Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 5-6 / 2009

Najbardziej dramatyczne odkrycie w dziejach historii – taki był tytuł amerykańskiego World Weekly News z 22 lutego 2000 roku. Chodziło o odkrycie szkieletów „Adama i Ewy” w okolicach Aleppo, w Syrii. Archeolog David Gwilliam natknął się na kości pochodzące sprzed 300 000 lat, z zupełnie współczesnymi czaszkami, które, jak stwierdził, wskazywały na to, że para ta pominęła proces ewolucji i zaistniała jako w pełni wykształcona forma życia. Jakby tego było mało, w męskim szkielecie brakowało jednego z żeber, które odnaleziono wrośnięte w kręgosłup szkieletu kobiety! W odległości zaledwie 25 metrów od obu szkieletów znaleziono skamieniałe szczątki drzewa jabłoni.


      Cóż, ta rewelacja przyszła dla Karola Darwina za późno. W 1860 roku wygłosił on referat dla Brytyjskiego Towarzystwa na Rzecz Popierania Nauki, podczas którego doszło do słynnej wymiany zdań z biskupem Wiberforcem1 na temat teorii ewolucji2. Dla wielu to spotkanie jest symbolem zwycięstwa nauki nad religią. Ale prawda jest bardziej skomplikowana i dużo ciekawsza. Późniejszy anglikański arcybiskup Canterbury Frederick Temple opowiedział się w tej debacie po stronie Darwina. Pastor Charles Kingsley, któremu Darwin wysłał egzemplarz swojej książki O powstawaniu gatunków, ciepło przyjął tę teorię, a chrześcijanin i naukowiec Asa Grey3 rozpropagował ją na obszarze USA. Trzydzieści lat później anglikanie, którzy wydali prace Lex Mundi, mogli napisać: W ostatnich latach zaobserwowaliśmy stopniową akceptację przez chrześcijańskich myślicieli tej wielkiej generalizacji naszych czasów, nazywanej – w skrócie i nieprecyzyjnie – teorią ewolucji.
     Biskup Samuel Wilberforce, syn Williama (znanego abolicjonisty), był przeciwnikiem Darwina, podobnie jak wielu chrześcijan odczytujących Biblię literalnie i wielu naukowców tamtych czasów. Wilberforce, zapytany przez Sir Roberta Owena, kuratora historii naturalnej British Museum, zaatakował O powstawaniu gatunków na łamach „Edinburgh Review” w kwietniu 1860 roku. Naukowa krytyka Darwina osłabła dopiero w następnych latach, gdy odkrycia augustiańskiego mnicha Gregora Mendla, dały początek nowej dziedzinie nauki – genetyce.
     W tym artykule chciałbym wyrazić wdzięczność Karolowi Darwinowi, ale najpierw chciałbym się uporać z górą nieporozumień. Jeśli owo spotkanie w 1860 roku nie stanowiło zwycięstwa nauki nad religią, to było jednak przykładem starcia nauki z takimi władzami religijnymi, które chciały sprawować monopol nad nauką. Angielskie uniwersytety były pod kontrolą Kościoła anglikańskiego, który nie zawsze popierał wolność badań naukowych. W 1863 roku Kościół rzymskokatolicki wydał Deklarację z Monachium, w której żądał, by nauka podporządkowała się teologii.
     Darwin pokazał, że każda forma życia jest poddawana niezliczonym zmianom. Niektóre z nich sprawiają, że nosiciele zmian mają większe szanse przeżycia, ponieważ ich cechy lepiej dostosowują się do środowiska. Wraz z upływem czasu cechy te nakładają się na siebie i przyczyniają się do powstawania nowych gatunków (dotyczy to również nas samych). Musimy jednak oddzielić teorię Darwina od niektórych argumentów filozoficznych, których autorzy twierdzą, że na jej podstawie bazują. W teorii tej, na przykład, nigdzie nie znajdziemy stwierdzenia, że wszystkim kieruje zwykły przypadek, chociaż przypadkowość jest jedną z cech wspomnianego procesu. Teoria ta nie prowadzi do determinizmu, gdzie wszystko jest sterowane przeznaczeniem. Raczej mamy tu do czynienia z mieszanką porządku i wolności, wyboru i ograniczeń.
     Podobnie ludzkość nie traci na wartości poprzez jej pokrewieństwo z małpami, albo ze światem zwierzęcym, czy też nawet z całym środowiskiem. Wiemy, że jesteśmy prochem. Zarazem teoria ta wcale nie wspiera tych, którzy twierdzą, że zwykły przypadek i naturalna selekcja są ostatecznym wytłumaczeniem „życia, wszechświata i wszystkiego”. Nie czyni ona wcale Boga niepotrzebnym, niezależnie od tego, jak bardzo Richard Dawkins i inni mu podobni chcieliby tego. Tak jak William Paley miał nazbyt mechaniczne wyobrażenie o wszechświecie, gdy porównał go do konstrukcji zegarka, tak też naukowi ateiści naszych czasów nieustannie podtrzymują ten pogląd, gdy upierają się, że Bóg został zastąpiony przez ewolucyjne zmiany. Jest to raczej, jak pokazuje ta teoria, ogromny potencjał ewoluującego wszechświata – tego krajobrazu, który kształtuje i kieruje ewolucją. Jest to wymiar tego, co nazywamy prawem natury oraz rozwojem świadomości i możliwości wyboru. Pochodzenie wszystkiego, podtrzymywanie wszystkiego, powstawanie myślenia i świadomości – te rzeczy są częściowo objaśniane poprzez naukę, ale wciąż jednak znamy zaledwie cząstkę tego, co Einstein nazywał „Sekretami Przedwiecznego”.
     Co zatem jest pomocne chrześcijanom? Za co powinniśmy dziękować? Na początek możemy na nowo podziwiać potęgę i dramat stworzenia. Świat jest niewątpliwie „odmieniony poprzez moc Boga”. Potem możemy docenić bogactwo i głębię naszego biblijnego dziedzictwa. Zbyt łatwo bowiem odwołujemy się do spłyconej historii zbawienia. Można ją dość brutalnie streścić do przesłania: nasi pra-rodzice zbuntowali się wobec Boga. Ten bunt śmiertelnie skaził tych, którzy przyszli po nich. Po wielu nieudanych próbach skłonienia ludzi do posłuszeństwa, Bóg wysłał Jezusa, by to posłuszeństwo wybrał za nas, a my – jeśli zaakceptujemy to, co za nas zrobił i mu zaufamy – wejdziemy do nieba.

Graham Hellier / tłum. K. Bem

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl