Drukuj
NR 7-8 / 2010

Podczas naszych spotkań rozmyślaliśmy o tym, jak w ostatnim czasie, dzięki grupom medytacyjnym, wzrosła świadomość modlitwy kontemplatywnej i jak ruch ten rozniecił nowe życie w Kościele i świecie. Mówiliśmy o tym, jak ojciec John Main, wprowadzając medytację z mantrą, odrodził zapomnianą tradycję modlitwy kontemplacyjnej w zakonie benedyktyńskim i o tym, jak przybliżył ją ludziom świeckim. Prześledziliśmy również, jak tradycja medytacji, począwszy od Ojców Pustyni, poprzez Kasjana, św. Benedykta i Johna Maina rozpowszechniła się na całym świecie. Dostrzegliśmy też jej podobne korzenie wywodzące się z Indii, skąd przyjęła się jako uniwersalna forma modlitwy w religiach Wschodu. Jest ona też znana u sufich w islamie i kabalistom w mistycyzmie żydowskim.
     Doszliśmy w naszych rozważaniach do punktu, by zadać sobie pytanie o przyszłość tej formy modlitwy zarówno w Kościele jak i w świecie. Musimy przede wszystkim dostrzec i przyznać, że chrześcijańska tradycja nie może domagać się prawa wyłączności. Stoi przed nami wyzwanie zobaczenia naszej religii w kontekście innych religii świata. Z prostego faktu, iż podobny sposób medytacji znajdujemy we wszystkich tradycjach duchowych, musi wynikać wniosek, że życie kontemplatywne jest powołaniem całej ludzkości. Ludzie we wszystkich zakątkach świata poszukują duchowych dróg rozwoju. Dzięki nim, poprzez wewnętrzną integrację i skupienie w sercu, chcą na nowo odnaleźć zagubiony sens życia. Już nie tyle w świecie zewnętrznym, ile w wewnętrznej Rzeczywistości, której świat zewnętrzny jest tylko odbiciem. W tym kontekście musimy spojrzeć na miejsce kontemplacji w Kościele oraz na chrześcijańską medytację jako na sposób tworzenia tego rodzaju życia.
    Powracam wciąż do stwierdzenia, że świat zewnętrzny jest niczym lustrzane odbicie świata wewnętrznego. Nowoczesna fizyka pokazała, że pod zewnętrznymi zjawiskami ? najpierw ciałami stałymi, potem atomami, protonami i elektronami istnieją pola energii. My sami jesteśmy polem energii zanurzonym w ogromnym polu energii całego wszechświata. Nasze zmysły dokonują projekcji świata na zewnętrz jako trójwymiarowego obiektu, w którym, jak się nam wydaje, żyjemy i poruszamy się. Ten świat jest jednak przemijający. Nieustannie mylimy zewnętrzne zjawiska w czasie i przestrzeni z niezmienną Rzeczywistością. Na szczęście z wolna współczesny człowiek uświadamia sobie coś, co było wielkim wglądem pradawnej mądrości hinduizmu, że tak nie jest.
    Myślę, że Budda doszedł do najgłębszego wejrzenia w naturę świata. Przebił się poza obszar zjawisk i doznań. Zobaczył świat jako coś przemijającego: Wszystko przemija, wszystko jest smutkiem. Świat nie jest w stanie dać człowiekowi ostatecznego zadowolenia, Wszystko jest nieprawdziwe, tzn. nie ma w nim prawdziwie budującej substancji, podstawy na której można by się do końca oprzeć. Wprost przeciwnie, żyjemy w nieustannym ruchu, w niepewności i sprzeczności.
    Ale tak jak w lustrze, czy w tafli jeziora, na powierzchni ciągle zmieniających się form odbija się skryta boska rzeczywistość. Każda z religii ma na nią swe specyficzne określenie. W Indiach jest nim Brahman, to, co jest poza światem zjawisk, jedyny i niezmienny Brahman. Budda nazywał ją Nirwaną, ?zdmuchnięciem? wszelkiej zjawiskowości oraz złudzeń i wejściem w Wieczną Rzeczywistość. W późniejszym buddyzmie przyjęło się pojęcie siunjaty, pustości, jako otchłani, która jest jednocześnie pustką i pełnią. W Chinach mamy Tao. Konfucjusz i jego zwolennicy mieli swoje rytuały i reguły życia politycznego i społecznego. Wielki mędrzec Lao Tsy ujrzał poza tym wszystkim Tao ? Drogę lub rzekę wszechświata, która pozostając niewidoczna, jest jednocześnie przyczyną wszystkiego, co widoczne. Lao Tsy posługiwał się pięknymi myślowymi konstrukcjami, by wyjaśnić znaczenie pustki. Montujemy w kole szprychy, by wóz mógł się toczyć, ale to pusta przestrzeń w jego piaście jest tym, co powoduje ruch koła. Lepimy z gliny dzbany, ale to pusta przestrzeń w dzbanie jest tym, co czyni go użytecznym. Budujemy domy z cegły, zaprawy i drewna, ale to pusta przestrzeń w drzwiach i oknach czyni go przydatnym do mieszkania. W tradycji islamskiej sufi Ibn Al Arabi pokazał, że poza Bogiem Koranu jest Al Hagg ? Rzeczywistość. Z kolei w żydowskiej kabale znajdujemy odniesienia do Ein-Sof; to Nieskończony, Bóg pozbawiony atrybutów, poza Yahweh, Prawem i prorokami. Tak więc każda z duchowych tradycji dostrzega poza projekcjami świata zewnętrznego, a nawet samymi religiami, Rzeczywistość, której szukamy. Karl Rahner nazwał ją świętą tajemnicą, tajemnicą poza wszystkim. Potrzeba nam świata fizycznego i symboli w religii, ale musimy iść dalej poza nie, w głąb Rzeczywistości.
    Może warto spojrzeć na dzisiejszy świat porównując go z okresem narodzin chrześcijaństwa. Jezus urodził się, gdy intensywnie oczekiwano nadejścia nowych czasów. Głosili Jego nadejście nie tylko hebrajscy prorocy, nawet Wergiliusz w Bukolikach przepowiedział nadejście Jezusa. Izrael wyczekiwał na przyjście Mesjasza, który zakończy stary czas i zaprowadzi rządy Boga. Do tego oczekiwania Jezus nawiązywał, kiedy mówił, że Królestwo Boże jest blisko. Jest jasne, że sam Jezus był świadom tego, że to On jest początkiem nowego czasu. Dla wielu mu współczesnych inauguracja Królestwa Bożego wiązała się z destrukcją Cesarstwa Rzymskiego i ustanowieniem w Izraelu władzy Mesjasza. Tak czytali oni Apokalipsę. Nie była to jednakowoż wizja samego Jezusa. On widział, że nowa rzeczywistość nie może być kontynuacją świata czasu i przestrzeni. Dla tego świata i wszystkiego, co w nim było, Jezus musiał umrzeć. Tylko wtedy mogła rozpocząć się nowa epoka. To właśnie wydarzyło się w Zmartwychwstaniu.
    Zmartwychwstanie jest dla wielu wierzących serią ukazywania się Jezusa apostołom w Galilei i Jerozolimie po Jego śmierci. Miały one jedynie utwierdzić ich wiarę. Prawdziwe Zmartwychwstanie to przejście poza świat widzialny. To nie było wydarzenie w czasie i przestrzeni, ale przejście poza czas i przestrzeń i wejście w wieczność, do Rzeczywistości. Jest to nasz punkt zaczepienia, miejsce, od którego rozpoczynamy. Do tego świata jesteśmy zaproszeni, gdy oddajemy się kontemplacji. By tam dotrzeć, nie musimy czekać na śmierć fizyczną, możliwe jest to już, w tym życiu, tu i teraz. Dzieje się tak dzięki otwarciu na Chrystusa w nas, na Chrystusa Zmartwych­wstałego. Jezus powiedział do swoich uczniów: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. (J 16,7). Jezus odszedł w ciele, ale powrócił i jest obecny w Duchu. Tego Jezusa spotykamy w kontemplacji.
    Dziś też panuje wśród nas oczekiwanie. Na naszych oczach przechodzimy z jednego świata, ze świata dominacji Zachodu, do nowego stworzenia. Rodzi się nowe i nikt nie wie dokładnie, jaką przybierze formę. Jest to czas traumy, czas porodu. My wszyscy jesteśmy owym światem zjawisk, który oczekuje nadejścia Królestwa Bożego i odkupienia przez Chrystusa. Bo Chrystus jest ową pełnią, o której powiedziano, że W Nim bowiem mieszka cała Pełnia: Bóstwo, na sposób ciała. (Kol 2,9)
    Jezus jest Pełnią, w której Boża Rzeczywistość ujawniła się w czasie i w przestrzeni. Kościół i my jesteśmy częścią owej pleromy, pełni, poprzez którą Bóg uobecnia się w ludzkości i w nas. Zadaniem dzisiejszego Kościoła jest przekroczyć uwarunkowania instytucjonalnych struktur i otworzyć się szeroko na obecność Ducha w Kościele i w każdym chrześcijaninie. Wszystkie sakramenty należą do świata znaków. Kościół wyrósł na podłożu Cesarstwa Rzymskiego i czerpiąc z kulturowego dziedzictwa tamtej cywilizacji rozwinął swą strukturę sakramentów, doktryn i prawo kanoniczne. Te struktury stają się dzisiaj coraz bardziej anachroniczne. Żyliśmy w nich ponad 1900 lat. W czasie I wieku Nowego Testamentu były one utajone. Sakramenty, dogmaty, kapłaństwo i biskupstwo, wszystko to, co znamy dziś jako Kościół, zaczęło formować się począwszy od II wieku. Możemy dziś powiedzieć, że działo się to pod przewodnictwem Ducha Świętego, który nauczanie Jezusa z Nowego Testamentu wyraził w znakach adekwatnych do ich kulturowego kontekstu. Jak długo jesteśmy na tym świecie, wszystko to będzie nam potrzebne jak drogowskazy, by prowadzić nas w drodze. Znaki czynią widocznym to, czego nie daje się wyrazić w inny sposób. Czego nam jednak często w Kościele brakuje, to spojrzenia poza nie i wysiłku ich przekraczania ku Rzeczywistości, na którą wskazują.
    Kościół jest sakramentem Chrystusa, znakiem Jego prawdziwej obecności, tak jak Chrystus jest sakramentem Boga. Był on dotykalnym znakiem Boga wśród ludzi, znakiem wieczności na Ziemi. Bóg jest obecny we wszystkim, w całym swoim stworzeniu. Jest On więc obecny w doktrynach i obrzędach, ale nie wolno nam Go w nich zamykać i im, a nie Jemu służyć. Bałwochwalstwo to oddawanie czci znakom. Zatrzymujesz się na znaku. Hebrajscy prorocy z całą mocą piętnowali oddawanie czci cielcom.
    W Indiach żaden prawdziwy hinduista nie wielbi obrazu. Wiedzą, że obraz jest tylko prostym znakiem boskiej obecności. Hinduiści nie czczą wizerunków kamiennych czy drewnianych, czczą boską obecność pod postacią kamienia lub drewna. W XIV w. pewien znany hinduski filozof powiedział: Bóg, który jest niewidzialny w sobie staje się widzialny w wizerunku. Bóg, który jest odległy, staje się bliski w wizerunku. Boga, którego nie da się dotknąć, można dotknąć w wizerunku. To jest hinduistyczne rozumienie sakramentu.
    Niektóre ze znaków są lepsze od innych. Żaden nie jest w pełni adekwatny. Cały nasz świat jest jedną nieadekwatną manifestacją wielkości Boga. Wyzwanie, przed którym wszyscy stoimy, to pójść głębiej niż świat symboli i znaków i wejść w nowe stworzenie, w świat, o którym uczą wszystkie tradycje religijne. Chrześcijaństwo, u swej podstawy tradycja semicka, wnosi tu szczególny element: Boże Wcielenie w konkretnym człowieku konkretnej kultury i w szczególnym punkcie historii ludzkości. Wraz z Jezusem i Jego Zmartwychwstaniem rozpoczął się poranek nowego czasu, który On nazwał nastaniem Królestwa Bożego. Leży ono poza czasem i przestrzenią. Jezus powiedział o sobie Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. (Łk 12,50). Jezus musiał przejść przez śmierć, by wejść do świata Rzeczywistości, prawdziwej łączności z Bogiem. My też musimy przejść przez taką śmierć razem z Nim. Nie ma innej drogi.

Bede Griffiths OSB
Tłum. Andrzej Ziólkowski

Za zgodą WCCM. PL