Drukuj

Nr 5-6 / 2008

     Tragiczne wydarzenia z 11 września 2001 roku i następująca po nich wojna z muzułmańskimi ekstremistami na nowo zwróciły uwagę na odwieczne związki religii z wojną i przemocą. W obecnym konflikcie uwaga skupia się głównie na religijnej motywacji islamskich terrorystów i samobójczych zamachowcach. Jednak zadziwia zbieżność retoryki George’a W. Busha i Osamy Bin Ladena. Obaj definiują konflikt w sposób dualistyczny, jako walkę dobra ze złem, chociaż ich wartości są diametralnie przeciwstawne. W rzeczywistości religijna spuścizna Zachodu jest niewiele mniej podatna na przemoc, niż jej islamska odpowiedniczka. Religijna przemoc jest głęboko osadzona w Piśmie, z którego wywodzą się zarówno judaizm jak i chrześcijaństwo.
      W Księdze Wyjścia czytamy, że Pan jest mocarzem wojny (Ex. 15:3). W starożytnym świecie oczekiwano od bogów, by bronili swój lud i pomagali mu w wojnach i Bóg Izraela nie był pod tym względem wyjątkiem. Najbardziej problematycznym jest biblijny przekaz podboju Kanaanu. Według Deuteronomium, lud Izraela miał całkowicie wytępić ludność tej krainy: Nie zawrzesz z nimi przymierza i nie okażesz im litości. Wręcz przeciwnie: Ale tak im macie uczynić: ołtarze ich zburzycie, ich stele połamiecie, aszery wytniecie, a posągi spalicie ogniem. Ty bowiem jesteś narodem poświęconym Panu, Bogu twojemu. Ciebie wybrał Pan, Bóg twój, byś spośród wszystkich narodów, które są na powierzchni ziemi, był ludem będącym Jego szczególną własnością. (Deut. 7:3, 5-7) Księga Jozuego opisuje, jak wypełniono to przykazanie. Ponieważ Izrael jest narodem wybranym, może – nawet musi – zniszczyć każdy lud, który mu stanie na drodze.
     Oczywiście, to przykazanie nie jest samo w sobie pozbawione ironii. Deuteronomium jest jedną z największych skarbnic wartości humanistycznych wśród ksiąg Biblii. Ta sama księga nakazuje wielokrotnie Izraelitom, by byli litościwi dla niewolników i uchodźców i by pamiętali, że sami byli kiedyś niewolnikami w Egipcie. Etyczny nakaz czynienia innym, tak jak chcemy, by nam czyniono, nie jest wynalazkiem Nowego Testamentu1. Ustawodawstwo dotyczące niewolników i uchodźców w Deuteronomium pokazuje szacunek wobec tego, co Emmanuel Levinas nazywa „twarzą innego” i wzywa do empatii w stosunku do naszych bliźnich2. W czasach, gdy pisano księgę Deuteronomium, lud Izraela i Judei wiedział aż nadto dobrze, jak wygląda rzeczywistość, gdy wróg łupi kraj i pali świątynie. Mimo to nie ma żadnego współczucia dla Kananejczyków i samokrytyki co do czynienia innym, czego sami doświadczyli.
     Również niepozbawiony ironii jest fakt, że owe przykazania zniszczenia są wplecione w opowieść Exodusu, który stanowi wielki pierwowzór wyzwolenia w zachodniej tradycji kulturowej3. Wyzwolenie Izraelitów i podbój Kananejczyków są zarazem dwiema stronami tego samego medalu. Bez własnego kraju Izraelici nie mieliby gdzie się podziać. Ale ziemia im przeznaczona nie jest pusta i ma swoich mieszkańców. Z punktu widzenia Kananejczyków nie jest to wcale przypowieść o wyzwoleniu4.
     Jednak największą ironią jest to, że współcześni naukowcy doszli do przekonania, iż rzeź Kananejczyków jest w dużej mierze, jeśli nie w całości, fikcją literacką. Archeolodzy nie znajdują żadnego dowodu na to, że Izraelici wywodzą się spoza tej krainy. Wydaje się raczej, że wykształcili się spośród mieszkańców Kanaanu. Przykazania w Deuteronomium i ich wypełnienie w księdze Jozuego mają więcej wspólnego z ideologią króla Jozjasza z VII wieku p.n.e.5, niż z sugerowanym podbojem Kanaanu przez inwazję Izraelitów sześć wieków wcześniej. Oczywiście, w niczym nie zmniejsza to moralnego dylematu, jaki stwarzają nam te księgi. Jak napisał James Barr: Problem nie tkwi w tym, czy te historie to prawda czy fikcja. Problematyczne jest to, że niezależnie od prawdziwości czy fikcji narracji, mamy nakazany rytuał rzezi6. Wytrzebienie Kananejczyków jest pokazane w Biblii jako wola Boga i jest usprawiedliwione tylko i wyłącznie boską decyzją oddania ich ziemi Izraelitom.
