Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

1/1991

Wizyta na Litwie delegacji polskiego Kościoła Ewangelicko-Reformowanego była planowana już dawno. Najpierw, w początkach roku 1989, otrzymałem zaproszenie na ordynację ks. Juliusa Norvili, którą zaplanowano na czerwiec 1989 r. Akurat wtedy gwałtownie ujawniły się dążenia niepodległościowe na Litwie i w tej sytuacji władze radzieckie uniemożliwiły mi wyjazd. W drugim terminie delegacja naszego Kościoła miała udać się do Wilna w maju 1990 r., ale wydanie deklaracji niepodległości Litwy wywołało taki gniew ZSRR, że nastąpiły iście stalinowskie działania – blokada gospodarcza. Małe więc były szanse na przedostanie się przez kordon graniczny. Mowa, oczywiście, o stronie radzieckiej, nasza bowiem nie stwarzała żadnych trudności. Nareszcie jesienią, po rozluźnieniu blokady, zaplanowaliśmy nasz wyjazd na drugą połowę listopada 1990 r.

Przedstawiciele Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Polsce, w osobach ks. bp. Zdzisława Trandy, prezesa Konsystorza Włodzimierza Zuzgi i członka konsystorskiej Komisji ds. Działalności Gospodarczej Andrzeja Januszki, wyruszyli 14 listopada 1990 r. z Warszawy, aby odwiedzić stare oraz niedawno reaktywowane parafie reformowane na Litwie. Załadowaliśmy mikrobus kartonami z odzieżą, żywnością i katechizmami w języku litewskim, wzięliśmy też trochę leków. W przewidywaniu kilometrowych kolejek samochodowych na granicy – zwróciliśmy się o pomoc do „Wspólnoty Polskiej”, organizacji działającej na rzecz Polaków zamieszkałych poza granicami kraju, skąd otrzymaliśmy radę, aby zwrócić się do Komendy Głównej WOP w Warszawie oraz do posła parlamentu litewskiego w Wilnie, p. Czesława Okińczyca. Dzięki temu, zaopatrzeni w odpowiednie papiery, mogliśmy w miarę szybko przedostać się przez granicę – zamiast czekać od 20 do 40 godzin (tyle trwało wtedy oczekiwanie na przejazd po obu stronach granicy), przedostaliśmy się w 1,5 godziny (z powrotem nieco dłużej: 5 godzin). Oczywiście, polecenie posła Okińczyca było honorowane tylko przez punkt graniczny litewski, natomiast radziecki zupełnie się nim nie przejął. Obserwując pracę radzieckich służb odnosiłem wrażenie, że celowo zwalniają rytm pracy, by udręczyć oczekujących w wielokilometrowych kolejkach ludzi. Gdyby bowiem kontrolę przeprowadzano sprawnie, odprawa trwałaby dziesiątą część tego czasu, co obecnie.

Do naszego pierwszego portu, Kowna, dotarliśmy późną nocą. Wytrwale czekał na nas ks. Julius Norvila. Znaliśmy się już wcześniej – po raz pierwszy gościł on w Warszawie w listopadzie 1989 r. na zaproszenie naszego Kościoła, później przyjeżdżał jeszcze dwukrotnie. Przypomnijmy też, że był delegatem litewskiego Kościoła na Zgromadzenie Ogólne Światowego Aliansu Kościołów Reformowanych w Seulu, gdzie został wybrany do Komitetu Naczelnego i gdzie spotkał się z polskimi ewangelikami.

Ks. Norvila, który wszędzie towarzyszył nam w podróży po Litwie i był świetnym tłumaczem, mieszka z żoną i czworgiem małych dzieci w Kownie, w prymitywnym, rozpadającym się domku, pozbawionym jakichkolwiek wygód, nawet wody. Do Kościoła przyszedł przed dwunastu laty ze środowiska całkowicie zeświecczonego, dalekiego od duchowości chrześcijańskiej. Odnalazł swoje miejsce właśnie w Kościele reformowanym, który stał się jego przystanią życiową. Pracę w Kościele połączył ze studiami teologicznymi (wcześniej uzyskał dyplom inżyniera) i w 1989 r. jego życiowy wybór się wypełnił – został ordynowanym duchownym. Jeżeli ktoś zostawia dotychczasowe środowisko i naraża się na szyderstwo czy choćby tylko na ironiczne traktowanie jako niegroźny wariat, gdy decyzję taką podejmuje w okresie agresywnej propagandy ateistycznej i dyskryminacji ludzi wierzących, kiedy się godzi na bytowanie z rodziną w skrajnie ciężkich warunkach, musi być niewątpliwie człowiekiem, który sam doświadczywszy mocy powołania, może stać się rybakiem ludzi, pozyskującym dla Chrystusa tych, którzy do tej pory tej drogi nie odnaleźli.

Pierwszą noc spędziliśmy w hotelu (ze zrozumiałych względów ks. Norvila nie mógł nas gościć u siebie), a następne na różnych kwaterach prywatnych, gdzie wszędzie bardzo serdecznie nas przyjmowano.

Program wizyty został przez stronę litewską tak przygotowany, abyśmy mogli odwiedzić cztery różne parafie i wszędzie brać udział w nabożeństwach, a później spotkać się z parafianami. Pierwsze nabożeństwo odbyto się w Poniewieżu. Tamtejsza parafia została reaktywowana zaledwie przed paroma miesiącami, tzn. w chwili, gdy miejscowy kościół (przemieniony na sklep) został po kilkudziesięciu latach zwrócony prawowitym właścicielom. Zbór zdążył już odnowić jego wnętrze na tyle, że – wprawdzie w bardzo jeszcze skromnych warunkach – mogą się odbywać nabożeństwa.

To pierwsze, wieczorne, prowadzone przez ks. Rainholdasa Morasa, było szczególnie wzruszające. Przez cały czas mieliśmy bowiem w pamięci fakt, że do niedawna miejscowi ewangelicy w ogóle nie mieli gdzie się gromadzić, że ich kościół tak niegodnie był użytkowany, że tak wiele musieli włożyć trudu, aby w krótkim czasie doprowadzić go do obecnego stanu. Z wielkim wzruszeniem stanąłem za Stołem Pańskim, aby zwiastować Słowo Boże: „Podobne jest Królestwo Niebios do skarbu ukrytego w roli, który człowiek znalazł, ukrył i uradowany odchodzi, i sprzedaje wszystko, co ma, i kupuje oną rolę. Dalej podobne jest Królestwo Niebios do kupca szukającego pięknych pereł, który, gdy znalazł jedną perłę drogocenną, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją. Dalej podobne jest Królestwo Niebios do sieci, zapuszczonej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju, którą, gdy była pełna, wyciągnęli na brzeg, a usiadłszy dobre wybrali do naczyń, a złe wyrzucili” (Mat 13:44-48). Mówiłem o drodze do wiary, o drodze do Chrystusa, którą znajdujemy przez powołanie, przez świadome szukanie, a nawet – pozornie – przez przypadek. Biorąca udział w nabożeństwie młodzież śpiewała pieśni – te same, które i w Polsce są tak chętnie śpiewane.

Dopełnieniem tej posługi było duszpasterskie spotkanie z goszczącą mnie rodziną katolicką. Pani domu, 40-letnia lekarka pediatra, matka 9-letniego chłopca, od dwóch lat jest ciężko chora na raka. Wspólnie modliliśmy się i czytali odpowiednie wersety Pisma Św., a ja próbowałem skomentować je w odniesieniu do tej dramatycznej sytuacji, przywołując także własne doświadczenia. Nie mogłem się pozbyć myśli, że oto właśnie jest taka chwila, gdy nieważne stają się różnice wyznaniowe, gdy razem stajemy wobec wspólnego Pana, Jezusa, i u Niego szukamy pomocy, prowadzenia i wsparcia.

Drugą parafią, którą odwiedziliśmy, były Birże, na północy kraju, nie opodal granicy łotewskiej. Najpierw spotkaliśmy się tam z członkami litewskiego Konsystorza, którzy opowiadali o ogromnych cierpieniach ewangelików: wielu z nich deportowano na Syberię, skąd liczni już nigdy nie wrócili. Może i ktoś tam jeszcze gdzieś żyje – wszak łagry nie zostały dotąd zlikwidowane... Przewodnicząca Rady Parafialnej w Szwabiszkach, uczestnicząca w naszym spotkaniu, 8 lat przebywała na Syberii, gdzie straciła rodziców i syna. Ks. Moras opowiadał o szczególnej aktywności propagandy ateistycznej, o bezpośrednich i pośrednich metodach, jakimi w sposób podstępny posługiwano się w walce z Kościołem. I tak, na przykład, wykorzystując demokratyczny ustrój Kościoła reformowanego, władze komunistyczne wprowadziły do jego struktur zwierzchnich i do parafii ludzi sobie podporządkowanych i uległych, co spowodowało ogromne straty zarówno w sferze duchowej, jak i materialnej. Dopiero w latach osiemdziesiątych udało się ten stan rzeczy zmienić.

Po spotkaniu z Konsystorzem odbyło się nabożeństwo z udziałem ok. dwustu osób. Śpiewał chór parafialny oraz, podobnie jak w Poniewieżu, młodzież. Moje kazanie oparłem na fragmencie Listu Apostoła Pawła do Rzymian: „Usprawiedliwieni z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, dzięki któremu też mamy dostęp przez wiarę do tej łaski, w której stoimy, i chlubimy się nadzieją chwały Bożej” (Rzym. 5:1-2). Mówiłem o tym, jakie znaczenie dla człowieka, jego wiary i życia, ma usprawiedliwienie przez Jezusa Chrystusa. Szczególne wzruszenie zapanowało, gdy na początku kazania wspomniałem o cierpieniach tutejszych parafian i wezwałem zgromadzonych, aby w ciszy i skupieniu przywołali ich wszystkich w swojej pamięci.

Po nabożeństwie, podobnie jak w Poniewieżu, stawiano nam wiele pytań, na które staraliśmy się możliwie wyczerpująco odpowiadać, chociaż w nie ogrzanym kościele było bardzo zimno. Z kolei na spotkaniu – w nieco już mniejszym gronie – kontynuowano przy herbacie rozmowy i snuto opowieści, przeplatane śpiewem młodzieży, a jeden z miejscowych parafian odczytał swój wiersz napisany na nasze powitanie.

W nocy z 16 na 17 listopada odjechaliśmy z Birż i po trzech godzinach dotarliśmy do Wilna, gdzie mieliśmy spędzić sobotę. Byliśmy szczególnie ciekawi, jak wygląda teraz nasz kościół, należący przed wojną do polskiej parafii reformowanej, a obecnie – od niedawna – użytkowany przez braci Litwinów. Przez ponad 40 lat w kościele mieściło się kino, czego ślady są nadal widoczne. Ponieważ obiekt ma być remontowany i przywrócony do dawnego stanu przez państwową administrację i za państwowe fundusze, miejscowy zbór nie może w tej sytuacji wiele zrobić i musi czekać, aż zostaną sporządzone i zatwierdzone plany i przydzielone fundusze. Dopiero wtedy ruszą prace renowacyjne. Dowiedzieliśmy się przy okazji o różnych trudnościach i kłopotach, z jakimi borykają się świeccy i duchowni. Jednakże mamy podstawy sądzić, że wszystkie trudności zostaną przezwyciężone, a życie parafii będzie się pomyślnie rozwijać. Już teraz istnieje tu nieduży chór, działa szkoła niedzielna, prowadzone jest studium biblijne oraz lekcje religii. Wszystko to dzięki współdziałaniu i zaangażowaniu świeckich członków tego zboru.

Będąc świadom podłoża obecnych konfliktów narodowościowych i pamiętając o przeszłości niewolnej od polsko-litewskich konfliktów, postanowiłem swoje kazanie podczas wieczornego nabożeństwa poświęcić sprawie powołania chrześcijan do służby pojednania, na podstawie II Listu do Koryntian (5:17-21). W Wilnie nie można przejść do porządku nad faktem, że w mieście tym i w jego okolicach urodziło się i mieszka do dziś wielu Polaków, że Polacy przyjeżdżają i będą przyjeżdżać jako turyści czy pielgrzymi do Ostrej Bramy. Nasze Kościoły reformowane w Polsce i na Litwie były – jak powiedział ks. Moras w Birżach – czymś więcej niż zwykłymi siostrami, bo bliźniaczkami, dlatego w sposób szczególny są powołane do pełnienia służby pojednania. Ta służba obowiązuje nas zarówno w sprawach wielkich, międzynarodowych, jak i w zwykłych codziennych kontaktach międzyludzkich. Taka postawa chrześcijanina jest ugruntowana w Chrystusie, gdyż w Nim i przez Niego stajemy się nowym stworzeniem, pojednanym z Bogiem.

W Wilnie odwiedziliśmy również parafię luterańską. Zostaliśmy przyjęci przez jej opiekuna i świeckiego kaznodzieję, p. Kęstutisa Gocenta. Nabożeństwa odbywają się na razie w małej kapliczce mieszczącej się w wieży kościoła, a raz w miesiącu – w auli Uniwersytetu Wileńskiego, udostępnianej przez władze uczelni. Kościół, o odzyskanie którego zabiega parafia, ciągle jest jeszcze zajęty przez pracownię rzeźbiarską i... boisko do koszykówki. Luteranie mają jednak uzasadnioną nadzieję, że niedługo odzyskają i budynek kościelny, i inne obiekty parafialne.

Warto w tym miejscu wspomnieć o jeszcze jednej wizycie w Wilnie, złożonej sympatycznej osiemdziesięcioletniej pani Halinie Korsak, która wśród swoich przodków – ewangelików reformowanych od pokoleń – ma rodzinę Cumftów (jest wnuczką pastora Marcina Cumfta) i Mandzelowskich. Starsza pani, odznaczająca się niezwykłą, jak na ten wiek, pamięcią, przygotowała dla nas swoje drzewo genealogiczne, którego gałęzie sięgają XVIII stulecia. Sama urodziła się w Kijowie, wychowała w Birżach i dopiero po wojnie zamieszkała w Wilnie, a od chwili, gdy reaktywowano tu parafię ewangelicko-reformowaną, często uczestniczy w nabożeństwach. Jest autorką napisanej po litewsku książki, będącej zbiorem wspomnień o różnych wybitnych postaciach, m.in. o rodzinie wielkiego współczesnego pisarza litewskiego, Tomasa Venclovy. Jej zięciem jest Litwin, który w łagrze koło Krasnojarska przesiedział 17 lat. Na szczęście wrócił, ale ok. 3 tysięcy Litwinów i 300 Polaków nigdy stamtąd nie powróciło.

Niedzielę, 18 listopada, spędziliśmy w Kownie, gdzie znajduje się parafia ks. Norvili. Nabożeństwa odbywają się w dawnym kościele luterańskim, który nadal należy do kowieńskiego uniwersytetu i w dni powszednie spełnia funkcję sali wykładowej, a tylko w niedziele służy reaktywowanym parafiom obojga wyznań jako miejsce nabożeństw. Zbór ewangelicko-reformowany stara się o zwrot własnego kościoła – ten bowiem zajmowany jest przez kowieńską szkołę policji! W wieży mieści się biuro, w nawie – sala do ćwiczeń gimnastycznych i sportowych, w podziemiu zaś – stołówka. Wydaje się jednak wielce prawdopodobne, że w przyszłym roku parafia odzyska swój kościół.

Na nabożeństwie zebrało się ponad stu wiernych. Bardzo wielu uczestniczyło w Wieczerzy Pańskiej. Treść kazania oparłem na poleceniu, które Bóg dał Mojżeszowi na górze Synaj: „Widzieliście, co uczyniłem Egipcjanom, jak nosiłem was na skrzydłach orlich i przywiodłem was do siebie. A teraz, jeżeli pilnie słuchać będziecie głosu mojego i przestrzegać mojego przymierza, będziecie szczególną własnością moją pośród wszystkich ludów, bo moja jest cała ziemia. A wy będziecie mi królestwem kapłańskim i narodem świętym” (II Mojż. 19). Nawiązując do przeszłości Litwy, przeszłości pięknej („nosiłem was na skrzydłach orlich...”), a potem jakże trudnej i pełnej cierpienia, mogłem mówić o zadaniach teraźniejszości, o drodze, jaką należy zdążać, aby stać się „szczególną własnością” Boga, o roli, jaką w tej drodze spełnia Zbawiciel.

Podczas wszystkich nabożeństw prezes naszego Konsystorza, Włodzimierz Zuzga, przekazywał zebranym pozdrowienia od Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Polsce oraz od Światowego Aliansu Kościołów Reformowanych, jako członek Komitetu Europejskiego. Dzielił się też ze słuchaczami wrażeniami z tej pierwszej podróży po Litwie. W Kownie spotkaliśmy znajomych: Rutę Lukanskiene, która minionego lata uczestniczyła wraz z mężem i córeczką w kursie katechetycznym w Żychlinie (na marginesie dodam, że od tej pory ta córeczka bawiąc się często z rodzeństwem „w pociąg”, radośnie ogłasza: – Jedziemy do Polski!), oraz studentkę Ringę, która wraz z bratem brała udział w ubiegłorocznym Tygodniu Ewangelizacyjnym w Dzięgielowie, a przy okazji odwiedziła kilka naszych parafii.

Nasz pobyt w Kownie zakończył się obiadem w towarzystwie kilku parafian oraz odwiedzinami w skromnym mieszkaniu pani Ruty.

Wieczorem wróciliśmy do Wilna. Zaledwie pół dnia nam pozostało na zwiedzanie tego, tak bliskiego naszemu sercu, miasta i jego okolic – pora już była udać się w drogę powrotną do Polski.

Litwa jest krajem, przed którym otwiera się szansa wielkiego chrześcijańskiego odrodzenia. Przez 50 lat ludzie poddawani byli ateizacji, a materializm stanowił jedynie słuszny program ideologiczny, czyniąc duże spustoszenia także w społecznościach ewangelickich. Wiernym odebrano kościoły, zamieniając je na kina, sklepy, magazyny, muzea, a w przypadku jednego z kościołów katolickich – ze szczególną perfidią – na muzeum ateizmu. Dzisiaj kościoły wracają do prawowitych właścicieli, a ludzie zawiedzeni materializmem szukają... Szukają innych, duchowych, wartości, szukają Jezusa, szukają Kościoła, jego zwiastowania, jego ciepła, jego braterskich więzi i miłości. Kościół, który najserdeczniej, ale i najofiarniej wyjdzie naprzeciw zagubionemu człowiekowi, będzie święcił triumfy. Oto szansa!