Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 7-8 / 2009

BLIŻEJ PARAFII

Parafia w Żychlinie, w czasach największej świetności (1856 r.) liczyła pięćset czterdzieści siedem osób. Kościół pełen wiernych na nabożeństwie jest może wspanialszy niż prawie pusty, ale czy o ilość jedynie chodzi? Jednak czasem ks. Tadeusz Jelinek, administrator parafii ewangelicko-reformowanej w Żychlinie, czuje się źle, gdy na nabożeństwie widzi piętnaście osób. Jego pesymizm nasila się zazwyczaj w styczniu, po Tygodniu Modlitw o Jedność Chrześcijan. W tych szczególnych dla wyznawców Chrystusa dniach ks. Tadeusz odwiedza kościoły katolickie na terenie wschodniej wielkopolski i niejednokrotnie głosi kazanie do kilkuset osób, spotyka się z duchownymi z bratnich Kościołów, a kiedy wraca do swojej parafii na niedziele i widzi puste ławki, wtedy zderzenie „pełnej” rzeczywistości z „pustą” jest przygnębiające, mimo że frekwencja na nabożeństwie wynosi pięćdziesiąt procent. Przygnębienie rodzi się nie dlatego, że Słowa Bożego słucha niewielka ilość wiernych, ale dlatego, że ksiądz pyta siebie: co zrobiłem przez ponad dziesięć lat mojego duszpasterstwa w parafii? Wyjątkiem był rok 2002, gdy podczas „Dożynek Powiatowych” w małym ewangelicko-reformowanym kościele żychlińskim księdza Tadeusza Jelinka słuchało około tysiąca osób. Ilość, mimo wszystko, działa na wyobraźnię...


     W 2007 i 2008 roku przybyło parafii czterech członków. Statystycznie biorąc przyszłość napełnia optymizmem, wszak jest to 10-procentowy wzrost. Lecz widząc puste ławki ksiądz Tadeusz pyta: co zrobić, by się zapełniły? I czy pastor tak małej parafii może tego dokonać? Społeczność niewielkich miejscowości jest specyficzna, wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą. Parafia reformowana ma wielu sympatyków, którzy często mówią: wolałbym u was, ale co matka powie? Nikt nie wynalazł sposobu na to, by na życzenie przybywało wiernych.
    Czy więc ilość jest ważna? Czy istnieje zależność między ilością a jakością? Mała społeczność wyznaniowa czasem tendencyjnie podkreśla, że ilość pozostaje na drugim planie, ponieważ jakość jest gwarantem tego, iż wiara nie słabnie. Jednocześnie rodzi się pytanie: jak zmierzyć tę jakość? Czy ktokolwiek może twierdzić, że jest lepszy, że wyznawcy jego grupy zdobyli monopol na prawdę? Podobnie jest z Kościołami większościowymi. One również, tylko dlatego, że posiadają więcej wyznawców, nie mają prawa narzucać innym własnych, „jedynie słusznych” idei i nie powinny prowadzić polityki, która w jakikolwiek sposób dyskryminuje mniejszych i słabszych.