     Nie chcę bynajmniej sugerować, że religia starożytnych Izraelitów była wyjątkowo pełna przemocy. Na tle starożytnego Bliskiego Wschodu była najprawdopodobniej mniej pełna przemocy niż inne. Przemoc wobec Kananejczyków musi być zbalansowana przez humanistyczne aspekty prawa zawartego w Deuteronomium. Tym niemniej jednak przemoc pozostaje i ma fatalne następstwa w historii Zachodu. Rewolucja angielskich purytanów była gorliwie uzasadniana poprzez analogie ze Starym Testamentem7. Oliver Cromwell zauważył zbieżność pomiędzy swoją rewolucją a wyjściem Izraelitów z Egiptu i następnie potraktował irlandzkich katolików tak, jak Izraelici potraktowali Kananejczyków. W pewnym momencie wprost powiedział, że są takie niezwykłe sytuacje, gdy niektórzy są powołani do wielkich czynów, w osiągnięciu których są zwolnieni z powszechnych przykazań moralnych8, niczym bohaterowie Starego Testamentu. W następnym pokoleniu purytanie z Nowej Anglii zastosowali do swojej sytuacji teksty biblijne mówiące o podboju, obsadzając rdzennych mieszkańców Ameryki w roli Kananejczyków i Amalekitów9. W 1689 roku pastor Cotton Mather10 wzywał kolonistów, by wystąpili przeciwko Amalekitom naprzykrzającym się Izraelowi na pustkowiu11. Kilka lat później niejaki Herbert Gibbs dziękował za łaskę Boga w wytrzebieniu wrogów Izraela w Kanaanie i bynajmniej nie miał na myśli czasów biblijnych. Podobna retoryka dominowała wśród amerykańskich purytanów przez cały XVIII wiek i biblijne analogie są dalej używane w amerykańskiej debacie publicznej po dzień dzisiejszy12.
     Oczywiście, Amerykanie nie są wyjątkami, gdy poszukują w Biblii i Starym Testamencie wzorów dla swoich zachowań. Burowie w Południowej Afryce dostosowali historię wyjścia z Egiptu do swojej sytuacji pod brytyjskim panowaniem, a później murzyńscy działacze tę samą historię wyjścia uznali za swoją własną pod panowaniem tych samych Burów. Biblijne opowieści były używane także przez ruch syjonistyczny w Izraelu, kształtując wyobraźnię świeckich, socjalistycznych syjonistów i dając solidne wzory do naśladowania dla prawicowych bojówek. Biblijne analogie są również podstawą popierania Izraela przez konserwatywnych chrześcijan.
     Jest czas zabijania – pisał Kochelet – czas zabliźniania... czas wojny i czas pokoju (Koch. 3:3, 8). Nie każda przemoc musi się spotkać z potępieniem. Wizja Boga wojny i nadzieja na apokaliptyczny sąd często były źródłem nadziei dla prześladowanych. Pomimo to niewiele osób zaprzeczy, że przemoc jest rzadko dobrym rozwiązaniem i może być usprawiedliwiona tylko jako środek ostateczny. Większość osób w zachodnim świecie jest słusznie zbulwersowana myślą, że terroryści – tak jak sprawcy zamachów 11 września 2001 roku – mogą być zainspirowani do swoich czynów poglądami religijnymi. Chcę zaznaczyć w swoich przemyśleniach na temat przemocy i religii, że ów problem nie dotyczy wyłącznie islamu, ale można go znaleźć i wskazać w postawach i założeniach tkwiących głęboko w pismach judaizmu oraz chrześcijaństwa. Piszę tu o tych ustępach, które Gerd Ludemann nazwał ciemną stroną Biblii13. Nie są to bynajmniej kwestie wyłącznie akademickie. Fragmenty owe mają długą i wyraźną historię i nie ma powodu przypuszczać, że siła ich oddziaływania dobiegła końca.
     Co powinniśmy o nich powiedzieć na początku XXI wieku?

John J. Collins

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl