Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

10/1991

W sprawie Mławy

W związku z oświadczeniem duchownych Kościołów ewangelickich w Polsce na temat zajść an-tycygańskich w Mławie, zamieszczonym w tygodniku ,,Wprost”*, niech mi wolno będzie jako mieszkańcowi tego miasteczka przedstawić swój własny osąd na temat tego wydarzenia i oświadczenia.

W szczególności uderza mnie okoliczność, iż wszyscy płaczą tylko nad Cyganami. Nikogo nie interesuje to, że Cygan spowodował tak straszliwy w skutkach wypadek (...), że uciekł z miejsca wypadku, że na terenie Mazowsza Cyganie spowodowali już szereg takich wypadków i że raczej uchodzi to im bezkarnie.

Analfabeci Cyganie, nie umiejący pisać, nie znający przepisów ruchu drogowego, kupują na bazarach i otrzymują za łapówki prawa jazdy. Dopiero po tych zajściach, jakie ostatnio miały miejsce. Urząd Miejski w Mławie zarządził weryfikacje praw jazdy posiadanych przez Cyganów. Może to też jest dowód dyskryminacji Cyganów?

Zajście wywołane przez pirata Cygana zakończyło się w sposób wszystkim wiadomy. W czasie tego zajścia żadnemu Cyganowi nie spadł włos z głowy. Ucierpiały jedynie niektóre ich wille (podkr. red.).

Nie wiem, dlaczego Księża Biskupi Kościołów ewangelickich w Polsce tak negatywnie oceniają ludność Mławy oraz potrzebę ich nawrócenia i ewangelizacji. Wydaje mi się, że ten odosobniony wypadek w Mławie nie da się porównać z wojną protestantów z katolikami w Belfaście i całej prawie Irlandii. Protestanci irlandzcy rzucają bomby, ustawiają samochody pułapki nafaszerowane materiałami wybuchowymi. To samo robią katolicy, którzy również nie nadstawiają drugiego policzka. Ta wojna toczy się już szereg lat i nie wiadomo mi, aby przywódcy światowi protestantów-ewangelików nawoływali do zakończenia tej wojny. Nie słyszałem także o słowach potępienia tej wojny ani ze strony duchownych protestanckich, ani ze strony duchownych rzymskokatolickich, ani nawet ze strony Papieża.

Z tego oświadczenia zamieszczonego w tygodniku „Wprost” przebija, proszę mi wybaczyć to wyrażenie, „świątobliwy faryze-izm” i chęć pokazania się oraz ukazania siebie jako ludzi idących z duchem czasu (demokracja, pluralizm) i potrzebami społecznymi żądającymi potępienia tych zajść. Nie wszystko zasługuje na potępienie. Chrystus powiedział: „kto z was jest bez winy” oraz: „niewiasto, nikt cię nie potępił i ja cię nie potępiam”.

* Oświadczenie ukazało się również w prasie codziennej oraz na łamach „Jednoty” (nr 8-9 z br.) – red.

NAZWISKO I ADRES ZNANE REDAKCJI

Szanowny Panie,
Dziękujemy za list i próbę wyjaśnienia wydarzeń w Mławie. Można się było spodziewać, że „obrońcy napastników znajdą wiele różnych przyczyn agresywnych poczynań, jak na przykład prowokacyjne zachowania”. Mieści się Pan znakomicie w tym, co przewidzieli autorzy krytykowanej przez Pana wypowiedzi.

Jednakże czyta Pan nieuważnie, z nastawieniem jednostronnym.

Z wypowiedzi duchownych ewangelickich w najmniejszym stopniu nie wynika, że „płaczą tylko nad Cyganami”. Wręcz przeciwnie, chodzi im całkiem wyraźnie o zwrócenie uwagi na zachowanie się polskiej ludności w Mławie, uważającej się wszak za chrześcijańską. Dlatego właśnie zwracają uwagę na to, jak mały wpływ na nasze postępowanie wywiera kościelne nauczanie, i apelują do duchowych przewodników, aby na ten fakt zwrócili baczniejszą uwagę.

Słaby to argument, że „żadnemu Cyganowi nie spadł włos z głowy” i że „ucierpiały jedynie niektóre ich wille”. Ciekawe, co by Pan mówił, gdyby ucierpiało jedynie Pana mieszkanie. Czyżby, broniąc sprawców pogromu, opowiadał się Pan za prawem linczu? Wypadek spowodowany przez Cygana jest oczywistą tragedią i jego sprawca powinien ponieść skutki przewidziane przez prawo. Dlaczego jednak uważa Pan za właściwe  stosowanie odpowiedzialności zbiorowej? Wszyscy Cyganie mają odpowiadać za wyczyn jednego z nich, prawda?

Zajścia w Mławie, wbrew temu, co Pan sądzi, wcale nie są wypadkiem odosobnionym. W swoim czasie głośno było o pogromie Cyganów w Koninie, a po Mławie coś podobnego wydarzyło się w Strzelinie. Nie jest też prawdą, że nie reaguje się na „wojnę protestantów z katolikami z Belfaście i całej prawie Irlandii”. Właśnie przed kilku dniami prymas tego kraju ostro potępił mord dokonany przez członków IRA. Nie jeden raz na temat walk w U/sterze wypowiadała się Światowa Rada Kościołów, Światowy Alians Kościołów Reformowanych, Watykan, nie mówiąc o sferach kościelnych na miejscu.

