Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Pokojowa rewolucja 1989 r. w NRD a Kościół ewangelicki

NR 2/2014, ss. 17–20

Mur Berlinski - East Side Gallery (fot. mn)Partia wierzyła w swój monopol na prawdę. Coraz więcej ludzi rozumiało jednak, że nie ma gotowych odpowiedzi, że można ich szukać jedynie w otwartym i szczerym dialogu. Szczególnie młodzież cieszyła się, że może znaleźć w Kościele ewangelickim przestrzeń wolną od wszechobecnej ideologii.

W 1952 r. Socjalistyczna Partia Jedności Niemiec (SED) rozpoczęła walkę z Kościołami. Religię uważano za relikt feudalizmu, a prognoza, że zniknie ona z mapy świata w przeciągu kolejnych 20–30 lat, była już wtedy podobno „naukowo udowodniona”.

Kościoły w Niemczech wschodnich znalazły się w sytuacji dającej się porównać z położeniem Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej czasów rozbiorów. Po raz pierwszy od kilkuset lat, zamiast opowiadać się po stronie panujących, Kościoły stanęły po stronie uciśnionych. Zapoczątkowało to daleko idące zmiany w ich postrzeganiu własnej roli. Zgodnie z tezą Marksa, społeczny byt określił ich świadomość. Wypowiem się w tym kontekście jedynie na temat Kościoła ewangelickiego.

Akty protestu

Najwyższe kierownictwo Niemieckiej Republiki Demokratycznej utrzymywało władzę jedynie dzięki kłamstwom i przemocy. Nawet najwięksi przeciwnicy systemu rozumieli, że jakakolwiek próba rozbicia układu przy użyciu broni skazana jest na porażkę. Pozostawała zatem jedynie droga pokojowa. Strach, najważniejszy instrument państwowej kontroli, stawał się w ciągu kolejnych dziesięcioleci coraz mniej skuteczny.

Chciałbym przywołać w tym miejscu dwa wydarzenia z roku 1976. W sierpniu w mieście Zeitz na znak protestu publicznie podpalił się ewangelicki duchowny – ks. Oskar Brüsewitz. Pragnął zademonstrować swe rozczarowanie indoktrynacją ludzi, głównie młodych, przez państwo. Chciał także zwrócić uwagę na brak odwagi i przejrzystości w Kościele ewangelickim. Partyjna propaganda przedstawiała ks. Brüsewitza jako szaleńca.

Do tego momentu protest Kościoła wobec państwa wyrażany był w poufnych rozmowach z przedstawicielami władz partyjnych. Teraz jednak władze kościelne musiały wybrać, czy nadal chcą tolerować kłamstwa, czy zaczną się otwarcie przeciwstawiać. Zdecydowały się na jawny protest – po raz pierwszy w historii NRD.

Zdarzyło się coś jeszcze. Tysiące ludzi wysyłało listy do partii i gazet. Pisali, że medialne relacje na temat życia codziennego w NRD nie są zgodne z rzeczywistością. W swych listach sprzeciwiali się też zamkniętym granicom oraz innym problemom socjalistycznej rzeczywistości. Żaden z nadawców nie miał pojęcia o proteście innych. Każdy taki list sygnalizował władzy, że ludzie, mimo ryzyka pójścia do więzienia, nie mogą już dłużej ani kłamać, ani milczeć. Zapewne ilość nadawców zmusiła partię do rezygnacji z aresztowania kogokolwiek. O zjawisku tym społeczeństwo dowiedziało się dopiero po 1989 r. Tak zwane listy protestu (Protestbriefe) rozpoczęły w latach 70. głębokie zmiany postaw wschodnioniemieckiego społeczeństwa.

Wolf Biermann, autor tekstów, piosenkarz i kabareciarz z Hamburga, jako zdeklarowany komunista przeniósł się w 1956 r. do NRD. Szybko stał się tam zaciekłym krytykiem dyktatury partii, za co objęto go zakazem występowania i publikacji. Wypowiadając się w sprawie ks. Brüsewitza stwierdził, że są trzy sposoby...

 

Pełny tekst artykułu (po zalogowaniu w serwisie)

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl

 

Na zdjęciu: Mur Berliński obecnie – East Side Gallery (fot. mn)