Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

7/1991

Odczytaniem fragmentu Konstytucji 3 maja rozpoczął ks. sen. Jan Walter, proboszcz parafii luterańskiej Św. Trójcy w Warszawie, spotkanie zatytułowane „Tolerancja czy akceptacja?”. Sesja odbyła się 20 maja br. w sali parafialnej przy ul. Kredytowej, a została zorganizowana przez redakcję miesięcznika „Słowo i Myśl”.

W minionym 40-leciu sprawy mniejszości etnicznych były w Polsce przytłumiane. Władza komunistyczna próbowała stwarzać fałszywy obraz narodowej i moralno-politycznej jedności-społeczeństwa. To prawda, że przytłaczająca większość obywateli zamieszkujących nasz kraj jest Polakami i katolikami rzymskimi, niemniej jednak kilka procent stanowią mniejszości etniczne lub religijne, przy czym w niektórych wypadkach przynależność etniczna pokrywa się z religijną. Dziś mniejszości mogą – i to jest duże osiągnięcie naszych czasów – organizować się i przemawiać swoim własnym głosem. Jednak wraz z odzyskanymi swobodami obywatelskimi w Polsce odzywają się stare upiory: szowinizm, ksenofobia i antysemityzm.

Redaktor Karol Karski, przewodniczący warszawskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Ewangelickiego, w swoim wystąpieniu wprowadzającym w problematykę sesji wspomniał m.in. zarówno o dobrych, jak i złych zdobyczach naszej młodej demokracji w społeczeństwie pluralistycznym. „Tolerancja – powiedział – wiąże się z paternalizmem, z poklepywaniem mniejszości po ramieniu. Powinniśmy dążyć do tego, ażeby w życiu społecznym kraju każda mniejszość była w pełni akceptowana w swej odmienności przez resztę społeczeństwa”.

Wprowadzeniem do dyskusji był trójgłos: księdza Bronisława Dembowskiego (rektora kościoła św. Marcina w Warszawie), posła Adama Michnika i redaktora Jana Turnaua.

„Tolerancja jest to mniejsze zło dla uniknięcia większego” – tymi słowami rozpoczął swe krótkie wystąpienie ks. Dembowski. Przy takiej definicji tolerancji chodzi zawsze o akceptację człowieka, co nie oznacza akceptowania wszystkich jego poglądów. Należy przy tym rozróżniać porządek prawny od poglądów i opinii ludowych oraz porównywać je na tej samej płaszczyźnie, tzn. deklaracje z deklaracjami, zaś ludzkie zachowanie z ludzkim zachowaniem.

Nie należy także ani generalizować, ani lekceważyć wpływu, jaki wywiera przeszłość, a także naturalnych kompleksów i obaw mniejszości względem większości, i odwrotnie. Mówiąc o tolerancji trzeba też mieć przed oczyma zjawisko prozelityzmu pojawiającego się w różnych radykalnych ugrupowaniach lub sektach, co jest destrukcyjne w stosunku do chrześcijaństwa. Takie oto, w skrócie, tezy postawił ks. prałat Dembowski.

„Zanim będziemy mówili o tolerancji, musimy umiłować, bo mamy do czynienia z żywym człowiekiem, bliźnim, którego obowiązani jesteśmy miłować, nawet jeśli grzeszy” – powiedział Adam Michnik. Następnie mówca skupił uwagę na ogromnym problemie, który pojawił się w dzisiejszej Polsce, mianowicie na nietolerancji. Wyraża się to w dwu syndromach. Pierwszy to syndrom Kościoła efeskiego (próba instrumentalizacji Kościoła katolickiego, który w swoją tożsamość i tradycję ma wpisaną miłość bliźniego i ewangelizację). Polega to na formułowaniu doktryny „katolickiego państwa narodu polskiego”, którego obywatelem może być tylko „rdzenny” Polak, i to Polak katolik. Adam Michnik przestrzegał przed identyfikowaniem Episkopatu czy Kościoła katolickiego z takim myśleniem. Widać wprawdzie wysiłek pewnych ugrupowań w Polsce, aby Kościół katolicki miał taką właśnie twarz, niemniej „Kościół katolicki nigdy nie był Kościołem endeckim, choć również endecka tendencja była w nim obecna” – powiedział. Drugie oblicze nietolerancji polskiej to wg Adama Michnika „ateizm tramwajowy” lub „antyklerykalizm populistyczny”. Polega on na przeciwstawianiu Kościołowi katolickiemu nietolerancji lewicowej – najbardziej obskuranckiej i dość silnej. Jest to cały syndrom, dobrze znany z epoki komunistycznej: „Schamiały pseudoracjonalizm, który udaje jeżyk dialogu. To jest to, co dziś obserwuję w żywiołowym, brutalnym, populistycznym, ludowym ataku na Kościół i wartości katolickie, co nazwałbym »tymińszczyzną umysłową«„ – stwierdził. Ten język jest obecny wśród niektórych ludzi z elit intelektualnych. Głoszą oni tezę – absolutnie nie do przyjęcia i nie do dialogu – że miejsce ideologii komunistycznej, na podobnej zasadzie, zaczyna zajmować katolicki fundamentalizm. Jest to teza służąca wywołaniu strachu i nienawiści w stosunku do Kościoła katolickiego. Nie sprzyja to absolutnie partnerskiemu dialogowi.

Trzeci referent, red. Jan Turnau, odczytał pierwsze przykazanie z nowej wersji swego „Ekumenicznego Dekalogu”. Brzmi ono tak: „Zauważ źdźbło w oku swoim, jeśli nie belkę. Także i twój Kościół, twój naród, mniejszość narodowa (lub większość narodowa) ponosi część winy za brak jedności. Od tej swojej grupy zacznij odnowę stosunków międzykościelnych, międzynarodowych i społecznych. Najwięcej wymagaj od siebie i od swojej grupy. Ale bądź szczególnie   wymagający,   jeśli   to   jest   Kościół   czy   grupa   społeczna,   która   w   twoim   kraju dominuje ilościowo”. Sytuacja dominacji ilościowej daje nieporównywalnie większe możliwości działania i niezależność zewnętrzną. Na wielkim ciąży obowiązek uczynienia pierwszego kroku – zawsze, w każdej sytuacji. Jeśli Kościół większościowy nie zmieni jako całość swej postawy, nie zrobią tego i Kościoły mniejszościowe.

Po tym wprowadzeniu wywiązała się dyskusja.

„Nie zgadzam się na »tolerancję«, nawet słowo »akceptacja« jest zbyt słabe, gdy chodzi o ekumenię” – powiedział ks. prof. Michał Czajkowski (ATK). „Mówię nieraz, że nie toleruję ewangelików, prawosławnych... Widzę wtedy zgorszenie, a niekiedy radość słuchaczy – dopóty jednak, dopóki nie wyjaśnię, dlaczego nie mogę »tolerować« tych innych chrześcijan: nie można bowiem tolerować siostry czy brata, można tolerować błąd”. Jeśli w ekumenii szukamy tego, co nas łączy, a łączy nas osoba Jezusa Chrystusa, nie możemy się tolerować. W ekumenii już nie ma akceptacji czy tolerancji, jest tylko komunia (gr. koinonia – dzielenie się wzajemne wobec Pana).

Z kolei ks. prof. Alfons Skowronek (ATK) analizując teksty Vaticanum II stwierdził, że ich skorowidz nie zawiera hasła „tolerancja”, zawiera natomiast hasło „wolność religijna”. Dowodzi to, że słowo „tolerancja” jest słowem ubogim i nieprzydatnym dla dzisiejszego dialogu ekumenicznego, że jest nasycone skojarzeniami negatywnymi: jeśli kogoś toleruję, to znaczy cierpię z tego powodu.

Konstanty Gebert, publicysta i socjolog, w swoim wystąpieniu stwierdził, że dyskusja toczy się w dwu porządkach: moralnym i prawnym. W jego przekonaniu na pierwszym miejscu powinna stać pragmatyka, dopiero po niej przyjdzie kolej na etykę. Powinno się zatem mówić nie o tolerancji, a o równouprawnieniu. „Tolerancja jest złym słowem, bo oznacza przyznanie się do klęski”. Bardzo niedobra rzecz dzieje się dziś ze słowem „Polak”: „Obecnie, gdy mówię, że jestem Polakiem, muszę to słowo opatrzyć szeregiem przypisów: jestem Polakiem, ale nie jestem katolikiem, jestem Żydem, itd. Nie chcę być obywatelem tego kraju z przypisami.” Nie możemy dopuścić do tego, aby słowo „Polak” zawłaszczyły jakiekolwiek grupy – stwierdził na zakończenie swego wystąpienia Konstanty Gebert.

Zdaniem ks. Adama Kleszczyńskiego (metodysty), podobnie jak i przedmówców, tolerancja nie wystarczy. Nasze zadanie polega na ukazywaniu miłości jako pełnej akceptacji. Trudno tolerować, a jeszcze trudniej kochać tego, o kim się nic nie wie. Bardzo ważna więc jest rola wzajemnej informacji. Nie należy zamykać się we własnym getcie.

Dla ks. Bogdana Trandy (ewang. reform.) daleko ważniejsza od tolerancji jest wolność i poszanowanie drugiego człowieka. Redaktor „Jednoty” zacytował słowa zasłyszane na jednej z międzynarodowych konferencji: „Porozumienie to nie jest to, co ty mówisz, tylko to, co drugi słyszy”. Trzeba się ze sobą spotykać, rozmawiać i nie obrażać się nawet za ostre słowa.

„I tolerancja, i akceptacja to za mało, my mamy się kochać” – powiedziała s. Joanna Lossow (ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża). Mówiła o przebaczeniu i miłości w stosunku do wszystkich ludzi – także wrogów. Cytowała ks. Władysława Korniłowicza, założyciela Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, który uczył, że nikogo nie można nazywać obcym. Wspomniała też o wielkim bólu, który sprawił jej i wielu katolickim ekumenistom felieton „Co Wy na to?”, zamieszczony w 4 numerze „Jednoty” [chodzi o tekst „Szwedzi w Warszawie” – przyp. red.]: „Jestem przeciwna temu, żebyśmy po tylu latach znajomości i przyjaźni pisali do siebie w gazetach. Redakcja nie jest miejscem na wypominki i żale, redakcja jest po to, aby krzewić jedność [...]. Publikowane słowo idzie do czytelników. Jest dla nich gorszące to, że po 20 latach spotkań, przyjaźni i wspólnej ekumenicznej pracy używamy prasy, aby sobie coś powiedzieć” – te słowa s. Joanna skierowała do redaktora naczelnego „Jednoty”. Ks. Bogdan Tranda przepraszając katolików za spowodowanie ich bólu replikował, że z kolei ukrywanie tego, co boli ewangelików, też nie jest rzeczą właściwą, że wykuwanie dobrej przyszłości musi niekiedy prowadzić przez cierpienie jednej i drugiej strony.

Ks. Michał Czajkowski polemizował ze stwierdzeniem s. Joanny Lossow, że nie należy używać słowa „obcy”. „Jezus użył tego słowa i sam się nazwał »obcym«: »byłem obcy, a przyjęliście mnie«. Myślę, że sens tego zdania Jezusowego jest taki: w obcym trzeba widzieć obcego, ale przyjmować go jak brata – z całym bogactwem i z całym dobrodziejstwem tej obcości i odmienności”.

Podsumowując dyskusję poseł Adam Michnik mówił o żalu, na który jest miejsce w sferze debaty politycznej, ale nie może być miejsca na szantażowanie nim; brak ekspiacji jest dowodem myślenia nacjonalistycznego. Tolerancja to przyznanie się do przegranej. „Tolerancja to jest to ostatnie, ale jeśli i tego zabraknie, Polska utonie w nienawiści” – powiedział na zakończenie.

Rodzi się jednak pytanie, czy rzeczywiście Polsce pozostaje tylko taka alternatywa: albo tolerancja, albo akceptacja? A może jest jeszcze miejsce na inne rozwiązania i postawy?