Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 4/2018, ss. 18–20

(fot. pixabay)

 

Z Kościołem pierwszego wieku łączy nas nie tylko nauczanie czy proces historyczny, ale też ważny moment organizacyjny – diasporalność, czyli życie w rozproszeniu, życie pośród innych i bycie tym innym i odrębnym. Jak jest rozumiana diasporalność przez Kościoły należące do Wspólnoty Kościołów Ewangelickich w Europie, prześledzimy na przykładzie dokumentu końcowego, który może stanowić dla ewangelików w Polsce wartościowy i interesujący przyczynek do autorefleksji.

„Piotr, apostoł Jezusa Chrystusa, do wychodźców rozproszonych po Poncie, Galacji, Kappadocji, Azji i Bitynii, wybranych według powziętego z góry postanowienia Boga, Ojca, poświęconych przez Ducha ku posłuszeństwu i pokropieniu krwią Jezusa Chrystusa: Łaska i pokój niech się wam rozmnożą” (1P 1,1–2) – sam początek znanego nam wszystkim listu wskazuje na to, że z Kościołem pierwszego wieku łączy nas nie tylko nauczanie czy proces historyczny, ale też ważny moment organizacyjny – diasporalność, czyli życie w rozproszeniu, życie pośród innych i bycie tym innym i odrębnym.

O ile przynajmniej część naszych Kościołów w Europie przywykła do życia jako większość czy norma (co najmniej kulturowa), przemiany ostatnich dekad, postępująca sekularyzacja i laicyzacja oraz osłabienie tradycyjnych mechanizmów czy struktur społecznych powodują, że w zasadzie każdy Kościół instytucjonalny przesuwa się w stronę zwyczajowo rozumianej diasporalności. Ta tendencja znajduje też odbicie w prowadzonych od pewnego czasu na gruncie teologicznym procesach studyjnych. Jeden z nich zakończył się przyjęciem na Zgromadzeniu Ogólnym Wspólnoty Kościołów Ewangelickich w Europie (WKEE), obradującym w dniach 13–16 września w Bazylei, dokumentu końcowego „Teologia diaspory. Dokument studyjny WKEE dla określenia miejsca Kościołów ewangelickich w pluralistycznej Europie”. Może on i dla nas w Polsce stanowić wartościowy i interesujący przyczynek do autorefleksji.

Jak rozumieć diasporalność?

Zacznijmy od terminologii. Pierwsze skojarzenie z diasporą to mniejszość: jest nas mało, jesteśmy rozproszeni, część z nas powiedziałaby pewnie, że żyjemy w cieniu większych instytucji kościelnych. W skrajnym przypadku: jesteśmy tacy mali, że nic nie możemy. Dla Kościoła rozumiejącego się tylko jako mniejszościowy, może to być prawda, ale w tej sytuacji po co to ciągnąć? Ostatni niech „zgasi światło”, a wszyscy niech się przeniosą na zieleńsze pastwiska…

Perspektywa, którą proponuje WKEE, zakłada jednak coś innego: otóż diasporalność nie jest jedynie kwestią liczebności. Liczebność jest, oczywiście, czynnikiem bardzo znaczącym dla każdej organizacji, determinuje jej funkcjonowanie na szerszym forum, w bardzo wielu kontekstach jest czynnikiem decydującym dla jej odbioru społecznego; nie jest jednak czynnikiem jedynym ani nawet decydującym dla samopostrzegania się w Kościele. Kościół jest – i powinien być też dla swoich członków – czymś więcej niż tylko sumą liczb członków poszczególnych zborów.

Kościół ukryty

Zanim jednak o perspektywie proponowanej przez WKEE, zastanówmy się najpierw nad tym, czym Kościół jest, żeby w tym kontekście móc zobaczyć diasporalność z innej strony – jako oczywistość. I nie chodzi tu o polski kontekst. Kościół sam w sobie jest zawsze diasporą. Przypomnijmy, co mówi o nim Konfesja Sandomierska:

„Ponieważ Pan Bóg od początku stworzenia zawsze powoływać raczył do zbawienia i do poznania prawdy wszystkich ludzi, wynika z tego, że zawsze był, i teraz jest, i nigdy być nie przestanie prawdziwy Kościół Boży, to jest społeczność i zgromadzenie ludzi wierzących, których Pan Bóg zgromadza do społeczności świętych z całego świata. Pomiędzy tem zgromadzeniem większa i znaczniejsza część jest takich ludzi, którzy się tylko powierzchownie przyznają do Chrystusa Pana, bez duchowego odrodzenia. Drugą zaś część stanowią ci, którzy prawdziwie poznają Pana Boga w Chrystusie Jezusie przez Słowo i Ducha jego, jego samego czczą, i przez żywą a prawdziwą wiarę stają się uczestnikami dóbr niebieskich, zjednanych przez Chrystusa Pana. Są to obywatele jednego miasta, żyjący pod jednym Panem i pod jednym prawem, używając społeczności jednych dóbr. O czem Paweł święty napisał, nazywając wierzących współobywatelami świętych i domownikami Boga (Ef 2,19), a świętymi nazywając tych, którzy są poświęceni przez wiarę krwią Chrystusową (1 Kor 6,11)”.

Kościół jest więc ukryty pośród Kościoła, zawsze pozostaje jedynie częścią szerszej rzeczywistości. I w związku z tym zawsze funkcjonuje w rozproszeniu – zarówno fizycznym, jak i funkcjonalnym. I idąc dalej tym tropem, dopiero w diasporalności ujawnia swoją głębszą naturę, to znaczy swój głęboko relacyjny charakter.

Kościół jako wspólnota relacji

Kościół, rozumiany jako wspólnota świętych wybranych, którzy doświadczają zbawczej wiary i w niej żyją, powstaje już na samym początku jako wspólnota relacji. Jest wspólnotą jednostek, które jako takie powołane są do relacji z Bogiem. Jedyną rzeczą, która te jednostki łączy, po oderwaniu od płaszczyzny stworzoności i wspólności doświadczeń, wynikających z życia w jednym fizykalnym świecie, jest wspólnota doświadczenia powołania i relacji. Powołanie i relacja zachowują swój indywidualny charakter, co oczywiste, jednak jednocześnie są platformą, na której podstawie może powstać nowa jakość – nie tyle prosty zbiór pojedynczych ludzi, ile wspólnotowy organizm w duchu Pawłowej metafory ciała i jego członków.

Relacyjność jest więc istotą Kościoła na dwu osiach – wertykalnej, pomiędzy powołanym stworzeniem i jego Stwórcą, jak i na osi horyzontalnej, na której relacje przebiegają pomiędzy podmiotami należącymi do niego. Ale to jeszcze nie koniec, i tutaj powoli docieramy do rozumienia diaspory proponowanego przez WKEE.

Istotowo najważniejsze własności relacyjne Kościoła można zamknąć w rozpatrywaniu tych dwu podstawowych osi, jednak relacyjność sama w sobie nie wyczerpuje jeszcze tej istoty całkowicie – Kościół jest sam z siebie jednocześnie zobowiązaniem; dokładniej rzecz biorąc, jest ustanowionym przez jego Boskiego Założyciela zobowiązaniem do zwiastowania słowem i czynem. Zwiastowanie jednak nie jest przecież wołaniem na puszczy, jest zawsze ukierunkowane na odbiorcę, zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego. Kościół poprzez spełnianie swojego pierwotnego zadania automatycznie musi wejść w kontakt i dialog z otaczającym go światem. Dalej, członkowie Kościoła nie są jednowymiarowi – nie istnieją jedynie poprzez własne powołanie do zbawczej wiary. Istnieją poprzez swój zawód, poprzez grupy, do których należą, istnieją w relacji do świata, w którym żyją. Relacyjność Kościoła staje się więc relacyjnością zarówno indywidualną, jak i korporatywną.

W tym właśnie kontekście należy widzieć diasporalność: jest zawsze relacyjna, stanowi szansę Kościoła na otwarcie się na świat i na wpłynięcie na ten świat. Podstawowe zadanie i zobowiązanie Kościoła, zwiastowanie Ewangelii Chrystusowej, wypełnia się dopiero poprzez realizowanie go w warunkach diasporalnych, jako że dopiero te warunki dają mu możliwość dotarcia do otoczenia, wywarcia wpływu na każdorazową społeczność, w której funkcjonuje. Jeśli podejść do Kościoła w sposób nieco luhmannowski jako do systemu społecznego, którego istotą jest komunikacja, to dopiero wyjście jego członków na zewnątrz daje szanse na to, że ta komunikacja stanie się zrozumiała i użyteczna dla szerszego kręgu ludzi w jej otoczeniu. Wiara bierze się ze słuchania – a w tym przypadku, wiara bierze się ze spostrzeżenia komunikacji.

Kościół w świecie – szansa czy zagrożenie?

Kościół jest jednak też bytem sformalizowanym jako Kościół instytucjonalny. Jako taki ma też zupełnie niezależne możliwości przekazywania komunikacji o sobie i o rzeczach dla siebie fundamentalnie ważnych. Ma media, które mogą wpływać na rzeczywistość, a co najmniej na jej obraz, a przy tym propagować sposób myślenia Kościołowi właściwy, nie wspominając nawet o treściach normatywnych – wartościach, normach i standardach. Ma członków, których może zmobilizować do konkretnych postaw i działań – klasycznym przykładem tego typu działań są demonstracje czy pikiety. Ma wreszcie możliwość wpływania na procesy społeczne i prawne, w tym na proces legislacyjny.

Oczywiście, wszystkie te formy tak zwanej „teologii publicznej” są obarczone poważnym ryzykiem. Wchodzenie Kościoła do przestrzeni publicznej jest zawsze obarczone poważnymi wątpliwościami etycznymi – znamy to z naszych lokalnych dyskusji za każdym razem, kiedy bracia katolicy wchodzili w dyskurs publiczny ze swoją teologią moralną, którą starali się przekuć w normy prawa powszechnego. Z drugiej strony, przywykliśmy też do dyskusji w ramach naszych własnych zgromadzeń, gdzie tematem były wielokrotnie pytania o to, czy Kościół nie powinien być bardziej widoczny w przestrzeni publicznej, czy nie powinien się częściej wypowiadać w sprawach społecznych… Przez zadanie zwiastowania Ewangelii Kościół pozostaje w stanie ciągłej potrzeby autorefleksji etycznej, bo wychodząc na zewnątrz musi wciąż na nowo uzasadniać swoją – we własnym przekonaniu często uprzywilejowaną – pozycję. Wymagania wobec diasporalnego Kościoła, który chce dorosnąć do swojego posłannictwa, są przy tym, siłą rzeczy, odpowiednio wyższe. Żona Cezara musi być poza podejrzeniami; tam, gdzie nie ma komfortu efektu skali i bezpieczeństwa wynikającego z sił i środków, pozostaje zdać się na własną dojrzałość i odpowiedzialność. Bo każde działanie Kościoła w diasporze i mniejszości jest bardziej widoczne.

Diasporalność, rozumiana jako relacyjność sama w sobie, i relacyjna obecność w świecie nie jest dla nas zagrożeniem, jest raczej elementarną własnością Kościoła i – przy okazji – jego szansą na to, by mieć znaczenie w świecie, w którym funkcjonuje. Jej zrozumienie i zaakceptowanie jest jedyną drogą, żeby z mniejszościowości nie zrobić sobie wygodnego usprawiedliwienia dla własnej bierności i braku zainteresowania światem. Diasporalność rozumiana w ten sposób jest wręcz antidotum dla Kościoła, który ułożył się na przypiecku i delektuje się status quo. Jest ona jednak jednocześnie wyzwaniem, bo zakłada – w przypadku Kościołów mniejszościowych szczególnie – osobliwą staranność i świadomość działania, które pozostaje pod nieustającą obserwacją i oceną etyczną zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz instytucji. Jednocześnie jednak, i tutaj tkwi pewien haczyk w tym wszystkim, jest to wyzwanie, którego Kościół nie może nie podjąć. I to z samej swojej natury.

* * * * *

ks. Michał Koktysz – wikariusz Parafii Ewangelicko-Reformowanej w Łodzi

 

Pobierz:
„Teologia diaspory. Dokument studyjny WKEE dla określenia miejsca Kościołów ewangelickich w pluralistycznej Europie”