowni, studenci teologii, nauczyciele szkół niedzielnych itp. mogliby podjąć systematyczne studia w tej dziedzinie. Jednocześnie ośrodek taki mógłby się stać miejscem, gdzie wszystkim potrzebującym zapewniono by kontakt z fachowo przygotowanymi do pełnienia takich funkcji duchownymi.