Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 2/2015, ss. 16–20

ks. Semko Koroza (fot. K. Pospiszyl)Referat wygłoszony podczas sesji Synodu
w Zelowie 16 maja 2015 r.

 

Czym jest Kościół Jezusa Chrystusa? Czy Kościół ewangelicko-reformowany jest Kościołem Jezusa Chrystusa? Czy my jesteśmy Kościołem ewangelicko-reformowanym? Te kilka dość chaotycznie sformułowanych pytań wytycza z grubsza drogę, do przejścia której chcę zaprosić członków Synodu podczas bieżącego posiedzenia tegorocznej sesji.

 

Czym jest Kościół?

Zacznijmy jednak od początku. Czym w ogóle jest Kościół? Ewangelia podpowiada parę możliwych, a wśród nich przynajmniej jedno bardzo proste i zrozumiałe wyjaśnienie tego terminu: „Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20). Co to jednak oznacza? Przecież organizacje kościelne, które znamy z naszych czasów, są dużo bardziej skomplikowane od tego, co zdaje się opisywać ta definicja... A jednak jeśli trzymamy się mocno zasady sola Scriptura i tylko Pismo jest podstawą i wykładnią zasad naszej wiary, musimy być w stanie wprost wyprowadzić jedno z drugiego.

Nasza codzienność zmusza nas nadto, jakkolwiek byśmy usiłowali się przed tym bronić, do pewnego rodzaju osądu różnorakich form, w których zjawisko „Kościoła” się przejawia. U samego zarania reformacji, której jesteśmy przecież pokłosiem, leży taka właśnie ocena. Dlatego narodził się ruch reformacyjny...

Mamy więc na początku Kościół jako wspólnotę tych, których gromadzi wspólne „wyznanie” Jezusa Chrystusa, czy raczej, jak należałoby to chyba ująć, wspólne „wyznawanie” Jezusa Chrystusa. Słowo „wyznanie” sugerować bowiem może akt jednorazowy, absolutnie niezbędny skądinąd w procesie wiary. My jednak mówimy o społeczności, która nie tylko kiedyś „wyznała”, ale wciąż „wyznaje” to, co stanowi konstytutywną podwalinę jej egzystencji, czyli wiarę w Jezusa Chrystusa. Zbliżamy się tu do tego, co doskonale oddaje choćby nazwa Kościoła Wyznającego bądź co znajdujemy w podejściu jednego z najznakomitszych dwudziestowiecznych teologów reformowanych Karla Bartha do dogmatu, a więc zasady wiary. Barth twierdził bowiem, że dogmat to prawda wiary (oczywiście wynikająca z Pisma), którą zbór reflektuje dynamicznie w kontekście swej egzystencji, a więc w kontekście czasów, języka, zakresu poznania – w tym tekstu oryginalnego Pisma Świętego – oraz w świetle przeżywanych wydarzeń przynależnych temu zborowi. Dogmat absolutnie nie jest zatem tworem skończonym, niezmiennym, ale wręcz przeciwnie – jest absolutnie dynamicznym procesem wytyczającym duchową pielgrzymkę zboru za wzywającym go do naśladownictwa Panem Kościoła.

Stąd zresztą już w okresie reformacji oczywistym było dla naszych duchowych antenatów, że Kościół, który pragnęli stworzyć, musi być nie tylko Kościołem reformowanym, ale też wciąż się reformującym – oczywiście jedynie w oparciu o rozumienie Słowa Bożego. To rozumienie jednak nigdy w reformowanej tradycji nie może być permanentnie ustalone i niezmienne. Zawsze musi być w stanie zmieniać się wraz z postępem badania Słowa, wraz z postępem procesu kulturowo-historyczno-kontekstualnego odszyfrowywania tego Słowa, dokonywanego przez społeczność wiary.

Wciąż jednak u zarania wszelkich rozważań winna oczywiście leżeć teza ukazująca Kościół jako społeczność „w” i „z” Jezusem Chrystusem.

To, jakie ta społeczność przyjmuje formy, jest przy tym raczej drugorzędne, o ile nie stoją one w sprzeczności z duchem Pisma Świętego. Dlatego w ogóle nie będę zajmował się w tym tekście formułą organizacji naszego Kościoła. Przyjmuję też oczywiście do wiadomości i zapraszam członków Synodu do solidarności w przekonaniu, że istnieje wiele zgodnych z podstawowymi paradygmatami biblijnymi formuł organizacji społeczności wiary.

Kwestia wiary

Dla mnie jednak najważniejsze jest dostrzeżenie nie tego, co nazwalibyśmy formą, ale treści. U podstaw Kościoła leży zatem społeczność z Bogiem. Wyznajemy bowiem, że Jezus Chrystus jest Panem, na imię którego winno zginać się wszelkie kolano na ziemi i w niebie. Stąd nie dzielimy już w najmniejszym stopniu wątpliwości Jana Chrzciciela, który kierował do Jezusa pytanie: „Czy Ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też mamy oczekiwać innego?” (Mt 11,3).

Wciąż jednak rozumiemy, że nasza wiara jest bezpośrednim wynikiem działania Bożej łaski i wynika wprost z miłości, z jaką Bóg ofiarowuje samego siebie w Jezusie Chrystusie dla naszego odkupienia i duchowego ożywienia. Dlatego wraz z ojcem opętanego niemym duchem (dziś może powiedzielibyśmy raczej: chorego na epilepsję) chłopca wołamy: „Wierzę, pomóż niedowiarstwu memu” (Mk 9,24).

Dlatego też zanim zaczniemy w ogóle zajmować się kwestiami takimi jak dogmatyka, organizacja, zaangażowanie społeczne Kościoła, który tworzymy, musimy wespół z pokoleniami poprzedzających nas chrześcijan udzielić osobistej odpowiedzi na kardynalne pytanie: „Tylko, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8). Nie gdzieś daleko, w innych społecznościach czy ludziach, ale w każdej i każdym z nas. Nie wiarę wyglądającą tak, abyśmy byli nią ukojeni w swych oczekiwaniach i uśpieni zgodnością z naszymi potrzebami i ambicjami, ale żywą i definiowaną Bożą wolą wyrażoną w Bożym Słowie.

W jaki sposób udzielamy tej odpowiedzi? Ano właśnie... Podstawowym sposobem jest takie organizowanie wspólnoty, które odpowiednio odzwierciedla...

 

Pełny tekst artykułu (po zalogowaniu w serwisie)

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl