Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

1 /1992

Deutschfeistritz, wbrew nazwie, nie leży w Niemczech, lecz w „zielonym sercu Austrii", 20 km od Grazu. Jedyny w Austrii ewangelicki ośrodek szkoleniowy, położony na górskim zboczu, nad doliną rzeki Mur, wybudowany w 1954 r. i rozbudowany w 1969 r., był miejscem pierwszej Środkowoeuropejskiej Ewangelickiej Konferencji Kobiet. Na tę konferencję, zorganizowaną przez Ewangelicką Pracę Kobiet w Austrii przy wsparciu Światowej Federacji Luterańskiej, Światowego Aliansu Kościołów Reformowanych i Gustaw-Adolf Werk z Niemiec, przyjechało 58 kobiet z 13 krajów. Obradowały one w dniach 16-21 września 1991 r.

W nazwie konferencji zawarte są dwie ważne informacje. Pierwsza, że ekumeniczny charakter spotkania miał wymiar „rodzinny", bo uczestniczyły w nim tylko luteranki i reformowane. Druga, że nie zastosowano podziału na Europę Zachodnią i Wschodnią, ale wyodrębniono zagadnienia dotyczące całej – umownie mówiąc – Europy Środkowej. Regionalizacja terytorialna, nie zaś ustrojowo-gospodarcza, miała wyrażać rodzącą się nową jakość w dotychczasowych stosunkach między „Zachodem" i „Wschodem" oraz podkreślać ich jedność i solidarność. Nie był to tylko uprzejmy gest ze strony organizatorek konferencji, ale wyraz szczerej chęci współtworzenia przyszłego kształtu tego regionu świata. Tak więc, obok doświadczonych działaczek kościelnych na forum międzynarodowym z Austrii, Niemiec, Włoch i Szwajcarii – wystąpiła przeważająca liczebnie grupa kobiet z krajów postkomunistycznych: Czechosłowacji, Jugosławii, Litwy, Łotwy, Polski, Rumunii i Węgier. Wszędzie tam (z wyjątkiem Łotwy) Kościoły ewangelickie nie stanowią większości lecz raczej żyją w diasporze, a mniejszość wyznaniowa niekiedy bywa łączona z przynależnością do mniejszości narodowościowej (dlatego np. najliczniejsza była grupa węgierska, bo tworzyły ją nie tylko ewangeliczki-Węgierki z Węgier, ale także z Rumunii i Jugosławii). Problemy związane z zachodzącymi w naszych krajach przemianami politycznymi, gospodarczymi, prawnymi i społecznymi są specyficzne i właściwie w „atmosferze wzajemnego zrozumienia" mogły być rozpatrywane po raz pierwszy. My, kobiety z krajów „wschodnich", rozumiałyśmy się doskonale, a one, z krajów „zachodnich", nareszcie mogły zacząć rozumieć nas. Austria, jako pomost między Wschodem i Zachodem, okazała się miejscem dobrze wybranym.

„Współodpowiedzialność ewangeliczek w europejskim domu" – tak brzmiał temat konferencji. W ostatnich latach ulubionym hasłem wielu międzynarodowych ekumenicznych spotkań, organizowanych przez chrześcijan z bogatych krajów zachodnich, jest „nasz wspólny dom – Europa". Z ich punktu widzenia jest to zrozumiałe, ponieważ za rok kraje te zniosą dzielące je granice – już nie tylko celne i gospodarcze, ale i polityczne. Nam daleko jednak do takiej jedności, i z każdym rokiem wolności politycznej – chyba coraz dalej. Spokojna, oszczędna relacja Aranki Csati-Szabo z Ługu, miejscowości położonej nie opodal Vukovaru, zakończona głosem stłumionym przez łzy, musiała zachwiać optymizmem organizatorek konferencji. Ponadto prowincja Steimark, w której leży Deutschfeistritz, graniczy z Jugosławią, i z powodu wojny serbsko-chorwackiej granicę zamknięto, co położyło się cieniem na bezpiecznej stabilizacji tego turystycznego okręgu. Maria Kern, teolog z Budapesztu, powiedziała w swym referacie programowym: „Obraz Europy jako wspólnego domu jest mylący". Przyrównała nasz kontynent do żywego organizmu, który dopiero ma się narodzić, i to w bólach. Kobiety mają spełnić rolę akuszerki przy tym porodzie, w wyniku którego przyjdzie na świat przyszła Europa – pogodzona, zjednoczona i wolna. Martha Schadelin, Szwajcarka z Ekumenicznego Forum Chrześcijanek Europy, porównała Europę do placu budowy, który musi być bacznie obserwowany. Inge Schintlmeister, kierowniczka Ewangelickiej Pracy Kobiet w Austrii, proponowała „aktywnie przeżywane sąsiedztwo", czyli bliską współpracę kobiet z sąsiadujących ze sobą krajów.

Mężczyźni giną dla Sprawy, kobiety dla Sprawy wychowują. Jest to zasadnicza różnica – i społeczna, i psychologiczna. Rola chrześcijanek i ich współodpowiedzialność za wykonywanie starych, a zarazem zwiększonych i nowych zadań – jest więc ogromna, choć ciągle jeszcze niedoceniana także w samych Kościołach. Narzekanie nie jest wprawdzie zajęciem konstruktywnym, pozwala jednak wyrzucić z siebie żale, rozładować napięcia i porównać własne kłopoty z kłopotami innych. W rezultacie czego – pozytywny program wyłania się samorzutnie.

„Tęsknota za duchowym bezpieczeństwem", „Ewangelicka tożsamość – diaspora, sytuacja w zborze", „Ewangelicka tożsamość – diaspora – wychowanie chrześcijańskie" i „Kompetencje kobiet" – oto tematy, nad którymi delegatki dyskutowały w grupach roboczych. Mówiłyśmy wiele o sytuacji mniejszości wyznaniowych, to znaczy o życiu w otoczeniu zdominowanym przez większość, i o wynikających z tego zagrożeniach w postaci albo „rozpłynięcia się" w tej większości przez upodobnianie się do innych i odsuwanie od Kościoła, albo też przez zamykanie się w getcie konfesyjnym. Bycie mniejszością ma jednak swoje zalety – wymaga mianowicie od nas jasnego określenia swej tożsamości, przezwyciężenia mentalności getta, wzmocnienia kontaktów z innymi mniejszościami w danym kraju lub za granicą. Musimy dbać o to, żeby Kościoły działały wsposób otwarty, żywo reagując na zmiany dokonujące się w świecie i społeczeństwie. Jest bardzo ważne, żeby mniejszości wyznaniowe, szczególnie zaś podwójne mniejszości, tj. wyznaniowe i zarazem narodowościowe, utrzymywały między sobą stałe kontakty. Jesteśmy bowiem sobie nawzajem potrzebni, aby uchronić swą tożsamość i pogłębiać ją, a przede wszystkim – umacniać wiarę poszczególnych osób i całych zborów.

W grupach rozmawiałyśmy tez wiele o wychowaniu w wierze i dla wiary, debatowałyśmy, co i jak można w tej dziedzinie uczynić. W tym kontekście mówiłyśmy o roli kobiety: matki, wychowawczyni, katechetki, pastora. Kobiety muszą być kompetentne i odpowiedzialnie podejmować się tych ról zarówno w rodzinie, jak i w parafii. Dlatego oczywistym wnioskiem jest, ze gdy mówi się o tożsamości ewangelickiej, należy szczerze przedstawić własne słabości Trzeba być otwartym na innych, trzeba się łączyć, a nie dzielić. Dotyczy to zarówno Kościołów, zborów, jak i poszczególnych osób.

Potrzeba nam do tego miłości, cierpliwości i czasu: by słuchać innych i być wysłuchanym, poznawać się i rozumieć. Czasu w Deutschfeistritz nie było dużo, ale za to dużo było dobrej woli i zrozumienia. Spotkania modlitewne, rozważania biblijne, propozycje innych środków porozumiewania się, jak pantomimiczne scenki, wspólny taniec, tworzenie kompozycji plastycznych (np. propozycje „wkładu" europejskich krajów – w postaci kolorowych wycinanek wklejanych w konturową mapę Europy), te formy ekspresji w naszej szerokości geograficznej traktowane jako „niepoważne" i stosowne co najwyżej w szkółkach niedzielnych, wskazywały uczestniczkom nowe możliwości i kierunki rozwoju własnej osobowości i pracy dla innych.

Spotkanie w Deutschfeistritz to dopiero początek – ważny, bo stworzył okazję do uświadomienia sobie potrzeb i możliwości oraz uzmysłowił nam wszystkim, że wymiana doświadczeń, wzajemna pomoc oraz podtrzymywanie bliskich kontaktów są koniecznością i powinny być kontynuowane Wiąże się to jednak z udzieleniem ideowego i finansowego wsparcia takim przedsięwzięciom przez właściwe organizacje kościelne. Dlatego w dokumencie końcowym zostały sformułowane konkretne postulaty pod adresem Światowej Federacji Luterańskiej (której przedstawicielka, przewodnicząca Komisji Pracy Kobiet – dr Musimbi Kanyoro, czynnie uczestniczyła w obradach), Światowego Aliansu Kościołów Reformowanych i Konferencji Kościołów Europejskich. Nie wszystkie postulaty wydają się realne, jak np. ten o powołaniu w Kościołach pełnomocniczek do spraw kobiet (na płatnych etatach), czy inny – o „sprawiedliwym udziale kobiet i prawie głosu w kierowniczych gremiach kościelnych" (bo o tym z kolei decydować powinny jedynie rzeczywiste kompetencje i aktywność samych kobiet).

Słuszny i potrzebny jest natomiast postulat powołania do życia centrum kształcenia kobiet z regionu Europy Środkowej i Wschodniej, gdyż chrześcijanki z tej części naszego kontynentu nie mają własnego, stałego i odpowiednio wyposażonego ośrodka, w którym mogłyby się i dokształcać, i gromadzić doświadczenia do swojej przyszłej pracy, także parafialnej. Chodzi przede wszystkim o kobiety z Kościołów diasporalnych, które nie są w stanie własnymi siłami wykształcić i przygotować przyszłych współpracownic. Kształcenie zaś i doskonalenie profesjonalne staje się po prostu niezbędne w obliczu nowych zadań, przed jakimi stoją chrześcijanie w tych krajach. Wymieńmy tylko dla przykładu nauczanie religii w szkołach czy tez ratowanie młodzieży przed narkomanią i wpływami różnych niebezpiecznych ideologii.

Dużo jest do zrobienia, a sytuacja nie jest dobra. Każdy o tym wie. Nie wystarczy jednak wiedzieć i chcieć coś zrobić, trzeba jeszcze móc działać. Trwa wprawdzie Dekada Solidarności Kościołów z Kobietami, ale nie o taką solidarność tu chodzi, lecz o zrozumienie wspólnych celów całej rodziny Kościołów ewangelickich i o poparcie kobiet w tej pracy. Inaczej skończy się na gadaniu.

Krystyna Lindenberg