Kręta droga do Żychlina

Po raz pierwszy do Żychlina młody Tadeusz, student Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, przyjechał samochodem. Znał nazwę miejscowości, wiedział na jaką ulicę ma dotrzeć, znajomi zapewniali go, że bez trudu dojedzie pod właściwy adres tłumacząc, że w Żychlinie jest tylko jeden kościół. Dojechał na miejsce, spytał o ulicę Parkową, szukał jedynego kościoła, ale co kilkanaście minut natykał się na kolejną wieżę z dzwonnicą i krzyżem. Szybko zorientował się, że właściwy Żychlin z jednym kościołem na ulicy Parkowej powinien znajdować się nieopodal Konina, a ten w którym się znalazł był obok Kutna...
    Ludzkie drogi są kręte, mawia ks. Tadeusz. Po ukończeniu szkoły średniej zdawał na studia, ale niestety, zbyt słabo się przygotował z języka rosyjskiego. Na studia go nie przyjęto, ale otwarto szeroko bramę jednostki wojskowej. Rozpoczął, jak mówiono w Polsce Ludowej, zasadniczą służbę wojskową. Po roku, będąc na urlopie wypoczynkowym, przygotował się solidniej do studiów i zdał egzamin do Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Nie udało mu się jednak opuścić wojska. Dopiero po odsłużeniu dwóch lat rozpoczął studia teologiczne. W chwili powołania do życia Ewangelickiego Duszpasterstwa Wojskowego stał się w naturalny sposób najbardziej przygotowaną w Kościele reformowanym osobą, by podjąć się tego zadania.
     Student Tadeusz Jelinek w tym innym Żychlinie pod Kutnem, zagubiony wśród wielu kościołów, ani przez chwilę nie myślał o stałej pracy w swoim Żychlinie koło Konina. Przeczuwał tylko, że prowadzi go wprawna ręka... Pojechał do Żychlina w zastępstwie, by odprawić nabożeństwo. Tę małą miejscowość odwiedził jeszcze kilkakrotnie, zastępując ks. Romana Lipińskiego, który w tym czasie był proboszczem parafii. Dopiero kilka lat po ukończeniu studiów doszedł do wniosku, że w Żychlinie znajdzie to, czego szuka. Wybór był trudny – wspomina ksiądz Tadeusz. Był rok 1998 Pracował wtedy w parafii na Lesznie i jako kapelan ekumeniczny w EDW. Mieszkał w Międzylesiu pod Warszawą. Dojazd do pracy zajmował mu kilka godzin dziennie. Uznałem, że pracę w małej parafii, gdzie mógłbym mieszkać i być stale na miejscu pogodzę z pracą w wojsku. Obowiązków, jakie ma pastor w parafii dużej, takiej jaką jest parafia warszawska, jest bardzo wiele.
    Sentyment do wojska czuje ksiądz Tadeusz nieustannie. Praca z żołnierzami jest dla niego niezmiernie interesująca. Jest to pole misyjne, gdzie można działać i gdzie widać rezultaty pracy. Młodzi żołnierze chcą i potrzebują słuchać, dowiadywać się, a ilość osób zainteresowanych jest nieporównywalnie większa niż w parafii. W wojsku spotykam się z grupami dwustuosobowymi na jednym wykładzie np. z etyki, gdzie przekazuję młodym ludziom wartości chrześcijańskie. To, o czym mówię, powoduje, że młodzi żołnierze pytają, o Kościoły protestanckie i jakie są różnice między wyznaniami Często, po raz pierwszy słyszą, że w Polsce istnieje Kościół ewangelicki.

Reformowani. Dlaczego?

