Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

7-8 / 1992

Przy różnych okazjach i w różnych okolicznościach słychać zewsząd słowo tolerancja.Można przy tym stwierdzić, że pojęcie to jest rozumiane bardzo nieprecyzyjnie i używane w rozmaitym znaczeniu.

Na ogół uważa się tolerancję za jedną z podstawowych wartości znamionujących człowieka kulturalnego, który uznaje cudze prawo do wyznawania poglądów i pielęgnowania praktyk odmiennych od własnych. Dlatego nie jest skłonny do potępiania nikogo z powodu jego odmienności. Określenie człowiek tolerancyjny kojarzy się natychmiast z kimś światłym, o szerokich horyzontach, sympatycznym, godnym zaufania, dopuszczającym różne możliwości myślenia i postępowania.Człowiek nietolerancyjny natomiast jawi się jako osobnik obskurancki, ograniczony, brutalny, gotowy do dyskryminowania a nawet prześladowania inaczej myślących, do zmuszania ich (choćby siłą), aby podporządkowali się „jedynie słusznej" linii myślenia i postępowania.

Rozpowszechnione przekonanie

O TOLERANCJI JAKO WARTOŚCI POZYTYWNEJ

dość dobrze ugruntowane jest w definicjach słownikowych. Kto sięgnie po Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych Władysława Kopalińskiego (Wiedza Powszechna, Warszawa 1971, s.762), znajdzie następujące wyjaśnienie hasła tolerancja, wyrozumiałość, liberalizm w stosunku do cudzych wierzeń, praktyk, poglądów, postępków, postaw, choćby różniły się od własnych albo były z nimi sprzeczne.Użyte przez Kopalińskiego określenie wyrozumiałość z miejsca nadaje pojęciu tolerancji zabarwienie pozytywne, ponieważ kojarzy się z kimś łagodnym, cierpliwym, mądrym i życzliwym, kto wiele rozumie. Dzięki wyrozumiałości, uważanej za zaletę rozumu i przymiot serca, można się zdobyć na szlachetną wspaniałomyślność, przychylną ocenę czyichś intencji i motywów postępowania. Również drugie określenie – liberalizm – nasuwa pozytywne skojarzenia z miłą sercu swobodą, pozbawioną rygorów wolnością od dyscypliny i wszelkiego przymusu, jakkolwiek może to wywoływać obawę, że prowadzi do chaosu, na przykład w dziedzinie moralnej, politycznej czy ekonomicznej. Z tego powodu ten i ów mniej chętnie ku liberalizmowi się skłania.

W innych słownikach obok wyrozumiałości występuje nieco odmienne określenie tolerancji, mianowicie pobłażanie dla cudzych poglądów, wierzeń, dla czyjegoś postępowania.Nie jest to już kwalifikacja jednoznacznie dodatnia, bo kiedy mówimy o pobłażaniu, mamy na myśli pewien odcień lekceważenia czy poczucia wyższości wobec osoby tak traktowanej, w wyniku czego również sama tolerancja nabiera cech ujemnych.

Jest rzeczą interesującą, że tolerancja religijna zyskała sobie w odpowiednim haśle Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN jednoznacznie pozytywną ocenę:Tolerancja religijna, szeroko rozumiana – jako prawo do wierzenia lub nie wierzenia w Boga, do przyjmowania lub odrzucania wierzeń i praktyk postulowanych przez różne religie, wyznania i kierunki religijne – jest uznana za jedną z podstawowych wartości w kulturze współczesnej.Z kolei wSłowniku frazeologicznym języka polskiego Stanisława Skorupki pod hasłem tolerancja sąsiadują obok siebie takie oto dwie możliwości użycia tego słowa:tolerancja dla innowierców; tolerancja dla występków, wybryków,co budzi na pierwszy rzut oka raczej zabawne skojarzenia.

Drugie z cytowanych określeń zawiera dość szerokie

MOŻLIWOŚCI INTERPRETACJI NEGATYWNEJ,

wyrażającej się przede wszystkim w przyzwoleniu na zło. Zakłada też indyferentyzm, obojętność wobec zasad współżycia między ludźmi i wobec zachodzących w społeczeństwie zjawisk – pozytywnych lub negatywnych. W tak rozumianej tolerancji mieści się pobłażliwość, szczególnie szkodliwa, a nawet niebezpieczna dla procesu wychowawczego. Wspiera ona bowiem przekonanie, że wszystko wolno, że nie ma potrzeby rozwijania w sobie hamulców ani ćwiczenia się w mówieniu sobie „nie", w wyniku czego zaciera się zdolność rozróżniania dobra od zła i słabnie motywacja dokonywania moralnego wyboru.

Wspomniane wyżej sąsiedztwo obu określeń tolerancji nie jest w rzeczywistości ani zabawne, ani też przypadkowo chyba przez profesora Skorupkę zestawione. W każdym razie trzeba je potraktować całkiem poważnie, ponieważ odzwierciedla pewną prawidłowość – i semantyczną, i historyczną. Słowo to pochodzi od łacińskiego tolerare,co znaczy znosić, wytrzymywać. Tolerowanie (kogoś lub czegoś) wyraża zatem cierpliwe znoszenie.Jeśli od tej strony spojrzymy na tolerancję, przestanie nam się ona jawić jako wartość godna wysokiej oceny. Nikt przecież nie powie, że toleruje jakieś zjawisko wartościowe, budujące, przyjemne albo że toleruje osobę o pozytywnych walorach umysłu i serca.

TOLERUJE SIĘ TO, CO SPRAWIA PRZYKROŚĆ

i przynosi szkodę, toleruje się ludzi uciążliwych, budzących niechęć, sprawiających kłopoty, toleruje się, bo nie ma innego sposobu, bo nie ma jak ich unieszkodliwić czy im przeciwdziałać. Cierpliwie się to wszystko znosi, bo nie ma innego wyjścia. Dlaczego więc tolerancja zyskała sobie tak pochlebną ocenę w powszechnym przekonaniu i w definicjach słownikowych?

Z punktu widzenia historycznego sprawa wcale nie przedstawia się lepiej. Wielu przykładów dostarcza Reformacja i czasy po niej następujące. Prześladowani we Francji hugenoci zyskali dzięki edyktowi nantejskiemu, wydanemu w 1598 roku przez Henryka IV, względny spokój, ograniczoną możliwość pielęgnowania swej wiary i odprawiania nabożeństw na określonych obszarach. Ta typowa tolerancja trwała do roku 1685, gdy edykt został odwołany przez Ludwika XIV. Heretyków, uważanych za zagrożenie i dla obowiązującej wiary, i dla obowiązującego porządku publicznego, czyli dla – korony, tylko dlatego tak długo i cierpliwie znoszono, czyli tolerowano, że uwikłany w konflikty zbrojne król nie mógł sobie pozwolić na walki wewnętrzne. Odpowiedni akt był właściwie gotowy już od roku 1635, ale sprzyjające warunki do jego ogłoszenia zaistniały dopiero po rozejmie z władcami europejskimi w 1684 roku. Dokument, wydany 17 października 1685 w Fontainebleau, nosił znamienny tytuł: Edykt króla ogłaszający zakaz wszelkiego praktykowania religii rzekomo reformowanej na terenie jego królestwa. W wyniku tego postanowienia setki tysięcy hugenotów emigrowały, część zeszła do podziemia, część zaś przyjęła (często zresztą pozornie) katolicyzm. Gwarantowana edyktem nantejskim, a wymuszona okolicznościami, tolerancja skończyła się natychmiast, gdy warunki na to pozwoliły.

Z kolei ewangelicy pod panowaniem Habsburgów, w szczególności bracia czescy, doznawali prześladowań, które zmuszały ich albo do ukrywania się, albo do przyjmowania katolicyzmu, albo do emigracji. Dopiero patent tolerancyjny wydany przez cesarza Józefa II w 1781 roku spowodował, że wyszli z podziemia. Uznano, że pozostałe resztki są już niegroźne i można im pozwolić na wegetację. Okazało się jednak, że ewangelików było o wiele więcej, niż się spodziewano. Wprawdzie ponieśli ogromne straty, ale nie zostali pokonani. Tolerancję w tym wypadku można ocenić jako

KROK NAPRZÓD W STOSUNKU DO STANU UCISKU I PRZEŚLADOWANIA.

Trzeci wreszcie przykład historyczny pochodzi z czasów nam współczesnych. Ideologia komunistyczna traktuje wszelką wiarę religijną – za Karolem Marksem – jako opium dla ludu i wszelkimi sposobami dąży do jej eliminowania. Wiadomo, jakie metody walki z religią były stosowane w krajach objętych tą ideologią. Polska, poza krótkim okresem ostrego reżimu stalinowskiego, stanowiła swego rodzaju wyjątek. Władza ludowa tolerowała Kościół, a nawet usiłowała stwarzać pozory konstytucyjnie gwarantowanej „wolności sumienia i wyznania". Kościół rzymskokatolicki stanowił u nas zbyt wielką siłę, aby dało się go przemocą zlikwidować, dlatego władza musiała go, acz z niechęcią, tolerować. Przy okazji (albo dla zachowania „równowagi") tolerowano też inne wyznania. Był to wszakże

STAN REGLAMENTOWANY I ŚCIŚLE KONTROLOWANY.

Na podstawie powyższych wywodów można stwierdzić, że rozpowszechniony sąd, wysoko oceniający tolerancję jako zaletę rozumu i przymiot serca, nie znajduje uzasadnienia ani semantycznego, ani historycznego. Potoczne opinie nie zawsze jednak liczą się z faktami, raczej utrwalają się pod wpływem zupełnie innych okoliczności. Niemniej jednak trzeba dążyć do jak najbardziej precyzyjnego ustalenia pojęć po to, aby można było skutecznie się porozumiewać.

Tolerancję można zatem uznać za zjawisko pozytywne tylko w wypadku, gdy stanowi krok naprzód w stosunku do nietolerancji, ucisku, prześladowania, czyli jako swego rodzaju stan przejściowy. Głębsze zastanowienie się nad zakresem semantycznym tego słowa pozwala wydobyć cały jego negatywny sens, który pokrywa się z rzeczywistością historyczną. Jak widzieliśmy na przykładzie Francji, hugenotów tolerowano tylko do czasu, i to z konieczności, ponieważ uwikłanie w konflikty zewnętrzne nie pozwalało na ostateczne rozwiązanie problemu. Habsburgowie uznali za możliwe wydanie patentu tolerancyjnego w chwili, kiedy doszli do wniosku, że ewangelicy zostali praktycznie unieszkodliwieni. Komuniści przyjęli taktykę tolerancyjną wobec Kościoła z powodu bezsilności. W gruncie rzeczy mamy więc w każdym z tych przykładów do czynienia z wrogością, hamowaną niesprzyjającymi okolicznościami, ale zagrażającą w każdej chwili wybuchem. Tak właśnie się dzieje na obszarach objętych ogniem bratobójczych walk po upadku systemu komunistycznego.

Jeżeli więc sprawy tak się mają, to znaczy, że pojęcie tolerancji, a zwłaszcza jej praktykowanie, jest tylko częściowo przydatne, mianowicie w sytuacji, gdy kładzie kres ostrej, wyniszczającej konfrontacji. Nie może natomiast stanowić zasady współżycia między ludźmi ani celu, do którego się dąży. Jeśli pokój wśród ludzi nie ma być tylko maską, pokrywką, pod którą aż wre od tłumionych emocji, w każdej chwili grożących wybuchem, ruch ekumeniczny, zwalczanie napięć etnicznych, stosunki międzynarodowe wymagają stosowania czegoś innego niż tolerancja, wymagają pójścia

INNĄ DROGĄ.

Co zatem można by przeciwstawić tak negatywnie tu ocenionej tolerancji? Dla uzasadnienia odpowiedzi na to pytanie należy wyjść od biblijno – teologicznego pojęcia stworzenia, odwołując się do określonych, sprawdzalnych faktów. Biblijny opis stworzenia wskazuje na to, że

ZREALIZOWANYM ZAMIAREM BOŻYM BYŁO ISTNIENIE RÓŻNORODNOŚCI.

Dla stwierdzenia tego stanu rzeczy nie trzeba zresztą sięgać aż do Biblii, ponieważ każdy może z łatwością zauważyć to gołym okiem, obserwując naturę. Każdy listek na drzewie, każde źdźbło trawy i kwiat na łące, każdy płatek śniegu ma swój indywidualny, niepowtarzalny charakter, utrwalony w najróżniejszych indywidualnych cechach. Cóż dopiero mówić o ludziach?

Biblijna historia stworzenia ukazuje ponadto, że zamierzona przez Boga różnorodność odznacza się harmonią. Spojrzał Bóg na wszystko, co uczynił, a było to bardzo dobre. Również harmonię można, choć nie aż tak łatwo, dostrzec w naturze bez sięgania do biblijnego źródła, co ukazują regularne procesy zachodzące w przyrodzie, równowaga między gatunkami, naturalny dobór, samoistne przezwyciężanie zachwianej równowagi, samooczyszczanie się wody i powietrza, naturalna selekcja.

ŹRÓDŁEM CHAOSU JEST DZIAŁALNOŚĆ CZŁOWIEKA.

Jego wytwory, produkowane seryjnie, „pod sztancę", wnoszą dysonans w naturalną harmonię stworzenia. Na przykład uprawa jednogatunkowych lasów zachwiała biologiczną równowagę i stała się przyczyną ich zagłady. Dążenie do ujednolicenia wprowadza – w sposób paradoksalny – niepokój, zachwianie równowagi i zakłócenie naturalnej harmonii. Uzewnętrznia się to bardzo wyraźnie w dążeniu do panowania nad światem i w podporządkowywaniu sobie jednych przez drugich. Mówi już o tym biblijny opis upadku człowieka a konsekwencje tego

faktu ujmuje w nie rzucającym się w oczy, acz niezwykle istotnym, zdaniu: On będzie panował nad tobą (I Mojż. 3:16). Z jednej strony mamy więc dążenie do panowania, z drugiej zaś opór w postaci buntu. Z chęci panowania nad światem wynika zachłanna eksploatacja zasobów naturalnych ziemi, niepohamowany rozwój przemysłu, degradacja naturalnego środowiska, uzależnienie, podporządkowywanie ludzi i całych narodów.

Według zamysłu Stwórcy człowiek miał pielęgnować ziemię i strzec ustanowionego dla niej porządku. Panowanie nad ziemią i całym stworzeniem zostało mu powierzone właśnie w tym celu.

STAŁO SIĘ JEDNAK INACZEJ,

ponieważ grzech zakłócił ten porządek. Po raz pierwszy słowo to pojawia się w związku z gniewem Kaina na Abla: ...u drzwi czyha grzech. Kusi cię, lecz ty masz nad nim panować (I Mojż. 4:7). Należy ono do terminologii teologicznej, ale przez ludzi jest niechętnie widziane, a nawet odrzucane, mimo że bardzo wiele wyjaśnia. Grzech oznacza taki stan ludzkiej duszy, umysłu i serca, który zakłóca prosty stosunek między stworzeniem a Stwórcą i między człowiekiem a bliźnim i resztą stworzenia. Również w tym wypadku obserwacja otaczającej nas rzeczywistości potwierdza diagnozę biblijną, bo stwierdzamy w sobie nieprzepartą skłonność do złego. Uwikłani w grzech stajemy się przyczyną coraz większego chaosu, a ten prowadzi do ogólnej zagłady.

Jaki to wszystko ma związek z poszukiwaniem innej drogi niż tylko tolerancja? Sądzę, że rzeczywisty i bardzo istotny, ponieważ uświadamia nam trzy fakty: po pierwsze – istnienie naturalnej różnorodności, po drugie – harmonii, łączącej wszystko w całość, po trzecie – grzechu jako czynnika wprowadzającego chaos. Skoro taka jest otaczająca nas rzeczywistość, zwalczanie odmienności, poczucie wyższości i dążenie do przewagi nie mają żadnego sensu, jakkolwiek i one, jako zjawiska negatywne, tworzą tę rzeczywistość, postrzeganą często – nie bez racji – jako absurdalna.

Na takim tle rysuje się zawarta w Biblii, ściślej zaś w Ewangelii, odpowiedź mówiąca

O OCALENIU PRZED ZAGŁADĄ DZIĘKI MIŁOŚCI BOGA,

który w swoim Synu ofiarował ludziom zbawienie. A to oznacza uwolnienie spod panowania „żywiołów świata", czyli ślepych sił rządzących naszym zachowaniem, bez udziału świadomości. Zbawienie daje poczucie wolności – wyzwolił nas Chrystus, więc jesteśmy ludźmi wolnymi. Dzięki temu może wśród ludzi panować przewidziana w akcie stworzenia, przez grzech zakłócona, a przez zbawienie przywrócona, harmonia. Zbawieni, będąc pojednani z Bogiem, mogą mieć też pokój z ludźmi. Nie ma więc podziału na „swoich" i „obcych". Różnice religijne, etniczne, klasowe i płciowe tracąc sens wartościujący przestają też być źródłem konfliktów z powodu dążenia do panowania jednych nad drugimi. Tak rozumiana Ewangelia czyni ze zbawionych czynnik pojednania. Pojednani z Bogiem, sami stają się zwiastunami pojednania i krzewią wokół siebie pokój.

I tak dochodzimy do kresu naszych poszukiwań.

ZAMIAST TOLERANCJI ODNAJDUJEMY WOLNOŚĆ.

Każdy człowiek ze swymi indywidualnymi cechami, każdy naród ze swymi obyczajami, każde wyznanie ze swą tradycją mają prawo do poszanowania ich indywidualności, tak w pielęgnowaniu, jak i w rozwijaniu właściwych im cech, obyczajów i tradycji.

Ks. Bogdan Tranda