Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

7-8 / 1992

Antysemityzm jest taką formą nietolerancji, która – paradoksalnie – w Polsce historycznej otrzymała sankcję prawną. Otóż w I Rzeczypospolitej miasta mogły występować o uzyskanie przywileju de non tolerandis Judaeis, zakazującego Żydom zamieszkania czy nawet przebywania na ich obszarze. Rozmaite miasta polskie, w tym na przykład Warszawa, takie przywileje otrzymały. Mówienie o tym fakcie jako o przejawie nietolerancji jest oczywiście anachronizmem, ponieważ pojęcie tolerancji, tak jak się je rozumie współcześnie – czyli jako przeświadczenie, że wszyscy ludzie są równi, mają równe prawa i równą godność – ukształtowało się znacznie później, w czasach Rewolucji Francuskiej. Nasz przykład pokazuje natomiast, jak głębokie – także w sensie ustrojowym – są tradycje nietolerancji wobec Żydów.

Antysemityzm jest rzeczywiście zjawiskiem szczególnym, bo łączy w sobie nietolerancje rozmaitego rodzaju. Chyba żadna inna grupa narodowa w Polsce, z wyjątkiem współcześnie Cyganów, nie była tak wszechstronnie nie tolerowana. Po pierwsze, Żydów postrzegano jako obcych. Mało że obcych religijnie, niechrześcijan, to jeszcze – mamy na to dowody w literaturze staropolskiej – jako szczególnie związanych z diabłem. I jak chrześcijanie mieli przygotować nadejście Królestwa Bożego i jego realizację na ziemi, tak Żydzi, słudzy Antychrysta, mieli temu przeszkodzić. Istnieje mnóstwo historycznych, i nie tylko historycznych, przekazów o ich tajemnych związkach z diabłem. Żyd był zatem postrzegany jako przedstawiciel największego wroga rodzaju ludzkiego. Taka jego percepcja wykluczała jakąkolwiek tolerancję w sensie nowożytnym. Oczywiście istniały także inne czynniki, przynajmniej w I Rzeczypospolitej, przeszkadzające tolerancji, jakkolwiek z drugiej strony w wieloetnicznym państwie polskim Żydzi stanowili jedną z wielu mniejszości i de facto ich życie regulowały przepisy prawa, które pod pewnymi względami były nawet bardziej tolerancyjne (pod innymi mniej) aniżeli te, które regulowały życie innych mniejszości.

Z kolei najbardziej charakterystyczną cechą współczesnej nietolerancji wobec Żydów jest coś, co nazwałbym „umgławicowieniem" kategorii Żyda w Polsce, zjawisko szczególnie wyraziste w okresie międzywojennym. Żydów nienawidzono zarówno za to, że byli obcy, że mówili innym językiem i wyznawali inną wiarę, jak i za to, że byli swojscy, nie do odróżnienia, że się asymilowali i stawali Polakami. Nienawidzono ich za to, że byli kapitalistami i że byli komunistami, że byli fanatycznie wierni swojej religii i że byli ateistami. Innymi słowy cokolwiek Żyd robił, stawał się przedmiotem nietolerancji; nieważne, co robił, ważne, że był Żydem.

Jaka jest funkcja psychologiczna takiej wrogości wobec Żyda? Otóż można paradoksalnie powiedzieć, że działa w tym wypadku mechanizm w psychologii zwany projekcją,

a polegający na przypisywaniu innej osobie własnych, nie akceptowanych przez siebie cech. Widać to bardzo wyraźnie w propagandzie antysemickiej okresu międzywojennego. Twierdzono wtedy na przykład, że Żydzi chcą zniszczyć polski handel nieuczciwą konkurencją, po czym organizowano bojkoty ekonomiczne Żydów, rzeczywiście skutecznie wyniszczające żydowski handel nieuczciwą konkurencją... Mówiono, że Żydzi pragną Polaków uciskać i prześladować, po czym biło się, uciskało i prześladowało Żydów. Nietolerancja wobec nich osiągnęła poziom właściwie niemodyfikowalny – można im było przypisać dowolną nie akceptowaną cechę. Wykluczało to jakiekolwiek możliwości racjonalnej debaty nad nietolerancją.

Te elementy nietolerancji wobec Żydów uległy współcześnie, jak się wydaje, zmianie. Według badań opinii publicznej żydzi nie są już najbardziej znienawidzoną grupą w Polsce zastąpili ich Cyganie. Zresztą splot cech negatywnych przypisywanych Cyganom bardzo przypomina splot cech negatywnych przypisywanych wcześniej Żydom i w obu wypadkach niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Można zatem przypuszczać, że nietolerancja nie tyle jest reakcją na cechy czy też na fakt istnienia społeczności żydowskiej lub cygańskiej, ile gotowością do odrzucenia i nienawidzenia obcych. Ci „dyżurni obcy" zmieniają się w zależności od sytuacji historycznej.

Jest jednak rzeczą ciekawą, że te same badania wykazują, iż więcej osób nie akceptowałoby Żyda jako swego przełożonego w pracy niż Żyda jako członka rodziny. Wyłania się zatem zupełnie inny obraz niż w tradycyjnym europejskim rasizmie, który charakteryzuje się odrzucaniem w znacznie większym stopniu możliwości związków osobistych niż formalnych. Jak z tego wynika, współczesna nietolerancja wobec Żydów wyraża raczej zakamuflowaną postawę polityczną niż rasistowską czy etniczną. Jak kiedyś, tak i teraz żyd jest metaforą nie akceptowanych postaw politycznych.

Dzisiaj w Polsce stanowi symbol liberała, „Europejczyka" – z całą negatywną konotacją, jaką przypisuje temu pojęciu obóz narodowy.

Myślę, że bogaty obraz różnorodnych postaw nietolerancyjnych wobec Żydów wiąże się w pewien sposób z cechami samej społeczności żydowskiej, która – choć pozbawiona własnego państwa i eliminowana z bardzo wielu zawodów – przecież rozwijała się nieustannie i wielostronnie. Mówiąc obrazowo: jeżeli, na przykład, ktoś nienawidził inteligencji, to zawsze mógł znaleźć jakichś Żydów inteligentów do nienawidzenia; jeżeli ktoś z pogardą patrzył na plebs, no to miał żydowską biedotę; jeżeli zaś nienawidził religii, mógł swoją nienawiść skierować na pobożnych rabinów; jeżeli z kolei nienawidził ateistów, zawsze znalazł Żydów propagujących ateizm. Innymi słowy:nietolerancja wobec Żydów jest pochodną innej nietolerancji.

Tyle tylko, że dużo łatwiej jest nienawidzić Żyda (ponieważ w polskim kontekście kulturowym to nie wymaga uzasadnienia), niż mówić: „jestem wrogiem liberalizmu" albo: „uważam, że ludzie głęboko wierzący nie powinni mieć prawa publicznego funkcjonowania", albo: „jestem antykapitalistą czy antykomunistą". W ostatecznym rozrachunku nienawiść i nietolerancja wobec Żydów to próba – psychologicznie rzecz biorąc – eksterioryzacji tego, czego nie akceptuje się w samym sobie. Ci, którzy nienawidzą Żydów, objawiają głośno własną nienawiść do samych siebie. Dlatego jest im ona bardzo potrzebna: pozwala ominąć problem rozliczenia się z samym sobą!

Dotykam tu zaledwie jednego z wielu mechanizmów antysemityzmu i nietolerancji wobec Żydów. Na ten temat napisano już tysiące tomów i, niestety, jeszcze wiele nowych zostanie napisanych... Problem ten da się zinterpretować na wszystkich możliwych poziomach – od psychologicznego przez socjologiczny, ekonomiczny, polityczny, religijny. Skupiłem się tutaj na sferze psychologicznej, ponieważ nietolerancja jest cechą jednostki i jej źródeł należy szukać w psychologii jednostki. Między tolerancją wobec innych a tolerancją wobec siebie istnieje bardzo silny związek. Nienawistnicy, jak powiedziano, nienawidzą także siebie. Nie są to bynajmniej ludzie zadowoleni, wyluzowani, akceptujący siebie i własne słabości. Nienawistnik buduje swoją tożsamość na nienawiści. Nie jest to tożsamość, z którą łatwo się żyje, przeciwnie – staje się ona źródłem cierpienia, tylko że nienawistnik odpowiedzialnością za to cierpienie obarcza obiekt swej nienawiści. Jest to taka samospełniająca się przepowiednia.

W Polsce problemem nie jest antysemityzm, ale jego tolerowanie.

Nie sądzę, żebyśmy mieli proporcjonalnie więcej „ideowych" antysemitów niż w innych krajach o kulturze chrześcijańskiej, na przykład we Francji, którą trochę znam. W Polsce jednak antysemityzm jest tolerowany, a jego pewne przejawy bagatelizowane lub nawet akceptowane społecznie. Bardzo rzadko (z wyjątkiem niektórych środowisk inteligenckich) spotykają się one z kategorycznym potępieniem. W każdym kraju może się zdarzyć, że jakiś głupi smarkacz czy ponury fanatyk napisze na murze: „Żydy do gazu". Ale mało jest takich krajów, jak nasz, gdzie napis taki widnieje na ścianie miesiącami, bo nikt go nie ściera, bo nikt z mieszkańców tego domu czy przechodniów nie czuje się tym napisem obrażony osobiście, nikt nie ma świadomości, że on i jemu uwłacza, i jemu zagraża. Tak więc powtarzam: problem tolerowania antysemityzmu jest dużo groźniejszy od problemu samego antysemityzmu.

Kilka lat temu we Francji zdarzyła się haniebna historia ze zbezczeszczeniem żydowskiego cmentarza w Carpentras.

Taka historia mogła się zdarzyć wszędzie,także w Polsce, bo po dziś dzień bezczeszczone są tu i ówdzie żydowskie groby w poszukiwaniu skarbów, jakie rzekomo się do nich wkłada przy pochówku. Ale we Francji, po tym koszmarze w Carpentras, sto tysięcy ludzi, z prezydentem Republiki na czele, przedefilowało Polami Elizejskimi w Paryżu protestując w ten sposób przeciwko antysemityzmowi. Antysemita może teraz powiedzieć: „No tak, zebrało się sto tysięcy Żydów albo filosemitów..." Ale to nieprawda. Byłbym bardzo zdziwiony, gdyby okazało się, że stosunek tych stu tysięcy demonstrantów do Żydów w sposób znaczący odróżniał się in plus od stosunku pozostałej części populacji francuskiej. Oglądaliśmy wtedy nie manifestację filosemityzmu, ale manifestację w obronie demokracji,

manifestację ludzi kierujących się dobrze rozumianym interesem własnym. Wiemy bowiem z wielu bolesnych doświadczeń, że jeżeli można prześladować kogokolwiek, to można prześladować każdego. Jest tak, jak powiedział pastor Martin Niemöller1: „Najpierw przyszli po Żydów, a ja nie protestowałem, bo nie byłem Żydem, potem po komunistów, a ja nie protestowałem, bo nie byłem komunistą, potem po związkowców, a ja nie protestowałem, bo nie byłem związkowcem. A kiedy przyszli po mnie, nie było już komu protestować w mojej obronie".

Tak więc uważam, ze bardziej niż na walce z samym antysemityzmem należałoby się skupić na walce z postawami tolerującymi to zjawisko, bo w nich właśnie tkwi zagrożenie – i dla Żydów, i dla nie - Żydów, i dla demokracji w Polsce.

Antysemityzm posiada pewną straszną i mocną cechę: podobnie jak marksizm daje uproszczony, czarno – biały, obraz świata.

Ktoś, kto taki obraz posiada, z całą pewnością wie, że znajduje się po stronie dobra. Jeśli zatem całe zło świata, wszystkie nieszczęścia, jakie spotykają innych i nas, przypisać Żydom, wystarczy nie być Żydem, żeby znaleźć się po tej dobrej, właściwej, stronie. Wtedy już nic więcej nie musimy robić. Zwolnieni jesteśmy od samodoskonalenia się, od moralnej refleksji, od odpowiedzialności. Zło to „tamci", dobro to ja. To jest w gruncie rzeczy ta sama marksistowska wizja świata, tyle tylko, że klasy społeczne zastąpione w niej zostały narodami. Ale i w jednym, i w drugim wypadku moralna odpowiedzialność przestaje być efektem działań jednostki, a staje się darem Historii czy Boga, wszystko jedno.

Wystarczy więc nienawidzić Żydów, żeby być dobrym człowiekiem.

Stąd się bierze siła antysemityzmu, podobnie jak wcześniej siła marksizmu. Do tego, żeby nienawidzić, wcale nie trzeba Żydów ani – jak w przypadku marksizmu – burżujów. Od wielu lat w Afryce walczy o niepodległość Sahary ruch Polisario, organizacja marksistowska, choć na całej Saharze ani jednego burżuja i ani jednego proletariusza nie uświadczysz. Ale to nieważne. Wystarczy czarno – biały podział świata.

Podobnie jest w Polsce. Organizacje antysemickie, szerzej – o antysemickiej idei i wizji świata, istnieją tu niezależnie od faktycznej obecności Żydów. Co więcej, Żydzi stanowiliby jedynie przeszkodę w tej działalności, ponieważ istnienie konkretnych Żydów zmusza przynajmniej do próby skonfrontowania ich rzeczywistego obrazu z tym światopoglądem z tym stereotypem. Mówi się często, że polski antysemityzm był pochodną wielkiej liczby Żydów zamieszkałych w Polsce. Nie bardzo wierzę w to wyjaśnienie. Współczesne badania przeprowadzane w krajach europejskich wykazują, że największy antysemityzm jest w Polsce i na Słowacji, czyli tam, gdzie Żydów jest najmniej, najmniejszy zaś na Węgrzech, gdzie Żydów jest najwięcej. Na tej podstawie można by więc wnioskować, że obecność dużej grupy Żydów bardzo poważnie szkodzi światopoglądowi antysemickiemu, bo podważa funkcjonujące stereotypy. No bo jakże można o ludziach, których się zna osobiście i z którymi codziennie się obcuje, powiedzieć, że są agentami zła w historii i sługami szatana...

Sama kategoria antysemityzmu jest historycznie ryzykowna, ponieważ do jednego worka wrzuca się różne zjawiska i postawy, sterowane przez różne mechanizmy i same różnie funkcjonujące. Musimy wyraźnie dostrzegać te różnice.

Do czasu Treblinki próby „zaduszenia" żydowskiej konkurencji gospodarczej, walka z „żydowskimi" koncepcjami liberalnymi, a nawet oskarżanie Żydów o mordy rytualne – to nie było to samo zjawisko. Nie każdy przedwojenny antysemityzm musiał być morderczy, nie każdy prowadził do Treblinki. Na przykład niektórzy księża katoliccy, tak antysemiccy w swoich kazaniach czy nawet działaniach, w czasie okupacji ratowali Żydów z narażeniem własnego życia. Inny przykład. Przedwojenny działacz organizacji antysemickiej w czasie wojny uratował wielu Żydów. Dlaczego? Sam wyznał mi otwarcie: „Ja Żydów nienawidzę i gdyby wojnę przeżyli, pierwszy bym ich stąd gonił. Do Palestyny, na Madagaskar, mnie wszystko jedno. Tu jest Polska dla Polaków, a Żydzi niech jadą do swojego kraju. Ale właśnie dlatego, że tu jest Polska, nie mogłem pozwolić, żeby ludzi mordowano tylko dlatego, że mieli pecha, bo się urodzili Żydami. U mnie żeby tak było? Nie!"

Ale od czasów Treblinki o antysemityzmie można mówić już tylko jako o zjawisku jednolitym, antysemityzm odtąd oznacza zawsze Treblinkę.

Jeżeli ktoś jest dziś antysemitą, to przyjmuje odpowiedzialność za wymordowanie mojej rodziny w Treblince. Innej możliwości nie ma. Z tego trzeba bardzo dokładnie zdawać sobie sprawę. Po roku 1943, kiedy zaczęła się masowa eksterminacja Żydów, nie istnieje inny antysemityzm, jak tylko prowadzący do Treblinki. I dlatego, podkreślam to raz jeszcze, tolerancja wobec antysemityzmu jest rzeczą straszliwie groźną.

Nie chodzi przy tym o tę garstkę polskich Żydów.

Tu chodzi o polskie społeczeństwo.

Chodzi o przyszłość kraju. Nie rozumiem, jak – zwłaszcza w Polsce możliwa jest tolerancja społeczna dla nosicieli ideologii szowinizmu nienawiści. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie chyba twierdził, Że skoro jest to zjawisko stosunkowo nieliczne, to można je bagatelizować. Nie twierdzę, że Polsce grozi faszyzm. Twierdzę natomiast, że jest moralnym skandalem i polityczną ślepotą tolerowanie faszyzmu tylko dlatego, że występuje jako zjawisko marginesowe. To tak, jakby się chciało tolerować wirusa, bo jest malutki, a epidemia przecież jeszcze nie wybuchła...

Konstanty Gebert
[Psycholog, dziennikarz i publicysta – ps. Dawid Warszawski]

1 Ks. Martin Niemöller, jedna z najwybitniejszych postaci Kościoła wyznającego w Niemczech hitlerowskich, w którym skupiło się zaledwie kilka tysięcy ewangelików mających odwagę sprzeciwić się przywódcy III Rzeszy i zbrodniczemu systemowi. Pastor Niemöller za swoją nieugiętą chrześcijańską postawę uwięziony został w 1937 r. w obozie koncentracyjnym, skąd wyszedł żywy w 1945 r. Po wojnie zajmował wysokie urzędy w Kościele Ewangelickim Niemiec (EKD). - red.