Drukuj

NR 3-4 / 2010

Przeszedłszy na emeryturę, zorganizowaliśmy wspólnie z żoną podróż z Massachusetts do stanu Waszyngton i z powrotem. Nasza podróż od jednego do drugiego wybrzeża Ameryki okazała się wspaniałą przygodą, a zarazem nauczyła nas wiele o niepokoju amerykańskiego chrześcijaństwa, w szczególności zaś o stanie życia kościelnego w małych miasteczkach i o potencjalnych rozwiązaniach tych problemów.
     Zarówno z zamiłowania, jak i podczas pracy akademickiej, zajmowałem się małymi miasteczkami, które od pokoleń były siedzibą większości Kościołów protestanckich w tym kraju. Ale, jak pokazała nam nasza wakacyjna podróż, wiele z tych miast usycha i umiera. Od stanu Michigan po stan Waszyngton przejeżdżaliśmy przez kolejne miasteczka, gdzie śródmieścia prawie wymarły, szkoły połączyły się z innymi położonymi dalej, a Kościoły skurczyły się. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się w stanie Iowa w miasteczkach Pomeroy i Fonda, gdzie w latach 1969-1978 służyłem jako pastor. Czterdzieści lat temu połączenie obu tych Kościołów było czymś nowym. Wcześniej każdy z nich było stać na utrzymanie własnego, wykształconego w seminarium, pastora. Gdy rozpocząłem posługę, żaden z nich nie był w stanie temu sprostać.

Zburzony kościół

Od tego czasu sporo się zmieniło. Moja parafia, First United Church of Christ w Pomeroy, zamknęła drzwi w czerwcu 2007 roku. Gdy odwiedziliśmy tę miejscowość, zobaczyliśmy, że piękny budynek z cegły został wyburzony, i przed naszymi oczami była pusta, porośnięta trawą działka. Ostatni członkowie rozproszyli się po okolicy i znaleźli się w innych kościołach. Spotkanie ze starymi przyjaciółmi w restauracji było doświadczeniem słodkogorzkim. Byli to dobrzy chrześcijanie. Ich wspólne życie wyznaczało przywiązanie do Ewangelickiego Synodu Ameryki (jednego z poprzedników Zjednoczonego Kościoła Chrystusa), szczodrość (w pewnym momencie ich datki na cele misyjne przekraczały 40% budżetu Kościoła) oraz głębokie zrozumienie wagi powszechności Kościoła chrześcijańskiego.
     Jest rzeczą bardzo smutną, że 128-letnia historia ich parafii dobiegła końca. Ich historia ukazuje trzy czynniki, które przyczyniły się do wzrostu, a potem upadku amerykańskich Kościołów protestanckich głównego nurtu w minionym stuleciu.
    Po pierwsze, ich historia była historią etniczną. Z pochodzenia Niemcy, w większości wyemigrowali do tej miejscowości z Wschodniej Fryzji w Niemczech i część z nich mówiła w domu po fryzyjsku, a nie po niemiecku. Członkowie First UCC w Pomeroy byli Niemcami, którzy wspierali swojego duchownego, gdy ten prowadził nabożeństwa po niemiecku podczas I wojny światowej, co skończyło się jego aresztowaniem. To oni pomogli mu uciec przed motłochem, gdy ten próbował wytarzać go w smole i pierzu. Potem, gdy miejscowy, samozwańczy „prawdziwy Amerykanin” postrzelił go na kazalnicy podczas nabożeństwa sylwestrowego, a następnie spalono kościół, większość rodzin przyłączyła się do angielskojęzycznej parafii luterańskiej. Resztka wiernych odbudowała kościół i trwała dalej jako First Evangelical Church of Pomeroy. Ale dziś nawet tak dramatyczne dzieje są odległym wspomnieniem i nie mają już siły, by poruszyć nowe pokolenia.
    Drugą kwestią jest zagadnienie rozwoju Kościoła i jego wewnętrznej dynamiki. W 1969 roku parafia w Pomeroy liczyła 119 dorosłych członków wywodzących się z sześciu rodzin, z czego 50 osób należało do zaledwie dwóch rodzin, ściśle spokrewnionych ze sobą. Najczęstszą przyczyną wstąpienia do Kościoła był ślub. Gdy w 1999 roku razem z żoną odwiedziliśmy tę parafię, podarowano nam katalog ze zdjęciami parafian, z którego można było wyczytać przyszłe losy Kościoła. Wśród parafian nie było ani jednej osoby, która nie byłaby członkiem parafii, gdy opuściliśmy ją w 1978 roku. Takie parafie, gdzie Kościół stanowił w gruncie rzeczy sprawę rodzinną, były czymś zupełnie normalnym w małych miasteczkach Ameryki.
    Po trzecie, najpoważniejszym czynnikiem, z którym muszą się zmierzyć Kościoły amerykańskie jest fakt, że staliśmy się narodem zurbanizowanym. Oprócz imigracji ze wsi do miast, można zaobserwować także i wewnętrzną dynamikę: amerykańskie miasta, które założono jako miasta protestanckie, stały się również centrami rzymskiego katolicyzmu, prawosławia, judaizmu, a teraz ustępują miejsca megakościołom, duchowości New Age i sekularyzmowi.
    W 1970 roku w Pomeroy mieszkało 1800 mieszkańców, którzy modlili się w siedmiu kościołach. Można zastanowić się, czy tak mała miejscowość naprawdę potrzebowała aż tylu kościołów. (...) Gdy wspomniane 1800 osób zaczęło się przenosić gdzie indziej, szanse na utrzymanie siedmiu parafii zaczęły spadać. W kraju przyzwyczajonym do nieustannego wzrostu zapominamy o tym, że są jego części, które nie tylko nie rosną, ale kurczą się i to w sposób dramatyczny. Mieszkańcy stanu Maine przyzwyczaili się do mówienia o hrabstwach. Arooktook jest najbardziej wysuniętym na północ hrabstwem tego stanu, liczącym ponad 20% jego powierzchni i jest nieco mniejsze od województwa łódzkiego. Obecnie mieszka w nim około 70 000 mieszkańców, choć jeszcze 40 lat temu liczyło ich ponad 100 000. Zlikwidowanie ważnej bazy lotniczej było częściowo przyczyną tego spadku, ale przecież hrabstwo to jest sercem rolnictwa stanowego. Wszędzie farmy stają się coraz większe, a liczba rolników gwałtownie spada. Podobnie jest i w innych regionach. (...) W 1900 roku 28% mieszkańców stanu Minnessota mieszkało w Minneapolis i okolicy: dziś liczba ta zbliża się do 70%. Dla małych Kościołów w pustoszejących regionach stanu oznacza to coraz większe problemy. Pewien pastor w Rainy River Parish w tymże stanie przejeżdża co niedziela 135 km, by poprowadzić nabożeństwa w trzech małych kościółkach w trzech odrębnych miejscowościach – im dalej na zachód, tym te odległości bardziej rosną.
    Ale nasze odwiedziny przyjaciół w Fonda United Church of Christ w miasteczku Fonda w Iowie pokazały nam też i inne oblicze Kościołów w małych miasteczkach Ameryki – oblicze nieco bardziej optymistyczne. Miasteczko to ma podobne jak Pomeroy problemy demograficzne. Jeden z wiernych, niegdyś pracujący dla zamkniętej już dziś gazety, powiedział nam, że 25 lat temu miasteczko to miało 50 przedsiębiorstw. Dziś jest mniej niż 10. Ale sytuacja demograficzna różni się tam nieco od tej z Pomeroy. Fonda było miasteczkiem o przewadze irlandzkich rzymskich katolików przez ponad 100 lat. Prezbiteriański kościół w miasteczku zamknięto kilka lat temu. Inna parafia protestancka w mieście zamknie swoje podwoje w najbliższym czasie. To uczyni Fonda UCC z 50. dorosłymi członkami jedynego protestanckiego Kościoła w miejscowości liczącej 600 osób.

William Imes / tłum. dr Kazimierz Bem

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl