Drukuj

NR 1/2020, s. 45–48

(fot. Anemone123/pixabay)
(fot. Anemone123/pixabay)

 

Właściwe, skuteczne pomaganie drugiemu człowiekowi jest niezwykle trudną sztuką. Pozornie wydaje się, że nie ma nic trudnego w udzieleniu wsparcia osobie potrzebującej. I rzeczywiście: jednorazowa pomoc polegająca na ofiarowaniu pieniędzy, przekazanie nowych czy używanych sprzętów lub odzieży, wsparcie zbiórki żywności w supermarkecie, przekazanie 1 proc. podatku na konkretny cel czy inne tego typu akcje charytatywne, to popularne formy pomocy, które są bardzo ważne, pożądane i świadczą o otwartości i wrażliwości darczyńcy. Nie wymagają one też zbyt wielkiego nakładu pracy ani zaangażowania. Nie zawsze jednak działaniom tym towarzyszy głębsza refleksja na temat osób, do których ta pomoc jest kierowana. Zwykle nie zadajemy sobie pytania, kim są adresaci pomocy, jakie są ich potrzeby, jaka sytuacja zmusiła ich do szukania wsparcia, skąd wzięły się ich problemy czy wreszcie co czują, będąc zmuszonymi do proszenia o pomoc. To tylko nieliczne z pytań, jakie należałoby postawić, zastanawiając się nad zagadnieniem pomagania.

Jedną z kluczowych kwestii związanych z właściwą organizacją akcji pomocowej jest zastanowienie się nad tym, kim jest osoba czy osoby, do których działania te są kierowane. Często określamy je za pomocą jakiejś szczególnej cechy, która je wyróżnia: są np. niepełnosprawne, przewlekle chore, umierające, bezdomne lub żyjące w skrajnie trudnych warunkach. Ta cecha generuje masę bardzo konkretnych potrzeb, których zaspokojenie pozwoli na poprawę losu tych ludzi. Tymczasem poza bezdomnością, niepełnosprawnością, przewlekłą chorobą czy trudnymi warunkami mieszkaniowymi, doświadczające tego osoby są konkretnymi ludźmi, obdarzonymi określonymi cechami osobowości i charakteru, z własną historią, marzeniami, przekonaniami, upodobaniami itp.

Jak powinniśmy pomagać

Nie bez przyczyny współczesna pedagogika specjalna podkreśla, iż zamiast „osoba niepełnosprawna” należy używać pojęcia „osoba z niepełnoprawnością”. Chodzi o rozdzielenie „osoby” i „niepełnosprawności”, o to, by niepełnosprawność okazała się tylko jedną z wielu jej cech, by jej nie definiowała, nie ograniczała. Podobnie ludzie zaangażowani w pomoc osobom bezdomnym twierdzą, iż kierują swoje działania do „osób w kryzysie bezdomności”. Pojęcie „kryzys” ma przy tym sugerować przejściowość tego stanu. Czasem słyszy się, iż wszystko to jest niepotrzebnym sporem o słowa. Znam też osoby z niepełnosprawnością, które szczerze się z tego śmieją, twierdząc, że są „po prostu ślepe, bez owijania w bawełnę”. Jednak nie każdy nawet pełnosprawny człowiek ma taki dystans do siebie. Wprowadzanie rozróżnienia osoby od jej niepełnosprawności pozwala podkreślić potrzebę zwykłego, ludzkiego podejścia do wspomaganych, fakt, iż są takimi samymi ludźmi jak każdy inny, a to, że mają zespół Downa czy porażenie mózgowe, w żadnym wypadku nie daje nikomu prawa do lekceważenia ich ani protekcjonalnego czy pogardliwego traktowania. Upowszechnianie takiego podejścia potrzebne jest wszystkim: i wspomaganym, by mogli zachować czy odzyskać swoją godność i poczucie własnej wartości, i pomagającym, by robili to z szacunkiem.

Wreszcie potrzebne jest także całemu społeczeństwu, w większości stojącemu z boku lub krytycznemu wobec niektórych inicjatyw pomocowych, ponieważ naprawdę niewiele trzeba, by znaleźć się w sytuacji kryzysowej. Nie tylko choroba czy niepełnosprawność, ale również bezdomność i bieda mogą stać się udziałem każdego. Jest to prawda podkreślana wielokrotnie podczas kształcenia m.in. pracowników socjalnych: fakt, iż w tym momencie znajdują się „po lepszej” stronie biurka, w żaden sposób nie upoważnia ich do traktowania wspomaganego „z góry”. Pomagać należy w taki sposób, w jaki chcielibyśmy, aby w razie potrzeby i nam udzielono pomocy. W zasadzie każdy człowiek w pewnych sytuacjach tej pomocy w większym lub mniejszym zakresie potrzebuje.

Czy wiemy komu pomagamy

Kim więc jest osoba, której udzielamy wsparcia? Nie zawsze istnieje możliwość, by poświęcić tyle czasu, by ją poznać, czy nawet porozmawiać. Nie zawsze jest ona gotowa, by otworzyć się przed nami. Wiele osób ze wstydem i zażenowaniem przyjmuje swoją sytuację, nie chce lub nie umie mówić o swoich potrzebach czy problemach, maskuje swoje prawdziwe uczucia niechęcią czy nawet agresją. Przykładem może być tutaj chociażby przemoc doświadczana w rodzinie, w szkole, w miejscu pracy. Zwłaszcza dla doświadczających jej mężczyzn jest to temat tabu, o którym nie wiadomo, jak rozmawiać, by nie narazić się na drwiny ze strony otoczenia.

Spotkanie stanowiące pierwszy etap działań pomocowych stanowi nie lada wyzwanie. Kluczowe jest w nim zbudowanie atmosfery zaufania i uważności na drugiego człowieka, które mogą sprawić, że ten spróbuje się otworzyć, opowiedzieć swoją historię, nazwać problemy. Taka rozmowa sama w sobie może już pomóc: zainteresowanie ze strony innego człowieka dla wielu osamotnionych, wykluczonych bywa cenniejsze od wsparcia materialnego. Prawdę tę podkreślają niejednokrotnie m.in. osoby bezdomne, które czekają w swoich prowizorycznych miejscach schronienia na...

 

Pełny tekst artykułu (po zalogowaniu w serwisie)

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl

* * * * *

Joanna Kluczyńska – doktor nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki, starszy wykładowca w Katedrze Prawa Oświatowego i Polityki Społecznej Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie