Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

1/1991

Listopadowa wizyta na Litwie delegacji naszego Kościoła, zaproszonej oficjalnie przez Litewski Kościół Ewangelicko-Reformowany, dostarczyła wielu tematów do analiz i refleksji. Sądzę, że problematyka litewska, zawsze obecna w naszym środowisku, wypełni w najbliższym czasie sporą część obszaru działania i zainteresowań Kościoła w Polsce. W wielkiej rodzinie reformowanej na świecie najbliżsi naszemu sercu są właśnie ewangelicy litewscy – współbracia nie tylko w wierze, ale takie w doli i niedoli. Zbliżyła nas wielowiekowa wspólna historia i – paradoksalnie – jeszcze bardziej: zły czas ostatnich dziesięcioleci, czas izolacji i przemocy. Szczelny kordon graniczny spowodował jednak, że musimy teraz odkrywać Litwę i Litwinów na nowo. Członkowie obu naszych Kościołów będą się coraz częściej spotykać. Czy jesteśmy do tego duchowo przygotowani? Czy młodzi Polacy rozumieją, czym żyje społeczeństwo współczesnej Litwy?

Chciałbym, aby ten tekst stał się skromnym przyczynkiem do dyskusji na tematy litewsko-polskie wśród członków naszego Kościoła. Inspiracją do jego napisania były rozmowy z Litwinami i Polakami zamieszkałymi na Litwie, przede wszystkim zaś spotkanie z posłem Czesławem Okińczycem, członkiem Komisji Spraw Zagranicznych w parlamencie Litwy, który przyjął autora niniejszego artykułu oraz członka konsystorskiej Komisji ds. Działalności Gospodarczej, p. Andrzeja Januszkę. Poseł Okińczyc jest też wydawcą pierwszego prywatnego polskiego czasopisma na Litwie – dwutygodnika „Znad Wilii” – które jako jedyne polskie pismo na Litwie opublikowało (nr 6 z 3 - 17 marca 1990 r.) wspólny komunikat Kościołów Ewangelicko-Reformowanych Litwy i Polski, wydany jesienią 1989 r., podczas wizyty księdza Juliusa Norvili w Warszawie.

JAK PRZECIĘTNY POLAK PATRZY NA LITWĘ?

Przeciętny mieszkaniec naszego kraju z całego serca życzy współczesnej Litwie zwycięstwa w zmaganiach o niepodległość, oburza się na imperializm sowiecki, raduje się z sukcesów „Sajudisu” i z każdej klęski  promoskiewskich komunistów w krajach nadbałtyckich. Dość łatwo pogodził się z tym, że obecne granice Polski na Wschodzie są ostateczne, co nie oznacza, że zgodził się na zamknięcie przed nim tej bliskiej jego sercu części Europy. Jednocześnie ów przeciętny Polak zazwyczaj niewiele wie o Litwie, o jej kulturze i dziejach, o walce narodu litewskiego o narodową tożsamość. Nie zna nazwisk poetów i pisarzy litewskich, nie zna bohaterów walki o niepodległość w czasie I wojny światowej.

Dla znakomitej większości Polaków Litwa to przede wszystkim Wilno i Wileńszczyzna, a także Grodno, Nowogródek i Lida, leżące dziś na terytorium Białorusi. Litwa kojarzy się więc Polakom przede wszystkim z obszarem, który od kilku już stuleci zamieszkuje ludność etnicznie i językowo zróżnicowana (Białorusini, Polacy, Rosjanie, Litwini, Żydzi, Tatarzy, Karaimi i in.), ale gdzie do 1939 r. ekonomicznie i kulturowo (a na Wileńszczyźnie także liczebnie) dominowali Polacy. Sentyment do tych ziem jest zrozumiały choćby dlatego, że stanowiły one ważne centra polskiej kultury i myśli niepodległościowej. „Polska” Litwa jest ojczyzną wieszczów i wielu polskich bohaterów narodowych ostatnich dwóch stuleci, za Wilno i Nowogródek jeszcze niedawno oddawali życie najlepsi synowie naszego narodu. Polak kocha Litwę przede wszystkim dlatego, że patrzy na nią w szczególny, „polski” sposób.

DLACZEGO LITWINI NIE KOCHAJĄ POLAKÓW?

Litwina drażni ignorancja Polaków i ich poczucie wyższości kulturalnej. Litwin nie ma sentymentu do wielowiekowych związków swego kraju z Polską. Wie, że w XIV w. Litwa weszła do chrześcijańskiej Europy i pokonała agresorów dzięki współdziałaniu z Polską, a Unia Lubelska uchroniła na długi czas litewskie terytorium przed Tatarami i Moskwą, zarazem jednak jest on przekonany, że doprowadziło to do zahamowania rozwoju rdzennej kultury oraz do polonizacji szlachty litewskiej. Przede wszystkim ma jednak pretensje do Polaków o to, że nie uznali wolnościowych aspiracji Litwinów po I wojnie światowej. Marszałek Piłsudski uosabia w oczach Litwinów polskie „nie” dla wolnej Litwy: on bowiem doprowadził do okupacji (tzw. bunt gen. Żeligowskiego) i włączenia Wileńszczyzny do Polski po zwycięstwie nad bolszewikami w 1920 r., pozbawiając niepodległą Litwę jej historycznej stolicy. Ostatnio zaś Litwini z niepokojem obserwują, że wielu Polaków mieszkających w ich kraju odnosi się z rezerwą wobec litewskich dążeń do wystąpienia z ZSRR. (To zjawisko jest m.in. spowodowane słabością tamtejszej inteligencji polskiej, wyniszczonej represjami hitlerowców i komunistów oraz repatriacją.) Stosunkowo niewielki naród litewski obawia się nie tylko rusyfikacji, przed którą zresztą wspaniale się obronił, ale także polonizacji, której doświadczał przez kilka stuleci. Tak więc ani historia, ani pewne zjawiska współczesności nie nastrajają dobrze Litwinów do Polaków, komuniści zaś umieją te obawy i animozje podsycać i wykorzystywać dla własnych celów.

DLACZEGO POLACY NIE KOCHAJĄ LITWINÓW?

Przede wszystkim dlatego, że ich – jak już powiedziano – nie znają. To stwierdzenie odnosi się do większości Polaków żyjących w kraju. Z kolei Polacy na Wileńszczyźnie nie zapomnieli o antypolskiej polityce władz litewskich po 1918 r. ani o skorzystaniu z oferty Moskwy i zajęciu Wileńszczyzny w 1939 r., ani o współpracy części Litwinów z Niemcami w czasie okupacji. A dziś ich obawy wzbudza polityka nacjonalistycznego skrzydła „Sajudisu”, ustawa o języku urzędowym (litewskim) uchwalona ostatnio (choć nie wprowadzona w życie) przez parlament odrodzonej Litwy. Z kolei starsze pokolenia Polaków nadal nie rozumieją, dlaczego Litwini nie chcą wiązać swojej przyszłości z Polską.

Na szczęście po obu stronach nie brak głosów rozsądku ludzi, którzy dążą do pojednania litewsko-polskiego i do wypracowania wspólnego stanowiska w obliczu prawdziwych zagrożeń, niebezpiecznych dla rodzącej się w Europie Wschodniej demokracji. Takie myślenie reprezentują m.in. żyjący na emigracji Czesław Miłosz i Tomas Venclova czy mieszkający na Litwie Czesław Okińczyc i Antanas Terleckas. Wydaje się, że podobnie myślą dziś także elity polityczne w obu krajach.