Ksiądz Tadeusz urodził się w rodzinie ewangelików reformowanych i jest w tym Kościele z dziada pradziada. Nie tradycja jednak zaważyła, że został pastorem. Z własnej woli wybrał ten Kościół. Podczas studiów, kiedy spotykał się ze swoją przyszłą żoną Anią, często zastanawiał się nad fundamentami Kościoła reformowanego, nad jego nauczaniem. Dyskutując z Anią, która znała Prawo Kanoniczne Kościoła katolickiego, znała dekrety soborowe i wiele faktów z historii tego Kościoła, poznawał i uczył się swojego Kościoła. Starał się też dorównać i zaimponować ładnej dziewczynie. Jako młodzi studenci spotkaliśmy się w pociągu... Szukając wolnego miejsca w przedziale, młody Tadeusz zobaczył piękną dziewczynę o długich ciemnych włosach, z krzyżykiem na szyi i otwartą książką w dłoniach. Pomyślał, że dziewczyna jest wyjątkowa, ciekawa i że chętnie by z nią porozmawiał, jednak nie wiedział jak zawrzeć znajomość. W czasie podróży popatrywał ukradkiem na zaczytaną Anię i czekał, co los przyniesie. Tak się złożyło, że piękna nieznajoma wysiadła na jego stacji – w Częstochowie. Tadeusz uznał, że spotkanie z Anią nie jest przypadkowe, podszedł więc do niej i... zapytał o ulicę w swym rodzinnym mieście!
     Od pierwszej chwili przypadli sobie do gustu i wiedzieli, że „trafił swój na swego”. Ania studiowała w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie w Instytucie Studiów nad Rodziną. Od słowa do słowa, od wspólnych podróży pociągami do spotkań w Warszawie i Częstochowie, a odkryli, jak wiele mają ze sobą wspólnego. Gdy byli razem, rozmawiali nieustannie, zapominając o świecie. Tematy do dyskusji nigdy im się nie wyczerpywały. Razem chodzili na wykłady do swoich rodzimych Akademii, słuchali wykładów z filozofii, psychologii czy socjologii.
    Podczas jednej z rozmów z Anią Tadeusz stwierdził, że wybrał Kościół ewangelicko-reformowany w chwili, gdy poznał jego historię, tradycję i zasady wiary. Tradycja jest ważna, ale własny wybór jest o wiele ważniejszy, bo wtedy człowiek jest przekonany do tego, w co wierzy, zrasta się z tym i dzięki temu w chwilach trudnych daje sobie radę. Ma przekonanie, że to, w co wierzy, jest prawdziwe i autentyczne. Stąd właśnie rodzi się siła człowieka.
    Wybór ten nie był jednak pozbawiony wątpliwości, ks. Tadeusz zdawał sobie sprawę, że jego Kościół zmieniał się w czasie. Został więc ewangelikiem reformowanym dlatego, że ten Kościół jest teraz lepszy? Że prawdy, które głosi, są prawdziwsze od tego, o czym dyskutował ze swoją przyszłą żoną? Kościół dla księdza Tadeusza jest społecznością ludzi wiary, ułomną i niedoskonałą. Taki był w każdej epoce, podobnie jak każdy inny Kościół chrześcijański. Jeszcze na studiach odkrył, że społeczność reformowana nie jest enklawą wspaniałych ludzi, o których mówi się, że nie kłamią, są prawowici, właściwie się zachowują, są powściągliwi i surowi, chociaż słyszał, odwiedzając Kuców, że okoliczni mieszkańcy mówią o ewangelikach, iż są porządnymi ludźmi, ponieważ nie kradną, nie piją itd. Być może w Kucowie, parafii której już nie ma, tak było. Ale czy wszędzie i zawsze o Kościele ewangelicko-reformowanym można powiedzieć, że jest idealny, że nikt w nim nie popełnia błędów? Z pewnością tak nie jest. Poznając Kościół ks. Tadeusz poznał jego fundamenty. Zobaczył, że stoi on na dobrym gruncie, na solidnej podstawie. Ale jako pewna społeczność był i jest ułomny. Kiedy świat przytłacza doświadczonego pastora swą zmiennością, ślepotą, a czasem okrucieństwem, ks. Tadeusz wie, że jest takie miejsce, które odnalazł jako student, miejsce niezniszczalne i pewne, w którym trudno pobłądzić. Właśnie tam kieruje kroki, do swojego Kościoła, gdzie znajduje spokój i wytchnienie. Szkoda tylko, że ten Kościół jest tak mały – z nutą żalu mówi ks. Tadeusz zaraz dodając – ale kto powiedział, że człowiek ma być w tym największym Kościele? Czy ktokolwiek zapewni, że w największym Kościele jest najlepiej, że w najliczniejszym i najbogatszym znajduje się spokój i wytchnienie? Dróg, które prowadzą do Chrystusa jest wiele...
    Ks. Tadeusz Jelinek swoją wiarę przyrównuje do zabytkowej dzwonnicy na terenie parafii, zbudowanej na trwałym fundamencie, na kamieniu z zamku konińskiego, na Nauce Kościoła i Wieczerzy Pańskiej. Ten fundament nie jest fikcją, intelektualną zabawą, hokusem-pokusem tajemnicy wiary. Tu widać łaskę Boga. Można dostrzec, jak się ona manifestuje, rozumieć ją i przyjrzeć się, jak przekazana jest człowiekowi i jak za jej pomocą Bóg działa. Wiara jest niezbędna, ale jeśli choć w części nie potrafimy jej zrozumieć, wyrazić i przypatrzeć się jej, wtedy pozostaje jedynie pustym frazesem, miejscem kultu albo świętym „przedmiotem”. Czy możemy zobaczyć Boga wśród ludzi? Jeśli ktoś spodziewa się, że uważnie przyglądając się grupie osób zobaczy wśród nich „fizycznego” Boga, spotka go rozczarowanie. Lecz na pewno dostrzeże go ten, kto przestrzega zasady wiary, kto widzi Boga w działaniu wśród nas i rozpoznaje znaki, które nam Bóg daje.
    W kościele żychlińskim wybudowanym w latach 1821-1822, o prostym i ascetycznym wnętrzu, znajduje się napis: Błogosławieni czystego serca. Czy to krótkie zdanie nad Stołem Pańskim i kazalnicą nie jest właśnie fundamentem dla ks. Tadeusza? Czy nie tam należy szukać obecności Boga? Czyste serce nikomu z nas nie jest dane od urodzenia na zawsze i nikt z nas nie powinien mówić, że jest idealny. To Bóg przemówił do człowieka tymi słowami, to Jego znak, który mamy dostrzec i opowiedzieć o nim innym. Wiedzieli o tym wielcy dobroczyńcy parafii żychlińskiej: Joanna Florentyna z Potworowskich Bronikowska i jej mąż, Adam Bronikowski, których obrazy wiszą na ścianach bocznych kościoła. Przedmiot jest przedmiotem – Bóg jest w społeczności ludzkiej. Nie ma go w chlebie ani w winie, tym bardziej w obrazku czy posągu. Żona i dzieci u boku duchownego, radość z rodziny, to są fundamenty niepodważalne, mocne, na których można budować i przez nie wierzyć Bogu.

Krzysztof Urban

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl