Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

 5 / 1992

O tolerancji i nietolerancji dużo się dzisiaj mówi i dyskutuje w kręgach prywatnych i publicznie na łamach prasy. Sprawy te wciąż budzą w Polsce żywe emocje. Nic więc dziwnego, że sala synodalna Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego przy ul. Miodowej w Warszawie, gdzie 7 marca br. odbywało się zorganizowane przez Związek Młodzieży Ewangelickiej sympozjum nt. „Tolerancja czy równouprawnienie?", zgromadziła dość liczne grono uczestników, i to nie tylko młodego pokolenia.

Wprowadzenia do dyskusji .– w formie dziesięciominutowych referatów – dokonali: prof. dr hab. Janusz T. Maciuszko, prorektor Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, i ks. Roman Pawlas z parafii luterańskiej w Tomaszowie.

Prof. J. Maciuszko rozpoczął swe wystąpienie od ustalenia znaczenia łacińskiego czasownika tolerare, który w dawnej polszczyźnie tłumaczony był słowem cierpieć (por. dzisiejsze nie tolerować = nie móc ścierpieć czegoś lub kogoś). Następnie w swej analizie historycznej mówca skoncentrował się na tekście Konfederacji warszawskiej z 1573 r. (najbardziej znanym akcie polskim dotyczącym tolerancji) i podkreślił zawartą w nim ważną, także z punktu widzenia toczącej się obecnie dyskusji nad kształtem nowej konstytucji, normę prawną, zgodnie z którą król miał być wobec ludzi różnego nabożeństwa osobą neutralną. Sygnatariusze aktu Konfederacji zobowiązywali się do zachowania pokoju między sobą i do tego, by z powodów wyznaniowych po wieczne czasy krwi nie przelewać, nikogo nie więzić, ani czci nie ujmować. W akcie tym – inaczej niż w czasach późniejszych – określenie dissidentes de religione odnosiło się do wszystkich chrześcijan różniących się w wierze. Dopiero z czasem dysydentami zaczęto określać ewangelików. W akcie Konfederacji zarysowana została idea poszanowania odmienności i nietykalności, co oznaczało coś więcej niż tylko samą „gołą" tolerancję. Kontrreformacja natomiast charakteryzowała się myśleniem dogmatycznym, co, po pierwsze, spowodowało zamknięcie wszelkiej dyskusji, a po drugie wprowadziło określone wartościowanie: dobre mianowicie jest to, co zgadza się z naszym sposobem myślenia, co zaś się z nim nie zgadza, jest złe. Złe należy zaś potępić i wykorzenić. Z takiego właśnie myślenia wyrasta nietolerancja.

Ks. Roman Pawlas zwrócił uwagę na inny odcień znaczeniowy analizowanego pojęcia. Tolerancja zawiera element wzniosłości. To właśnie dzięki takiemu jej pojmowaniu ludzie chętnie deklarują się jako tolerancyjni. W tym rozumieniu nie-tolerancyjny oznacza niecywilizowany. Akceptowana powszechnie teza o Polsce przedrozbiorowej jako „państwie bez stosów" została przez ks. Pawlasa podważona. Przypomniał on, że były u nas i stosy, i pogromy, i palenie ewangelickich kościołów, i skazywanie na banicję innowierców. Przytoczył też współczesne przejawy nietolerancji np. wybijanie szyb w kościołach ewangelickich czy zaboru (przed dziesięcioma laty) ewangelickiego kościoła w Spychowie na Mazurach przez katolików rzymskich. Zdaniem ks. Pawlasa nie można jednak mówić o nietolerancyjnym społeczeństwie, lecz raczej o nietolerancyjnych jednostkach, które potrafią innym narzucić swoje postawy.

Stanisław Krajewski, przedstawiciel społeczności żydowskiej, który jako pierwszy zabrał głos w dyskusji, potwierdził wzrost postaw nietolerancyjnych, ale przypisał je raczej kampanii politycznej niż postawom społeczeństwa. Wyjątkowo mocno nietolerancja zaznaczyła się w kampanii prezydenckiej, przybierając formę antysemityzmu. Słowo Żyd stosowane jest najczęściej nie jako stwierdzenie czyjejś przynależności etnicznej lub religijnej, ale jako epitet mający na celu zdezawuowanie przeciwnika politycznego. Manipulując takimi epitetami i odwołując się do stereotypów tkwiących głęboko w mentalności społeczeństwa, politycy świadomie wywołują korzystne dla siebie reakcje, nie bacząc na to, że poniewierają godnością ludzi, którzy są Żydami.

Po wystąpieniu Stanisława Krajewskiego uznałem za właściwe uzupełnić je moimi przemyśleniami. Nie dostrzegam pozytywnych wartości tolerancji, ponieważ ma ona, według mnie, głównie negatywne oblicze. Wyraża bezsilność albo wręcz niechęć do przeciwstawiania się złu. Czy można i należy na przykład tolerować szowinistyczne, pełne nienawiści wypowiedzi Bolesława Tejkowskiego i zachowania jego zwolenników? Tak sławiona historyczna tolerancja polska niejednokrotnie wynikała z obojętności dla spraw ważnych; problemy duchowe, religijne, nie znajdowały u polskiej szlachty większego zrozumienia.

Warto natomiast budować w społeczeństwie poszanowanie wolności i różnorodności. Różnorodność jest zjawiskiem zupełnie naturalnym i każdy chrześcijanin powinien być świadomy, że została zamierzona przez Boga w akcie stworzenia. Każdy płatek śniegu, każdy liść na tym samym drzewie ma odrębne, indywidualne cechy, a co dopiero człowiek. Współcześni Polacy, jako dziedzice historii Rzeczypospolitej, która od zarania swego istnienia aż po ostatnie chwile niepodległego bytu była państwem wielonarodowym i wielowyznaniowym, powinni mieć szczególną tego świadomość. Spotkanie różnych kultur, różnych tradycji i różnych dążeń owocowało i powinno nadal owocować w różnych dziedzinach życia społecznego. Chrześcijanie mogą spełnić w tym ogromną rolę, ponieważ mają instrument o nieocenionych wręcz właściwościach pojednawczych – Ewangelię. Pod żadnym jednak pozorem nie powinni pozwalać, aby była ona wykorzystywana jako narzędzie ideologiczne lub doktryna polityczna; w zaprzęgnięciu Ewangelii do rydwanu polityki kryje się podstęp szatański.

Wątek antysemityzmu dość często powracał w dyskusji, a nawet ją w pewnej mierze zdominował. Jest to, jak widać, sprawa, od której trudno się uwolnić, gdy przedmiotem zainteresowania stanie się tolerancja. Do tego wątku nawiązała pani senator Zofia Kuratowska, której zdaniem problem nie polega na tym, że panowie Tymiński czy Tejkowski posługują się hasłami antysemickimi, ani na tym, że były one wykorzystywane w kampanii wyborczej, ale na tym, że znajdowały w społeczeństwie podatną glebę.

System wartości chrześcijańskich ma wielkie znaczenie dla regulowania stosunków między ludźmi, ale nie jest to jedyny sposób godny uwagi. Trzeba pamiętać o wartościach wnoszonych przez judaizm czy inne religie, a nawet o tzw. etyce niezależnej, która może tworzyć bardzo silną podstawę dla moralności ludzi niewierzących. Wpisywanie systemu wartości chrześcijańskich do aktów prawnych, szczególnie zaś do konstytucji, zawiera niebezpieczeństwo traktowania wszystkich, którzy nie są chrześcijanami, jako obywateli i ludzi gorszych. A przecież mają oni prawo nie tylko do tego, żeby ich tolerować, lecz także do tego, by ich odrębność szanować. Demokracja to rządy większości, ale takie rządy, które zapewniają poszanowanie i swobody mniejszościom.

Obecność na sympozjum i wypowiedź w dyskusji posła Jana Łopuszańskiego, działacza Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, miały istotne znaczenie zarówno ze względu na jego znane i publicznie głoszone poglądy, jak i na program reprezentowanego przez niego stronnictwa politycznego. Tymczasem pan poseł objawił się zebranym jako uosobienie łagodności i tolerancji. Przyznał, że po raz pierwszy znalazł się w takim miejscu i w takim gronie, co ocenił jako swoiste wyróżnienie. Przedstawił się jako Polak i jako katolik, świadomie rozdzielając oba te określenia i odcinając się od popularnej, negatywnie odbieranej zbitki pojęciowej: Polak-katolik. Jego zdaniem problem nie polega na tym, że mniejszość domaga się tolerancji od większości, ale na możliwościach porozumiewania się. Mamy prawo domagać się od siebie wzajemnie dialogu i możemy wspólnie poszukiwać prawdy. To jest perspektywa nie tyle znoszenia się czy wzajemnego tolerowania, lecz współpracy, współtworzenia i rzeczywistego bycia razem. Poseł Łopuszański oświadczył, że w toczonej dyskusji ten wymiar jest dla niego najważniejszy.

Aleksander Małachowski, „solidarnościowy" poseł dwóch kadencji Sejmu, uznał, że polscy ewangelicy słusznie domagają się bardziej wolności niż tolerancji, podobnie jak niegdyś żądali dla siebie równych praw katolicy w Stanach Zjednoczonych. Jednocześnie zwrócił uwagę, że tolerancja, nietolerancja i antysemityzm powstają w konkretnych warunkach. Bardzo często źródłem tych zjawisk są powikłane losy całych społeczności o sprzecznych interesach i złożonych zależnościach. Komunizm upadł, ale nadal trwa coś, co można by nazwać „białym bolszewizmem". Pozostał ten sam sposób myślenia, dzielenie ludzi na lepszych i gorszych, „naszych" i obcych, tyle że wedle zmienionych lub zmieniających się kategorii; pozostał ten sam nietolerancyjny, demagogiczny stosunek do wszystkiego, co inne, a więc uznane za zagrażające, obce, nadające się tylko do odrzucenia.

Interesujące uwagi dorzuciła w dyskusji dr Barbara Karolczak-Biernacka, socjolog, docent z UW nad tolerancją i demokracją wśród młodzieży akademickiej wykazały, że mianem człowieka tolerancyjnego studenci określają kogoś, kto ma szacunek dla odmienności. Zwracał uwagę fakt, że podczas wypełniania ankiet nierzadko młody człowiek do rubryki „przynależność wyznaniowa" wpisywał: katolik, by po chwili skreślić to określenie i napisać: chrześcijanin. Zaobserwowano także w tym środowisku wzrost negatywnych opinii na temat Kościoła rzymskokatolickiego, co jest zjawiskiem bardzo symptomatycznym i powinno dać do myślenia zarówno duchowieństwu, jak i działaczom tzw. partii chrześcijańskich.

Zorganizowane przez Związek Młodzieży Ewangelickiej sympozjum uważam za wydarzenie ważne, a to m. in. z tego względu, że nie ograniczyło się do udziału jedynie ewangelików i tym samym nie sprowadziło do powtarzania znanych wszystkim tez oraz przekonywania przekonanych. Dzięki uczestnictwu różnych osób z zewnątrz, także takich, jak poseł Jan Łopuszański, głos społeczności ewangelickiej w Polsce być może dotrze do tych kręgów naszego społeczeństwa, które są bądź to niewrażliwe na odmienność i potrzeby mniejszości wyznaniowych, bądź ich nieświadome.

Takich spotkań dyskusyjnych powinno się odbywać jak najwięcej. Dzięki wymianie idei i wzajemnemu poznawaniu się może da się z czasem usunąć z mentalności społecznej stereotypy – te powstałe za panowania komunizmu, i te wcześniejsze.

Ks. Bogdan Tranda