Duchowni ewangeliccy wcale nie „oceniają negatywnie morale ludności Mławy”, lecz piętnują czyn i potępiają zło, a to jest jednak coś innego. Trzeba teksty czytać uważnie. Przywódcom kościelnym nie wolno w takich wypadkach milczeć, bo byłaby to postawa dyskwalifikująca ich jako autorytet moralny. Przypisywanie im chęci pokazania się jest całkowicie bezpodstawną insynuacją.

REDAKCJA

W sprawie „Szwedów w Warszawie”

Zamieszczony w rubryce „Co wy na to?” [nr 4/91] tekst pt. „Szwedzi w Warszawie”, dotyczący nabożeństwa w kościele rzymskokatolickim pw. św. Marcina w Warszawie z udziałem delegacji Kościołów szwedzkich, oraz zamieszczony w nr 7/ 91 list Gospodarza tego kościoła – sprowokowały mnie do zabrania głosu.
Jako obserwator bezstronny uważam, tak mi się przynajmniej wydaje, że wydarzenia, których dotyczy tocząca się polemika, nie powinny stać się powodem zadrażnień. Żyjące w diasporze mniejszości wyznaniowe są obciążone kompleksem nadwrażliwości, co niewątpliwie ma swoje historyczne uzasadnienie. Dlatego też wyostrzona jest u nich wrażliwość na słowa i gesty. Jeśli zaś chodzi o większość, to w wyniku zachodzących procesów dziejowych posiada ona niemalże „genetyczną” pewność, że ona, i tylko ona, dysponuje monopolem na prawdę. Głos niewspółbrzmiący z jej racjami, na przykład głos obcowyznaniowca, odbierany jest jako wyraz dezaprobaty, godzący w te uświęcone racje.

Ks. B. Tranda i Ks. B. Dembowski znani są ze swych działań ekumenicznych –  chwała im za to. Niemniej odnoszę wrażenie, że na obecnym etapie ta nasza ekumenia jest jeszcze ciągle mocno kaleka. W moim wyobrażeniu ekumenia jest to bowiem taki stan rozwoju duchowego, w którym wychodzi się poza opłotki konfesyjne i po uśmierceniu w sobie „starego człowieka", dostrzega się jedność wszechistnienia i tę jedyną SIŁĘ (nazwa nieistotna), która ożywia i warunkuje egzystencję wszystkich istot. Właśnie ta SIŁA działa poza podziałami religijnymi i obejmuje tzw. wierzących i niewierzących. Ona jest najważniejsza, a nie podziały konfesyjne.

Człowiek znajdujący się na pewnym poziomie rozwoju duchowego powinien samodzielnie odpowiedzieć na pytanie, jaki jest cel jego ziemskiej egzystencji. Robienie biznesu, zdobywanie tytułów naukowych, dążenie do osiągnięcia władzy czy coś innego? Ze wskazań ewangelicznych jednoznacznie wynika, że na tym padole człowiek powinien przedsiębrać takie działania, które najkrótszą (ale dostępną dla niego) drogą mogą prowadzić go do celu – do OJCA. Pozbycie się egoizmu i wszelkiego rodzaju przywiązań, praca bez oczekiwania nagrody, poświęcenie wszelkich działań BOGU jest nieodzownym warunkiem ewolucyjnego rozwoju ducha ludzkiego.

Jednakże na naszym etapie rozwoju duchowego przywiązanie do formy, a nie do treści, jest jeszcze tak silne, że uniemożliwia wspięcie się na wyższy szczebel panoramicznej drabiny ducha. Przywiązanie do tzw. wiary ojców u niektórych osobników jest tak fanatyczno -hermetyczne, że o dalszym wzroście duchowym na razie mowy być nie może. Cudownym zrządzeniem Opatrzności jest jednak to, że myśl i duch ludzki nie są stabilne, lecz podlegają ewolucji. I tak np. nieśmiałe na początku próby organizowania na przełomie XIX i XX w. ruchu ekumenicznego, nadanie impulsu działaniom, które upatrują cel ostateczny nie w formie, lecz w treści wskazań ewangelicznych – w naszych czasach zaczynają nabierać rumieńców. Jest również faktem, że wielki reformator XX w., papież Jan XXIII, podjął zapoczątkowaną przez teologów protestanckich ideę ruchu ekumenicznego i nadał jej odpowiedni kształt. Odnoszę jednak wrażenie, że idea ta za obecnego pontyfikatu Jana Pawła II nie posiada już tamtego impetu.

Ruch ekumeniczny, jako bardzo małe i jeszcze nieporadne dziecko, w dodatku nie przez wszystkich akceptowane, zyskuje na razie niewielu zwolenników i orędowników. Jest to ciągle jeszcze ekumenia kaleka, gdyż dominują w niej sprawy konfesyjne nad istotnymi. Niemniej jest to ogromne wydarzenie i znaczący krok na drodze postępu ducha ludzkiego.

ZENON HAS
Gdańsk