Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 5-6 / 1989

W sprawie mniejszości

W Polsce żyją z nami Ukraińcy i Białorusini, mniejsze grupy Litwinów, Żydów, Słowaków, Niemców, Czechów, Ormian, Tatarów, prawosławni i grekokatolicy oraz chrześcijanie wywodzący się z Reformacji. To nasza niezwykle ważna i piękna spuścizna po dawnej Rzeczypospolitej wielu narodów. W momencie budzenia się znów nadziei narodowych powinniśmy odrodzić tradycje tolerancji i szacunku w imię wspólnej przeszłości, ale i przyszłości.

Ci ludzie, którzy żyją wśród nas, Polaków, najczęściej z dziada pradziada, dźwigają takie same ciężary. Mają podobne do naszych lęki i nadzieje. Z tym tylko, że im dochodzą specyficzne zmartwienia: o zachowanie w polskim otoczeniu własnej tożsamości religijnej i narodowej, o swoją kulturę, szkoły i świątynie. O swoją godność bez „przebierania się” za Polaków, o wychowanie dla własnej nacji i kościołów swoich dzieci.

Pamiętajmy o tych naszych bliźnich i współobywatelach szczególnie w obecnej kampanii wyborczej. Nawet w najbardziej zaciętych jej zapasach. Znajdźmy i uszanujmy miejsca tej kampanii, w których mogliby oni wziąć godnie należny im udział. To nasz obowiązek ludzki, moralny, tak dobitnie przypomniany ostatnio światu specjalnym słowem Ojca świętego o praktycznym poszanowaniu dla mniejszości narodowych. To również nasz obowiązek polityczny, czysto polski; mamy miliony rodaków, po części za naszymi obecnymi granicami, którzy żyją na prawach mniejszości, i dla których domagamy się przecież poszanowania ich tożsamości i godziwych warunków publicznego życia.

Było w naszej wspólnej historii wiele konfliktów i wzajemnych krzywd. Żyją one, niestety, i do dzisiaj. Nie pozwólmy jednak, by wzięły te uczucia i „racje” górę nad pojednaniem – w tak ważnej chwili. Nie pozwólmy też nikomu na tym grać!

W Polsce nie ma okręgu bez mniej czy bardziej licznych współobywateli innej narodowości czy wiary. Nasi kandydaci powinni poświęcić im oraz ich sprawom należną uwagę. I to nie tylko w kandydackich obiecankach, lecz i w waszej późniejszej pracy!

Będzie jednym z ważniejszych sprawdzianów rzeczywistych kwalifikacji naszych senatorów i posłów – umiejętne, uczciwe i ludzkie zapoczątkowanie w Polsce okresu zamykania rachunków wzajemnych win i krzywd i otwierania okresu nowego, na miarę wymogów bliskiego III Tysiąclecia po Chrystusie, godziwego współżycia nad Wisłą obywateli wszelkich narodowości, kultur i wiar.

[Za „Gazetą Wyborczą” nr 6 z 15 V 1989]

Zamieszczony wyżej list Lecha Wałęsy w sprawie mniejszości narodowych i wyznaniowych w Polsce wymaga kilku słów komentarza.

Doceniając fakt, że „Solidarność” nie pokrywa milczeniem istnienia takich mniejszości, a przeciwnie – akcentuje ich obecność i widzi w nich „niezwykle ważną i piękną spuściznę po dawnej Rzeczypospolitej wielu narodów” (dodajmy: i wyznań), dostrzegając także najlepsze intencje Lecha Wałęsy, autora listu, który „jeden z ważniejszych sprawdzianów rzeczywistych kwalifikacji naszych senatorów i posłów” upatruje w ich działaniach parlamentarnych na rzecz mniejszości – nie sposób przejść do porządku nad ujawnionym w tym liście sposobem myślenia, tak zresztą charakterystycznym dla większości społeczeństwa. Chodzi mianowicie o utożsamianie wyznania z narodowością.

Nie jest prawdą, że zakresy te – tzn. narodowość i wyznanie – pokrywają się ze sobą. Prawdą jest natomiast, że wśród Polaków są chrześcijanie różnych wyznań: katolicy (w ogromnej większości), ewangelicy, prawosławni i in., a także wyznawcy innych religii, np. żydzi czy mahometanie. Prawdą jest również i to, że mamy w Polsce do czynienia zarówno np. z Białorusinami czy Ukraińcami wyznania prawosławnego i grekokatolickiego, jak też z Białorusinami i Ukraińcami wyznania rzymskokatolickiego, z Niemcami, Czechami czy Słowakami, których część stanowią ewangelicy, część zaś katolicy i inni.

Ma rację Lech Wałęsa, że chodzi o to, by ludzie ci, będąc obywatelami polskimi różnych narodowości nie musieli „przebierać się” za Polaków po to, by mieć te same prawa w kraju, który jest ich ojczyzną. Chodzi jednak także o to, by obywateli polskich polskiej narodowości, ale innego niż rzymskokatolickie wyznania, „nie przebierać” za Czechów, Niemców, Litwinów czy Ukraińców.

Wielkim zadaniem „Solidarności” powinno być wykorzenianie różnych stereotypów w działaniu i w myśleniu, a wśród nich także tego bolesnego dla polskich innowierców stereotypu ,,Polak=katolik”.

Tyle komentarza krytycznego. Zakończmy go pozytywnie, cytując Lecha Wałęsę:

„Było w naszej wspólnej historii wiele konfliktów i wzajemnych krzywd. Żyją one niestety i do dzisiaj. Nie pozwólmy jednak, by wzięły te uczucia i »racje« górę nad pojednaniem – w tak ważnej chwili. Nie pozwólmy też nikomu na tym grać!”

Tak, nie pozwólmy na tym nikomu grać ani wygrywać jednych przeciwko drugim. To nasza wspólna sprawa. Polska sprawa.

REDAKCJA

Z OSTATNIEJ CHWILI:

Już po zakończeniu pracy nad tym numerem „Jednoty” ukazał się 20 nr (z 6 VI br.) „Gazety Wyborczej”, a w nim następujący materiał, który przedrukowujemy w całości za zgodą Redakcji.

WSPÓLNE LĘKI I NADZIEJE

Wśród czterdziestotysięcznej społeczności ewangelickiej Śląska Cieszyńskiego niewielu jest działaczy „Solidarności”. Dominuje rezerwa wobec Związku, który uważany jest za ultrakatolicki. Najwięcej zastrzeżeń budzi łączenie manifestacji „Solidarności” z uroczystościami religijnymi.

Wiele dyskusji wywołał też list Lecha Wałęsy w sprawie mniejszości narodowych. Nikt autorom listu nie odmawia dobrej woli. Znalazły się w nim jednak sformułowania budzące żal i sprzeciw ewangelików. Chodzi przede wszystkim o słowa: „Ci ludzie, którzy żyją wśród nas, Polaków...” Gdyby list dotyczył tylko mniejszości narodowych, wszystko byłoby w porządku. Ale przecież ewangelicy są Polakami i trudno się dziwić, że takie niezręczności interpretowane są jako przejaw trwania, także w świadomości członków „Solidarności”, stereotypu Polak = katolik.

Czytamy dalej: „...mają podobne do naszych lęki i nadzieje”. Nie ma tymczasem problemów „naszych” i „ich” – problemy są wspólne. Ewangelicy przyznali, że z całości listu da się wyczytać ducha tolerancji, a także, że są bardzo wrażliwi na punkcie swej tożsamości wyznaniowej i narodowej. Okazją do wyjaśnienia tych problemów stało się spotkanie zorganizowane w Bielsku-Białej przez Polskie Towarzystwo Ewangelickie. Zaproszono kandydatów Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” do Sejmu: Grażynę Staniszewską i Janusza Okrzesika oraz przewodniczącego KO „S” w Bielsku-Białej, Mirosława Stycznia.

Kandydaci przyznając rację zastrzeżeniom dotyczącym treści listu, mówili o przykładach współpracy, której nie mąciły dotąd różnice wyznaniowe.

Grażyna Staniszewska przypomniała wspólną akcję pomocy internowanym organizowaną przez oba Kościoły.

Janusz Okrzesik zaapelował o wzajemną uczciwość i pozbycie się uprzedzeń, a Marcin Tyma, członek zarówno PTE jak i „Solidarności”, pytał: „Czy nie pozamienialiśmy zasad? Ważna jest nie tylko ojczyzna niebieska, ale i ziemska. Nie stójmy z boku! Bądźmy solą ziemi!” Prowadząca spotkanie prof. Ewa Chojecka mówiła o sytuacji mniejszości wyznaniowych w Polsce: „– Możemy być najlepsi. Walczmy z kryzysem wartości, z upadkiem ethosu pracy. Odnowa moralna to nasz obowiązek. Naczelną cnotą ewangelików winna stać się sprawiedliwość. Bądźmy najbardziej »egzotyczną« mniejszością Europy!” Na zakończenie spotkania członkowie Polskiego Towarzystwa Ewangelickiego zwrócili się z prośbą o poparcie ich starań o zmianę nazwy placu, przy którym znajduje się ich kościół, z placu Księdza Ściegiennego na Marcina Lutra. „Solidarność' obiecała swoje poparcie. Przypomniano, że Duszpasterstwo Ludzi Pracy występowało już w tej sprawie do miejskiej rady narodowej.

EWA ŁOSIŃSKA